O planowanej rzezi wiedzieli wszyscy, poza Polakami
Poniższy artykuł zamieszczamy w ramach dobrych stosunków sąsiedzkich z państwem Ukrainą – admin
– Nadal w pewnych kręgach jest kult UPA, szerzy się nacjonalistyczna propaganda, bywa że Ukraińcy walcząc o swoją tożsamość, ulegają jej. Przemilczają niestety niewygodnie fakty, rzezie Polaków, i Żydów – mówi kompozytor Krzesimir Dębski w rozmowie z Beatą Zatońską.
Rodzina Krzesimira Dębskiego pochodzi z Kresów Wschodnich. Jego rodzice bronili się w 11 lipca 1943 r. w Kisielinie na Wołyniu przed atakiem nacjonalistów ukraińskich z UPA. Jego dziadkowie zostali przez nich zamordowani.
11 lipca to szczególny dzień dla pana rodziny. W 1943 r., w niedzielę, pana rodzice byli w kościele w Kisielinie na Wołyniu, gdzie ukraińscy nacjonaliści z UPA zaatakowali Polaków, uczestniczących w mszy świętej. To była kulminacja rzezi wołyńskiej.
Zaatakowano jednocześnie w ponad 90 miejscowościach. Katolicy o godz. 11 szli na sumę, W cerkwiach wtedy nie było nabożeństw, czyli kler grekokatolicki miał świadomość tego, co się ma wydarzyć. Wszyscy wiedzieli. Moja mama wspomina, że rano przyszła do nich bezdomna Ukrainka, która dostawała jedzenie. Na śniadanie były pierogi. Mama razem z siostrą lepiła je i gotowała. Śpiewały przy tym. Ukrainka zapytała: „Dlaczego wam tak wesoło? Jeszcze dziś śpiewacie?”.
Wiedziała, co ma się wydarzyć tej lipcowej niedzieli?
Wszyscy wiedzieli, poza Polakami. Nie ostrzegła jednak, choć od lat dostawała od moich dziadków jedzenie. Polakom trudno byłoby nawet uwierzyć, że Ukraińcy szykują taką operację. A była to akcja zakrojona na ogromną skalę, zginęło przecież ok. 100 tys. Polaków. Akcją oczyszczania kierował nacjonalista Kłym Sawur, dowódca UPA-Północ. Na Ukrainie stoją jego pomniki, dla wielu ludzi jest tam nadal bohaterem. Choć spotkałem na konferencji naukowej w Gdańsku młodych ukraińskich historyków, którzy uważają go za psychopatycznego sadystę.
Polacy nie mogli uwierzyć, że morderców wspierają ich sąsiedzi?
Zginęła wtedy połowa ludzi, którzy brali udział w mszy. Wyszli przed kościół, żeby zobaczyć co się dzieje. Moi rodzice z grupą młodszych przedostali się na plebanię. Tam bronili się przed atakiem, rzucając m.in. cegły. Mojego ojca poranił granat.
Pana mama uratowała mu życie?
Była sanitariuszką, opatrzyła mu rany, założyła opaskę uciskową na poharataną nogę. Już wcześniej ze sobą sympatyzowali, ale wtedy związek się scementował. Następny raz spotkali się dopiero po kilku miesiącach. Ojciec stracił nogę, był inwalidą.
„Polacy – Ukraińcy 1943-1945. Antypolska akcja OUN i UPA Bandery”
Pana dziadek, Leopold Dębski, był lekarzem, leczył biednych ludzi. Ożenił się z Ukrainką, Anisją Czemierkin. Mimo to i on, i jego żona zostali zabici. W filmie dokumentalnym Agnieszki Arnold pt. „Oczyszczanie” z 2003 r., który dokumentuje podróż pana i pana mamy do Kisielina, jest rozmowa z sąsiadami panna dziadków. Pamiętają ich, chwalą, mówią, że byli dobrymi ludźmi…
Mama zapytała: „To dlaczego go zamordowaliście?”. Usłyszała wtedy: „Tak było trzeba”. „A nas też, gdyby trzeba było, zamordowalibyście?”. Odpowiedzieli, że tak.
Jeździ pan na te tereny? Ludzie pamiętają tam o rzezi wołyńskiej.
Odwiedzałem miejsca, gdzie mieszkała moja rodzina – Kisielin, Stryj, Kołomyję, Lwów. Część ludzi twierdzi, że nic nie wie, część wielbi UPA i ma swoją wersję zdarzeń. Rozmawiać można z niewielką grupą. Oni mają przecież problemy z napisaniem podręcznika swojej historii o wielkim głodzie, który w latach 1932-1933 zabił kilka milionów ludzi. Ta część Ukrainy, która podlegała największej sowietyzacji, wypiera traumatyczne wydarzenia ze swojej świadomości. Są tacy, którzy walczyli po stronie bolszewików i czują się Rosjanami. Antykomuniści mają z kolei ciągoty nacjonalistyczne. Sowieci zniszczyli klasę politycznych przywódców ukraińskich, ocaleli ci, którzy byli w podziemiu i byli ekstremalnymi narodowcami.
