Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Lichwa, którą zajmowali się przede wszystkim żydzi, była poważnym problemem gospodarczym, politycznym i moralnym w średniowieczu. Kościół katolicki potępia ją, traktował jako występek i karał ekskomuniką. Oto przykład uzasadnienia, autorstwa papieża Klemensa VIII (1592) z okresu późniejszego:

„Cały świat cierpi z powodu lichwiarstwa żydów, ich monopoli i oszustw. Sprawili oni, że wielu nieszczęśliwych ludzi stało się biedakami, szczególnie chłopi i inni ludzie pracujący”.

SONY DSC

Władcy różnych królestw zdawali sobie sprawę, ze jakoś trzeba ten problem rozwiązać, a jednocześnie cos zrobić z żydami. Bardzo wybitnym przykładem takiej próby są dwa artykuły (nr 10 i 11) fundamentu prawa konstytucyjnego świata anglojęzycznego, jakim była „Magna Carta”. Oryginał był pisany po łacinie i nosił tytuł: „Magna Carta Libertatum”. Ten dokument, podpisany w 1215 r. przez króla Anglii, był Wielka Karta Wolności, czyli praw i przywilejów baronów angielskich. Dwa artykuły dotyczące żydów mówiły o zasadach spłacania długów zaciągniętych u żydów w przypadku śmierci dłużnika. Chroniły one żone i dzieci przed nadmiernym wyzyskiem.

Żydzi w średniowiecznej Anglii zajmowali się handlem i lichwa. Jedna z form lichwy była sprzedaż towarów na kredyt. W Lincoln specjalizowali się żydzi w sprzedaży welnyna kredyt, a w Canterbury – w sprzedaży zboża. Bogacenie się zwartej mniejszości, kosztem wiekszości mieszkańców kraju, budziło niezadowolenie. Towarzyszyła temu bogaceniu się ostentacyjna konsumpcja. Dodać należy nieskrywana niechęć żydów do chrzescijanstwa.


 

W latach 1189-1190 przetoczyła się przez Anglie fala pogromów żydów. Najpierw poszły słuchy z Westminster do Londynu, ze król nakazał masakre żydów – co było nieprawda. Pózniej pogromy nastąpiły w: Lynn, Stamford Fair, Bury St.Edmunds, Colchester,Thetford, Ospringe i York. Jednocześnie władze różnych okręgów wprowadzały zakaz mieszkania żydów na ich terenach. Proces ten zapoczątkował Bury St. Edmunds (1190). Pózniej w ich slady poszly: Newcastle (1234), wycombe (1235), Southampton (1236), Berkhamsted (1242), Newbury (1244), Bridgnor (1274) i Cambridge (1275). W latach 1263-1265 w szeregu miastach ludnosc zabrała sie za grabienie dobr żydowskich. Były to: London, Canterbury, Northampton, Winchester, Cambridge, Worcester i Lincoln.

Dalsze kroki pogarszające sytuacje żydów w Anglii poczynił król Edward I, który po kilkuletnim wojowaniu na krucjatach w Ziemi Świetej wrócił do kraju w 1274 r. Zastał kraj w ruinie. Kontrola rządowa ujawniła daleko posuniętą korupcje. Wyciągnieto z tego konsekwencje i wielu bogatych zydowskich finansistow musialo sprzedac swoje majatki, by spłacic podatki i różne zobowiazania finansowe.

W 1275 r. król wprowadza „Statutem de Judeismo”, czyli prawa dotyczace żydów. Przyjeło sie nazywać je „Prawami przeciwko Lichwiarstwu”. Podkopały one pozycje finansowa i gospodarcza żydów. Pojawiły sie pewne pomysły przeobrażenia żydów z handlarzy i lichwiarzy w producentów czy zwykłych pracowników. Ale to sie nie udało. Anglia była ostatnim krajem opanowanym przez Żydów ale pierwszym, który się ich pozbył. Po Czwartym Soborze Laterańskim kontakty z żydami były coraz trudniejsze i miało miejsce szereg antyżydowskich wystąpień. Edward I był obarczony problemami stworzonymi przez obcą, żydowską mniejszość, coraz bardziej pochłaniającą bogactwa królestwa i nie dającą się zasymilować.

Rozwiązał problem w ten sposób, że w 1290 roku skonfiskował wszystkie żydowskie bogactwa i wyrzucił ich poza granice kraju. Aż do roku 1655 Żydzi nie mogli legalnie wjechać do Anglii. Wielka Brytania dała przykład jak należy pozbywać się problemu żydowskiego, który to przykład potem był naśladowany na kontynencie europejskim.

a

Nawiasem mówiąc, wiele wieków pózniej, gdy twórcy cywilizacji samochodowej, Henry’ego Forda, oskarzono o antysemityzm, z tego powodu, ze publicznie skrytykował żydów, ze są z natury nieproduktywni i sa pasożytami, ogłosił on, ze da nagrode w wysokosci 1 000$ temu, kto wskaże jakiegoś żydowskiego farmera w USA. Nikt tej nagrody nie był w stanie zdobyć.

Żydzi, pozbawieni możliwosci zarabiania lichwa, chwycili sie innego sposobu. W latach 1278-1279 spotkały ich represje za tzw. „coin-clipping”. Polegało to na ty,, ze żydzi skrawali, piłowali brzegi złotych i srebrnych monet, a nastepnie puszczali je w obieg. Strużyny i opiłki przetapiano. Za takie przestępstwo w tamtych czasach karano gardłem. Wielu żydów aresztowano. Setki żydów trafiło do Tower of London. Złośliwi mówią, ze nawet nie musieli długo isc na egzekucje, bo Wielka Synagoga została wybudowana przez żydów tuz obok Tower of London. W tejże synagodze oprócz spraw religijnych, zajmowano się także sprawami finansowymi, w tym i lichwy.

W dniu 18 VII 1290 r. król wydaje edykt o wydaleniu żydów. Mieli opuscic Anglie przed Wszystkimi Swietymi, czyli do konca pazdziernika. Pozwolono im zabrać tylko dobra ruchome. Domy i ziemie przejał król.

W trakcie podroży nadal grabiono żydów. Jeden kapitan statku utopił wszystkich pasażerów u ujscia Tamizy. Inny, o nazwisku Henry Adrian, potopił swoich pasażerów kolo wyspy Sheppey.

Wygnani żydzi udawali sie do Francji, Niemiec i Flandrii. Jednak najwiecej ich trafiło do Polski, która była nazywana „Paradisus Ludaeorum”, czyli „Żydowskim Rajem”. Kraj nasz, juz od czasów Mieszka I, był jednym z najbardziej tolerancyjnych krajów europejskich. Dosc powiedziec, ze połowie XVI w. trzy czwarte wszystkich żydów żyjacych na swiecie mieszkało w Polsce.

1290 – Wygnanie Żydów z Anglii
1394 – Wygnanie Żydów z Francji.
1421 – Wygnanie Żydów z Austrii.
1492 – Wygnanie Żydów z Hiszpanii
1496 – Wygnanie Żydów z Portugalii

A Polska przyjmowała ich z otwartymi ramionami

Żydzi w Polsce a lichwa

W roku 1264 książę kaliski Bolesław Pobożny nadaje Żydom wiele przywilejów, która potem w innych dzielnicach Polski były uznawane. Z mocy tego przywileju podlegali Żydzi sądom samego księcia lub wojewody. Zobowiązani byli do płacenia księciu daniny, zamieszkiwania tylko w miastach, w których żyli z pożyczania pieniędzy na procent, czego chrześcijanom zabraniały przepisy kościelne. W 1334 roku król Kazimierz Wielki uważając Żydów za żywioł w Polsce pożyteczny, potwierdził im dotychczasowy przywilej dany przez księcia Bolesława Kaliskiego i gwarantował Żydom wolność przebywania w kraju, przenoszenia się z miasta do miasta, pozwalał na handel, na odprawianie własnych nabożeństw, ponadto wyjął ich spod ustawodawstwa miejskiego poddając jurysdykcji wojewody a w sprawach gardłowych sądownictwu samego króla. W nadanym przywileju pozwalał Żydom na pożyczanie pieniędzy pod zastaw nieruchomości, dzięki temu mogli stawać się właścicielami kamienic w miastach. Wielu wypędzonych Żydów z Anglii, Francji, z Czech chroniło się w Polsce, zastając w niej niesłychaną jak na owe czasy tolerancję.

Do forum (Żydzi w średniowiecznej Anglii zajmowali się handlem i lichwa. Jedna z form lichwy była sprzedaż towarów na kredyt.Bogacenie się zwartej mniejszości, kosztem wiekszości mieszkańców kraju, budziło niezadowolenie. Towarzyszyła temu bogaceniu się ostentacyjna konsumpcja. Dodać należy nieskrywana niechęć żydów do chrzescijanstwa.Wygnani żydzi udawali sie do Francji, Niemiec i Flandrii. Jednak najwiecej ich trafiło do Polski, która była nazywana „Paradisus Ludaeorum”, czyli „Żydowskim Rajem”)

aa

 

Za: http://bank-prawdy.blogspot.com/2012/05/lichwa-zabojca-wspoczesnego-swiata.html

Za: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/lichwa-zydowska-2016-02

Za: http://www.wicipolskie.org/?p=16331

 

Czytaj więcej:




 

Kredyt Społeczny : nie daj się dłużej oszukiwać lichwiarzom

 
Cel ekonomii – połączyć dobra z tymi, którzy ich potrzebują;

- Bieda pośród obfitości. Narodziny i śmierć pieniędzy;

- Banki tworzą pieniądze jako dług;

- Rozwiązanie: pieniądze wolne od długu tworzone przez społeczeństwo;

- Chroniczny brak siły nabywczej. Dywidenda;

- Pieniądz i ceny. Regulacja cen;

- Historia kontroli bankowej w USA i znane cytaty na temat pieniędzy;

- Kredyt Społeczny nie jest partią polityczną, ale zdrowym i skutecznym systemem finansowym;

 

Wstęp

Kredyt Społeczny jest doktryną, zbiorem zasad ogłoszonych po raz pierwszy przez majora i inżyniera Clifforda H. Douglasa w roku 1918. Zastosowanie tych zasad sprawiłoby, że społeczeństwo skutecznie osiągnęłoby swój właściwy cel, którym jest służenie ludzkim potrzebom.

 

Kredyt Społeczny nie stwarzałby ani dóbr, ani potrzeb, lecz usunąłby wszelkie sztuczne przeszkody pomiędzy produkcją a konsumpcją, pomiędzy zbożem w magazynach a chlebem na stole. Przeszkoda dzisiaj, przynajmniej w krajach rozwiniętych, jest natury czysto finansowej. Jest to przeszkoda pieniężna. Otóż system finansowy nie pochodzi ani od Boga, ani od natury. Ustanowiony przez człowieka, może być przystosowany do służenia ludziom, a nie do stwarzania im trudności.

 

W tym celu Kredyt Społeczny przedstawia konkretne propozycje, które chociaż są bardzo proste, pociągają za sobą prawdziwą rewolucję. Kredyt Społeczny tworzy wizję nowej cywilizacji, jeżeli przez cywilizację rozumiemy stosunki między ludźmi oraz warunki życia, ułatwiające każdemu rozwój jego osobowości.

 

W ustroju Kredytu Społecznego nie zmagano by się już z problemami czysto finansowymi, nieustannie nękającymi administrację publiczną, instytucje, rodziny i zatruwającymi stosunki między jednostkami. Odtąd finanse stanowiłyby już tylko system rachunkowości, wyrażający w cyfrach względne wartości produktów i usług, ułatwiający mobilizację i koordynację działań, koniecznych w różnych fazach produkcji, prowadzących do ukończonego produktu oraz zapewniający WSZYSTKIM konsumentom swobodę wyboru tego, co im odpowiada spośród dóbr zaoferowanych lub dających się natychmiast zrealizować.

 

Po raz pierwszy w historii wszyscy bez wyjątku mieliby zagwarantowane absolutne, niczym nie ograniczone bezpieczeństwo ekonomiczne. Zniknęłoby ubóstwo materialne. Zniknąłby niepokój o jutro. Chleb byłby zapewniony wszystkim, dopóki jest dosyć zboża na dostateczną ilość chleba dla wszystkich. To samo odnosi się do innych produktów koniecznych do życia.

 

Tym bezpieczeństwem ekonomicznym byłby obdarzony każdy obywatel z samego faktu, że jest członkiem społeczeństwa, używającym w ciągu całego swego życia ogromnego kapitału społecznego, który stał się dominującym czynnikiem nowoczesnej produkcji. Na ten kapitał składają się m. in. bogactwa naturalne będące wspólnym dobrem; życie w społeczeństwie wraz ze wzrostem z tego wynikającym; suma odkryć, wynalazków, postępu technologicznego i nieustannie wzrastające dziedzictwo pokoleń.

Ten społeczny kapitał, tak produktywny, przynosiłby w zysku każdemu współwłaścicielowi, każdemu obywatelowi okresową dywidendę, od kołyski aż do grobu. I zważywszy wielkość produkcji, jaką dzięki temu wspólnemu kapitałowi można osiągnąć, dywidenda dla każdego powinna wystarczyć do zaspokojenia przynajmniej zasadniczych potrzeb egzystencji. I to bez uszczerbku pensji lub innej formy wynagrodzenia, ponadto nie wyrządzając krzywdy tym, którzy osobiście biorą udział w produkcji.

 

Dochód związany w ten sposób z osobą, a już nie jedynie z jej statusem najemnika, uchroniłby jednostki od wyzyskiwania ich przez innych ludzi. Mając zapewnione minimum konieczne do życia, człowiek mniej się pozwala poniewierać i może się lepiej oddać obranej karierze.

Ludzie wyzwoleni od przygniatających ich trosk materialnych mogliby uprawiać swobodną działalność, bardziej twórczą niż praca dostępna lub nakazana i dążyć do osobistego rozwoju przez ćwiczenie dyspozycji ludzkich wyższych nad czynności czysto ekonomiczne. Zdobywanie podstaw materialnych nie byłoby już w ich życiu tak bardzo absorbującym zajęciem.

 

 

 

 

Cel ekonomii

Połączyć dobra z tymi, którzy ich potrzebują

 

Cele i środki

 

Kiedy mówimy na temat ekonomii musimy po pierwsze rozróżnić pomiędzy środkami i celami. Cel i środki są to dwie całkiem różne sprawy; środki należy podporządkować celowi, a nie cel środkom. Celem jest powzięty zamiar, pewne zadanie do wykonania. Środkami są sposoby postępowania, metody, czynności prowadzące do osiągnięcia tego celu. Podajmy jako przykład wykonanie stołu. Moim zamiarem jest zrobienie stołu. W tym celu postaram się o deski, odmierzę je, przytnę, ohebluję, dopasuję, ześrubuję. Wszystkie te ruchy, wszystkie te czynności są środkami prowadzącymi do wykonania stołu.

