Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Radio Maryja jest "solą w oku" polityków, ponieważ jest niezależne. Jest ono opatrznościowym darem dla Polski, aby w zamęcie globalnej ideologii nie zatraciła poczucia swej tożsamości i nie wyrzekła się obrony misji otrzymanej od Chrystusa

Ks. prof. Jerzy Bajda

Ktoś wymyślił paradoksalne twierdzenie, że najbardziej gorszącą rzeczą jest prawda. Okazuje się, że twierdzenie to jest uzasadnione. Potwierdza to reakcja rządu Donalda Tuska, który wpadł w stan wyjątkowego zgorszenia, kiedy o. dr Tadeusz Rydzyk odważył się powiedzieć w Brukseli prawdę. Powiedział to, o czym jest przekonany on sam i o czym tak samo myślą miliony Polaków, tylko nie każdy ma odwagę lub szansę wypowiedzieć swoje zdanie z tak wysokiej mównicy.

Czy to coś dziwnego, że o. Tadeusz Rydzyk powiedział parę słów krytycznych o polskich politykach? Człowiek ma prawo do prawdy, a to oznacza, że ma prawo do dyskusji, w której trzeba prawdę wyłonić, sformułować, obronić, wygłosić publicznie, by zadośćuczynić publicznemu prawu do prawdy. Tymczasem w Polsce panuje obecnie "wolność kłamstwa". Myślenie niezależne jest tępione, stąd dyskryminowanie, marginalizowanie mediów katolickich, nawet przez Radę Etyki Mediów.

Radio niezależne
Radio Maryja dlatego jest "solą w oku" polityków, że jest niezależne, nie można nim sterować, manipulować, ponieważ szczytem ambicji Radia Maryja jest wierność prawdzie. To rozgłośnia, która nie poddaje się dyktaturze "poprawności politycznej". Jest ona opatrznościowym darem dla Polski, aby w zamęcie globalnej ideologii nie zatraciła poczucia swej tożsamości i nie wyrzekła się obrony swej misji otrzymanej od Chrystusa. Należy dziękować Panu Bogu, że znalazł się w Polsce człowiek, który ma odwagę mówić prawdę, prawdę trudną, niebezpieczną, którą powinni wcześniej wypowiedzieć wyniesieni na piedestał przywódcy duchowni. Ojciec dr Tadeusz Rydzyk wszedł w tradycję wszystkich prawdziwych proroków, których zawsze prześladowali wielcy tego świata. Nasi politycy posunęli się nawet do tego, żeby i Ojca Świętego zaprzęgnąć do brudnej roboty, czyli do bicia po głowie niepokornego zakonnika. Czy to nie szczyt arogancji i totalniackiego tupetu?

Potknąć się o Piotrową Skałę
Dotykając skały Watykanu, niechby zechcieli prześwietlić swoje sumienia światłem prawdy, której nauczali Pasterze zasiadający na Piotrowym tronie. Oni powiedzieli wiele słów prawdy na temat sprawiedliwych i niesprawiedliwych ustrojów i na temat różnicy między demokracją a totalitaryzmem. Jeżeli wymagają, żeby Papież Benedykt XVI zganił o. Tadeusza Rydzyka, niech najpierw zastanowią się, czy nie do nich odnosi się surowy sąd św. Augustyna przytoczony przez Benedykta XVI w jego pierwszej encyklice "Deus Caritas est". Jest to sąd o tych państwach, w których nie ma sprawiedliwości i które skutkiem tego stają się bandą łotrowską. Święty Augustyn był duchownym, a krytykował niesprawiedliwe państwa nie dlatego, że mieszał się do polityki, ale dlatego, że jako człowiek miał prawo mówić prawdę. Wiadomo, że bezpośrednim powodem, dla którego dyrektor Radia Maryja wypowiedział słowa krytyczne pod adresem polskich polityków, był skandaliczny fakt odmówienia przyznanej wcześniej Fundacji Lux Veritatis dotacji w celu finansowania wspaniałej inicjatywy gospodarczej związanej z wykorzystaniem wód geotermalnych. Odmówiono mu tej dotacji wskutek złośliwych manipulacji. Realną "winą" uzasadniającą tę odmowę był fakt, że to była inicjatywa o. Tadeusza Rydzyka, czyli Polaka, katolika i do tego zakonnika.

