Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ks. prof. Czesław Bartnik

Są w życiu społecznym i politycznym takie sprawy i chwile, w których absolutnie należy postępować w czystości sumienia i w prawdzie. Ale, niestety, są też często tacy ludzie, którzy nie pozbywają się nigdy "kwasu złości i przewrotności"
(1 Kor 5, 8). I nieraz pozostają takimi nawet w najświętszych sprawach.

Mnożą się nadal najrozmaitsze interpretacje tragicznego wydarzenia przed lotniskiem Siewiernyj pod Smoleńskiem. Nastąpiła niejako walka interpretacji, zresztą chyba z winy władz, które nie przekazują żadnych informacji o przyczynach katastrofy. Podczas gdy premier Putin stanął na czele rosyjskiej komisji badającej przyczyny tragedii, to nasz premier stanął na czele tych, którzy nic nie wiedzą lub nie mogą niczego powiedzieć. A pytania wciąż się pojawiają. Kto rozporządzał owym tragicznym samolotem? Dlaczego nasza delegacja zrezygnowała z podróży pociągiem, jak było najpierw przygotowywane? Dlaczego samolot był dużo opóźniony? Dlaczego lądował we mgle? Dlaczego lotnisko nie zostało zamknięte? Dlaczego nie miało systemu wspomagającego lądowanie? Dlaczego nie lądował poprzedni samolot rosyjski? Dlaczego nie było przygotowane lotnisko zastępcze? Dlaczego zachowania i wypowiedzi rosyjskiej obsługi lotniska były jakieś dziwne i sprzeczne? Dlaczego samolot przez kilometr leciał tak nisko, że ściął drzewo o wysokości zaledwie 8 metrów? Dlaczego spadł kołami do góry? Dlaczego podanie informacji o zapisach czarnych skrzynek, już podobno odczytanych, jest ciągle odkładane?

Ciągle funkcjonują tylko cztery hipotezy prokuratury, które mógł sobie postawić każdy laik. Oto one:
1. Usterki techniczne samolotu, w tym jego wady konstrukcyjne, defekty sprzętu powstałe z powodu złej obsługi przez personel naziemny i defekty urządzeń zaistniałe w czasie lotu.
2. Zachowanie załogi, w tym błąd w technice pilotowania, niezdecydowanie załogi w powietrzu (naruszenie regulaminowych zasad lotu), niedostateczne wyszkolenie.
3. Zła organizacja i zabezpieczenie lotu, w tym nieprawidłowości polskiego i rosyjskiego personelu naziemnego.
4. Zachowanie osób trzecich, np. zamach terrorystyczny, sugestie i oczekiwanie od załogi jakiegoś postępowania. Intuicja podpowiada mi, że mogły źle zadziałać jakieś przyrządy w samolocie.
Wielu Polaków, a także zwykłych Rosjan, uważa, że był to zamach. Ale uczciwość i roztropność nakazują koniecznie poczekać na wyniki specjalistycznych, obiektywnych badań. Dziwne, że opóźnianie ogłoszenia informacji o dotychczasowych wynikach badań niektórzy tłumaczą ostatnio tym, że lot polskiej delegacji z prezydentem miał charakter prywatny w przeciwieństwie do lotu delegacji premiera. Może to z powodu znanych animozji rządu do prezydenta?

