Do Sądu Najwyższego wciąż wpływają protesty wyborcze związane z niewprowadzeniem stanu wyjątkowego. Protest ten jest śmieszny, choć sprawa poważna.
Uważam, że Bronisław Maria Komorowski, który w czasie powodzi pełnił obowiązki prezydenta naszego kraju złamał demokrację niewprowadzając stanu klęski żywiołowej. Pisałem już, że trudno mi sobie wyobrazić ludzi dotkniętych być może największą klęską w swoim życiu jak idą do wyborów i świadomie, bez emocji, z poczuciem odpowiedzialności za państwo podejmują decyzję, którego z kandydatów wesprzeć. Nie myliłem się – na terenach popowodziowych frekwencja była znikoma. Komorowski minął się z prawdą mówiąc o zwycięstwie demokracji – stało się wręcz odwrotnie, gdyż złamano demokrację nie dając znacznej części Narodu możliwości dokonania wyboru.
Oczywiście BM Komorowskiemu nie zależało na przesunięciu terminu wyborów bo zdawał sobie sprawę, że po tylu gafach, takiej lawinie pustosłowia i rażących oczy wystudiowanych gestach rękami, które mogły się podobać jedynie specom od kreowania wizerunku; po kampanii w której było zero treści za to mnóstwo formy, po tym wszystkim poparcie kandydata PO w społeczeństwie topniało. Wybory na jesieni mogłyby oznaczać jego porażkę. Tyle, że w tym czasie Jarosław Kaczyński również tylko raz i to bez rozgłosu opowiedział się za stanem nadzwyczajnym. Jego partia nie podchwyciła tematu i wypowiedź później już zasłonięto milczeniem. Otóż, Jarosławowi Kaczyńskiemu również nie zależało na późniejszym terminie wyborów. Swoje wysokie poparcie w znacznej mierze osiągnął dzięki temu, że pamięć tragedii smoleńskiej w Narodzie była i jest wciąż żywa. Zagrały emocje i tyle. Ale, kandydat głównej siły opozycyjnej i jego doradcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Polaków pamięć jest krótka. Na jesieni już być może niewielu kierowało by się emocjami i wcale nie było pewne, że Kaczyński będzie głównym kontrkandydatem marszałka Sejmu.
Część pozostałych kandydatów, w tym Marek Jurek apelowali do Komorowskiego o przesunięcie terminu wyborów, ale sprawa była raczej mało nagłaśniana w mediach, zwłaszcza zależnych od PiS i PO. Więc ich głos był niczym wołanie na pustyni.
Dziś protesty środowisk związanych w ten czy inny sposób z PiS są niedorzecznością i cynizmem. Mogli domagać się od p.o. prezydenta działania wtedy, gdy był ku temu czas. Mogli wesprzeć tych słabo słyszalnych kandydatów na najwyższy urząd w państwie. Nie uczynili tego. Obecnie, gdy ich kandydat przegrał, protesty wcale nie są powodowane troską o powodzian tylko względami politycznymi.
Jest to kolejny przykład na to, że obie formacje, zarówno PO jak PiS są do siebie bardzo podobne. Jeżeli występują między nimi jakieś różnice to kosmetyczne. Obie są cyniczne, obie przekładają własny interes polityczny ponad interes kraju, czy Narodu, obie są bezideowe, wreszcie obie mają nas za nic.
Jeszcze w tym roku odbędą się wybory samorządowe a w przyszłym – parlamentarne. Czy z tego cyrku, jaki nam fundują rządzący i parlamentarna opozycja wyciągniemy jakieś wnioski? Czas pokaże.
KK.
Za: http://obwiepolak.blog.onet.pl/