Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Dyskusja redakcyjna w "Myśli Polskiej". To kolejny głos tego środowiska - po publikacji artykułu prof Anny Raźny - w debacie o ruchu narodowym.

Zbigniew Lipiński: Otwierając dyskusję na temat teraźniejszości i przyszłości Ruchu Narodowego, chcę zaproponować kilka tez. Pierwszą – nasz ruch w formie zorganizowanej obecnie praktycznie nie istnieje, dysponujemy zaledwie zalążkami, elementami ruchu. Tak więc po 20 latach wróciliśmy do punktu wyjścia, praktycznie zaczynamy od zera. Dlaczego tak się stało? – to pytanie, na które powinniśmy odpowiedzieć w pierwszej części dyskusji, dotyczącej diagnozy stanu obecnego. Jak zwykle w takiej sytuacji, przyczyny należy podzielić na zewnętrzne i leżące wewnątrz – naszych błędów i zaniechań.

Ponieważ nikt nam nie obiecywał sielanki, a wiedzieliśmy, że nasi wrogowie i przeciwnicy przypuszczą na nas zmasowany atak, lepiej skoncentrować się na winach tkwiących w nas samych.

Aby jednak nie wyglądało to na samobiczowanie, zwrócę uwagę, że proces jednoczenia Ruchu Narodowego, jaki postępował w II połowie lat 90. musiał stanowić dla rządzącej Polską oligarchii dzwonek alarmowy, gdyż najpoważniejsze podmioty – SND, SN „Ojczyzna”, a na końcu SN „senioralne” utworzyły jedną partię. Bez tego niemożliwe byłoby zwycięstwo Ligi Polskich Rodzin w 2001 r., ponieważ bazowała ona na tej strukturze.
Rozbijając Ruch Narodowy, partie establishmentu stosowały dwie główne metody: czarną propagandę medialną oraz przejmowanie wielu haseł narodowych w swoich działaniach wyborczych i zapowiedziach programowych. Przyczyny wewnętrzne omówimy przy okazji analizy upadku LPR. Teza druga: dwie główne partie tzw. prawicy – PO i PiS wykazują już objawy zużycia i notują spadek popularności, a nadto po klęsce LPR powstało miejsce na scenie politycznej dla partii o charakterze narodowym. To kolejny blok tematyczny naszej dyskusji: czy istnieje w dzisiejszej Polsce miejsce dla nas? Po trzecie proponuję byśmy poszukali metod i sposobów odbudowy Ruchu Narodowego jako stałego elementu polskiego krajobrazu politycznego.

Witając serdecznie Panów, chcę poinformować, że na debatę zaprosiliśmy także Panią Profesor Annę Raźny – przewodniczącą Rady Politycznej LPR. Pani Profesor przyjęła nasze zaproszenie, ale w ostatniej chwili musiała odwołać swój przyjazd. Zgodziła się jednak ustosunkować na piśmie do trzech głównych kwestii naszej dyskusji, co stanowić będzie z pewnością cenne uzupełnienie naszych głosów. Zacznijmy więc od analizy obecnego, raczej ujemnego bilansu ostatniego 20-lecia ugrupowań narodowych.

Jan Żaryn: Na porażkę Ruchu Narodowego w 1989 r. wpłynęło wiele zjawisk; można je podzielić na sytuacyjne i głębsze, ideowe. Jak wiadomo, w wyborach kontraktowych doszło do plebiscytu, za lub przeciw komunistom, a osoby kojarzone z myślą narodową (przede wszystkim prof. Wiesław Chrzanowski), znalazły się za sprawą przywódców Komitetu Obywatelskiego i późniejszego OKP-u na marginesie ruchu solidarnościowego. Co więcej, inne osoby – także kojarzone z myślą narodową – stanęły po drugiej stronie barykady, na której nie było miejsca na niuanse. Mam na myśli m.in. osoby, które w latach 80-tych postawiły na szukanie swego miejsca w strukturach czy to Stowarzyszenia PAX, PZKS czy też w Radzie Konsultacyjnej (choćby jak w przypadku prof. Macieja Giertycha z błogosławieństwem Prymasa Polski). To, siłą rzeczy, dzieliło i tak szczupłe siły (na marginesie, ale ważnym, uważam, że źle się stało, iż fundusze SN na emigracji nie znalazły się w rękach opcji ideowej, którą reprezentował wówczas prof. Wiesław Chrzanowski – tak ze względów programowych, jak i taktycznych; tylko ZChN, jako wywodzący się z nurtu opozycyjnego – gdyby posiadał tamte fundusze – mógł odegrać wiodąca rolę na polskiej scenie politycznej). Nie są to jednak kwestie zasadnicze.