To wydaje się proste, lecz w odniesieniu do spraw publicznych często się zdarza, że środki bierze się za cel i dziwimy się, gdy w wyniku powstaje chaos. Na przykład, co jest celem ekonomii według państwa:

  1. Tworzenie miejsc pracy
  2. Osiągnięcie korzystnego bilansu handlowego
  3. Rozprowadzanie pieniędzy dla ludzi
  4. Produkowanie towarów, których ludzie potrzebują.

Właściwą odpowiedzią jest D. Jednak dla większości polityków celem ekonomii jest tworzenie miejsc pracy, ale miejsca pracy są tylko środkiem do produkcji dóbr, które są celem. Dzisiaj dzięki dziedzictwu postępu, dobra mogą być produkowane z coraz mniejszym udziałem ludzkiej pracy, co pozostawia ludziom więcej wolnego czasu do wykonywania innych zajęć, jak troska o rodzinę lub wykonywanie innych społecznych obowiązków. Poza tym, jaki sens miałoby dalsze produkowanie czegoś, kiedy potrzeby na tę produkcję zostały zaspokojone? Byłaby to bezużyteczna strata zasobów naturalnych. I co z tymi, którzy nie mogą być zatrudnieni w systemie produkcyjnym: upośledzonymi, osobami starszymi, dziećmi, gospodyniami domowymi – czy mają oni umierać z głodu? Nie wszyscy ludzi są producentami, ale wszyscy są konsumentami.

 

Jeśli myślicie w kategoriach rzeczywistości, to osiągnięcie korzystnego bilansu handlowego oznacza, że eksportujecie do innych krajów więcej produktów niż importujecie ich z zagranicy, co znaczy, że mniej produktów pozostaje w waszych krajach, uboższych w realne bogactwo.

 

Wielu skłaniałoby się do odpowiedzi C, ponieważ wydaje się oczywiste, że pieniądze są dzisiaj konieczne do życia, o ile nie produkuje się wszystkiego, czego samemu się potrzebuje, co jest wyjątkiem w dzisiejszym świecie, z podziałem pracy, gdzie jedna osoba jest piekarzem, inna cieślą itd., każdy wykonując określone zadanie i produkując określone dobra.

 

Pieniądze są środkiem do osiągnięcia tego, co jest wyprodukowane przez innych. Zauważcie, to jest środek, a nie cel! Nie je się pieniędzy, nie ubiera się w nie: używa się ich do kupna żywności i odzieży. Po pierwsze, dobra muszą zostać wyprodukowane i wystawione na sprzedaż na rynku: jeśli nie ma produktów do kupienia, wszelkie pieniądze będą bezużyteczne. Jaki sens miałoby posiadanie miliona dolarów na Biegunie Północnym czy na Saharze, gdzie nie byłoby żadnych produktów do kupienia? Porównajmy tę osobę z człowiekiem bez grosza na wyspie, który ma wodę i żywność potrzebną do komfortowego życia? Kto byłby bogatszy? Znowu, jak zobaczymy później, pieniądze nie są bogactwem, ale środkiem do osiągnięcia realnego bogactwa: produktów.

 

Nie mieszajmy celów ze środkami. Można to samo powiedzieć na temat systemów. Systemy zostały wymyślone i ustanowione, żeby służyły człowiekowi, człowiek nie został stworzony, żeby służyć systemom. Zatem, jeśli system jest szkodliwy dla mas ludzi, czy musimy pozwalać, żeby masy cierpiały z powodu systemu, czy poprawiać system, tak żeby służył masom? Inne zagadnienie, które będzie tematem studiów w czasie tych wykładów jest następujące: ponieważ pieniądze zostały wprowadzone po to, żeby ułatwić produkcję i dystrybucję, czy musi być ograniczana produkcja i dystrybucja pieniędzy, czy pieniądze powinny być powiązane z produkcją i dystrybucją?

 

Branie celu za środki albo środków za cel, albo uzależnianie środków od celu jest dużym błędem szeroko rozpowszechnionym i wywołującym wiele zamieszania.

Słowo „ekonomia" pochodzi od dwóch słów greckich: „oikia" - dom; „nomos" - reguła. Sama nazwa wskazuje, że chodzi tu o dobre zarządzanie, o wprowadzenie porządku w używaniu dóbr.

 

W ekonomii domowej chodzi o dobre funkcjonowanie spraw domu. Ekonomia polityczna troszczy się o dobre funkcjonowanie spraw wielkiego wspólnego domu - państwa.

 

Kiedy możemy nazwać dobrym funkcjonowanie małego czy dużego domu, rodziny czy narodu? – Gdy osiąga swój cel.

Jakaś sprawa jest dobra, gdy prowadzi do wyników, dla których się nią zajęliśmy.

Cel ekonomii

Rozmaite czynności prowadzą do osiągnięcia różnych celów, w różnej kolejności, w różnych dziedzinach. Moralność zajmuje się celem ostatecznym człowieka. W dziedzinie kulturalnej dąży się do intelektualnego rozwoju człowieka, do udoskonalenia jego umysłu i charakteru.

Działalność ludzi na polu gospodarczym ma na celu zaspokajanie ich doczesnych potrzeb, odnosi się więc do bogactw ziemskich.

Celem działalności ekonomicznej jest więc używanie bogactw ziemskich do zaspokojenia doczesnych potrzeb człowieka. Zatem ekonomia osiąga swój cel, jeżeli dobra doczesne wprzęga w służbę człowieka.

 

Doczesne potrzeby towarzyszą nam w ciągu całego naszego życia. Niektóre z nich są zasadnicze, inne nie są tak niezbędne. Głód, pragnienie, zmienność pogody, zmęczenie, choroby, niewiedza – domagają się żywności, napojów, odzieży, mieszkania, drewna, węgla, wody, łóżek, lekarstw, książek, nauczania przez nauczyciela. Wszystkie one są ludzkimi potrzebami.

 

Celem życia gospodarczego jest połączyć dobra z potrzebami. Jeśli tak się dzieje, życie ekonomiczne osiąga swój cel. Jeśli tak nie jest, albo jest to robione źle czy niekompletnie, życie ekonomiczne nie spełnia swego zadania albo czyni to niedoskonale.

Celem jest połączenie dóbr z potrzebami. Połączenie, a nie tylko ustawienie jednych naprzeciw drugim.

 

Innymi słowy ekonomia jest dobra i osiąga swój cel, gdy jest tak zorganizowana, że żywność napełnia żołądek, który odczuwa głód; gdy ubranie okrywa ramiona, którym jest zimno; gdy buty wchodzą na nogi, które są nagie; gdy ogień ogrzewa mieszkanie zimą; gdy lekarz przychodzi z wizytą do chorego; gdy nauczyciele i uczniowie się spotykają.

Celem ekonomii jest nie tylko produkcja dóbr. Dobra te muszą służyć ludziom i odpowiadać na ich potrzeby. Co więcej, celem dóbr nie jest pozostawanie na półkach, ale ich konsumpcja przez ludzi, którzy ich potrzebują. A po to, jak zobaczymy dalej, ludzie potrzebują pieniędzy, żeby kupić dobra leżące na półkach.

Dziedzina ekonomii jest bardzo doczesna. Jej celem jest zaspokoić ludzkie potrzeby. Ostatecznym celem człowieka nie jest zaspokojenie głodu; jest to tylko środek pomagający mu do osiągnięcia jego celu ostatecznego, którym jest oglądanie Boga twarzą w twarz w Niebie przez całą wieczność.

 

Chociaż zaspokojenie ludzkich potrzeb jest tylko środkiem w odniesieniu do celu ostatecznego, chociaż w ogólnym porządku jest to tylko cel pośredni, jest to cel właściwy ekonomice.

 

Jeżeli ekonomia osiąga ten właściwy jej cel, tj. pozwala dobrom połączyć się z potrzebami - jest doskonała. Więcej od niej nie żądajmy. Tego się jednak od niej domagajmy, bo osiągnięcie tego do niej należy.

 

Moralność a ekonomia

Nie żądajmy od ekonomii, by osiągała cele moralne, ani od moralności, by osiągała cele ekonomiczne. Byłoby to tak samo niewłaściwe, jak na przykład chcieć przepłynąć statkiem z Montrealu do Vancouver albo udać się koleją z Nowego Jorku do Hawru we Francji.

Człowiek nie nasyci głodu odmawiając Różaniec, lecz posilając się. Taki porządek świata ustanowił Bóg i odstępuje od niego tylko w wypadku cudu. On jeden ma prawo złamać ten porządek. O nasycenie głodnego ma się więc troszczyć ekonomia, a nie moralność.

 

Natomiast chcąc oczyścić sumienie, człowiek potrzebuje spowiedzi: pomocy religijnej, moralnej, a nie ekonomicznej.

Zresztą człowiek w swojej działalności zawsze powinien kierować się poczuciem moralnym, więc również w dziedzinie ekonomicznej. Moralność nie może jednak zastępować ekonomii. Jest ona przewodnikiem w wyborze celów i czuwa nad słusznością środków, ale nie spełnia tego, co musi spełniać ekonomia.

 

Ekonomia ma zadbać o zaspokojenie doczesnych potrzeb człowieka. Jeżeli więc produkty zalegają w magazynach albo wcale ich nie ma, a ludzkie potrzeby nie są zaspokojone, wińmy o to ustrój gospodarczy, ściślej mówiąc ludzi, którzy są zobowiązani nim kierować i swego zadania nie wypełniają należycie. Obciążają przez to swoje sumienie i podpadają pod sankcję etyczną.

 

Zatem moralność i ekonomia są to dwie całkiem różne sprawy, obie jednak dotyczą tego samego człowieka i jeżeli jedną z nich się zaniedba, druga na tym ucierpi. Do obowiązków moralnych człowieka należy zadbać, żeby ustrój gospodarczy osiągnął swój cel.

 

Chociaż ekonomia jest odpowiedzialna tylko za zaspokojenie doczesnych potrzeb człowieka, duszpasterze wielokrotnie podkreślali wielkie znaczenie dobrego ustroju gospodarczego, gdyż człowiekowi jest potrzebne minimum dóbr doczesnych, by móc się ćwiczyć w cnotach, jak to ujął św. Tomasz z Akwinu. Posiadamy ciało i duszę, potrzeby materialne i duchowe. Jak się to mówi: „szkoda słów na przymierającego głodem" i wiedzą o tym nawet misjonarze w biednych krajach. Muszą najpierw nakarmić głodnych, zanim zaczną głosić im kazania. Człowiek potrzebuje minimum dóbr, żeby przeżyć swoją krótką pielgrzymkę na ziemi i ocalić swoją duszę, ale brak pieniędzy może spowodować straszne i nieludzkie sytuacje.

Papież Benedykt XV wyraził się, że „zbawienie dusz jest najbardziej zagrożone na polu ekonomicznym".

 

Papież Pius XI powiedział, że „(130) ...obecny ustrój społeczny i gospodarczy stanowi dla ogromnej liczby ludzi niezmiernie wielką przeszkodę w trosce o to jedno, co jest konieczne, o zbawienie" („Quadragesimo anno", 15 maja 1931 r.).

Cel ustroju gospodarczego, który byłby społeczny i zarazem bardzo ludzki, został określony przez Piusa XI następująco: „(75) Dopiero wtedy gospodarstwo społeczne będzie dobrze zorganizowane i osiągnie swój cel, kiedy wszystkim poszczególnym jednostkom udostępni te wszystkie dobra, których dostarczenie umożliwiają mu skarby i pomoc przyrody, technika przemysłowa i prawdziwie społeczna organizacja życia gospodarczego" ("Quadragesimo anno").

WSZYSTKIM I KAŻDEMU, WSZYSTKIE dobra, których przyroda i przemysł mogą dostarczyć.

Celem ekonomii jest więc zaspokojenie potrzeb WSZYSTKICH konsumentów. Cel jest w spożyciu, produkcja jest tylko środkiem. Zatrzymać ekonomię na produkcji, to znaczy ją okaleczyć. Ekonomia musi finansować nie tylko produkcję; musi finansować także konsumpcję. Produkcja jest środkiem, konsumpcja celem.

Tam, gdzie cel panuje nad środkami, człowiek, jako konsument odpowiada za całą ekonomię. Ponieważ każdy człowiek jest konsumentem, każdy człowiek przyczynia się do ukierunkowania produkcji i dystrybucji dóbr.

Prawdziwa ludzka ekonomia jest społeczna, jak powiedzieliśmy. Musi zaspokoić potrzeby WSZYSTKICH ludzi. WSZYSCY muszą przedstawić swoje zamówienia na dobra produkcyjne – co najmniej, żeby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, tak długo jak produkcja jest w stanie odpowiedzieć na te zamówienia.

 

Polityka filozofii

Kredyt Społeczny nie jest utopią, ale jest oparty na właściwym rozumieniu rzeczywistości, na sprawiedliwych stosunkach między człowiekiem a społeczeństwem, w którym żyje. Jak powiedział Clifford Hugh Douglas, Kredyt Społeczny jest polityką filozofii.

 

Polityka jest działaniem, które podejmujemy i jest ona oparta na koncepcji rzeczywistości, albo, innym słowy, filozofii.

Kredyt Społeczny głosi filozofię, która istniała tak długo, jak ludzie żyli w społeczeństwie, ale jest ona szalenie ignorowana w praktyce, dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek.

Tą filozofią, tak starą jak samo społeczeństwo – i dlatego tak starą jak ludzka rasa – jest filozofia współdziałania. Społeczna nauka Kościoła powiedziałaby: dobra wspólnego.

Filozofia współdziałania jest zatem połączeniem wszystkich współpracowników dla ich dobra, dla dobra każdego z nich. Kredyt Społeczny jest

filozofią współdziałania zastosowaną do całego społeczeństwa, prowincji, kraju. Społeczeństwo istnieje dla pożytku wszystkich jego członków, wszystkich bez wyjątku.

Kredyt Społeczny jest doktryną nastawioną na dobro wszystkich obywateli; jest więc, z definicji, przeciwnikiem wszelkich monopoli: ekonomicznego, politycznego, monopolu na władzę, monopolu na brutalną przemoc.

Zdefiniujmy Kredyt Społeczny: społeczeństwo na usługach wszystkich i każdego ze swoich członków, polityka na usługach wszystkich i każdego obywatela, ekonomia w służbie wszystkich i każdego konsumenta.

A teraz zdefiniujmy monopol: wykorzystanie organizacji społecznej do służby kilku uprzywilejowanym, polityka w służbie klanów zwanych partiami, ekonomia w służbie kilku finansistów, kilku ambitnych i pozbawionych skrupułów przedsiębiorców.

