Do tej pory określenia „antysemityzm” używano pod adresem prawicy, tudzież osób utożsamianych raczej z opcją katolicką, narodową. Tymczasem w eseju „W imię Innego. Antysemicka twarz lewicy” Alain Finkielkraut, paryski filozof i publicysta żydowskiego pochodzenia twierdzi, że antysemityzm w tej chwili, to domena lewicy. Co prawda sformułowanie „antysemityzm” uważam za typowy stereotyp z arsenału socjotechniki propagandy, który ma na celu kogoś oczernić i „dorobić mu buzię”, gdyż w populacji semitów aż 90 procent stanowią Arabowie, a tylko 10 proc. Żydzi. Z tego powodu należy raczej mówić o przeciwnikach Żydów, czy Izraela- antyjudaiści, ale technicznie, do potrzeb tego wpisu przyjmuję nomenklaturę autora książki, że antysemici, to ci, którzy nie lubią Żydów, a nie Arabów. Po tę książkę sięgnąłem z dwóch powodów. Po pierwsze nie ukrywam, że tytuł mnie zaintrygował, a po drugie napisał ją Żyd. Pikanterii tej pozycji dodaje fakt, że przedmowę do niej napisał Konstanty Gebert. I co się okazuje? Gebert pisze m.in.: „(…) Tylko w owym roku (2003-przyp. stańczyk) odnotowano we Francji ponad pięćset incydentów antysemickich, w tym podpalenia i akty wandalizmu, jakie dotknęły dwadzieścia synagog i innych obiektów żydowskich.
Chodzenie w kipie bywa istotnie niebezpieczne, i to nie tylko w arabskich dzielnicach- doświadczyłem tego osobiście. Hasła „Śmierć Żydom” bywają skandowane na demonstracjach propalestyńskich (…) Jak wynika z dramatycznego raportu opublikowanego przez grupę francuskich nauczycieli, w niektórych szkołach istotnie niemożliwe jest nauczanie na temat Zagłady, gdyż uczniowie protestują, że jest to propaganda syjonizmu, i fizycznie zagrażają nauczycielom (…)Zarazem jednak propagandę antysemicką chroni prawo o swobodzie wypowiedzi: popularny komik Dieudonne, który występował w telewizji w stroju rabina, z ramieniem podniesionym w hitlerowskim pozdrowieniu, krzycząc „Heil Izrael!”, został oczyszczony z zarzutu podżegania do nienawiści”. Ciekawe co napisał o tejże jakże hołubionej przez naszych rodzimych „europejczyków” rzekomo tolerancyjnej Francji stawianej nam za wzór otwarcia, poszanowania godności i tolerancji.
We Francji płoną synagogi- co przyznaje sam Gebert, a to Polsce chociaż u nas pod tym względem jest spokój dorabia się w Europie „antysemicką gębę” między innymi rękami takich ludzi, jak Jan Tomasz Gross. Gebertowi wtóruje Finkielkraut w swoim eseju: „(…) I to we Francji, którą zamieszkuje największa liczba Żydów, nawias zamyka się w najbardziej brutalny sposób. Synagogi są podpalane, rabini nękani, cmentarze profanowane, instytucje wspólnotowe- ale też uniwersytety- muszą za dnia czyścić swoje mury z obrzydliwych napisów, którymi pomazano je w nocy. Trzeba odwagi, by nosić kipę w tych dzikich miejscach, które zwie się wrażliwymi punktami, i w paryskim metrze.