U źródeł totalitaryzmu
Tymczasem, gdyby politycy Platformy Obywatelskiej głębiej się zastanowili nad problemem, doszliby do wniosku, że głównym, jeśli nie wyłącznym, źródłem totalitaryzmu jest socjalizm. Jest to bowiem taki styl myślenia, w którym jednostka jest koniecznie podporządkowana władzy kolektywnej w jakiejkolwiek postaci, zwłaszcza w postaci jednej partii przypisującej sobie bezwzględne prawo sterowania całym życiem politycznym. Pamiętam, że w Majdanku, niedługo po wojnie, wisiał na widocznym miejscu obszerny transparent z takim mniej więcej napisem (cytuję z pamięci): "Jeżeli jakaś jedna partia przywłaszcza sobie wszelkie prawo i wszelką suwerenność, wtedy mamy do czynienia z ustrojem totalitarnym" (był to cytat - o ile się nie mylę - z dzieła pt. "Prawo Norymberskie"). "Władza ludowa" nie pozwoliła sobie na to, by ten napis tkwił zbyt długo na publicznym miejscu - ludzie myślący bez trudu doszukiwali się analogii między partią hitlerowską a partią komunistyczną: obie były krystaliczną postacią socjalizmu, inspirowanego heglizmem. Jednostka jest niczym. Liczy się "całość", czyli "totum", w którym dokonuje się dialektycznie sterowany proces ewolucji (zarazem rewolucji) historycznej. Proces ten nie podlega żadnym kryteriom moralnym i toczy się na zasadzie praw konieczności (materializm). W takim systemie nie ma miejsca na osobę ludzką jako suwerenny podmiot praw, choć władza chętnie przykleja sobie szyld z napisem "demokracja".
Tymczasem Jan Paweł II pokazał jasno w encyklice "Centesimus annus", że ustrój, który nawet uchodząc za demokratyczny, odcina się od prawdy, czyli od obiektywnego porządku moralnego, który rozstrzyga o suwerennym stanowisku osoby, zamienia się faktycznie w system totalitarny. Papież stwierdził: "Należy zauważyć, że w sytuacji, w której nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm" (CA 46). Nie ma innego porządku moralnego, tylko ten, który Bóg ustanowi swoim Prawem. Porządek ten wymaga, by była szanowana suwerenność osoby, suwerenność rodziny (List do Rodzin nr 17), suwerenność narodu, a te wszystkie poziomy suwerenności opierają się na posłuszeństwie prawdzie. Chodzi o prawdę, która określa transcendencję istnienia osoby. Można się także zapytać, czy w naszym systemie politycznym jest szanowana świętość małżeństwa, świętość i nietykalność życia poczętego, czy zagwarantowane są (konstytucyjnie!) ekonomiczne podstawy życia rodzinnego. To, w jaki sposób państwo służy rodzinie, lub przeciwnie - w jaki sposób niszczy rodzinę, choćby przez usuwanie praw moralnych z życia społecznego i kultury - jest podstawowym kryterium dla oceny sprawiedliwości systemu politycznego. A jeśli na dodatek rząd boi się prawdy lub jej nienawidzi, wtedy odległość między państwem a sprawiedliwością staje się nieskończona. Oby Bóg oświecił umysły tych, którzy nami rządzą!


Autor jest teologiem, moralistą, pracownikiem naukowym Instytutu Studiów nad Rodziną w Łomiankach.

 

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 28 czerwca 2011, Nr 148 (4079)

Nadesłał: Krzysztof Ś.