Dalsze sensy tragedii?
Niejako wbrew nadziei ziemskiej spodziewamy się (Rz 4, 18), że Pan historii nada tej tragedii smoleńskiej jakieś wyższe sensy, gdyż był to lot w wielkiej sprawie i niewątpliwie posłanniczy:
1. Tragedia ta wywołała wstrząs u ogółu Rosjan, stając się impulsem do podjęcia problemu pojednania polsko-rosyjskiego.
2. Ukazała zbrodnię katyńską i inne straszliwe mordy na Polakach i innych narodowościach ze strony zbrodniczego totalitaryzmu bez Boga i moralności.
3. Przestrzegła, jak i potem chmura pyłu wulkanicznego z Islandii, by dzisiejszy człowiek nie uważał się już za absolutnego boga, który sam rządzi światem i losem.
4. Wstrząsnęła sumieniami wszystkich Polaków, żeby się zjednoczyli w istotnych sprawach wspólnego życia.
Istotnie, Rosjanie ruszyli z serdeczną i w dużej mierze darmową pomocą. Część naszych polityków i inteligencji "antykaczyńskiej" wykazała skruchę i zaczęła po trochu przyznawać, że jej ciągłe zarzuty stawiane prezydentowi i jego propolskiej polityce były przeważnie fałszywe i niepatriotyczne. Także 95 szefów państw i innych wysokich rangą przedstawicieli z całego świata zgłosiło w pierwszym momencie swoje przybycie na pogrzeb polskiego prezydenta. Ale faktycznie dotarło tylko 25 delegacji, i to przeważnie niższego szczebla. Co się stało? Podobno zawiniła nie tylko chmura pyłu wulkanicznego, ale także zmiana taktyki dyplomatycznej. Oto służby państw porozumiały się między sobą, żeby nie popierać zbytnio i Kaczyńskiego, i odradzającego się polskiego patriotyzmu, jak i powracającego na forum państwowe katolicyzmu. Szczególnie Niemcy nie chcą wzrostu znaczenia Polski i dlatego popierają Tuska. Zresztą razem z Rosją tworzą faktyczne kondominium nad Polską, żeby uczynić z niej raczej geograficzny, a nie polityczny pomost między sobą.

A co z pojednaniem polsko-polskim?
Mieliśmy nadzieję, że pod wpływem zrywu ludności polskiej i katolickiej nastąpi pewne nawrócenie apatrydów na polskość klasyczną i pojednanie ich z głównym nurtem ludu polskiego. Nawet w pierwszej chwili oni to obiecywali. Ale już w związku z pogrzebem pary prezydenckiej na Wawelu pewna grupa polityczna zorganizowała demonstrację przeciwko temu pochówkowi. Jan Rokita nazwał ich "protestantami". Chodziło nie tyle o to, że Lech Kaczyński był "tylko" prezydentem lub że obok jednego czy drugiego błędu nie miał większego znaczenia dla Polski, nawet przez swój tragizm katyński, ale przede wszystkim chodziło o to, że reprezentował kierunek bardziej patriotyczny, solidarnościowy i sprzyjający udziałowi Kościoła w życiu publicznym. Zrozumieliśmy też przy tym, co znaczyły i znaczą wypowiedzi marszałka Sejmu, że w wyborach będzie on startował pod hasłem "Polska nowoczesna", a więc że chce być prezydentem "nowoczesnym". W gruncie rzeczy jednak cała ta nowoczesność sprowadza się do zatapiania się w UE na wzór Platformy Obywatelskiej, do wyraźnej podległości wielkim sąsiadom i do rugowania katolików z życia państwowego.
Wydaje się, że właśnie PO, lewactwo i ateiści, całkowici i polityczni, przerazili się, że mogą teraz politycznie przegrać i stracić władzę. I dlatego jeszcze w czasie grzebania ofiar zaczęli demonicznie atakować nasz patriotyzm i polskość związaną z tradycją, głosząc wszakże przewrotnie, że chcą pojednania z oszukiwanym Narodem. Demonstracje patriotycznych rzesz ludzkich niczego ich nie nauczyły. Odtąd coraz bardziej przewrotnie głoszą:


