W Polsce inicjatywę ustawodawczą mają także zwykli ludzie, tyle że pod projektem ustawy muszą zebrać 100 tysięcy podpisów. W sierpniu i wrześniu zeszłego roku zebrano ich bez problemu ponad dwa razy więcej. Mowa o ustawie repatriacyjnej, czyli projekcie “Powrót do Ojczyzny” rozpoczętym przez tragicznie zmarłego 10 kwietnia 2010 roku marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego. Ustawa miała ułatwić przyjazd do kraju tysiącom naszych rodaków. Zebrano pod jej projektem 215 tysięcy podpisów. Jednak w ostatnich dniach zeszłego roku okazało się - jak poinformował serwis tvp.info - że ustawa w proponowanym kształcie nie będzie miała w praktyce szans na wejście w życie. Rząd Donalda Tuska bardzo krytycznie przyjął projekt proponowanej ustawy i najprawdopodobniej skieruje ją do... kosza, pomimo wcześniej wielokrotnie wyrażanego poparcia dla tej inicjatywy obywatelskiej.
Ustawa mająca na celu umożliwienie powrotu do Ojczyzny Polakom wygnanym głównie z Kresów w latach 30. i 40. na tereny azjatyckiej części Związku Radzieckiego budzi największy opór w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Rządząca Platforma Obywatelska po latach nieudolnego realizowania obietnic wyborczych, do których należało m.in. budowanie mieszkań, twierdzi, że z powodu braku lokali mieszkaniowych nie będzie w stanie przyjąć Polaków, którzy od dziesiątek lat tułają się na azjatyckich stepach. Jak twierdzi resort, minister właściwy do spraw wewnętrznych jest dysponentem jedynie 468 lokali mieszkalnych będących własnością skarbu państwa. Ustawa repatriacyjna przepadła więc przez zapis o konieczności zagwarantowania przez Polskę mieszkań dla osób objętych repatriacją. Ponadto rząd negatywnie ocenił też propozycję powołania nowego organu - Rady do spraw Repatriantów. W projekcie stanowiska, do którego dotarło tvp.info, zwrócono uwagę, że funkcjonowanie Rady byłoby dodatkowym obciążeniem dla budżetu państwa.
Ekipa Tuska nie ma pieniędzy dla naszych Rodaków, stać ją za to na wdrożenie unijnego projektu przemieszczania imigrantów z Czarnego Lądu. Kilka miesięcy temu gabinet Tuska bez wahania przyjął projekt Unii Europejskiej mający na celu osiedlanie w krajach europejskich imigrantów z Afryki, posiadających status uchodźców politycznych. Projekt UE zakłada przesiedlanie afrykańskich imigrantów z krajów takich jak Malta, Włochy czy Hiszpania (to w nich zaraz po wylocie z Afryki lądują przybysze z Czarnego Lądu). Przesiedlenie ich do Polski oznacza, że nasz kraj będzie zobowiązany do zapewnienia im pełnego utrzymania. Zresztą zwolennikom gościnności dla Afrykanów przy jednoczesnej niechęci do Polaków z byłego ZSRR warto przypomnieć sylwetkę znanego “uchodźcy politycznego” (za takiego się podawał) Simona Mola.
Ten poeta, działacz społeczny, dziennikarz, celebryta, uhonorowany przez “salon” III RP tytułem “antyfaszysty roku”, był nosicielem wirusa HIV i celowo zarażał swoje kolejne “zdobycze seksualne” (takie zarzuty czarnoskóry azylant usłyszał przed polskim sądem, wyrok w ten sprawie wydał jednak Sąd Boski). Może więc rząd Tuska powinien zbadać skalę przestępczości wśród przedstawicieli państw afrykańskich, np. we Francji czy Włoszech, pomyśleć o cyfrach, których już teraz boi się Zachód i swoją energię skupić raczej na Polonii chcącej powrócić do swojej Ojczyzny.
Przez lata odosobnienia, rozłąki z Ojczyzną, Polacy na terenach azjatyckich nie są już często tacy, jak sobie to wyobrażamy, pełni patriotyzmu i katolickości. Lata opuszczenia naszych rodaków przez polskich z nazwy polityków zrobiły swoje. Analiza ruchów migracyjnych z republik środkowoazjatyckich do Federacji Rosyjskiej dowodzi, że kilkakrotnie więcej Polaków emigruje do Rosji niż do Polski. W ostatnich latach dało się zaobserwować wzmożone zainteresowanie środkowoazjatyckich Polaków migracją do obwodu kaliningradzkiego. Przesiedliło się tam już kilkuset Polaków z Kazachstanu. Dlaczego Polakom coraz częściej bliżej jest do Rosji niż do własnej Ojczyzny? Mechanizm ten doskonale pokazał Marek Gawęcki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego wypowiedź warto przytoczyć w całości: "Na przełomie lat 1980/1990 zaczęli odwiedzać, zwłaszcza kazachstańskich Polaków, politycy, działacze i dziennikarze różnych szczebli i orientacji. Ludzie ci, zazwyczaj w dobrej wierze, ale przy częstym braku odpowiedzialności za własne słowa, rozbudzali nadzieje na rychłą repatriację. A ta stawała się wartością coraz cenniejszą w sytuacji, gdy nową realną Ojczyzną przestał być Związek Radziecki, a stał się nią niepodległy Kazachstan czy Uzbekistan. Nowe organizmy państwowe ze swymi nowymi aspiracjami i preferencjami, w których znienacka znaleźli się Polacy, stały się im bardziej obce. Częstokroć postrzegane są nawet jako wrogie. Nowa rzeczywistość społeczno-polityczna wraz z drastycznie pogarszającą się sytuacją ekonomiczną stworzyła poczucie obcości i zagrożenia. W sposób widoczny kontrastowała z »oswojoną« i wraz z upływem czasu nawet idealizowaną rzeczywistością sowiecką". Tak więc polska scena polityczna zapomniała o Polakach na terenach azjatyckich. Zapomniała o historii ich wygnania, zaczynając od zsyłek po powstaniach narodowych w XIX wieku, a kończąc na komunistycznych prześladowaniach. A jeśli dzięki łasce Boga i wytrwałości duszy polskiej są tam jeszcze Polacy, to rząd PO mówi im, że ich przyjazd byłby dla kraju "zbyt dużym obciążeniem dla budżetu państwa". Taką mamy dzisiaj Polskę.
Robert Wit Wyrostkiewicz
Artykuł ukazał sie w tygodniku 'Nasza Polska' nr 3 (794) z 18 stycznia 2011 r.
Za: http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/42-gowne/1866-niewygodna-repatriacja
Nadesłał: Jacek