Krytycy monopoli często mają na myśli tylko niektóre monopole przemysłowe: elektryczny, węglowy, olejowy, cukrowy itd. Natomiast nie zauważają najniebezpieczniejszego ze wszystkich monopoli porządku ekonomicznego: monopolu na emisję pieniądza i kredytu, monopolu, który postęp w kraju przemienił w dług państwowy; monopolu, który kontrolując wielkość emisji pieniądza w kraju, reguluje poziom życia obywateli, nie zważając na fakty produkcji i na potrzeby ludności.

 

Celem Kredytu Społecznego jest „ponownie związać się z rzeczywistością" albo „wyrazić w terminach praktycznych" w obecnym świecie, zwłaszcza w świecie polityki i ekonomii, te przekonania na temat natury Boga i człowieka oraz wszechświata, które tworzą wiarę katolicką, przekazaną nam przez naszych przodków, a NIE tak zmienioną i wypaczoną, żeby służyć obecnej polityce czy ekonomii, która pochodzi z niechrześcijańskiego źródła.

Człowiek żyje w społeczeństwie, w świecie podporządkowanym prawom Bożym: prawom natury (fizycznym prawom stworzenia), i prawom moralnym Boga (Dziesięć Przykazań). Przyjęcie i znajomość tych praw powoduje uznanie konsekwencji ich naruszenia.

 

Akceptacja Prawa Naturalnego to uznanie, że istnieje nieunikniona rzeczywistość i że wszyscy ludzie, pojedynczo lub wspólnie w społeczeństwie, podlegają Prawu Naturalnemu. Wszystkie wydarzenia, jakie rozgrywają się na planie fizycznym są niezliczonymi ilustracjami praw fizycznego wszechświata. Na przykład, kiedy człowiek skacze z samolotu, nie łamie on prawa grawitacji... on je ilustruje, dowodzi go. Odnosi się to do wszystkich naturalnych praw.

Prawa te nie mogą być odwołane przez człowieka – nie można ich nie przestrzegać – sankcje, które wprowadzają je w życie są nieodparte.

Łańcuchy (prawa ustanowione przez ugodę społeczną), które jednostki w społeczeństwie ukuły dla samych siebie są czymś, co można przyjąć, podczas gdy Prawo Naturalne i jego konsekwencje są nieuniknione.

Na przykład, pieniądze są systemem stworzonym przez człowieka, a nie przez Boga czy naturę: ten system może być przez człowieka zmieniony. Równowaga w przyrodzie jednak została stworzona przez Boga i nie może zostać naruszona bez konsekwencji. Jeśli produkujemy dobra bez respektowania środowiska, jeśli zanieczyszczamy i trwonimy bogactwa naturalne dane przez Boga, będziemy ponosili konsekwencje tego.

 

Kredyt Społeczny: zaufanie, które łączy społeczeństwo

 

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

 

 

XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

W swoim artykule Co to jest Kredyt Społeczny? Geoffrey Dobbs pisał:

kredyt społeczny (pisany z małych liter), który określa coś, co istnieje od dawna we wszystkich społecznościach na ziemi, ale nigdy nie zostało nazwane, gdyż było to dla ludzi tak naturalne i jakby dane im darmo, że prawie nie dostrzegano jego obecności. Dopiero wtedy można uświadomić sobie fakt posiadania tego czegoś, gdy się to utraciło.

Wyraz "kredyt" jest synonimem wyrazu "wiara" lub "zaufanie", dlatego też możemy używać słów Wiara albo Zaufanie na oznaczenie tego co zespala w jedno społeczeństwo wszystkich jego członków. Wzajemna ufność i zawierzenie każdego każdemu – gdy nie ma ich, wtedy tylko strach (przed karą) może je zastąpić, jako swoisty "cement" społeczeństwa. Żadne społeczeństwo nie może funkcjonować poprawnie bez wzajemnego zaufania na pewnym poziomie. To zaufanie społeczne osiąga swe maksimum w społeczeństwach praktykujących religię chrześcijańską, natomiast jest bliskie minimum w społecznościach, gdzie chrześcijaństwo jest odrzucane i wyszydzane.

 

Kredyt społeczny jest więc konsekwencją i praktycznym wyrazem akceptacji chrześcijaństwa w społeczeństwie, najbardziej znamiennym owocem chrześcijaństwa. Celem i motywem działania społecznych kredytowców jest wspomaganie wzrostu wzajemnego zaufania w społeczeństwie i zapobieganie jego spadkowi. Można znaleźć wiele przykładów przejawów zaufania społecznego, któ­rych nie dostrzegamy i nie doceniamy ich znaczenia w codziennym życiu. Jak moglibyśmy żyć w spokoju i komforcie, gdybyśmy nie mieli zaufania do naszych bliźnich? Jak moglibyśmy używać ulic i dróg publicznych, gdybyśmy nie ufali, że inni użytkownicy przestrzegają przepisów drogowych? (A co zdarzałoby się nagminnie, jeśliby nie przestrzegali?!)

Jakiż byłby pożytek z pielęgnowania ogrodów, prowadzenia farm czy szkółek leśnych, gdyby inni zajmowali je przemocą albo rabowali plony? Jak można by było prowadzić jakąkolwiek działalność gospodarczą – produkcję, sprzedaż czy kupno – gdyby nie można było liczyć na uczciwość i rzetelność partnerów w transakcji? A co by się stało z naszym życiem społecznym, gdyby zaniechano lub odrzucono wzorce chrześcijańskiego małżeństwa, chrześcijańskiej rodziny czy wychowania dzieci? Widzimy więc jasno, że chrześcijaństwo jest czymś rzeczywistym w społeczeństwie, czymś co niesie niezmiernie ważkie konsekwencje praktyczne, dlatego w żadnej mierze nie powinno być traktowane jako zbiór jakichś mało znaczących opinii, które można chwilowo przyjąć lub odrzucić, zależnie od bieżącej koniunktury.

Można dodać, że bez tego respektu dla kredytu społecznego (zaufania społecznego), dla praw rządzących społeczeństwem, jakiekolwiek życie w społeczeństwie byłoby niemożliwe, nawet gdyby postawiło się na każdym rogu ulicy policjanta, ponieważ nikomu nie można by wierzyć.

 

Społeczny dyskredyt

Geoffrey Dobbs kontynuuje: Jak istnieje grupa ludzi starających się budować kredyt społeczny, świadomie lub nieświadomie, tak też istnieje grupa społecznych dyskredytowców, chcących niszczyć społeczne zaufanie i doprowadzić je do zaniku, obecnie dokonujących tego z dość wyraźnym sukcesem. Do świadomych niszczycieli kredytu społecznego można zaliczyć komunistów i innych rewolucjonistów, którzy całkiem otwarcie dążą do rozerwania wszystkich nici porozumienia i zaufania, które pozwoliły naszym społeczeństwom sprawnie funkcjonować aż do czasu, gdy „zajaśniał" Dzień Rewolucji… Ale niestety, to właśnie nieświadomi dyskredytowcy są odpowiedzialni za obecne sukcesy tych świadomych, tu na Zachodzie…

Dlaczego producenci i handlowcy zarzucają nas tak wielką ilością tandetnych wyrobów po wygórowanych cenach i próbują nas okpić pięknym opakowaniem i reklamą? Dlaczego większość napraw trwa tak skandalicznie długo, są drogie i nieefektywne, a tak wiele drobnych usług, ułatwiających przecież życie, jest niedostępnych? A przede wszystkim, dlaczego miliony przyzwoitych ludzi z różnych warstw społecznych biorą udział w ironicznie zwanych "akcjach przemysłowych" (strajkach), celowo planowanych i organizowanych po to, aby ograniczyć usługi dla bliźnich.

 

Co mogło rzesze tych całkiem normalnych ludzi doprowadzić do tak niskiego duchowego poziomu? Wiemy wszyscy, co. Jest jedna przyczyna, wspólna dla wszystkich tych niszczycielskich i niegodnych akcji: potrzeba większej ilości pieniędzy na pokrycie stale wzrastających kosztów utrzymania.

Tak więc doszliśmy wreszcie do problemu pieniędzy, które, jak sądzą niektórzy, są głównym i jedynym tematem idei Kredytu Społecznego, choć tak wcale nie jest! Kredyt Społeczny jest to próba zastosowania chrześcijaństwa w życiu społecznym, ale skoro problem pieniędzy pojawia się po drodze, to zarówno my, jak i każdy chrześcijanin, musimy zastanowić się nad naturą pieniądza i nad tym, dlaczego właśnie pieniądz stoi na naszej drodze, co w rzeczywistości ma tu miejsce. Wielu ludzi odczuwa ogromną potrzebę dogłębnego zbadania jak działa nasz system finansowy, chociaż nie jest to zadanie odpowiednie dla każdego z nich. Ale skoro rezultaty działania tego systemu są tak złe i niosą tak opłakane skutki dla wielu, dobrze byłoby, gdyby każdy z zainteresowanych mógł się dowiedzieć, choćby w ogólnym zarysie, jakie są podstawowe błędy w systemie i co powinno być skorygowane, aby rezultaty działania systemu były prawidłowe…

 

Bieda pośród obfitości

Narodziny i śmierć pieniędzy

 

 

Czy w naszym kraju brakuje czegoś do zaspokojenia doczesnych potrzeb mieszkańców? Czy brakuje żywności, aby wszyscy mogli jeść do syta? Czy brakuje butów i ubrania? Czy nie można wytworzyć tego tyle, ile potrzeba? Czy brakuje kolei i innych środków transportu? Czy brakuje drzewa albo kamienia do zbudowania dobrych domów dla wszystkich rodzin? Czy brakuje konstruktorów, fabrykantów i innych robotników? Czy brakuje maszyn?

Ależ to wszystko jest i to w nadmiarze. Sklepy nigdy się nie skarżą, że nie mogą znaleźć towaru do sprzedaży. Spichrze są tak przepełnione, że aż pękają. Wielu zdrowych ludzi poszukuje pracy. Również wiele maszyn stoi nie używanych.

A jednak, ileż ludzi cierpi! Dobra po prostu nie docierają do domów.

Nie ma sensu mówić ludziom, że ich kraj jest bogaty, że eksportuje wiele towarów, że jest na którymś miejscu na świecie pod względem eksportu.

To, co wywożone jest z kraju, nie trafia do domów mieszkańców. To, co znajduje się w magazynach, nie pojawia się na ich stołach.

Matka nie może nakarmić ani ubrać swoich dzieci przyglądając się tylko wystawom sklepowym, czytając w gazetach ogłoszenia o towarach, słuchając przez radio opisów pięknych wyrobów, wysłuchując reklam licznych sprzedawców wszelkiego rodzaju.

 

Brak jest prawa do posiadania tych produktów. Nie można ich ukraść. Żeby je otrzymać, trzeba zapłacić, trzeba mieć pieniądze. W naszym kraju jest wiele dobrych produktów, lecz wielu jednostkom i rodzinom brakuje prawa do ich posiadania, brakuje pozwolenia, żeby otrzymać te produkty, których potrzebują.

Czy brakuje czegoś poza pieniędzmi? Czy brakuje czegoś oprócz siły nabywczej, żeby produkty przeszły ze sklepów do domów?

Ludzkość przeszła przez okres braku żywności; głód występował na wielkich obszarach i brakowało właściwych środków transportu, żeby przewieźć bogactwo z jednej części świata do drugiej. Dziś to już przeszłość. Mamy nadmiar wszystkiego. Jest obfitość – nie ma braku – która stanowi problem.

Nie ma potrzeby wchodzenia w szczegóły, żeby zademonstrować ten fakt. Można cytować tysiące przypadków dobrowolnej destrukcji na wielką skalę dla stabilizacji rynków, przez likwidację giełdy. Pozwólcie, że podamy tu kilka przykładów.

 

Dziennik montrealski La Presse z 7 czerwca 1986 r. przedstawił sprawę ziemniaków w prowincji New Brunswick w Kanadzie: „W ostatnim miesiącu rząd federalny postanowił wyrzucić na śmietnik około 100 000 ton ziemniaków, po wysłaniu 2 500 ton dehydratyzowanych ziemniaków do krajów afrykańskich. Powszechna mobilizacja farmerów z Nowego Brunszwiku, firm transportowych i wolontariuszy pozwoliła uchronić blisko 100 000 kg, które zostały dostarczone do kuchni i małych przytułków w Nowym Brunszwiku, Toronto, Ottawie i Montrealu. Ale 90 000 ton, odpowiednik 10-funtowej (4,5 kilogramowej) torby ziemniaków dla każdego Kanadyjczyka, zostało wyrzuconych na śmietnik...

 

Tego samego tygodnia miała miejsce następująca operacja: 6000 200-funtowych (90 kg) baryłek śledzi zostało wyrzuconych do rzeki Miramichi w Nowym Bruszwiku".

Obfitość nie jest ograniczona w Kanadzie. Tak samo dzieje się w Europie, jak donosiła gazeta w październiku 1986 r. w artykule pt. Świat umiera z głodu bez konsultacji:

„Powszechne oburzenie wybuchło w związku z planem Unii Europejskiej spalenia lub wyrzucenia do oceanu olbrzymich nadwyżek gór masła, mleka w proszku, wołowiny i zboża zgromadzonych w krajach UE. Raport z UE przedstawiony przez Komisję Europejską rekomenduje zniszczenie żywności, która psuje się, gnije i kosztowne jest jej przechowywanie. Stwierdzono, że zniszczenie samych produktów mlecznych spowoduje oszczędności 300 milionów dolarów US. UE praktykuje już okresowe wyrzucanie żywności na śmietnik. W ostatnim roku wyrzucono do oceanu kilkaset ton psującego się zboża. Proponowana jest eliminacja ponad połowy zapasów żywności. To oznacza spalenie 750 000 ton masła i 500 000 ton mleka w proszku. Podane kwoty nie przyniosły spodziewanego osuszenia jeziora mleka w UE".

Skąd te wszystkie straty? Dlaczego produkty nie łączą się z potrzebami? Ponieważ ludzie nie mają pieniędzy. Bogactwo, dobra śmieją się nam w twarz, a my umieramy z głodu, jeśli nie mamy pieniędzy, stojąc przed przepełnionymi magazynami. Brak pieniędzy, brak produktów: ludzie umierają z głodu, a produkty wyrzucane są na śmietnik.

 

 

Spójrzmy na rysunek: Mamy tu sklep warzywny wypełniony towarem w obfitości. Naprzeciwko sklepu stoi głodny człowiek nie mający ani grosza. Dobre produkty zostały wyprodukowane, żeby je zakupić. Sprzedawca wystawia je, żeby je sprzedać. Konsument chciałby je kupić, ale brakuje mu biletu, żeby za nie zapłacić: on nie ma pieniędzy. Wynik: dobre produkty nie zostaną skonsumowane i zgniją na półkach. Jednak każdy byłby szczęśliwszy, gdyby sytuacja była inna – sprzedawca byłby szczęśliwy, gdyby mógł sprzedać, a konsument byłby szczęśliwy, gdyby mógł kupić.