- że wyjazd do Katynia to nie przejaw patriotyzmu ani bohaterstwa, a katastrofa to tylko prosty techniczny wypadek;
- że spowodował go sam prezydent, każąc lądować mimo mgły (choć same czarne skrzynki tego nie potwierdzają);
- że z katastrofy zrobiliśmy sprawę polityczną, moralną i religijną i jakby hasło do dokonania przewrotu;
- że z Wawelu uczyniono "folwark kościelny" (J. Senyszyn);
- że "podniesie znowu głowę demon polskiego patriotyzmu" (TVN) i katolicy urządzą "polowanie na czarownice";
- że wielkie rzesze na pogrzebach to nie manifestacja patriotyczna, a tylko romantyczne uczucie Polaków poruszonych wypadkiem;
- że na Rynku Głównym w Krakowie w czasie uroczystości pogrzebowych usunięcia z telebimu przekazu TVN, stacji znanej z ataków na polskość i katolicyzm, żądało tylko parę osób;
- że pogrzeby powinny być świeckie, nie kościelne, a władze nie powinny się publicznie modlić;
- że w ogóle nie należało tak kiedyś, jak i teraz dążyć do wolności całego Narodu, a tylko do urządzenia się w życiu jednostki;
- że patrioci polscy, a zwłaszcza katolicy, to są ludzie zacofani, nieracjonalni, ciemni, nieodpowiedzialni i nienawistni w stosunku do wszystkich innych, zwłaszcza "światłych" i postępowych.


Nie sposób zrozumieć, skąd się bierze u tych osób tyle złości, przewrotności, perfidii i nielogiczności.
Część takich poglądów dobrze wyraża Olga Tokarczuk: "W czasie, gdy nasz rząd modli się na kolanach, Kościół katolicki - jako depozytariusz anachronicznej mentalności - przejmuje monopol wspólnego przeżywania i rytuału. A ja mam dość budowania naszej tożsamości wokół marszów żałobnych i nieudanych powstań. Marzę o Polsce jako nowoczesnym społeczeństwie, któremu znaczenie nadaje nie tragiczna historia, lecz indywidualne osiągnięcia, wiara we własne siły i pomysły na przyszłość" ("New York Times", 16.04.2010, za: "Gazeta Wyborcza", 27.04.2010).
Bywają też zachowania niesamowite osób prominentnych. Oto kiedy marszałkowi Bronisławowi Komorowskiemu zarzucono, że podpisał, i to tak szybko, nowelizację ustawy o IPN, a nie skierował jej do Trybunału Konstytucyjnego, co polecił swemu ministrowi Lech Kaczyński, to odpowiedź była absolutnie cyniczna: jakby prezydent chciał tę ustawę skierować do Trybunału, to by ją skierował. Tymczasem procedowanie nowelizacji zakończyło się dopiero w piątek, a następnego dnia prezydent zginął. O charakterze PO świadczy też natychmiastowe przejęcie z Kancelarii Prezydenta tajnych dokumentów, zwłaszcza dotyczących spraw supertajnych oraz WSI. Ponadto marszałek doskonale zaprezentował pojmowanie wolności słowa przez dyktatorską PO, zapowiadając 2 maja w TVP Info, że będzie wprowadzony rodzaj cenzury w TVP 1 w związku z wypowiedziami wyborczymi.
Wciąż powiadają ci dziwni ludzie, że otwarte opowiadanie się za Polską całkowicie suwerenną i za patriotyzmem "dzieli Polaków" i obraża "inaczej myślących". Czy oni nie widzą, że to jest albo wielka nielogiczność, albo perfidia? To tak, jakby powiedzenie prawdy obrażało kłamcę. Jakby już nie było wolno głosić swoich poglądów, bo one mają przeciwników, a więc "dzielą". Chodzi o to, że gdy jakaś partia przedstawi swój program różny od programu PO, to podzieli społeczeństwo, popierające rzekomo w całości PO, i obrazi członków tej partii. Krążą też szeroko maksymy rzekomo sapiencjalne, że np. pamięć o historii polskiej ma nas jednoczyć, a nie dzielić (prof. T. Gąsowski). Łączy nie pamięć, a tylko wspólne wartościowanie. Kiedy jeden Powstanie Warszawskie uważa za idiotyzm, a drugi za bohaterstwo, to pamięć o powstaniu ich nie zjednoczy, lecz właśnie podzieli. Podobnie, gdy jeden jest za bolszewizmem, a drugi przeciw, czy też gdy jeden uważa, że Katyń to zbrodnia niemiecka, a drugi, że bolszewicka, to wspominanie tych spraw czy uczenie o nich nie połączy ich, lecz podzieli. Jednoczyć może tylko prawda, a nie pamięć o faktach historycznych.


