Propagandziści tak PiS, jak i PO muszą aż mlaskać z zadowolenia. Uzgodnienie, że główną sprawą, wokół której będzie się toczyć życie publiczne naszego kraju ma być krzyż przed Pałacem Prezydenckim, jest naprawdę pięknym osiągnięciem sztuki marketingu politycznego.
Krzyż jako przedmiot symbolicznego sporu jest znakomity, bo sam jest symbolem odsyłającym do tak szerokiego spectrum pojęć i skojarzeń tak, że pozorowane konflikty można budować na prawie nieograniczonej ilości pól. Szczególną uwagę należy zwrócić na elegancję rozgrywki, profesjonalizm w maksymalizowaniu eksploracji tematu. Obie strony, jak i będący częścią tej zabawy publicyści nawet nie ruszyli jeszcze w głąb. Na razie karmią nas wysokiej temperatury sporem co do tego, kto w ogóle rozpoczął wojnę. B. Komorowski pierwsze co robi po wejściu do Pałacu, to chce usunąć krzyż. PiS wykorzystuje tragedię smoleńską do politycznych rozgrywek, dążąc do zasugerowania Polakom, że „zabili ich Tusk i ruskie”. Tak w największym uproszczeniu wyglądają pozycje wyjściowe. Najzabawniejsze jest, że obie strony mają zapewne racje. I obie strony nie życzą sobie niczego innego niż to, by polskie życie publiczne toczyło się takim właśnie rytmem i by wyborcy mogli odnosić wrażenie, iż uczestniczą w czymś niezwykle ważnym.
Fakt, że partie instrumentem wzajemnego medialnego /bo przecież nie realnego/ okładania się uczyniły krzyż, pokazuje bardzo dobrze jedną rzecz. Kościół w Polsce całkowicie stracił swoją podmiotowość i jest wyłącznie przedmiotem rozgrywek partii politycznych.
Analogię można ciągnąć dalej. PiS-owska obrona krzyża ma oczywiście odwoływać się do niedawnego kryzysu wywołanego wyrokiem Trybunał w Strasburgu, którym próbowano wypchnąć chrześcijaństwo ze sfery publicznej. Jednak u nas z pewnością nie chodzi o ten przypadek. Krzyż postawiono nie dla wyrażenia prawd Wiary, a dla upamiętnienia ofiar katastrofy. Nie jest więc przede wszystkim symbolem religijnym.
Powinno dawać do myślenia, że PO jednakowoż tę grę podjęła. Zdając sobie niewątpliwie sprawę z manipulowania kontekstem przez PiS, PO natychmiast usiłowała wciągnąć w grę warszawską Kurię. To się tym razem na szczęście nie udało, gdyż Kuria odpowiedziała, żeby się bawili sami. Ale inne ośrodki grę podjęły, traktując rzecz jak najbardziej serio. Niewykluczone więc, że uda się jeszcze upolować abpa K. Nycza w kolejnym ruchu tak, jak udało się politykom obydwu ugrupowań zdezorientować i uczynić przedmiotem swojej gry kard. St. Dziwisza sprawą pochówku pary prezydenckiej na Wawelu.
Z punktu wiedzenia tego, co jest faktycznym interesem Kościoła, a więc uwzględniania prawa naturalnego w regulacjach prawnych, PiS i PO są siebie warte. Liderzy obu ugrupowań są zwolennikami kompromisu aborcyjnego, odnośnie do zapłodnienia pozaustrojowego oba ugrupowania zgłosiły projekty zawierające zapisy niezgodne z nauczaniem Kościoła i nakierowane przede wszystkim na uczynienie zadość przepisom unijnym, itd. Trudno więc zrozumieć, czemu w tej sytuacji poszczególni hierarchowie czy kapłani są wręcz gotowi za jednych czy drugich umierać i to za sprawy z zakresu doraźnej szarpaniny politycznej, a nie fundamentalne.
Natomiast bez wątpienia prawdziwym problemem jest szybko wzrastająca lewica. Na dodatek lewica nie taka, jak niegroźna w sumie formacja postkomunistyczna, której przedstawiciele dążyli przede wszystkim do tego, by zabezpieczyć sobie parę złotych. W stosunku do tej lewicy PO i PiS przed 2005 rokiem zgodnie ustawiały kordon sanitarny. Natomiast lewica obecnie podnosząca głowę, to klon chwastów, które szczelnie porosły katolicką do niedawna Hiszpanię. Jak widzieliśmy w ostatniej kampanii, do tej lewicy tak PiS, jak i PO z zapałem się wdzięczą. Już choćby z tego powodu polski Kościół na żadną z tych formacji nie powinien spoglądać poważnie.
Najgorsze jednak jest to, że niewątpliwą przyczyną wzrastania lewicy jest kwestia, od której wyszliśmy - a więc pozorność sporu politycznego pomiędzy PO i PiS. Ludzie chętnie karmią się tą wyłącznie emocjonalną a całkowicie irracjonalną sytuacją. Jednak tylko do chwili, gdy nie zorientują się, że ktoś tu robi z nich idiotów. Dojście do takiego wniosku powoduje, że szukają alternatywy. Niestety, jako ta alternatywa jawi im się lewica.
Patrzenie na sytuację w Polsce z takiej pozycji powodowało, że dotychczasowe zabiegi PO i PiS budziły wyłącznie uśmiech. Nawet teraz, gdy kilkadziesiąt godzin po wyborach obie strony rzuciły się do krzyża pod Pałacem Prezydenckim, by uczynić z niego oręż do okładania drugiej strony można by dalej rechotać, choć nietrudno też znaleźć sobie wobec takiej sytuacji uczucie niesmaku. Jednak wyobrażenie, kto coraz wyraźniej zaczyna być beneficjentem tej sytuacji, oraz świadomość, że Kościół, na który zawsze Polska mogła liczyć, gdy politykę dotknęła z jakiegoś powodu niewydolność, dał się w dużej części wkręcić w tą głupią zabawę - to wszystko powoduje, że śmiech na ustach jednak zamiera.
Ludwik Skurzak
Za: prawica.net
Za: http://www.wicipolskie.org/index.php?option=com_content&task=view&id=3699&Itemid=138438434266
Nadesłał: "Jacek"