W 1989 r. rozpoczęła się żywa debata polityczna i ideowa, do której nie wszyscy zostali zaproszeni na równych – w sensie dostępu do mediów – prawach; nastąpił wyraźny sojusz ideowy na polskich ziemiach, między środowiskiem liberalnym budowanym przez przywódców OKP (z prof. Bronisławem Geremkiem na czele) i „Gazetą Wyborczą”, a intelektualistami z kręgu PZPR-owskiego. Najpierw świadomie zmarginalizowano wszystkie podmioty, które w sposób naturalny mogły przenieść na teren Kraju myśl ideową tradycyjnych nurtów niepodległościowych (oczywiście swymi korzeniami sięgających czasów XIX wieku i II RP), a następnie wmówiono społeczeństwu, iż musi się wstydzić swych odruchów i uczuć wobec Ojczyzny, gdyż zagraża to pokojowej transformacji i jest znakiem ciemnogrodzkiego myślenia oraz poddaństwa wobec wstecznego katolicyzmu. Straszono „państwem wyznaniowym”, rzekomym odbudowaniem „powszechnego antysemityzmu” oraz nacjonalizmu, jeśli tylko sięgniemy jako naród do wartości, które przekreśliła – raz na zawsze – światła inteligencja wywodząca się ze wspólnego pnia – epoki stalinowskiej. Po 1956 r. z kolei ta inteligencja PRL-owska dzieliła się wewnętrznie na oportunistyczną, wewnątrzsystemową i coraz mocniej kontestującą ten system.

Nigdy jednak o swoim fundamencie nie zapomniała. W tych warunkach dyskusji ideowej, na marginesie m.in. pozostawiono dorobek polskiej myśli politycznej na emigracji. A tam właśnie, z udziałem Adama Ciołkosza, Zygmunta Zaremby (z PPS) przez chadeków, aż po Tadeusza Bieleckiego i Jędrzeja Giertycha (nurt narodowy), toczyła się przez cały okres powojenny żywa dyskusja nieskrępowana cenzurą (autocenzurą) i brakiem płaszczyzny starcia ideowego (głównie prasa). Dyskusja ta dotyczyła zarówno myśli, jak i strategii i taktyki. W przypadku Stronnictwa Narodowego, „Myśl Polska” wychodząca w Londynie stała się miejscem bardzo ciekawej debaty, o czym pisał m.in. Wojciech Turek, dotyczącej np. pozytywnego stosunku do demokracji zachodnich (art. Mariana E. Rojka, analiza systemu politycznego w Wielkiej Brytanii), do procesu integracji Europy w wersji klasycznej chadecji (z pozycji antysowieckiej i antychrześcijańskiej), do chrześcijańskiego nacjonalizmu, do sojuszy przyszłej Polski Niepodległej, itd. Itd.

Jednocześnie SN na emigracji (jak żadna inna partia na wychodźstwie) potrafiło utrzymać więź ideową i organizacyjną, a równocześnie dopuszczało do siebie (choć de facto od 1953 r. z pozycji zewnętrznej) publicystów „niepokornych” (myślę o Jędrzeju Giertychu), burzących zbyt zgodnie formułowane wnioski przez większość uczestników debaty (mówiąc nieco żartobliwie, autor ten pisał niemal szybciej, niż fizycznie ręka na to pozwalała, a jego kolejne prace kontestujące myśl polityczną kierownictwa SN były na subskrypcji kupowane zanim powstał pierwszy rozdział, m.in. przez to kierownictwo). Tego nam w kraju zabrakło po 1989 r.; w zasadzie można powiedzieć, że równowaga na scenie ideowej pojawiła się – po raz pierwszy i na krótko – po wyborach w 2005 r., gdy w ramach PiS-u do głosu doszli m.in. tacy działacze jak Marek Jurek, a do inteligencji dotarły alternatywne propozycje ideowe i porządkujące wszechświat, jak choćby wychodzące z pism „Arcana”, czy „Christianitas”.