W ogóle partie liberalistyczne i lewackie cechuje kompletny brak logiki, idą one bowiem za postmodernizmem. Na przykład prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu zarzucano ciągle dawny związek z PiS. A teraz Bronisław Komorowski, jeden z najważniejszych członków PO, został wydelegowany jako kandydat na prezydenta, i to jest uważane za słuszne, za "bezpartyjne". I to nawet wtedy, kiedy ten kandydat ma pracować jako podporządkowany rządowi Platformy Obywatelskiej. Zresztą inne partie też wydelegowały na kandydatów swoje główne figury i to według nich zmierzają do uformowania prezydenckiego urzędu "bezpartyjnego" i "bezstronnego". Jak można żyć z takim brakiem logiki?
Nie do wytrzymania jest również głoszenie dogmatu, że w Polsce mamy rządy demokratyczne, podczas gdy faktycznie rządzi premier Donald Tusk, a za nim stoją jacyś mocodawcy. Oto premier otrzymuje jakiś projekt, narzuca go rządowi i nakazuje poprzez swoją partię Sejmowi, a następnie Senatowi, żeby to uchwalili jako wolę Narodu, choćby ten projekt był niedorzeczny czy sprzeczny z Konstytucją. Podobnie jest też w innych "demokracjach", które dziś są już karykaturalne, choć rządy mówią, że reprezentują cały naród, łącznie z opozycją. Rządy także często dyktują swoją wolę mediom i różnym instytucjom. Oto np. jeszcze za życia prezydenta sondaże medialne podawały, że Bronisław Komorowski uzyskuje ok. 50 proc. poparcia, a Lech Kaczyński ok. 25 procent. Tymczasem badania społeczne, przeprowadzone przez grupę prof. Rafała Brody, przyniosły wyniki akurat odwrotne: 50 proc. dla Kaczyńskiego, a 25 proc. dla Komorowskiego (Radio Maryja, 29.04.2010). Obecnie znowu sondaże mają dawać Komorowskiemu taką samą przewagę nad Jarosławem Kaczyńskim. Tak się manipuluje sondażami prawie we wszystkich pseudodemokracjach.

Przy tym jest takie dziwne zjawisko, że prawie każdy inteligent uważa, iż zna się doskonale na polityce i rozumie prawa życia społecznego, choć faktycznie snuje sobie tylko luźne fantazje na różne tematy. Dobrym przykładem tego są ci, którzy nie znają sytuacji Narodu Polskiego i Kościoła w czasach okupacji niemieckiej i bolszewickiej. Oto np. p. Zbigniew Siemaszko powiedział w "Rzeczpospolitej" ("Spełniony sen endeka", 30.04.2010) m.in., że Naród Polski jest ciągle zsowietyzowany, a Prymas Stefan Wyszyński i Jan Paweł II nie wychowali polskich elit społecznych i politycznych, ograniczając się tylko do kształcenia duchownych. Otóż, po pierwsze - duchowni też należą do elity społecznej, choć zapanował, nie wiadomo dlaczego, inny pogląd, a po drugie - kształcenie elit świeckich za PRL, a zresztą i potem, nie było możliwe. Za PRL kształcony przez Kościół w dziedzinie świeckiej mógł nawet nie zdać matury, a cóż dopiero mówić o wyższym wykształceniu. Potem, po roku 1989, przeszkadzała ukształtowana mentalność postkomunistyczna społeczeństwa, któremu wmawiano, że Kościół nie ma nic do życia społeczno-politycznego. W ogóle ukształtował się w jakiejś mierze pogląd, iż Kościół nie może kształtować elit świeckich, bo nie należą do nich duchowni i świeccy o życiowych poglądach katolickich. Przypomina mi się były redaktor "Tygodnika Powszechnego" Jerzy Turowicz, który uważał siebie za wybitnego intelektualistę, choć - jak się zdaje - nie ukończył studiów wyższych magisterium, a Prymasowi Wyszyńskiemu odmawiał miana intelektualisty, chyba dlatego że był duchownym, no i tradycyjnym patriotą. Kościół kształtował zawsze elity społeczne, jednak w ograniczonym zasięgu i pośrednio, np. przez duszpasterstwo akademickie, niektóre stowarzyszenia, no i na KUL. A co do pretensji p. Siemaszki, że Kościół polski nie wykształcił elit za PRL, to przypomina ona wypowiedzi niektórych mieszkanek Londynu w czasie wojny. Gdyby Niemcy - mówiły - weszli do nas, to musieliby szybko odejść, bo wszystko byśmy pozamykali: sklepy, szkoły, zakłady, banki, instytucje. Podobnie nie rozumieją czasów wojny niektórzy Żydzi amerykańscy, zarzucający nam, że nie wyzwoliliśmy zbrojnie Żydów z obozów śmierci, choć wówczas byliśmy w wyniszczającej nas niewoli, a Niemcy zajmowały niemal połowę starego świata. Co znaczy nieznajomość rzeczy, o których się mówi czysto fantazyjnie.