Dlaczego coś, co mogłoby uczynić wszystkich szczęśliwymi, nie może wydarzyć się wśród ludzi?

Popatrzmy na małpy. Widzą one mnóstwo bananów rosnących na drzewach. Ponieważ muszą je jeść, żeby żyć, po prostu zrywają je i zjadają.

Małpy nigdy nie studiowały skomplikowanych systemów ekonomicznych na swoich uniwersytetach. W swoich małpich głowach nigdy nie badały prawa popytu i podaży, ani nie studiowały różnic między socjalizmem a neoliberalizmem. Widziały po prostu coś dobrego do jedzenia i były na tyle sprytne, żeby to zerwać i nie głodować.

 

Ale małpa jest małpą, a człowiek człowiekiem. Małpa nie ma rozumu, ale człowiek może używać swojego rozumu niewłaściwie.

Małpa kieruje się swoim instynktem, który jej nie myli. Człowiek kieruje się swoim rozumem, który często wprowadza go w błąd przez dumę. W takim wypadku człowiek spiera się o szczegóły, używa dialektyki, ale zapomina o prostym i czystym rozumowaniu, opartym na zdrowym rozsądku.

Ta bezsensowna sytuacja mnóstwa głodujących ludzi pośród nadmiaru żywności, spowodowana jest chciwością tych, którzy opierają swoją władzę na niewolnictwie mas. Można powiedzieć także, iż ta bezsensowna sytuacja wspierana jest i utrzymywana przez ludzi rzekomo wykształconych w dziedzinie ekonomii, którzy prowadzą umysły do najgłupszych wniosków pod pozorem rozsądnego i naukowego rozumowania.

 

Całą tę sytuację można też podsumować w formie dowcipu, chociaż konkluzja jest bardzo poważna: grupa małp w dżungli spierała się, czy ludzie są bardziej inteligentni od małp. Niektóre twierdziły, że „tak", inne, że „nie". Jedna z małp powiedziała: „Żeby nie mieć wątpliwości, wybiorę się do miasta ludzi i sprawdzę, czy są oni naprawdę mądrzejsi od nas". Wszystkie małpy zgodziły się, że był to dobry pomysł. Tak więc małpa poszła i zobaczyła człowieka bez grosza głodującego przed sklepem pełnym bananów. Wróciła potem do dżungli i powiedziała do innych małp: „Nie obawiajcie się, ludzie nie są mądrzejsi od nas. Ponieważ nie mają pieniędzy, umierają z głodu, stojąc naprzeciwko bananów, które gniją na półkach".

Konkluzja: Bądźmy mądrzejsi od małp i opracujmy system pieniężny, który pozwoli nam jeść banany i wszystkie inne produkty, które Bóg zapewnił w obfitości dla wszystkich Swoich dzieci. Ten mądry system monetarny istnieje. Jest nim Kredyt Społeczny.

 

Pieniądze i bogactwo

Pokazaliśmy właśnie, że to, czego brakuje, to nie produktów, ale pieniędzy. Nie znaczy to, że pieniądze same w sobie są bogactwem. Pieniądze nie stanowią dobra ziemskiego zdolnego zaspokoić potrzeby doczesne. Jak podkreśliliśmy to w lekcji poprzedniej, pieniądze są środkiem, a produkty celem.

Nie można utrzymywać się przy życiu, jedząc pieniądze. Nie można się ubierać, zszywając banknoty dolarowe w sukienkę czy parę pończoch. Nie można odpoczywać, leżąc na pieniądzach. Nie można się leczyć, kładąc pieniądze na miejsce dolegliwości. Nie można się uczyć, koronując swoją głowę pieniędzmi.

Pieniądze nie są realnym bogactwem. Realne bogactwo składa się ze wszystkich użytecznych rzeczy, które zaspokajają ludzkie potrzeby.

Chleb, mięso, ryby, bawełna, drewno, węgiel, samochód na dobrej drodze, lekarz odwiedzający chorego, wiedza naukowa – to jest realne bogactwo.

Ale w naszym współczesnym świecie pojedynczy człowiek nie produkuje wszystkich rzeczy. Ludzie muszą je kupować. Pieniądze są symbolem, który otrzymuje się w zamian za sprzedaną rzecz. Jest to symbol, który trzeba dać w zamian za rzecz, którą ktoś chce kupić od drugiej osoby.

Bogactwo jest rzeczą; pieniądze są symbolem tej rzeczy. Symbol powinien odzwierciedlać rzecz.

Jeżeli w jakimś kraju jest wiele rzeczy na sprzedaż, potrzeba wiele pieniędzy, aby rzeczy te rozdzielić. Im więcej jest ludzi oraz rzeczy, tym więcej powinno być w obiegu pieniędzy. W przeciwnym razie wszystko się zatrzyma.

Dzisiaj brakuje właśnie tej równowagi. Dóbr jest prawie tyle, ile chce się ich wytworzyć, dzięki zastosowaniu odkryć naukowych, dzięki nowym wynalazkom i ulepszonym maszynom. Jest też wielu ludzi nie zatrudnionych – ich praca mogłaby być potencjalnym źródłem dóbr. Mnóstwo zawodów jest nieużytecznych, a nawet szkodliwych. Jest wiele takich czynności, których jedynym celem jest destrukcja.

Pieniądz został stworzony w celu utrzymania obiegu towarów. Dlaczego zatem nie znajduje on drogi do rąk ludzi w tej samej ilości, jak napływ towarów z linii produkcyjnej?

Pieniądz gdzieś powstaje

Wszystko ma początek, z wyjątkiem Boga. Pieniądz nie jest bogiem, dlatego ma swój początek. Pieniądz gdzieś powstaje.

Wiemy, gdzie powstają takie rzeczy użyteczne, jak żywność, odzież, obuwie, książki. Robotnicy, maszyny oraz zasoby naturalne kraju stwarzają bogactwo, dobra, których potrzebujemy i których nie brak.

Ale gdzie powstaje pieniądz, pieniądz, którego brakuje nam na zakup dóbr, których nie brakuje?

 

Pierwszym poglądem ku jakiemu się skłaniamy, nie zdając sobie z tego zanadto sprawy, jest to, iż istnieje pewna stała ilość pieniędzy i że nie można jej zmienić; jak gdyby to było słońce, deszcz albo pogoda Taki pogląd jest błędny; jeżeli pieniądz istnieje, to znaczy, że go gdzieś wytworzono. Jeżeli go już nie ma, to znaczy, że ci, którzy go wytwarzali, przestali go tworzyć.

 

Innym rozpowszechnionym przekonaniem o pochodzeniu pieniędzy jest to, że to rząd je wytwarza. Ten pogląd też jest błędny. Rząd dzisiaj nie wytwarza pieniędzy i stale się uskarża na ich brak. Gdyby to on je wytwarzał, nie siedziałby bezczynnie przez dziesięć lat w obliczu braku pieniędzy. (I na przykład w Polsce nie byłoby długu narodowego w wysokości pięciuset miliardów złotych.) Rząd nakłada podatki i pożycza pieniądze, ale ich nie wytwarza.

Teraz wytłumaczymy, gdzie się pieniądz rodzi i gdzie się kończy. Ilość pieniądza regulują ci, którzy sprawują kontrolę nad jego narodzinami oraz nad jego śmiercią. Jeżeli wytwarzają go dużo, a mało zużywają, jest go więcej. Jeżeli zużycie pieniądza postępuje szybciej od jego wytwarzania, jego ilość się zmniejsza.

W kraju, gdzie brakuje pieniędzy, poziom naszego życia nie zależy od ilości produkowanych dóbr, lecz od ilości pieniędzy, jakimi dysponujemy na zakup tych dóbr. A więc ci, którzy kontrolują ilość pieniędzy, kontrolują standard naszego życia.

„Ci, którzy kontrolują pieniądz i kredyt, stali się panami naszego życia... Bez ich zgody nikt nie może nawet oddychać". (Pius XI, encyklika Quadragesimo anno).

Dwa rodzaje pieniądza

Pieniądz może być zdefiniowany jako coś, co służy do płacenia, do kupowania; co wszyscy w danym kraju przyjmują w zamian za dobra lub usługi.

Materiał, z jakiego pieniądz jest zrobiony, nie ma znaczenia. W przeszłości pieniądze były wykonywane z muszli, ze skóry, z drzewa, z żelaza, ze srebra, ze złota, z miedzi, z papieru, itd.

Przykłady pieniędzy w przeszłości

Muszelki kauri znajdowały się wśród najwcześniejszych form pieniędzy i były używane jako środek płatniczy w Chinach 3500 lat temu. W niektórych częściach świata używano ich do początku lat 1900-ych. Kauri były akceptowane jako środek płatniczy przez wielu ludzi w Azji, Europie, Afryce i na wyspach Pacyfiku w różnych okresach czasu. Przebywały one wielkie odległości, kiedy przechodziły z ręki do ręki. Kauri były tak ważne w Chinach, że wpłynęły na kształt chińskiego charakteru, który oznacza „kupować”. Kauri służyły tak dobrze jako środek płatniczy, ponieważ były poręczne, łatwe do przeliczania, trwałe i prawie niemożliwe do podrobienia.

Pieniądze w postaci kart do gry używane były jako środek płatniczy w latach 1685 – 1719 w Nowej Francji, dzisiejszym Quebeku, i we wschodniej Kanadzie. Premierem rządu Nowej Francji był Jacques de Meulles. W 1685 r. zabrakło rządowi srebrnych i złotych monet na wypłaty dla jego pracowników, głównie żołnierzy. W obliczu tego problemu premier znalazł twórcze rozwiązanie. Wypisał on na odwrocie kart do gry „przyrzeczenia płatności” i podpisał je. Potem zarządził, by każdy w Nowej Francji, sprzedając towary, zaakceptował te awaryjne „banknoty”.

                    źródło: http//www.currencymuseum.ca/eng/learning/digit.php

Obecnie w Polsce (w Kanadzie, w USA) są dwa rodzaje pieniędzy: jeden nazywany gotówką, wykonany z metalu i z papieru, drugi powinniśmy nazwać pieniądzem księgowym (bezgotówkowym), stworzonym z cyfr, zapisanych w księdze głównej. Pieniądz gotówkowy ma najmniejsze znaczenie. Najważniejszy jest pieniądz bezgotówkowy (ponad 95%).

Pieniądzem bezgotówkowym jest konto bankowe. Wszystkie obroty handlowe przechodzą przez konta bankowe. Pieniądz gotówkowy krąży lub nie w zależności od stanu handlu. Lecz obroty handlowe nie zależą od pieniądza gotówkowego; są one przeprowadzane za pomocą kont bankowych handlowców.

Za pomocą konta bankowego kupuje się i płaci, nie posługując się pieniądzem metalowym lub papierowym. Kupuje się za pośrednictwem liczb.

Mam konto bankowe opiewające na 40.000 zł. Kupuję samochód za 10.000 zł. Płacę czekiem.

Kupiec podpisuje czek i składa go do banku.

Bankier dokonuje operacji na dwóch kontach: najpierw na koncie kupca, które powiększa o 10.000 zł, następnie na moim, które zmniejsza o 10.000 zł. Kupiec miał 500.000 zł; obecnie na swoim koncie bankowym ma zapisanych 510.000 zł. Ja miałem 40.000 zł, teraz na moim koncie bankowym jest zapisanych 30.000 zł.

Pieniądz papierowy nie poruszył się w kraju z powodu tej transakcji. Przekazałem kupcowi tylko trochę cyfr. Zapłaciłem mu za pomocą cyfr.

W ten sposób załatwia się ponad 9/10 interesów. Nowoczesnym pieniądzem jest pieniądz bezgotówkowy, to pieniądz wytworzony z cyfr. Jest go najwięcej, dziesięć razy więcej niż pieniądza papierowego lub metalowego. Jest to najszlachetniejszy typ pieniądza, ponieważ uruchamia inny pieniądz. Jest najpewniejszy, bo nikt nie może go ukraść.

 

Oszczędności i pożyczka

Pieniądz bezgotówkowy, jak i ten drugi rodzaj pieniądza, ma jakiś początek. Ponieważ pieniądz bezgotówkowy jest kontem bankowym, powstaje on, gdy zostaje otwarte konto bankowe, chociaż pieniędzy nigdzie nie ubywa, ani na innym koncie, ani w niczyjej kieszeni.

Suma na koncie bankowym może powiększyć się w dwojaki sposób: drogą oszczędności i drogą pożyczki. Są też inne drogi, ale mogą one być sklasyfikowane jako pożyczki.

Konto oszczędnościowe jest transformacją pieniądza. Zanoszę gotówkę do bankiera. O tę sumę powiększa on moje konto. Nie mam już pieniędzy gotówkowych, mam do dyspozycji pieniądz bezgotówkowy. Mogę na nowo otrzymać gotówkę, zmniejszając sumę pieniędzy bezgotówkowych na moim koncie. Jest to prosta transformacja pieniędzy.

Ale ponieważ chcemy się dowiedzieć, jak powstaje pieniądz, więc konto oszczędnościowe, które jest zwykłym przekształcaniem pieniędzy, nie interesuje nas tutaj.

 

Pieniądze rodzą się w bankach

Konto pożyczkowe jest kontem wystawionym pożyczającemu przez bankiera.

Jestem przedsiębiorcą. Chcę założyć nową fabrykę. Brakuje mi jedynie pieniędzy. Udaję się do banku i pożyczam 100.000 zł pod zastaw. Bankier każe mi podpisać zapewnienie zwrotu kapitału wraz z odsetkami. Potem pożycza mi 100 000 zł.

Czy te 100.000 zł wręczy mi w banknotach papierowych? Nie chcę takich. Po pierwsze – są za bardzo niebezpieczne. Następnie, jestem przedsiębiorcą, który kupuje w wielu różnych i odległych miejscach, za pomocą czeków lub elektronicznych transferów. Chcę konta bankowego na 100.000 zł, które znacznie ułatwi mi prowadzenie firmy.

Zatem bankier otworzy mi konto na 100.000 zł. Umieści na moim koncie 100.000 zł tak, jakbym je przyniósł do banku. Ale ja ich nie przyniosłem, ja po nie przyszedłem.

Ale czy jest to konto oszczędnościowe założone przeze mnie? Nie, to jest konto pożyczkowe stworzone przez samego bankiera, dla mnie.