Bogusław Kowalski: Proponuję spojrzenie na Ruch Narodowy w szerszej formule, bo czym innym są siły polityczne, które kontynuują tę formułę, a czym innym zjawisko szersze, które nazwałbym pewnym nurtem myślenia opartym na kanonie tradycji Narodowej Demokracji, czyli dorobku Dmowskiego i innych myślicieli. Sądzę, że należy zgodzić się z Panem Profesorem, iż Ruch Narodowy szukał trzeciej drogi pomiędzy obozem władzy a opozycją solidarnościową, której zapleczem politycznym był głównie Komitet Obrony Robotników. Narodowcy wychodził z założenia, że nie należy się podporządkowywać ani jednym ani drugim. Takie stanowisko reprezentowało Stronnictwo Narodowe w Londynie. W kluczowych latach 1989/90 Maciej Giertych, reprezentując znaczną część środowisk narodowych w kraju, starał się zachować dystans w stosunku do tych dwóch hegemonów. Oczywiście, wejście do Rady Konsultacyjnej stanowiło pewien kompromis, ale też i poszukiwanie własnej ścieżki. Przypomnijmy, że w tej Radzie był też Władysław Siła-Nowicki reprezentujący środowisko chadeckie. Ta koncepcja nie powiodła się, gdyż doszło do plebiscytu, czyli zderzenia dwóch gigantów: obozu ówczesnej władzy z Solidarnością. Miejsca dla trzeciego zabrakło, bo tak naprawdę żaden z dwu wielkich graczy nie był tym zainteresowany, czego przejaw stanowił skład „okrągłego stołu”.
Myślę, że konsekwencją tego stanu rzeczy był sposób kształtowania ZChN-u, (inicjatywa prof. Wiesława Chrzanowskiego), polegający na próbie połączenia środowisk chadeckich i narodowych. Krytyka tej inicjatywy ze strony narodowców na emigracji wynikała z tego, że inicjatywa ta była niesuwerenna, emanacja obozu solidarnościowego, czyli w jakimś stopniu podporządkowana KOR-owi. Czy była to trafna diagnoza, czy nie, to sprawa dyskusyjna, niemniej tak właśnie wtedy myślano i takie podjęto decyzje. Nie znaczy to jednak, że ZChN, a później ROP i LPR nie kontynuowały tradycji endeckich, aczkolwiek nie w czystej postaci. Wprawdzie istniały o wiele słabsze SN i SND, ale w jakimś stopniu oddziaływały na te partie. Na końcu tej wyliczanki należy wymienić PiS. Sądzę nawet, iż to PiS w dużym stopniu przejął niektóre główne tezy Ruchu Narodowego Przede wszystkim sojuszu Kościoła katolickiego z siłami narodowymi, co postulował Dmowski, najdobitniej w pozycji „Kościół, Naród, Państwo”. Takie podejście mocno lansowała LPR, a teraz PiS to przejął i kontynuuje.

Przykładem tego niech będzie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego na pielgrzymce Radia Maryja w 2008 r. – klasyczne „Kościół z Narodem, Naród z Kościołem”. Dalej, troskę o wspólnotę narodową i państwo narodowe. W tym kontekście należy wymienić całą krytykę związaną ze sposobem dokonywania się integracji europejskiej, obawy przed przyjęciem euro czy podpisaniem Traktatu Lizbońskiego. Na ile robione jest to szczerze, a na ile koniunkturalnie, czas pokaże. Z drugiej strony najmniej elementów spuścizny narodowej znajduje się w sposobie myślenia geopolitycznego i o polityce zagranicznej. Temat to najbardziej kontrowersyjny, bo zachodzi pytanie, na ile klasyczną myśl endecką można przełożyć na współczesne realia. Z tym mieli również problem ostatni wybitni myśliciele narodowi, np. Wojciech Wasiutyński. Moim zdaniem nie mamy do czynienia z regresem myśli narodowej, a nawet przeciwnie. Tak naprawdę prawica w Polsce oparta jest o podstawy myślenia endeckiego. Co prawda, w sferze symboliki występuje wiele odwołań do tradycji piłsudczykowskiej, ale współcześnie nie występuje tendencja do przeciwstawiania sobie tradycji narodowej i piłsudczykowskiej.

