Dzieje się, oj dzieje, na rynkach finansowych…
Jak tylko „Niemiaszki” zaczęły kręcić nosem na ratowanie greckiego socjalizmu (bo muszą pilnować swojego) grecki wicepremier Theodoros Pangalos wypalił, że problemom finansowym jego kraju nie są winne rozdmuchane wydatki socjalne, tylko… niemiecka okupacja w czasie drugiej wojny światowej, podczas której skradziono greckie złoto, za co Grecja nie otrzymała od Niemiec odszkodowania. Znaczy się, w ramach reparacji wojennych teraz Niemcy powinni złoto oddać, a przynajmniej trochę euro?
W odpowiedzi Bild też odpalił salwę niczego, stwierdzając, że Grecja powinna sprzedać niektóre swoje wyspy, żeby mieć na spłatę długów. Josef Schlarmann, szefa działającego w ramach CDU/CSU Stowarzyszenia Średniej Przedsiębiorczości oraz Frank Schaeffler – finansowy ekspert FDP, powiedzieli Bildowi, że bankrut musi zamienić na pieniądze wszystko, co ma – by zaspokoić swych wierzycieli. Rząd grecki musi się radykalnie pozbyć udziałów w firmach i posprzedawać również nieruchomości, na przykład „niezamieszkałe wyspy”. O „zamieszkałych” wyspach jeszcze nie było mowy, ale może to tylko kwestia czasu?
Co się nie udało przy pomocy Wermachtu, może się teraz udać przy pomocy euro. Tym razem nie pomogą już kapitan Keith Mallory i kapral Dusty Miller – czyli „Komandosi z Nawarony” MacLean’a. Wcześniej co prawda pomogli „golden boys” z Goldman Sachs, ale to nie byli komandosi tylko raczej fałszerze. A weksel można sfałszować raz. Potem trzeba sfałszować inny weksel. Że grecki weksel został sfałszowany wyszło już na jaw – więc trudno go będzie indosować. Teraz czekamy kiedy wyjdzie na jaw jakieś następne fałszerstwo. Może w Hiszpanii? Nie miałem czasu poszukać co Goldman publikował na temat Hiszpanii i hiszpańskiego rynku w 1998 roku. Im większe bzdury, tym większe prawdopodobieństwo, że dług hiszpański też został „zoptymalizowany”.
A w tak zwanym „międzyczasie” okaże się, czy ten grecki weksel to był sola (i trzeba będzie sprzedać wyspy – mniejsza o to czy „niezamieszkałe”), czy może trasowany, a trasatem są europejscy (w szczególności niemieccy) podatnicy. Ale co będzie jak odmówią oni jego wykupienia?
(Dla nie wtajemniczonych: sola weksel, to weksel własny wystawcy weksla, w którym zobowiązuje się on, że zapłaci określoną sumę wekslową odbiorcy weksla (remitenta) lub na jego zlecenie. Weksel trasowany to weksel, w którym wystawca weksla (trasant) zobowiązuje się, że inna osoba (trasat) dokona zapłaty określonej sumy wekslowej na rzecz remitenta lub na jego zlecenie.)
„Amerykańscy” tym razem nie pomogą bo kłopoty mają sami z sobą coraz większe. W ciągu najbliższej dekady łączny deficyt budżetowy w USA będzie o 1,2 bln USD wyższy, niż zapowiedział w lutym prezydent Barack Obama – oceniło Kongresowe Biuro Budżetowe (CBO). Pan Prezydent Obama zapowiadał, że w obecnym roku fiskalnym (który w USA kończy się we wrześni) deficyt budżetowy wyniesie 1,6 bln USD (10,6% PKB). W latach 2011-2020 łączny deficyt miałby sięgnąć 8,6 bln USD – czyli 4,5% amerykańskiego PKB w tym okresie. Dług publiczny miałby się zwiększyć w tym czasie do 18,5 bln USD, czyli 77% PKB. CBO oceniło jednak, że Biały Dom przyjął zbyt optymistyczne założenia. Zdaniem CBO, w nadchodzącej dekadzie deficyt sięgnie 9,8 bln USD, co będzie odpowiadało 5,2% PKB. Dług publiczny w 2020 r. wynieść ma zaś 20,3 bln USD – czyli 90% PKB. Roczny koszt spłaty odsetek od tego zadłużenia będzie sięgał 900 mld dol.