 

Twórca pieniądza

 

To konto na 100.000 zł zostało stworzone przez bankiera, a nie przeze mnie. W jaki sposób tego dokonał? Czy ilość pieniędzy w banku zmniejszyła się z chwilą, gdy bankier pożyczył mi 100.000 zł? Zapytajmy o to samego bankiera.

 

– Panie bankierze, czy po pożyczeniu mi 100.000 zł ma pan w sejfie mniej pieniędzy?

– Nie dotykałem sejfu.

– Czy zmniejszyły się konta innych ludzi?

– Pozostały dokładnie takie same.

– Zatem, co w banku się zmniejszyło?

– Nic się nie zmniejszyło.

– Jednak moje konto się zwiększyło. Skąd więc pochodzą pieniądze, które mi pan pożyczył?

– Znikąd nie pochodzą.

– Ale gdzie one były, gdy wszedłem do banku?

– Nie istniały.

– Ale teraz, gdy są na moim koncie, istnieją. Więc można powiedzieć, że przed chwilą zostały stworzone.

– Z pewnością.

– Kto je stworzył i w jaki sposób?

– Ja, z pomocą pióra i kropli atramentu, gdy zapisałem 100.000 zł na pana kredyt, na pana zlecenie.

– Zatem to pan stwarza pieniądze?

– Bank tworzy pieniądz bezgotówkowy, pieniądz zapisany cyframi. Oto nowoczesny pieniądz, który uruchamia inny pieniądz, utrzymując biznes w ruchu.

Bankier wytwarza pieniądze, pieniądze bezgotówkowe, gdy pożycza konta pożyczkobiorcom, osobom prywatnym lub rządom. Gdy wychodzę z banku, w kraju pojawia się nowe źródło czeków, które przedtem nie istniało. Całkowita suma na wszystkich kontach bankowych w kraju zwiększyła się o 100.000 zł. Tymi nowymi pieniędzmi opłacam robotników, materiały i maszyny, buduję moją nową fabrykę.

A więc kto stwarza pieniądze? – Bankierzy!

 

 

Banki tworzą pieniądze jako dług

 

 

Wszyscy stali Czytelnicy MICHAELA wiedzą, że w każdym numerze naszego pisma publikujemy artykuły na temat propozycji finansowych Kredytu Społecznego, które są bardziej aktualne, niż kiedykolwiek dla rozwiązania dzisiejszych problemów ekonomicznych. Idea Kredytu Społecznego może wywołać wiele pytań wśród naszych nowych Czytelników i jeden artykuł z pewnością nie wystarczy, żeby na nie wszystkie odpowiedzieć, czy też przedstawić zrozumiałe wyjaśnienie całej koncepcji Kredytu Społecznego. Poza tym, wiele osób nie ma po prostu czasu na czytanie długich książek na ten temat.

W związku z tym przedstawiamy rozwiązanie: propozycje Kredytu Społecznego wyjaśnione w 10 lekcjach, z których każda następna stanowi logiczną kontynuację poprzedniej. W dwóch ostatnich numerach MICHAELA opublikowaliśmy dwie pierwsze lekcje:

1: Cel ekonomii, którym jest połączenie dóbr z tymi, którzy ich potrzebują,

2: Paradoks biedy pośród obfitości oraz narodziny i śmierć pieniędzy.

W tym numerze publikujemy lekcję trzecią. Kolejne będziemy zamieszczali w następnych numerach.

Alain Pilote

 

 

 Pieniądze powstają w bankach

W poprzedniej lekcji podaliśmy następujący przykład: Załóżmy, że jestem biznesmenem. Chcę wybudować nową fabrykę. Brakuje mi jedynie pieniędzy. Udaję się do banku i pożyczam 100.000 zł pod zastaw. Bankier każe mi podpisać zapewnienie zwrotu kapitału wraz z odsetkami. Potem pożycza mi 100 000 zł.

Czy te 100.000 zł wręczy mi w banknotach papierowych? Nie chcę takich. Po pierwsze – są za bardzo niebezpieczne. Następnie, jestem przedsiębiorcą, który kupuje w wielu różnych i odległych miejscach, za pomocą czeków lub elektronicznych transferów. Chcę konta bankowego na 100.000 zł, które znacznie ułatwi mi prowadzenie firmy.

Zatem bankier otworzy mi konto na 100.000 zł. Umieści na moim koncie 100.000 zł tak, jakbym je przyniósł do banku. Ale ja ich nie przyniosłem, ja po nie przyszedłem.

Ale czy jest to konto oszczędnościowe założone przeze mnie? Nie, to jest konto pożyczkowe stworzone przez samego bankiera, dla mnie.

 

Frakcyjny system bankowy

 

W tym przykładzie, gdzie otrzymuję 100 000 zł pożyczki, bankier po prostu stworzył 100 000 zł nowego pieniądza w postaci kredytu, w postaci pieniądza bezgotówkowego, równie dobrego, jak każdy inny pieniądz.

Mam prawo tą sumą zadysponować: albo podejmuję pieniądze sam, albo upoważniam do tego kogoś innego, wypisując czeki. Bankier jest spokojny, gdyż wie bardzo dobrze, że dziewięć dziesiątych z tych czeków spowoduje po prostu zmniejszenie ilości pieniędzy na moim koncie i ich wzrost na kontach innych osób. Bardzo dobrze wie, że wystarczy mu jeden dolar na dziesięć na zaspokojenie żądań tych, którzy chcą mieć pieniądze w kieszeni. Wystarczy mu zatem, że stosunek rezerw bankowych do depozytów wynosi 1/10. Innymi słowy, wie, że jeżeli dysponuje 10 000 zł w postaci płynnych rezerw, może pożyczyć 100 000 zł (10 razy więcej) w postaci pieniądza bezgotówkowego.

W terminologii technicznej zdolność banku do pożyczania dziesięciokrotności sumy pieniędzy papierowych, które posiada on w sejfie, jest zwana frakcyjnym systemem bankowym. Pochodzenie tego systemu datuje się na okres średniowiecza. Jest to prawdziwa historia złotnika, który został bankierem, jak to zostało opowiedziane przez Louisa Evena.

 

Złotnik, który został bankierem

 

Przy odrobinie wyobraźni zapewne potraficie się przenieść w myśli do dawnej Europy, jeszcze mało rozwiniętej. Wówczas pieniądz nie odgrywał jeszcze tak wielkiej roli w transakcjach handlowych. Większość z nich polegała na prostej wymianie. Królowie, wielcy panowie, ludzie bogaci, wielcy kupcy posiadali jednak złoto i posługiwali się nim jako środkiem na wyposażenie armii albo na zdobycie towarów zagranicznych.

 

Wielcy panowie i narody często ze sobą walczyli; złoto i diamenty były więc narażone na napady. Dlatego właściciele złota, którzy stali się bardzo nerwowi, powierzali je coraz częściej złotnikom na przechowanie. Ci bowiem, pracując około cennego materiału, musieli posiadać solidne schowki. Złotnik brał w depozyt kosztowności, wystawiał ich właścicielowi pisemne zaświadczenie i przechowywał je za odpowiednim wynagrodzeniem. Oczywiście właściciel mógł się upomnieć, gdy tylko zechciał, o zwrot depozytu w części lub w całości.

Kupiec udający się z Paryża do Marsylii albo z Troyes do Amsterdamu mógł zaopatrzyć się w potrzebne mu złoto. Po drodze bywał jednak narażony na napady. Dlatego też starał się namówić swego sprzedawcę w Marsylii czy w Amsterdamie, żeby zamiast złota przyjął pisemne upoważnienie na część majątku, będącego w depozycie u złotnika w Paryżu czy w Troyes. Kwit złotnika stanowił dowód na istnienie tego majątku.

Zdarzało się również, że dostawcy w Amsterdamie, czy gdziekolwiek indziej, udało się namówić swego własnego złotnika w Londynie czy w Genewie na przyjęcie za jego usługi transportowe podpisanego kwitu, który otrzymał od swego francuskiego sprzedawcy. Krótko mówiąc, stopniowo doszło do tego, że kupcy wymieniali między sobą kwity zamiast złota, żeby go niepotrzebnie nie wozić i nie narażać na rabunek. To znaczy, że kupiec, zamiast iść do złotnika po sztaby złota, żeby zaspokoić swego wierzyciela, wręczał mu kwit złotnika, upoważniając go tym samym do podjęcia złota przechowywanego przez złotnika.

Zamiast złota przechodziły więc z rąk do rąk kwity złotnika. Ponieważ liczba sprzedających i kupujących była niewielka, nie był to zły system. Łatwo bowiem było śledzić przechodzenie kwitów.

Pożyczkodawca złota

Złotnik dokonał niebawem odkrycia, które powinno wprawić ludzkość w większe zdumienie, niż słynna podróż Krzysztofa Kolumba. Z doświadczenia wysnuł wniosek, że niemal całe powierzone mu złoto pozostawało w jego schowkach nienaruszone. Zaledwie jeden na dziesięciu właścicieli złota kiedykolwiek wyciągał go z sejfu. Właściciele tego złota posługiwali się w swoich transakcjach handlowych prawie wyłącznie kwitami złotnika. Niewielu z nich zgłaszało się po swoją własność.

Chciwość, żądza wzbogacenia się szybciej niż tylko pracując jako jubiler, przyśpieszyły jego tok myślenia i dodały mu odwagi. „Dlaczego nie miałbym pożyczać złota?" - pomyślał. Zauważcie: pożyczać złoto, które nie było jego własnością! Ponieważ dusza złotnika nie odznaczała się prawością duszy świętego Eligiusza (po francusku św. Eloi, szefa mennicy królów francuskich – Chlotara II i Dagoberta I w VII wieku), pielęgnował tę ideę. Posunął się w swoich zamysłach jeszcze dalej: „Chociaż to nie jest moja własność, będę pożyczał złoto na procent. Jeszcze lepiej, mój Mistrzu (czy przemawiał do Szatana?), zamiast złota będę pożyczał kwity, a procentów będę żądał w złocie: ono będzie do mnie należało, a złoto moich klientów pozostanie nienaruszone w schowkach, na pokrycie nowych pożyczek".

Utrzymywał to odkrycie w tajemnicy nawet przed żoną, która była zdziwiona, gdy często zacierał ręce z radości. Niebawem nadarzyła się okazja urzeczywistnienia tych planów, choć nie było wówczas „The Globe and Mail" czy „The Toronto Star", w których mógłby umieścić ogłoszenie.

 

Pewnego dnia odwiedził go przyjaciel, który potrzebował złota do pewnej transakcji. Nie był biedny: miał dom i gospodarstwo. Jako wynagrodzenie za pożyczkę obiecał dodatkowe złoto. Poręczył swoją własnością, której wartość z pewnością przewyższała wartość pożyczki. Gdyby nie mógł się wywiązać ze swoich zobowiązań, złotnik będzie mógł zawładnąć jego majątkiem.

 

Złotnik się ucieszył i dał się prosić tylko dla zachowania pozorów. Dał mu do wypełnienia formularz i wyjaśnił, z bezinteresowną pozą, że pozostawanie z dużą ilością pieniędzy w kieszeniach byłoby dla niego niebezpieczne. Następnie zaproponował przyjacielowi: „Dam ci kwit. Skutek będzie taki sam, jakbym pożyczył ci złota. Jeżeli twój wierzyciel zgłosi się do mnie z tym kwitem, dam mu złota, które przechowuję w swoich schowkach. Za tę usługę będziesz mi winien taki a taki procent".

Wierzyciel na ogół nie przychodził. On sam wymieniał kwit złotnika z kimś innym za coś, czego potrzebował. W międzyczasie wiadomość o pożyczkodawcy złota zaczęła się rozchodzić. Ludzie przychodzili do niego. Dzięki innym podobnym pożyczkom, udzielanym przez złotnika, wkrótce krążyło już o wiele razy więcej jego kwitów, niż miał on złota na ich pokrycie w schowkach.

Złotnik stworzył po prostu obieg pieniędzy, ciągnąc z tego procederu duże zyski. Szybko otrząsnął się z początkowej obawy, że zbyt wielu posiadaczy jego kwitów zgłosi się po złoto naraz. W pewnych granicach mógł działać zupełnie spokojnie. Co za gratka! Pożyczać złoto nie będące jego własnością i ciągnąć z tego zyski dzięki zaufaniu, jakie w nim pokładano; starał się bardzo je podtrzymywać! Nie ryzykował niczym, dopóki dysponował dostateczną rezerwą w swoich schowkach, jak mówiło mu doświadczenie. Jeżeli wierzyciel nie mógł wywiązać się ze swoich zobowiązań i nie spłacał pożyczki na czas, złotnik przejmował jego własność, powierzoną mu jako gwarancję. Sumienie złotnika szybko uległo wypaczeniu. Przestało mu dokuczać, jak to było z początku.

 

Tworzenie kredytu

Złotnik wkrótce uznał za stosowne zmienić formułę na swoich kwitach. Zamiast pisać: „Zaświadczenie Johna Smitha...", pisał po prostu: „Obiecuję wypłacić okazicielowi...". Kwity te krążyły jak pieniądz ze złota. Z pewnością zawołacie: „To nie do wiary!" Spójrzcie jednak na swoje banknoty. Przeczytajcie umieszczony na nich napis. Czy nie są one zupełnie podobne do kwitów złotnika i czy nie krążą jako pieniądz?

Prywatny system bankowy, twórca i władca pieniądza został więc wyhodowany w schowkach dawnego złotnika. Jego pożyczki stworzyły kredyt bankowy, bez naruszania złota. Prymitywne zaświadczenia złotnika zmieniły formę, przyjmując postać zwykłej obietnicy wypłacenia za okazaniem. Kredyty wypłacane przez bankiera noszą nazwę depozytów, wskutek czego ludność wyobraża sobie, że bankier wypożycza tylko sumy zdeponowane w banku. Kredyty te wchodzą w obieg jako czeki wystawiane na te kredyty. Zastąpiły one pod względem ilości i znaczenia legalny pieniądz rządu, którego rola była już tylko drugorzędna. Bankier tworzył dziesięć razy więcej banknotów niż państwo.

Złotnik przemieniony w bankiera dokonał nowego odkrycia: zauważył, że jeżeli puszczał w obieg większą liczbę kwitów, handel, przemysł, budownictwo ulegały przyśpieszeniu. Jeżeli zaś ograniczał kredyty, co z początku robił w obawie, że zbyt wielu klientów zgłosi się naraz po złoto, paraliżował w ten sposób rozwój przedsiębiorczości. Wydawało się, że istniała, w tym drugim przypadku, nadprodukcja, kiedy w rzeczywistości powstawał duży niedostatek, gdyż produkty pozostawały nie sprzedane ze względu na niedostateczną siłę nabywczą. Ceny spadały, mnożyły się bankructwa, pożyczkobiorcy nie mogli wywiązać się ze swoich zobowiązań wobec bankiera, który przejmował ich własności.