Coraz więcej intelektualistów uważa syjonizm za zbrodnię, nauczanie o Shoah okazuje się niemożliwe właśnie teraz, gdy staje się obowiązkowe, odkrycie starożytności wydaje Hebrajczyków na pastwę rozkrzyczanej dzieciarni, obelżywe wyrażenie „brudny Żyd” powróciło (w slangu) w niemal wszystkich szkołach. Żydzi są przygnębieni i- po raz pierwszy od czasów wojny- boją się”. Interesujące co napisał mieszkający bądź co bądź w Paryżu Finkielkraut- nieprawdaż? Okazuje się, że w tym „europejskim raju” Żydzi boją się. Innym ciekawym fragmentem jest ten, w którym Gebert pisze o rzekomo tolerancyjnej Unii Europejskiej: „(…) Gdy przygotowany na zamówienie Unii Europejskiej raport o antysemityzmie w Europie wskazał środowiska dzieci muzułmańskich imigrantów jako główny rozsadnik antysemityzmu, władze Unii usiłowały zrazu ten raport ocenzurować, a następnie zdezawuować”. Aż ciśnie się na usta pytanie: i co wy na to „europejczycy” próbujący mi wmówić, że w UE jest wzorowa tolerancja oraz wolność słowa? I jak wam w dziubkach? Warto, naprawdę warto przeczytać esej Finkielkrauta i przedmowę Geberta. Nie ze wszystkimi tezami postawionymi przez nich zgadzam się, ale ich spostrzeżenia są ciekawe i jednoznacznie wskazują rozsadnik i jądro antysemityzmu w Europie: lewicę. To ona jest propalestyńska, to ona na manifestacjach pali flagi Izraela. Oczywiście Gebert także dokłada prawicy za antysemityzm, jednakże zauważa, że „przywódca Frontu (francuskiego Front National Jean Marie Le Pen-przyp. stańczyk) kilkakrotnie wyrażał publicznie swą sympatię dla Izraela jako sojusznika w walce z „arabską nawałą””. Tak, tak szanowni internauci- to napisał Konstanty Gebert. Ba! Redaktor „Gazety Wyborczej” potrafi oddać honor generałowi Francisco Franco: „Hiszpania Franco udzielała, acz niechętnie, schronienia niektórym żydowskim uchodźcom”. Mało kto wie, że okrzyknięty „faszystą” Franco podczas II wojny światowej przeprowadził największą operację tego typu ratując ponad 40 tysięcy Żydów z Grecji. Wracając do książki, to Gebert obnażył także fundamenty filozoficzno- ideowe lewicy: „Z drugiej zaś strony anty-antysemityzm lewicy bywał mocno warunkowy.
Artykuł „W kwestii żydowskiej” Karola Marksa przepojony był antysemicką retoryką: postulowany przezeń lepszy ustrój miał wyzwolić ludzkość z ucisku, a Żydów uwolnić od nich samych, umożliwiając im wtopienie się w nowe społeczeństwo pozbawione różnic narodowych, klasowych czy kulturowych”. W moim przekonaniu jedna, najistotniejsza kwestia umknęła zarówno Finkielkrautowi, jak i Gebertowi. A może nie umknęła, tylko nie chcą tego przyznać…? Otóż mam na myśli fakt, że walec rewolucji, globalizmu miażdży kolejne państwa narodowe. Wszak nam samym- Polakom systematycznie od 1989 r. wmawia się, że państwo narodowe, to przeżytek, nacjonalistyczny anachronizm i teraz bycie „nowoczesnym”, to popieranie kolejnego ponadnarodowego tworu, jakim jest Unia Europejska. Tymczasem na Bliskim Wschodzie w połowie ubiegłego wieku powstało państwo Izrael, które czy to się komuś podoba czy nie, jest państwem narodowym.
Tam rabina szanuje się, Żyda, który modli się pod Ścianą Płaczu nikt nie wyzywa od ciemnogrodu, a wręcz przeciwnie-poważa się, także szanuje się mundur żołnierza. Nie twierdzę bynajmniej, że wszystkie metody używane przez Izrael w stosunku do krajów arabskich są dobre, ale fakt pozostaje faktem, że Izrael jest być może ostatnim bastionem państwa narodowego. I to boli wszelkiej maści kosmopolitów i lewicowców europejskich sprzymierzonych z coraz silniejszymi w Europie Zachodniej środowiskami imigrantów muzułmańskich. Wydaje się, że konfrontacja pomiędzy Izraelem, a światem muzułmańskim wspartym przez lewicę jest nieuchronna i pozostaje kwestią czasu kiedy ona nastąpi. Esej Finkielkrauta powinien przeczytać każdy kto uważa, że Unia Europejska, to kraina spokoju, tolerancji i otwarcia na dialog. Finkielkraut z Gebertem jednoznacznie pokazują, że tak nie jest, a wręcz przeciwnie. Zjawisko antysemityzmu nasila się tam. Z jeszcze jednego powodu warto przeczytać tę książkę: Finkielkraut z Gebertem pokazali w niej, że lewica to nie jest lewica z ludzką twarzą. Odsłonili jej prawdziwe oblicze: wstrętny pysk politycznego Frankensteina. I za to im jestem wdzięczny.
Alan Finkielkraut- „W imię Innego. Antysemicka twarz lewicy” z przedmową Konstantego Geberta, ss. 83, Warszawa 2005.
http://ironicznystanczyk.blog.onet.pl/