Może więc bratnią pomoc przyniesie Grekom francuski Résistance? Prezydent Sarkozy zapowiedział właśnie, że „skoro stworzyliśmy euro, nie możemy pozwolić, żeby jakiś kraj upadł dlatego, że jest w strefie euro”. (http://in.reuters.com/article/businessNews/idINIndia-46705220100306). Bardzo to ciekawa teoria „upadłości”. Pan Prezydent Francuzów nie dopuszcza póki co myśli, że inne kraje też mogą upaść, nie dlatego, że są w strefie euro, lecz pomimo to? A jakby nie były, to byłoby im łatwiej nie upaść, niż wówczas, gdy są?
„Rynki finansowe” nie mają więc zbyt dużo powodów do radości. Pewnie dlatego dla osłody muszą sobie coraz wyższe premie wypłacać. Bo nie maja pewności, czy to już czasami nie ostatnia. Nie ustają więc w poszukiwaniu nowych rozwiązań.
Na zorganizowanej 3 marca przez Roosevelt Institute konferencji „Make Markets Be Markets” (http://makemarketsbemarkets.org/) poświęconej prezentacji raportu pod takimż tytułem (http://makemarketsbemarkets.org/report/MakeMarketsBeMarkets.pdf), Jospeh Stieglitz stwierdził, że „banki nadal używają pożyczonych pieniędzy do ryzykownych operacji w celu krótkoterminowego zwiększenia własnych zysków, aby można było wypłacać wysokie dywidendy akcjonariuszom i pracownikom”. Dodajmy od siebie: że (i) pożyczają od rządu, (ii) pożyczają prawie za darmo, (iii) ci akcjonariusze, którym wypłacają dywidendy to najczęściej inne „instytucje finansowe” lub członkowie zarządów, którzy korzystają z opcji menadżerskich (czyli „rynki finansowe”).
Absolutnie wypada zgodzić się z tezą jednego z panelistów – Franka Portnoy’a z Uniwersytetu San Diego – że „bilanse większości banków z Wall Street to fikcja”. Diagnoza trafna. Ale jakie lekarstwo zalecają amerykańscy doktorzy ekonomii na tę „wstydliwą chorobę”? Dość oczywiste: „należy zaostrzyć regulację banków”. Czegoż można byłoby się spodziewać po konferencji zatytułowanej „MAKE Markets Be Markets”? Jakbyśmy zorganizowali konferencję pod tytułem „LET Markets be Markets” to może przyszłoby nam do głowy, że związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy „kryzys – rozdawanie środków płatniczych” jest dużo ściślejszy, niż „kryzys – brak regulacji”.
Co do samych „regulacji”, to oczywiście wolałbym mieć kontrolę nad kimś, komu daję „środki płatnicze”, gdybym nie miał do niego zaufania. Ale jakby nie miał zaufana, to bym mu nic nie pożyczył.
Używanie w tym kontekście słowa „MAKE” jest więc absolutnie zrozumiałe, ale po co od razu mieszać do tego „MARKETS”?
A zwolennikom zwiększania regulacji gorąco polecam książkę Harry’ego Markopolosa, który opisuje jak przez dziewięć lat próbował przekonać bądź co bądź państwową instytucję regulacyjną i kontrolną – Komisję Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) – że zwroty z inwestycji, jakie zapewniał Bernard Maddoff, są matematycznie niemożliwe. Markopolos opisuje spotkanie, jakie w maju 2000 roku odbył z wysokim rangą urzędnikiem pionu nadzoru. „Bardzo szybko stało się jasne, że nie zrozumiał on nic z rozmowy oprócz słów „dzień dobry”. Dlatego „posyłanie prawników do nadzorowania rynków kapitałowych to jak posyłanie kurczaków, by polowały na lisy” – konkluduje Markopolos. („No One Would Listen: A True Financial Thriller”. Wydawnictwo Wiley, 354 str., 27.95 USD)
Robert Gwiazdowski