Bankier, bardzo zdolny do robienia interesów, dopatrzył się swojej wielkiej szansy: przemienić w pieniądz cudzy majątek dla własnego zysku! Mógł robić to dowolnie, podwyższając lub skąpo obniżając ceny. Mógł więc manipulować cudzym majątkiem, jak chciał, wykorzystując w czasie inflacji klientów, a kupców - w czasie depresji.

Szwedzki sztokholmski banknot był używany jako waluta wSzwecji w latach 1600-1700. W 1661 r. szwedzkie monety były wielkie. Niemożliwe było noszenie przy sobie 100 dalerów w monecie. Szwedzki Bank Sztokholmski uzyskał pozwolenie od rządu na produkcję banknotów. W ten sposób monety mogły pozostawać w banku, a ludzie mogli nosić przy sobie kawałki papieru, które wymieniły monety. Ten typ banknotów był pierwszym pieniądzem papierowym używanym w Europie.

Bankier staje się wszechwładnym panem

W ten sposób bankier stał się wszechwładnym panem, trzymając wszystkich w swojej mocy. Okresy pomyślności i zastoju następowały po sobie. Ludzie, którzy z tego powodu cierpieli, byli przekonani, że jest to naturalne i nieuniknione.

W międzyczasie uczeni i technicy starali się wynaleźć sposób na opanowanie sił przyrody i rozwój środków produkcji. Pojawiły się drukarnie, rozpowszechniła się wiedza, powstały nowocześniejsze miasta i miasteczka, pomnożyły się i ulepszyły środki żywnościowe, odzież, rozrywki itd. Człowiek zapanował nad siłami przyrody, wprzągł w swoją służbę elektryczność i parę. Wszystko się zmieniło, z wyjątkiem systemu pieniężnego.

Bankier utrzymywał swoje plany w tajemnicy. Wykorzystując zaufanie, jakim się cieszył wśród ludzi, odważył się ogłosić w mediach, zależnych od niego finansowo, że to banki wyciągnęły świat z barbaryzmu i przyczyniły się do ucywilizowania ludzkości. W ten sposób zepchnął uczonych i inne twórcze umysły na drugi plan drogi postępu. Dla mas było ubóstwo i lekceważenie, dla wyzyskujących finansistów – bogactwo i honory!

Stosunek gotówki do pożyczek wynosił w bankach kanadyjskich około 1 do 10 w latach 1940-tych. Od tego czasu stosunek ten (wymóg 10% rezerwy gotówki) zmienił się. W roku 1967 Kanadyjskie Prawo Bankowe pozwoliło bankom czarterowym tworzyć 16-krotność (w pieniądzach księgowych) ich rezerw w gotówce (w banknotach i w bilonie). Od roku 1980 minimalna wymagana rezerwa w gotówce wynosiła 5%, co oznaczało, że bankier potrzebował tylko jednego dolara na dwadzieścia, żeby odpowiedzieć na potrzeby tych, któ­rzy chcieli pożyczyć pieniądze. Bankier wiedział bardzo dobrze, że jeśli posiadał on 10000 dolarów gotówki, mógł pożyczyć dwadzieścia razy więcej, czyli 200 000 dolarów w postaci pieniędzy księgowych.

 

W praktyce banki mogą pożyczać nawet więcej niż to, ponieważ mogą one powiększyć dowolnie swoje rezerwy gotówkowe przez prosty zakup banknotów z banku centralnego (Banku Kanady) za pomocą pieniędzy księgowych, które tworzą z powietrza przy użyciu pióra. W roku 1982, komisja badająca wielkość zysków banków udowodniła, że w roku 1981 kanadyjskie banki czarterowe pożyczyły ogółem 32-krotność swego kapitału. Niektóre banki pożyczają nawet sumy równe 40-krotności ich kapitału. Co więcej, w 1990 r. w USA całkowite depozyty banków komercyjnych osiągnęły sumę około 3 000 miliardów dolarów, a ich rezerwy sięgały około 60 miliardów dolarów. To dawało stosunek depozytów do rezerw bankowych w wysokości 50/1. Banki amerykańskie posiadały gotówkę wystarczającą do wypłacenia swoim depozytariuszom tylko około dwóch centów za dolara.

 

Podrozdział 457(1) ostatniej wersji kanadyjskiej Ustawy Bankowej, przyjęty 13 grudnia 1991 r. stwierdza, że rezerwa podstawowa w formie gotówki, jaką bank handlowy musi posiadać wynosi zero. Tak więc banki nie mają już żadnych ograniczeń w tworzeniu kredytu, pieniędzy księgowych. (Jeśli gotówka zostanie ostatecznie zamieniona na pieniądze elektroniczne z kartą debetową lub mikroczipową, jak to już jest planowane przez banki, nie będą one nawet praktycznie ograniczone w tworzeniu pieniędzy, które nie będą wtedy kawałkami papieru czy zapisami w księdze bankowej, ale po prostu bitami, jednostkami informacji w komputerze.)

Niszczyciele pieniądza

 

Widzieliśmy więc, że banki tworzą pieniądze, kiedy udzielają pożyczki, jak to zostało wyjaśnione na końcu poprzedniej lekcji. Bankier wytwarza pieniądze, pieniądze bezgotówkowe, gdy pożycza konta pożyczkobiorcom, osobom prywatnym lub rządom. Gdy wychodzę z banku, w kraju pojawia się nowe źródło czeków, które przedtem nie istniało. Całkowita suma na wszystkich kontach bankowych w kraju zwiększyła się o 100.000 zł. Tymi nowymi pieniędzmi opłacam robotników, kupuję materiały i maszyny, buduję moją nową fabrykę. A więc kto stwarza pieniądze? – Bankierzy!

Ten rodzaj pieniądza stwarzają bankierzy i tylko bankierzy: pieniądz bezgotówkowy, pieniądz, który utrzymuje biznes w ruchu. Ale bankierzy nie dają pieniędzy stworzonych przez siebie. Oni je pożyczają. Pożyczają je na pewien czas, po czym trzeba im je zwrócić. Trzeba im je spłacić.

Od stworzonych przez siebie pieniędzy bankierzy domagają się odsetek. Możliwe, że w moim przypadku bankier zażąda od razu 10.000 zł odsetek. Odciągnie je z pożyczki i wyjdę z banku z kontem 90.000 zł, podpisawszy zobowiązanie zwrotu 100.000 zł w ciągu roku.

Budując moją fabrykę, będę płacił moim ludziom, kupował rzeczy i w ten sposób rozprowadzę moje konto bankowe o wartości 90 000 zł w całym kraju. Lecz w ciągu roku muszę, dzięki profitom, które uzyskałem, sprzedając moje produkty za więcej kapitału, niż mnie one kosztowały, zbudować moje konto bankowe o wartości nie mniejszej niż 100.000 zł.

Pod koniec roku spłacę swój dług, wystawiając czek na swoje konto opiewający na 100.000 zł. Bankier obciąży wtedy moje konto kwotą 100.000 zł, a więc odbierze te 100.000 zł, które wyciągnąłem z kraju, sprzedając moje produkty. Nie wpłaciłem tej sumy na niczyje konto. Nikt nie będzie mógł wystawić czeku na te 100.000 zł. Jest to pieniądz martwy.

Pożyczka powoduje narodziny pieniądza. Zwrot pożyczki powoduje jego śmierć. Bankierzy stwarzają pieniądze, gdy je pożyczają. Bankierzy składają pieniądze do trumny, gdy im się je oddaje. Są oni zatem także niszczycielami (grabarzami) pieniędzy.

 

Jak powiedział wybitny brytyjski bankier, Right Honourable (tytuł należny dygnitarzom) Reginald McKenna, brytyjski minister skarbu i prezes Midland Bank, jednego z Wielkiej Piątki (pięciu największych banków Anglii): „Każda pożyczka, przekroczenie konta bankowego i zakup bankowy tworzy depozyt, a każda spłata pożyczki, przekroczenia konta bankowego czy sprzedaż bankowa niszczy depozyt".

System działa w ten sposób, że spłata powinna przewyższać pożyczkę; liczba zgonów powinna przewyższać liczbę narodzin; niszczenie powinno przewyższać tworzenie.

Wydaje się to niemożliwe i jest to w całości niemożliwe. Jeżeli mi się powiedzie, ktoś inny zbankrutuje, gdyż wszyscy razem nie zdołamy oddać do banku więcej pieniędzy, niż ich wyprodukowano. Bankierzy stwarzają kapitał i tylko kapitał. Nikt nie tworzy odsetek, gdyż nikt inny nie tworzy pieniędzy. Ale pomimo to bankierzy domagają się obu, kapitału i odsetek. Taki system może utrzymać się jedynie za pomocą nieustannego i wciąż wzrastającego przypływu pożyczek. Stąd system długów i utrwalanie się dominującej władzy banków.

 

Dług publiczny

Rząd nie tworzy pieniędzy. Jeżeli z powodu niedoboru pieniędzy nie może już opodatkowywać osób prywatnych ani od nich pożyczać, pożycza od banków.

Operacja ta przebiega dokładnie tak samo, jak w moim przypadku. Gwarancję stanowi cały kraj. Promesą (przyrzeczeniem) zwrotu jest zobowiązanie dłużne. Pożyczką pieniężną jest konto, które powstało za pomocą pióra i atramentu.

Tak więc w październiku 1939 r. rząd federalny w Kanadzie, aby sprostać pierwszym wydatkom wojennym, zażądał od banków 80 milionów dolarów. Banki wystawiły 80-milionowe konto, nic nikomu nie zabierając, udzielając w ten sposób rządowi nowej podstawy dla czeków na 80 milionów dolarów. Ale w październiku 1941 r. rząd musiał oddać bankom 83.200.000 dolarów, włączając kapitał i odsetki.

Rząd musiał wycofać z kraju, za pośrednictwem podatków, tyle pieniędzy, ile wydał, 80 milionów. Ponadto musiał wycofać z kraju dalsze 3 miliony, których nigdy nie wprowadził na rynek i któ­rych ani bankierzy, ani nikt inny nie wyemitował.

Dobrze jeszcze, gdy rząd znajduje pieniądze, które istnieją. Ale jak może on znaleźć pieniądze, które nigdy nie istniały? Faktem jest, że rząd ich nie znajdzie i po prostu dodaje je do długu narodowego. Wyjaśnia to, dlaczego dług narodowy wzrasta w miarę, jak rozwój kraju domaga się nowego pieniądza. Wszystkie nowe pieniądze są tworzone jako dług przez bankiera, który domaga się więcej pieniędzy, niż ich rzeczywiście wyemitował.

Ludność kraju staje się zbiorowo zadłużona na rzecz produkcji, którą zbiorowo sama wytworzyła! Tak jest w przypadku produkcji wojennej. Również jest tak w przypadku produkcji pokojowej: dróg, mostów, wodociągów, szkół, kościołów, itd.

 

Wada pieniądza

Sytuacja sprowadza się do niepojętej rzeczy: wszystkie pieniądze, które są w obiegu, pochodzą jedynie z banków. Nawet pieniądze metalowe lub papierowe wchodzą do obiegu tylko wtedy, gdy zostają wypuszczone przez banki.

Otóż banki puszczają w obieg pieniądze tylko w ten sposób, że pożyczają je i obciążają odsetkami (lichwą). To znaczy, że wszystkie pieniądze będące w obiegu wyszły z banków i pewnego dnia muszą do banków powrócić, ale powiększone o pewien procent.

Bank pozostaje właścicielem pieniędzy. My jesteśmy jedynie pożyczkobiorcami. Jeżeli ktoś zatrzymuje swoje pieniądze na dłużej albo na stałe, inni z konieczności stają się niezdolni do wypełniania swoich zobowiązań finansowych.

Naturalnym owocem takiego systemu jest wielka liczba bankructw osób prywatnych i spółek, hipoteki za hipotekami oraz stały wzrost długów publicznych.

Żądanie odsetek od pieniądza przy jego powstawaniu jest zarazem nieprawne i absurdalne, antyspołeczne i sprzeczne z dobrą arytmetyką. Wada pieniądza jest więc zarówno wadą techniczną, jak i wadą społeczną.

W miarę jak kraj rozwija się, pod względem produkcyjnym jak i ludnościowym, potrzeba większej ilości pieniędzy. Otóż nie można otrzymać nowych pieniędzy w inny sposób, jak obciążając społeczeństwo długiem, który wspólnie nie może być spłacony.

Powstaje więc wybór pomiędzy zatrzymaniem rozwoju a zadłużaniem się; pomiędzy masowym bezrobociem a zaciąganiem pożyczek nie do spłacenia. Właśnie między tymi dwiema alternatywami szamoczą się wszystkie kraje.

Arystoteles, a po nim św. Tomasz z Akwinu piszą, że pieniądz się nie mnoży. Otóż bankier stwarza pieniądz tylko pod tym warunkiem, że się on pomnoży. Ponieważ ani rząd, ani prywatne osoby nie stwarzają pieniędzy, nikt więc nie stwarza odsetek, o które dopomina się bankier. Ten sposób emisji, nawet jeśli jest zalegalizowany, pozostaje błędny i jest nie do przyjęcia.

Upadek i upodlenie

Wytwarzanie pieniędzy w kraju w ten sposób, że się zadłuża rządy i osoby prywatne, ustanawia prawdziwą dyktaturę zarówno nad rządami, jak nad jednostkami.

Suwerenny rząd stał się sygnatariuszem długów u małej grupy wyzyskiwaczy. Minister reprezentujący 38 milionów mężczyzn, kobiet i dzieci podpisuje długi nie do spłacenia. Bankierzy, którzy reprezentują klikę zainteresowaną tylko zyskiem i władzą, fabrykują krajowy pieniądz.

 

Bez krwi ludzie nie mogą żyć. Na tym polega porównanie pieniędzy do ekonomicznej krwi narodu. Papież Pius XI napisał w 1931 r. w encykliceQuadragesimo anno„106. To ujarzmienie życia gospodarczego najgorszą przybiera postać w działalności tych ludzi, którzy, jako stróże i kierownicy kapitału finansowego, władają kredytem i rozdzielają go według swej woli. W ten sposób regulują oni niejako obieg krwi w organizmie gospodarczym i sam żywioł życia gospodarczego trzymają w swych rękach, że nikt nie może wbrew ich woli oddychać".

 

Jest to jaskrawy przejaw upadku władzy, o któ­rym Papież mówi: rządy zrzekły się swoich szlachetnych funkcji i stały się sługami interesów prywatnych.

Rząd, zamiast kierować państwem przeobraził się w poborcę podatków i wielka część dochodu z podatków, część najbardziej uświęcona, nie podlegająca żadnej dyskusji, jest ściśle przeznaczona na spłatę odsetek od długu narodowego.