Jeszcze o antykatolicyzmie
Polscy liberałowie, lewacy i ateiści ulegają coraz bardziej ideologii walczącej z Kościołem katolickim na różnych poziomach i na różne sposoby. Trzeba tu podnieść, że ostatnio w USA, Anglii, Niemczech, Francji i Belgii podejmuje się jakieś akcje, żeby pozwać do sądów Ojca Świętego Benedykta XVI i obalić go, bo rzekomo jako biskup nie pozbawił funkcji kapłańskich dwóch grzesznych księży, co jest nieprawdą. Szuka się pozorów, żeby zniszczyć cały Kościół katolicki, bo jest on dziś jedyną przeszkodą na drodze oszalałych liberałów. Dlatego zarzuty są szersze:
- że Papież jest przeciw aborcji, eutanazji, sztucznemu zmniejszaniu populacji na świecie i przeciwko "małżeństwom" homoseksualnym;
- że przeciwstawia się in vitro;
- że Papież szerzy moralność tradycyjną, a nie nowoczesną;
- że nie zabrania uczenia religii już dzieci i młodzieży, a nie dopiero dojrzałych, którzy mogą sobie wybrać religię lub ateizm;
- że nakazuje zachowywać tajemnicę spowiedzi, nie pozwalając donosić prokuraturze o usłyszanych grzechach ciężkich - przypomina to nakaz imperatora rosyjskiego Piotra I Wielkiego, żeby popi donosili ze spowiedzi o działaniach antypaństwowych;
- że przyjmuje do Kościoła różne odłamy, jak anglikanie, lefebryści, narodowcy i inni, a powinien uznać wszystkie religie za równoważne;
- że Kościół katolicki hamuje postęp świata.
Tak, to są brutalni i potworni ludzie. A władze państw milczą, a nawet po cichu ich popierają, bo same są za ateizmem i chodzi im o wyborców.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

 

W odradzaniu polskiego życia społeczno-politycznego nie można pomijać nie tylko wybitnych katolików świeckich, kobiet i mężczyzn, ale także duchownych, diecezjalnych i zakonnych, tworzących cudowne wspólnoty. Trzeba podkreślić szczególnie rolę wspólnot parafialnych, które tworzą w większości żywe, bogate w treści, aktywne, twórcze i doskonałe ośrodki nie tylko kościelne, ale też społeczne, kulturalne i wysoko patriotyczne. Można mieć nadzieję, że tego rodzaju ośrodki przyczynią się do odrodzenia życia w Polsce, a może i w Europie. Przyczynią się do wyrzucenia wreszcie z naszej Ojczyzny "starego kwasu złości i przewrotności" na rzecz "chleba czystości i prawdy" (1 Kor 5, 8).

słuchaj

zapisz  
 
 


Za: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=21406