Wręcz przeciwnie, można zaobserwować poszukiwania pewnej syntezy – łączenia endeckiej myśli o państwie, gospodarce i katolicyzmie z kultem Marszałka, któremu nasze poglądy były z gruntu obce. I nie chodzi tu o socjalistyczne czy wolnomyślicielskie podejście do polityki, ale raczej kult romantyzmu politycznego uosabiany przez Piłsudskiego. Problemem jest to, na ile aktywne środowiska narodowe znajdują wspólny język z masowym wyborcą, który do tych tradycji i symboli, często instynktownie nawiązuje. Natomiast za dużo polityków narodowych myśli zbyt sekciarsko. Szukają różnic, pielęgnują je, tam gdzie nie znajdują ich zwykli Polacy, co prowadzi do marginalizacji tych środowisk. Trzeba jednak pamiętać, że PiS-owi zarzuca się, iż postawy narodowe są tam nieautentyczne, koniunkturalne i nieszczere, że tylko bieg wydarzeń politycznych spowodował, że politycy, którzy nie mieli dotąd przekonań narodowych posługują się naszymi hasłami. Ale to inne zagadnienie, którym zajmiemy się, być może, później. Nasz główny problem zawiera się w pytaniu czy potrafimy dziś wykreować partię, która przejmie etos endecji i jednocześnie znajdzie kontakt z masowym wyborcą.
 
Zbigniew Lipiński: Ale to już zahaczamy o następne części dyskusji, teraz rozmawiamy o stanie Ruchu Narodowego.
 
Krystyn Bernatowicz: Ja inaczej podejdę do tematu. Panowie widzą niepowodzenia Ruchu Narodowego w grze politycznej. Ja spróbuję patrzeć na to szerzej. Oczywiście, każdy ruch konstytuuje się wokół jakiejś idei, a idee tworzą myśliciele, ideolodzy, filozofowie. Realizują te idee politycy, przekładając ją na konkretny grunt społeczny i adresując do określonej grupy czy grup społecznych. Dlaczego nasz ruch nie odrodził się, dlaczego nie trafił na podatny grunt? Przecież przed wojną obóz narodowy prezentował wielką siłę, również w czasie wojny wystawił najsilniejsze formacje partyzanckie, które walczyły najdłużej. Ja sobie pozwoliłem nakreślić taki cezurę czasową, od której rozpoczął się regres tej formacji. Ten upadek zaczął się od zamachu majowego w 1926 r.. Potem była Bereza Kartuska i inne represje. Po wojnie prześladowania komunistyczne w najokrutniejszy i najbardziej rozległy sposób dotknęły właśnie narodowców. Namiastkę ruchu narodowego po wojnie stanowił PAX Bolesława Piaseckiego, ograniczany jednak przez komunistów. Piasecki coś ugrał, przechował, zachował przy życiu część intelektualistów związanych z obozem narodowym. Po 1956 r., z nastaniem Władysława Gomułki, narodowcy liczyli na szersze koncesje, nawet na jakiś alians z władzą, ale ten okres nic im nie przyniósł, Gomułka wykiwał wszystkich. Również okres Edwarda Gierka nic w tym zakresie nie zmienił. Odpowiadając na postawione na wstępie pytanie o mierny stan Ruchu Narodowego, odpowiem: idea musi paść na sprzyjające warunki społeczne, których teraz nie ma; a my musimy je stworzyć. A to jest praca na lata.
Na losach Ruchu w III RP zaważyła także działalność rozbijacką, że wymienię tutaj organizacje Bolesława Tejkowskiego i Bubla. Wprowadzały one ferment w naszym obozie oraz dezintegrację, m.in. poprzez szeroko kolportowane pomówienia. Ponadto tworzyły one obraz narodowców wypisz wymaluj na życzenie środowisk postkorowskich, eksponując ponad miarę, a właściwie wyłącznie, problem żydowski. Do słabości naszego Ruchu przyczyniło się też nikłe zainteresowanie nim środowisk polonijnych, wspierających niejednokrotnie środowiska korowskie, czego przykładem wyasygnowanie przez KPA jednego miliona dolarów na „Gazetę Wyborczą”. Kiedy KPA spostrzegł się, było już za późno. Ciężko zapracowane pieniądze naszych rodaków zza oceanu poszły na antypolską robotę.
 