Również ustawodawstwo polega przede wszystkim na opodatkowaniu ludzi i na ograniczaniu wszędzie wolności.

Istnieją prawa zapewniające ochronę zwrotu pieniędzy ich wytwórcom. Ale nie ma prawa, które uniemożliwiałoby umieranie ludzi ze skrajnej nędzy.

Jeśli chodzi o jednostki, niedobór pieniędzy rozwija u nich mentalność wilków. W obliczu obfitości tylko ci, którzy posiadają ten zbyt rzadki symbol dóbr – pieniądze, mają prawo do korzystania z tej obfitości. Stąd współzawodnictwo, tyrania właścicieli, wewnętrzne konflikty itd.

Mała garstka pożera wszystkich pozostałych. Ogromna masa ludzi cierpi, wielu w poniżającym ubóstwie.

Chorzy pozostają bez opieki; dzieci są źle lub niewystarczająco odżywiane; talenty nie mogą się rozwijać; młodzi nie mogą znaleźć pracy ani założyć rodziny; rolnicy tracą gospodarstwa; fabrykanci bankrutują; rodziny z trudem wegetują – a wszystko to nie ma innego usprawiedliwienia, jak tylko brak pieniędzy. Pióro bankiera narzuca ludziom niedostatek, zaś rządom – niewolę.

Do tego, co zostało powiedziane, należy mocno podkreślić, że: to produkcja daje wartość pieniądzom. Góra pieniędzy bez odpowiadających jej produktów nikogo nie utrzyma przy życiu i jest absolutnie bezwartościowa. Zatem to rolnicy, przemysłowcy, robotnicy, profesjonaliści, zorganizowane społeczeństwo dostarczają produktów, dóbr i usług. Ale to bankierzy stwarzają pieniądze, oparte na produktach. I bankierzy przywłaszczają te pieniądze, które czerpią swoją wartość z produktów i pożyczają je tym, którzy wykonują produkty.

System zadłużonego pieniądza

Ukryta tajemnica pieniądza

 

 

Sposób, w jaki tworzone są pieniądze przez banki prywatne jako dług jest dobrze wyjaśniony w paraboli Louisa Evena pt. „Wyspa Rozbitków". System ekonomiczny jest tu jasno rozdzielony na dwie części: system produkcyjny i system finansowy. Z jednej strony mieszka na wyspie pięciu rozbitków, którzy wyrabiają rozmaite rzeczy niezbędne do życia, z drugiej strony bankier, który pożycza pieniądze. W celu uproszczenia naszego przykładu załóżmy, że mamy do czynienia tylko z jednym pożyczkobiorcą na całą społeczność wyspy - nazwijmy go Pawłem.

 

Paweł, w imieniu społeczności wyspy, decyduje się na zaciągnięcie u bankiera pożyczki wystarczającej do gospodarzenia na wyspie: powiedzmy 100 dolarów na 6%. Pod koniec roku Paweł będzie musiał zapłacić bankierowi 6%, a więc 6 dolarów. 100 minus 6 = 94, zatem na wyspie pozostaną 94 dolary. Dług 100 dolarów obowiązuje jednak nadal. Sytuacja jest więc taka, jakby pożyczka 100 dolarów została dokonana na nowo i ponadto pod koniec drugiego roku trzeba dodatkowo zapłacić 6 dolarów. Po odjęciu 6 od 94 pozostaje 88 dolarów w obiegu. Jeżeli Paweł będzie nadal spłacał co roku 6 dolarów procentu, pod koniec siedemnastego roku nie będzie już żadnych pieniędzy na wyspie. Dług 100 dolarów będzie jednak istniał nadal i bankier będzie upoważniony do zawładnięcia całą własnością mieszkańców wyspy.

Produkcja mieszkańców wzrosła, ale pieniądz się nie powiększył. Bankier zaś nie chce produktów, lecz pieniędzy. Mieszkańcy wyspy wytwarzają tylko produkty, ale nie pieniądze. Do fabrykowania pieniędzy jest upoważniony tylko bankier. Zatem wydaje się, że płacenie przez społeczeństwo co roku procentów nie zgadza się ze zdrowym rozsądkiem.

Wróćmy do początku naszego przykładu. Pod koniec pierwszego roku Paweł postanowił nie zapłacić procentu, natomiast zdecydował się dopożyczyć pieniędzy, powiększając w ten sposób dług do 106 dolarów. „Nie ma problemu, odsetki od dodatkowych 6 dolarów wynoszą jedynie 36 centów, co stanowi kroplę wobec 106 dolarów!" – wyjaśnił bankier. Zatem na końcu drugiego roku dług będzie wynosił: 106 dolarów + 6% ze 106 dolarów = 6,36 dolara, a więc całkowity dług 112,36 dolara po dwóch latach. Na końcu piątego roku dług wyniesie 133,82 dolara, a procent 7,57 dolara. „Nie jest tak źle" - uspokaja się Paweł- „oprocentowanie w ciągu tych 5 lat powiększyło się zaledwie o 1,57 dolara". Ale jaka sytuacja będzie za 50 lat?

 

Dług rośnie stosunkowo powoli przez pierwsze lata, lecz potem wzrasta gwałtownie. Proszę zauważyć, że dług wzrasta co rok, natomiast początkowy kapitał pożyczony (pieniądz w obiegu) pozostaje zawsze taki sam. W żadnym momencie dług nie może być spłacony przy pomocy pieniędzy, istniejących w obiegu, nawet na końcu pierwszego roku: w obiegu pozostaje 100 dolarów, a dług wynosi 106 dolarów. Na końcu pięćdziesiątego roku cały pieniądz będący w obiegu (100 dolarów) nie wystarcza nawet do zapłacenia samego procentu od długu: 104,26 dolara.

Cały pieniądz będący w obiegu jest pożyczony i powinno się go oddać do banku, z procentem. Bankier tworzy pieniądz i go pożycza. Domaga się jednak od pożyczkobiorcy obietnicy, że mu spłaci całą pożyczkę i dodatkowo inny pieniądz, którego bankier nie stworzył. Wyłącznie bankier tworzy pieniądze: kapitał, ale nie procent. Domaga się jednak zwrotu kapitału, który stworzył, plus procentu, którego nie stworzył i którego nikt inny nie tworzy. Ponieważ jest niemożliwością oddać pieniądz, który nie istnieje, dług narasta. Dług publiczny powstał z pieniądza, który nie istnieje, bo nigdy nie przyszedł na świat, a mimo to rząd zobowiązał się go spłacić. Tej umowy nie da się dotrzymać, chociaż finansiści stoją na stanowisku, że nie można jej rozwiązać, choćby nawet ludzie mieli umierać z głodu.

Procent składany

Gwałtowny wzrost długu po kilku latach jest wynikiem tzw. procentu składanego. W odróżnieniu od zwykłego procentu płaconego tylko od początkowego pożyczonego kapitału, procent składany jest procentem, który się płaci od kapitału i od nie zapłaconego procentu, dodanego do kapitału. Na przykład: ze zwykłym procentem pożyczka 100 dolarów na 6% po upływie 5 lat stworzyłaby dług: 100 dolarów + 5 x 6 % ze 100 dolarów (30 dolarów), a więc 130 dolarów; natomiast z procentem składanym dług po upływie 5 lat jest sumą długu z poprzedniego roku (126,35 dolara) oraz 6% z tej kwoty, a więc 133,82 dolara.

 

Wszystkie te dane umieszczamy na wykresie, gdzie na osi odciętych jest podziałka w latach, a na osi rzędnych – w dolarach. Łącząc odpowiednie punkty otrzymujemy krzywą, która pozwoli nam uzmysłowić sobie skutek procentu składanego i wzrost długu:

Nachylenie krzywej powiększa się niewiele w ciągu pierwszych lat, ale po 30 lub 40 latach wzrasta gwałtownie. Długi wszystkich państw na świecie powstają na tej samej zasadzie i wzrastają w ten sam sposób. Dla przykładu zbadajmy dług Kanady.

Dług publiczny Kanady

Rząd Kanady ustala co roku budżet, w którym przewiduje wydatki i wpływy w ciągu całego roku. Jeżeli rząd otrzymuje więcej pieniędzy niż ich wydaje, będzie miał nadwyżki budżetowe; jeżeli wydaje więcej niż otrzymuje, będzie miał deficyt. Tak więc na rok skarbowy 1985-86 (rok budżetowy rządu rozpoczyna się 1 kwietnia, a kończy 31 marca) rząd federalny miał 105 miliardów dolarów wydatków i 71,2 miliarda dolarów wpływów, co w wyniku daje 33,8 miliarda dolarów deficytu. Ten deficyt oznacza brak, który trzeba uzupełnić. W tym celu rząd musi zaciągnąć pożyczkę. (Dług federalny mógł utrzymać równowagę swojego budżetu w ostatnich latach, ale tylko dlatego, że przerzucił swój deficyt na prowincje i zarządy miejskie, zmuszając je do cięć w ochronie zdrowia i innych podstawowych usługach. Nie zapobiega to stałemu wzrostowi ogólnego długu całej administracji publicznej.)

 

Dług federalny jest sumą wszystkich deficytów budżetowych, odkąd Kanada istnieje (Konfederacja w 1867 roku). Zatem deficyt z roku 1986, wynoszący 33,8 miliarda dolarów, dodaje się do długu z roku 1985 – do 190,3 miliarda dolarów, co w wyniku daje 224,1 miliarda dolarów całkowitego długu w roku 1986. (W styczniu 1994 r. kanadyjski dług publiczny osiągnął kwotę 500 miliardów dolarów.)

 

Gdy Kanada powstała w roku 1876 (unia 4 prowincji: Ontario, Quebec, Nowy Brunszwik i Nowa Szkocja), dług państwowy wynosił 93 miliony dolarów. Pierwszy wielki skok nastąpił w czasie I wojny światowej (1914-18), kiedy to dług państwowy Kanady z 483 milionów dolarów w roku 1913 wzrósł do 3 miliardów dolarów w roku 1920. Druga wielka hossa nastąpiła podczas II wojny światowej (1939-45), gdy dług 4 mld dolarów w roku 1942 podskoczył do 13 mld dolarów w roku 1947. Te dwie zwyżki można uzasadnić tym, że rząd biorąc udział w obu wojnach, musiał pożyczyć duże sumy pieniędzy.

 

Czym jednak wytłumaczyć niezwykłą hossę w ostatnich latach, kiedy dług jakby się pomnożył przez dziesięć, podskoczywszy z 24 miliardów dolarów w roku 1975 do 224 miliardów dolarów w roku 1986, podczas gdy Kanada przeżywała okres pokoju i nie musiała zaciągać pożyczek wojennych?

Jest to wynik procentu składanego, jak to zobrazowaliśmy w bajce „Wyspa Rozbitków". Dług rośnie powoli w ciągu pierwszych lat, później się szybko mnoży. Dług Kanady w ostatnich latach powiększył się nawet szybciej, niż na Wyspie Rozbitków, gdyż na niej stopa procentowa była zawsze taka sama: 6%, podczas gdy w Kanadzie stopa procentowa się zmienia: od 2% w czasie wojny, dochodząc do szczytowej wielkości 22% w ciągu krótkiego okresu w roku 1981.

Tutaj mamy inne wyjaśnienie szybkiego wzrostu długu kanadyjskiego: w przeciwieństwie do paraboli Louisa Evena, w której podaż pieniądza ciągle pozostaje taka sama, $100, ilość pieniądza w obiegu w Kanadzie wzrosła wiele razy od czasu Konfederacji, co oznaczało coraz większe pożyczki… i większy dług!

Jest wielka różnica między stopami procentowymi: 6%, 10% albo 20%, gdy ma się do czynienia z procentem składanym. Poniższym zestawieniem zilustrowaliśmy, w jaki sposób narasta dług w ciągu 100 lat, jeżeli pożyczymy 1 dolara na procent składany:

na 1% ................................... $2,72

na 2% ................................. $19,25

na 3% ............................... $340,00

na 10% ......................... $13809,00

na 12% ..................... $1174405,00

na 18% ................... $15145207,00

na 24% ................. $251799494,00

Gdybyście pożyczyli na 50%, nie starczyłoby pieniędzy na całym świecie na spłacenie pożyczki 1 dolara! Istnieje reguła, która pozwala obliczyć, po jakim czasie suma pożyczona na procent składany podwaja się. Jest to reguła „72": 72 dzieli się przez wybraną stopę procentową i wynik wskazuje na liczbę lat. Na przykład: na 10% – suma pożyczona powinna się podwoić za 7,2 roku (72 podzielone przez 10).

 

To wszystko wykazuje, że wszelki procent, którego się żąda od pieniądza stworzonego z niczego, nawet na stopę procentową 1, jest lichwą. W raporcie z listopada 1993 r. Kanadyjski Audytor Generalny obliczył, że z sumy 423 miliardów dolarów długu narosłego od Konfederacji do 1992 r. tylko 37 miliardów zostało przeznaczone na wydatki związane z programami socjalnymi. Pozostałe 386 miliardów dolarów pokrywało koszty pożyczki tych 37 miliardów. Innymi słowy, 91% długu składało się z kosztu odsetek, rząd wydał tylko 37 miliardów (8,75% długu) na faktyczne dobra i usługi.

Dług publiczny Stanów Zjednoczonych

Dług Stanów Zjednoczonych przedstawia się podobnie jak dług Kanady, lecz liczby są dziesięć razy większe. Podobnie jak w Kanadzie, pierwsze znaczne wzrosty długu państwowego nastąpiły w czasie wojen: wojny secesyjnej (1861-65), I i II wojny światowej. Na przykład dług, który wynosił 1,2 miliarda dolarów w 1916 r. powiększył się do 25 miliardów w 1919 r. Od 1939 r. do 1945 r. wzrósł z 40 miliardów dolarów do 258 miliardów. Od 1975 r. do 1986 r. dług wzrósł z 533 mld do 2125 mld.

 

W październiku 2005 r. dług federalny osiągnął kwotę 8 bilionów dolarów US (26 672 dolary na każdego obywatela USA) i kontynuuje dziki wzrost bez kontroli. (W roku fiskalnym 2004, koszty odsetek od długu federalnego wyniosły 321 miliardów dolarów.)To tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli istnieje dług publiczny, istnieją też długi prywatne! Rząd federalny jest największym pojedynczym pożyczkobiorcą, ale nie jedynym w kraju: są także osoby indywidualne i kompanie. Dług publiczny w USA w 1992 r. wynosił 4 biliony dolarów, a całkowity dług 16 bilionów, z istniejącą podażą pieniędzy wynoszącą tylko 950 miliardów. W roku 2006 całkowity dług (stanowy, korporacyjny, konsumpcyjny) wzrósł do 41 bilionów dolarów!