Wie pan, gdzie pochowani są na Wołyniu pana dziadkowie, zamordowani w 1943 r.?
Do tej pory tego nie wiemy. Oficjalnie uznano ich za zaginionych. Przypadkiem dowiedzieliśmy się, że jednym z morderców był sąsiad dziadków, który przez długie lata udawał przed moimi rodzicami, że szuka miejsca pochówku. W Kisielinie ktoś zabił milicjanta, mojego rówieśnika. Zmasakrowano go tak, że udało się go zidentyfikować po badaniu DNA. Rodzice tego milicjanta pod wpływem tragedii wyznali nam, kto zamordował moich dziadków. Ludzie tam mają swoje zadawnione porachunki, nienawiść bywa przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Czy Ukraińcy pomagają odnaleźć zbiorowe groby, w których pochowano ofiary rzezi wołyńskiej?
Są tacy, zwłaszcza starsze kobiety. Z wieloma ludźmi trudno jednak o tym rozmawiać. Wypierają przeszłość, tak jak to robią np. potomkowie hitlerowskich zbrodniarzy. Trzeba też pamiętać o tym, że na wsi trudno jest cokolwiek ukryć, wszystko o wszystkich wiadomo.
Jak pana rodzice opowiadali o tamtych wydarzeniach?
O rzezi z ogromnym żalem, ale bez nienawiści. Rzeź była dla nich całkowitym zaskoczeniem, nikt z Polaków nie potrafił tego zrozumieć ani wyjaśnić. Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Czesi żyli tam przez lata razem, pomagali sobie, bawili się razem, nie było wrogości. We wspomnieniach rodziców Kisielin był dostatnim, kolorowym miasteczkiem, wielokulturowym, ze sklepami, piekarniami, apteką, trzema świątyniami. Były chóry, teatr amatorski, zabawy taneczne. Ludzie potrójnie obchodzili święta. Nie było konfliktów. Nacjonalizm przyszedł z Galicji. W czasie II wojny, w sytuacji ekstremalnego zagrożenia w ludziach obudziły się najgorsze instynkty. Ze zdziwieniem słuchałem opowieści, że niektórzy Ukraińcy uważali, że Polacy się wywyższają, używając formy „pan”, „pani” i w ten sposób wyrażają swoją pogardę dla innych nacji.
Ale są Ukraińcy, którzy podkreślają, że przed wojną Polacy źle odnosili się do nich, jako do mniejszości narodowej, nie pozwalali uczyć się języka, zrzeszać.
Czy byli prześladowani przez Rzeczpospolitą? Mieli ponad 140 swoich organizacji, wychodziły pisma. Prowadzili działalność gospodarczą, były mieszane spółki. Oficerowie Symona Petlury od państwa polskiego dostali działki, renty i emerytury. Zarzuca się, że Polacy kolonizowali Wołyń, ale było ich tylko trzy tysiące, a Ukraińców setki tysięcy; byli to uciekinierzy z Charkowszczyny i dalszych rejonów Ukrainy, a także ludzie z Galicji. Jak pisał Stepan Bandera, „durne Lachy dają się wodzić za nos”. Ukraińcy żądali utworzenia uniwersytetu. Nie można było jednak spełnić ich prośby, ponieważ minęło zaledwie parę lat od obrony Lwowa przez Orlęta. To była dla Polaków wielka trauma. Ukraińcy podejmowali też akty terroru, były zamachy, kwestionowano istnienie państwa polskiego. Takie działania przesłaniały to, co robili polscy i ukraińscy politycy, którzy stawiali na politykę rozmów, na wypracowanie współistnienia. Ale oni też byli mordowani przez nacjonalistów, którzy podjudzali bierne społeczeństwo ukraińskie.
Żadne państwo nie pozwoliłoby sobie na coś takiego. Ukraińcy każdą rzecz uważali za straszliwą opresję. W tym czasie standardy traktowania mniejszości narodowych były w Europie o wiele bardziej represyjne, np. w Wielkiej Brytanii nie wolno było mówić po walijsku. W Rosji sowieckiej nie było żadnych nacjonalizmów, szybko nastąpiła pełna rusyfikacja. W 1919 r. Polska walczyła o granice z Czechami, były powstania śląskie i powstanie wielkopolskie. Tam ludzie walczyli z bronią, w mundurach. Inaczej działo się w Galicji, na Ukrainie, gdzie doszło do zorganizowanej rzezi.
ITD.