Jan Żaryn: Odniosę się do niektórych kwestii, które Panowie podnieśli. Zacznę od historycznej konstatacji. Na emigracji po 1945 r. udało się, pomimo bardzo dyskomfortowych warunków, zachować Ruch Narodowy – zarówno idee, jak i struktury. Stało się tak, dlatego, że ocalała część inteligencji związana z tym ruchem. Według mnie kluczem dla przetrwania idei i struktur narodowych była umiejętność przystosowania się do zmiennych warunków, przy zachowaniu wierności zasadom i fundamentom tego ruchu. Krótko mówiąc, emigracyjni przedstawiciele ruchu narodowego szukali takich rozwiązań dla Polski, które w zmieniającej się sytuacji geopolitycznej będą dla niej najkorzystniejsze przy jednoczesnym zachowaniu fundamentów idei narodowej. W kraju oczywiście takich możliwości nie było z dwóch przynajmniej powodów: po pierwsze - w latach 1939 – 1956 wymordowano, bądź w najlepszym razie totalnie zmarginalizowano elitę tego ruchu, zginęli i pomarli m.in. Włodzimierz Marszewski, Leon Dziubecki, czy też Ludwik Jaxa-Bykowski, Stanisław Kasznica, a odebrano prawo do pracy naukowej „niepokornym” antymarksistom m.in. twórcy PSB, prof. Władysławowi Konopczyńskiemu. Toteż w kraju nie było zaplecza intelektualnego dla podtrzymania napięcia myśli i prężności ideowej, a właściwie wręcz egzystencji Ruchu Narodowego. Natomiast ci wszyscy, którzy się ostali – wojownicy bez przywódców - nie byli w stanie wygenerować z siebie jakiejś znaczącej, wręcz jakiejkolwiek, niezależności. Do roku 80 albo ich nie było na scenie (a jedynie byli przedmiotem inwigilacji ze strony SB), albo byli przedmiotem gry, bądź uprawianej bezpośrednio przez moczarowców w PZPR, bądź poprzez PAX. Niewątpliwie PAX ma swoje zasługi dla tego środowiska, gdyż dał im schronienie, pracę, w miarę godną egzystencję. Niedawno czytałem list Pani Stefanii Broniewskiej, żony generała – Zygmunta, komendanta głównego NSZ w czasie wojny, który zmarł po fałszywej wiadomości o śmierci swojej żony, która to przebywała w kazamatach sowieckich i nie umarła, ale po wielu latach wyszła z więzienia. W 1956 r. pojawiła się na „wolności” w tym, w czym ją aresztowano, w jednej sukience. Bez pracy, bez możliwości egzystencji. To był margines marginesu. Ci ludzie siłą rzeczy nie mogli mieć koncepcji na jakąkolwiek suwerenną działalność. Tak więc te warunki krajowe i emigracyjne różniły się od siebie diametralnie.

Po 1989 roku, jak już mówiłem, zarówno emigracyjny ruch narodowy jak i PPS nie była potrzebna inteligencji solidarnościowej, przede wszystkim KOR-owskiej, która postanowiła zawładnąć III RP w sojuszu z częścią PZPR. Inna znacząca kwestia, która była tu podjęta, to czy rzeczywiście ten podmiot, który stanowił podłoże społeczne ruchu narodowego zginął tak jak elita tego ruchu. Tak nie było, będę tu powtarzał to, o czym pisałem i mówiłem, że jedynym suwerennym podmiotem, panującym od początku do końca nad przekazem wysyłanym do społeczeństwa (poza komunistami rzecz jasna) był Kościół katolicki, program Wielkiej Nowenny. W tym kontekście nie sposób nie wymienić postaci Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Gdyby nie ten program Wielkiej Nowenny, jego oddziaływanie społeczne, to nie wiadomo czy nie zatracilibyśmy swojej polskości. Idea tworzenia nowego komunistycznego człowieka na szczęście załamała się, aczkolwiek oranie polskiej świadomości w latach 1948 - 56 przyniosło pewne tragiczne skutki. Ogromna w tym zasługa Kościoła. To, że tak się stało świadczy o tym, że fundamenty dla Ruchu Narodowego w Polsce są żywotne. Nie mam wątpliwości, że przeważająca część Polaków, nawet instynktownie, nawiązuje do idei narodowej. Dla nich najważniejsza jest rodzina, wartości chrześcijańskie, mają określony stosunek do aborcji, do homoseksualizmu. W ramach chrześcijańskiego ładu moralnego społeczeństwo polskie czuje się bezpieczne. I to wszystko stanowi fundamentem, który – nawet wbrew logice doświadczeń historycznych – jest nam wciąż dany i bliski.
 

Bogusław Kowalski: W kontekście tych wypowiedzi dorzucę kilka uwag. Należy odróżnić pojęcie idei narodowej od Ruchu Narodowego. Idea narodowa to sfera myśli, to wszystko to, co wiąże się z troską o przyszłość narodu, jego kształt, fundamenty jego niepodległości. Idea może żyć bez ruchu politycznego. Natomiast Ruch Narodowy jest czynnikiem, żywiącym się tą ideą. Bez idei ruch polityczny, w tym wypadku narodowy, żyć nie może, staje się jakąś karykaturą. Po 1945 r. losy idei narodowej znalazły się na trzech ścieżkach. Pierwsza ścieżka to emigracja, gdzie występowały różne koncepcje, np. Giertycha czy Wasiutyńskiego. Jedne bardziej liberalne, drugie mniej, jedne bardziej spolegliwe w stosunku do Sowietów inne nieufne, bądź wrogie. Generalnie idea na emigracji przetrwała i była rozwijana, wzbogacana.
Drugą drogą szedł Kościół pod przywództwem wielkiego Kardynała Wyszyńskiego. Ciekawą rzeczą byłoby zbadanie, na ile wpływ broszury Dmowskiego „Kościół, Naród, Państwo” ukształtował myślenie i działanie Prymasa Wyszyńskiego, wyniesionego nagle przez historię na jedynego i absolutnego lidera. Nie było Ruchu Narodowego, ale był Kościół, który pewne funkcje tego ruchu przejął. Pośrednio więc pełnił rolę polityczną. Moim zdaniem właśnie Kardynał nawiązywał i rozwijał na potrzeby innych czasów myśli Dmowskiego.

Jan Żaryn: Przepraszam, że wtrącę tu uwagę, ale Wyszyński nawiązywał do przedwojennej szkoły KUL-owskiej, a po wojnie łączył nurt chadecki z narodowym.

Bogusław Kowalski: Zgoda, zauważmy, że już w latach 30. nurt narodowy nawiązywał do nauki Kościoła tak silnie, że w jakiejś mierze zajął miejsce chadecji.
Ale kontynuując, postawa Wyszyńskiego miała wpływ na duchownych i znajduje to w jakiejś mierze swoje odbicie w dzisiejszym tzw. Kościele toruńskim skupionym wokół o. Rydzyka. Tam gdzie kończą się kwestie religijne, tam zaczyna się myślenie narodowe.
Trzeci element przetrwania myśli idei narodowej to oficjalna droga ułożenia się niektórych środowisk narodowych, czy postnarodowych z ówczesną komunistyczną władzą. Zacytuje tu, te słynne powiedzenie Piaseckiego do Kisielewskiego, że za naszego życia to Sowieci z Polski nie wyjdą. Działania takie podejmował PAX, jak również PZKS. Janusz Zabłocki wprost zaprosił endeków do Związku, z zamiarem koegzystencji nurtów: chadeckiego i narodowego, legalnie, w ramach tamtego porządku politycznego. Takie były aspiracje lidera PZKS. Na podsumowanie tych inicjatyw i działań przyjdzie czas. Jedno jest pewne, udało im się przeżyć, co z perspektywy tamtych realiów znaczy bardzo wiele. To była wielka rzecz, może nie zawsze uświadamiana przez ludzi, którzy nie przeżyli niemieckiej okupacji i stalinowskiego terroru. Jednak pielęgnowali oni ideę narodową. Tak przedstawiała się trzecia ścieżka. Jakkolwiek byśmy dzisiaj to oceniali np. zachowania politycznego Jana Dobraczyńskiego, to jednak jego twórczość literacka mieści się w tym kanonie. Podsumowując sprawę PAX-u trzeba stwierdzić, że oprócz zachowania substancji biologicznej części ruchu narodowego, Stowarzyszenie znalazło formułę przetrwania narodowców i myśli narodowej. Tak naprawdę ocena PAX-u nastąpiła dopiero po śmierci Piaseckiego. PAX stanowił potencjalną bazę do powstania liczącej się siły politycznej po 1989 r. Taką próbę podjęto na początku lat 90. i gdyby się powiodła, inaczej potoczyłaby się współczesna historia Polski, a i ocena PAX-u byłaby inna. PAX dysponował, niebagatelną infrastrukturą jak na owe czasy: prasą, zakładami gospodarczymi, strukturami organizacyjnymi.
CDN

Za: http://www.propolonia.pl/publicystyka.php?art=337