 

Rozwiązanie: pieniądze wolne od długu, tworzone przez społeczeństwo

Koszt obsługi długu publicznego wzrasta proporcjonalnie do długu, ponieważ stanowi procent od samego długu. Rząd federalny, żeby sfinansować ten dług, sprzedaje Bony Skarbowe i inne obligacje, z których większość kupują banki komercyjne.

Co do bonów skarbowych, rząd ich bankom nie sprzedaje, lecz darowuje, gdyż one banków nic nie kosztują. Banki nie pożyczają pieniędzy, one je tworzą. Banki więc nie tylko otrzymują coś za nic, ale oprócz tego ciągną zyski z odsetek.

Na dowód tego przytoczymy wymianę zdań na temat utworzenia 2 miliardów dolarów przez Bank Rezerwy Federalnej, jaka odbyła się 30 września 1941 r. między Marrinerem Ecclesem, prezesem zarządu Banku Rezerwy Federalnej (banku centralnego Stanów Zjednoczonych), a Wrightem Patmanem, przewodniczącym Komisji ds. Bankowości i Waluty Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych:


Patman: Skąd wzięliście pieniądze na zakup tych 2 miliardów dolarów w obligacjach rządowych?

Eccles: Stworzyliśmy je sami.

Patman: Na jakiej podstawie?

Eccles: Z tytułu prawa do emitowania kredytu finansowego.

Patman: Czy poza kredytem rządowym nie macie nic innego?

Eccles: Mamy jeszcze obligacje rządowe.

Patman: A więc kredyt rządowy.

To wprowadza nas na właściwą drogę rozwiązania problemu. Jeżeli wartość obligacji opiera się na kredycie rządowym, dlaczego rząd, chcąc się posłużyć własnym kredytem, musi korzystać z usług banków?

Przecież wartość pieniądza jest oparta na kredycie rządu, społeczeństwa, bankier zaś dostarcza tylko cyfr, zapisując je w księgach bankowych. Te cyfry umożliwiają państwu wykorzystanie własnej zdolności produkcyjnej, zrobienie użytku z własnego bogactwa.

Pieniądze nie są niczym innym, jak cyframi, które nadają prawo do produktów. Pieniądz jest tylko znakiem, ustanowieniem tego prawa (zgodnie ze słowami Arystotelesa). Nie jest bogactwem, ale symbolem, który daje prawo do bogactwa. Bez produktów pieniądz nie posiadałby żadnej wartości. Dlaczego więc mamy płacić za cyfry? Dlaczego mamy płacić za coś, czego fabrykacja nic nie kosztuje?

Społeczeństwo jest właścicielem pieniądza, którego wartość jest oparta na zdolności produkcyjnej kraju. Dlaczego więc musi bankierom płacić za możność posłużenia się własnym pieniądzem? Dlaczego ma płacić za używanie swojego własnego bogactwa? Dlaczego rząd nie emituje swoich własnych pieniędzy bezpośrednio, bez przechodzenia przez banki?

 

Nawet pierwszy prezes Banku Kanady przyznał, że rząd federalny ma prawo emisji swoich własnych pieniędzy. Graham Towers, który był prezesem Banku od 1935 r. do 1951 r. odpowiedział na następujące pytanie przed kanadyjską Komisją Bankowości i Handlu, na wiosnę 1939 r.:

Pytanie: Czy może mi Pan powiedzieć, dlaczego rząd, który ma władzę tworzenia pieniędzy powinien oddać tę władzę w ręce prywatnego monopolu, a potem pożyczać to, co parlament może stworzyć sam, i płacić odsetki, aż do chwili narodowego bankructwa?

Odpowiedź Towersa: Jeżeli parlament zechce zmienić formę działania systemu bankowego, jest to z pewnością w mocy parlamentu.

 

Amerykński wynalazca Thomas Edison powiedział: „Jeśli nasz naród może wyemitować obligacje dolarowe, może też wyemitować dolarowe banknoty. Składnik, który czyni obligacje ważnymi, czyni ważnymi także banknoty. Różnica między obligacjami i banknotami polega na tym, że obligacje pozwalają maklerom gromadzić podwójną sumę obligacji i dodatkowe 20 procent odsetek, podczas gdy walutą płacą ci, którzy bezpośrednio wnoszą wkład w jakiś użyteczny sposób.

Absurdem jest twierdzenie, że nasz kraj może wyemitować 30 milionów dolarów w obligacjach, a nie może wyemitować 30 milionów w walucie. Oba rodzaje emisji są obietnicą wypłaty; lecz jedna obietnica tuczy lichwiarza, a druga pomaga ludziom. Gdyby waluta emitowana przez rząd nie była dobra, wtedy również obligacje nie byłyby dobre. To straszna sytuacja, kiedy rząd musi się zadłużać, żeby mogło wzrosnąć bogactwo narodu, musi popadać w dług i podporządkować się rujnującym spłatom odsetek w rękach ludzi, którzy kontrolują fikcyjną wartość złota".

Oto kilka pytań, jakie często zadają Kredytowcy Społeczni.

Pytanie: Czy rząd ma władzę tworzenia pieniędzy? Czy pieniądze te będą tak dobre, jak te pochodzące z banków?

Odpowiedź: Rząd rzeczywiście ma władzę tworzenia pieniędzy, emisji pieniędzy dla swojego kraju, ponieważ to on sam, rząd federalny, oddał tę władzę bankom komercyjnym. Największą głupotą jest odmówienie sobie przez rząd przywileju, który rząd oddał bankom! Ponadto, tworzenie swojej własnej waluty jest podstawowym obowiązkiem każdego suwerennego rządu, ale wszystkie kraje oddały dziś niesprawiedliwie tę władzę w ręce prywatnych korporacji, banków komercyjnych. Pierwszym krajem, który oddał tę władzę prywatnym korporacjom była Wielka Brytania w 1694 r. W Kanadzie i w USA to prawo zostało utracone w 1913 r.

Niebezpieczeństwo inflacji nie istnieje

Pytanie: Czy nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że rząd może nadużyć tej władzy i wyemitować za dużo pieniędzy, co spowoduje inflację? Czy nie jest lepiej, żeby rząd oddał tę władzę bankierom, aby trzymać się jak najdalej od zachcianek polityków?

Odpowiedź: Pieniądze emitowane przez rząd będą nie bardziej inflacjogenne niż pieniądze tworzone przez banki: będą to takie same liczby, oparte na tej samej produkcji kraju. Jedyna różnica polega na tym, że rząd nie będzie musiał się zadłużać, czy płacić odsetek, żeby otrzymać te liczby.

Z drugiej strony, podstawową przyczyną inflacji są dokładnie pieniądze tworzone jako dług przez banki: inflacja oznacza rosnące ceny. Obowiązek narzucony korporacjom i rządom, które pożyczają pieniądze, zwrotu bankom większej ilości pieniędzy niż banki te stworzyły, zmusza korporacje do zwiększania cen ich produktów, a rządy do zwiększania podatków.

Jakich środków używa obecny prezes Banku Kanady w walce z inflacją? Ściśle, co faktycznie powoduje jej wzrost, to znaczy wzrost stóp procentowych? Wielu premierów stwierdzało: „To jest tak, jakbyśmy próbowali ugasić ogień przez polewanie go benzyną".

 

Oczywiste jest, że gdyby rząd kanadyjski postanowił tworzyć, czy drukować pieniądze w sposób dowolny, bez żadnych ograniczeń, zgodnie z zachciankami członków gabinetu, bez żadnego związku z istniejącą produkcją, spowodowałby z pewnością galopującą inflację. To nie ma absolutnie nic wspólnego z tym, co proponują Kredytowcy Społeczni.

Prawidłowa księgowość

Kiedy Kredytowcy Społeczni mówią o tworzeniu pieniędzy przez rząd, opowiadają się oni za tym, że pieniądze muszą powrócić do swojej właściwej funkcji, to znaczy, że mają być liczbami, biletami, reprezentującymi produkty, co istotnie nie jest niczym innym, jak prostą księgowością. Ponieważ pieniądze nie są niczym innym, jak systemem księgowości, jedyną konieczną rzeczą do zrobienia byłoby stworzenie prawidłowej księgowości.

Rząd wyznaczyłby komisję księgowych, niezależne ciało zwane: „Narodowym Biurem Kredytowym" (w Polsce pracę tę mógłby wykonywać Narodowy Bank Polski, gdyby został do tego powołany przez rząd). To Narodowe Biuro Kredytowe byłoby odpowiedzialne za prowadzenie prawidłowej księgowości, gdzie pieniądze nie byłyby niczym innym, jak odzwierciedleniem i dokładnym finansowym wyrazem ekonomicznej rzeczywistości: produkcja wyrażona byłaby w aktywach, a konsumpcja w pasywach. Ponieważ nie można skonsumować więcej, niż zostało wyprodukowane, pasywa nigdy nie przekroczyłyby aktywów, a deficyty i długi byłyby niemożliwe.

W praktyce wyglądałoby to następująco: nowe pieniądze emitowane byłyby przez Narodowe Biuro Kredytowe, kiedy powstawałyby nowe produkty i byłyby wycofywane z obiegu, kiedy te produkty zostałyby skonsumowane (zakupione). (Praca Louisa Evena pt. Zdrowy i skuteczny system finansowy szczegółowo wyjaśnia ten mechanizm.) Nie będzie zatem niebezpieczeństwa posiadania większej ilości pieniędzy niż produktów. Będzie istniała stała równowaga między pieniędzmi a produktami. Pieniądze będą zawsze utrzymywały tę samą wartość, a jakakolwiek inflacja będzie niemożliwa. Pieniądze nie będą emitowane zgodnie z zachciankami rządu ani księgowych, ponieważ komisja księgowych, powołana przez rząd, będzie działała tylko zgodnie z faktami i z tym, co produkują i konsumują mieszkańcy kraju.

Najlepszym sposobem zapobiegania jakiemukolwiek wzrostowi cen jest ich obniżanie. Kredyt Społeczny proponuje także mechanizm obniżki cen detalicznych, zwany „dyskontem skompensowanym", który pozwala konsumentom na zakup całej dostępnej produkcji na sprzedaż przy użyciu siły nabywczej, jaką posiadają oni w swojej dyspozycji, przez obniżenie cen detalicznych (rabat) o pewien procent tak, by całkowita suma cen detalicznych wszystkich dóbr na sprzedaż była równa całkowitej dostępnej sile nabywczej konsumentów. Ten rabat będzie potem zwracany kupcom detalicznym przez Narodowe Biuro Kredytowe. (Wyjaśnimy to w następnych lekcjach.)

Nigdy więcej problemów finansowych

Gdyby rząd emitował swoje własne pieniądze na potrzeby społeczeństwa, mógłby on automatycznie zapłacić za wszystko, co może być produkowane w kraju i nie byłby już więcej zmuszony do pożyczania pieniędzy z zagranicznych lub krajowych instytucji finansowych. Jedyne podatki, jakie płaciliby ludzie byłyby przeznaczone na usługi przez nich konsumowane. Nie trzeba by było już więcej płacić trzykrotnie albo czterokrotnie faktycznej ceny przedsięwzięć publicznych, co jest spowodowane kosztami odsetek.

Tak więc, kiedy rząd będzie dyskutował nad nowym projektem, nie będzie pytał: „Czy mamy pieniądze?", ale: „Czy mamy materiały i pracowników, żeby to zrealizować?". Jeżeli tak jest, nowe pieniądze automatycznie będą wyemitowane na sfinansowanie tej nowej produkcji. Wtedy Polacy mogliby rzeczywiście żyć zgodnie ze swoim realnym bogactwem, bogactwem fizycznym, możliwościami produkcji. Innymi słowy, wszystko, co jest fizycznie możliwe do wykonania, byłoby możliwe do wykonania finansowo. Nie byłoby już więcej problemów finansowych. Jedyne ograniczenie stanowiłaby zdolność produkcyjna kraju. Rząd mógłby finansować wszystkie przedsięwzięcia i programy społeczne, możliwe do wykonania fizycznie, których domagaliby się mieszkańcy.

W obecnym systemie zadłużonego pieniądza, gdyby długi musiały zostać spłacone bankierom, nie mielibyśmy w obiegu żadnych pieniędzy, co spowodowałoby depresję nieskończenie gorszą, niż jakakolwiek w przeszłości. Przytoczymy jeszcze raz rozmowę, jaka odbyła się 30 września 1941 r. w Komisji ds. Bankowości i Waluty, między panami Patmanem i Ecclesem:

Patman: Czy Pana zdaniem ludzie powinni spłacać długi, zamiast korzystać ze swoich pieniędzy w sposób dowolny? Zdaje się, że tak się Pan wyraził.

Eccles: Owszem, odnosiło się to do kredytu ratalnego.

Patman: Czy sądzi Pan, że ludzie powinni spłacać swoje długi w zasadzie w miarę swoich możliwości?

Eccles: To zależy od nich samych. Gdyby w naszym systemie nie było już długów...

Patman: Właśnie to zagadnienie chciałem z Panem przedyskutowć.

Eccles: ...nie byłoby już pieniędzy.

Patman: Załóżmy, że wszyscy spłacają swoje długi. Czy wówczas zabrakłoby pieniędzy na bieżące sprawy?

Eccles: Na pewno.

Patman: Możemy więc powiedzieć, że nasz system finansowy w całości opiera się na długach.

Jak więc można się spodziewać, że wyjdziemy z długów, jeżeli cały pieniądz na ich spłacenie sam stanowi dług? Równowaga budżetowa w takim systemie jest nieosiągalna. Należy doprowadzić do równowagi między zdolnością płatniczą a zdolnością produkcyjną, zamiast – między zdolnością płatniczą a zdolnością do opodatkowania. Zdolność produkcyjna jest rzeczywistością i do niej powinno się dostosować zdolność płatniczą. Innymi słowy, należy się postarać, żeby można było sfinansować to, co można zrealizować.

Spłata długu

Spłacanie długu jest zwykłą powinnością, jeżeli dług jest słuszny. W przeciwnym razie jest to tylko przejaw słabości. Jeśli chodzi o długi państwowe, najlepiej wcale ich nie zaciągać, starając się jednocześnie o rozwój kraju. Po pierwsze, skończmy z tworzeniem nowych długów. Jeśli chodzi o dług istniejący należałoby jedynie uznać obligacje oszczędzających, to znaczy ludzi, którzy nie mają władzy tworzenia pieniędzy. Z czasem te obligacje byłyby spłacane, przez co dług by się stopniowo zmniejszał.

Rząd by honorował tylko te długi, które by powstawały przez realne wpłaty zaliczkowe wierzycieli, a zatem tylko obligacje nabyte przez jednostki, a nie obligacje kupione za pieniądze stworzone przez bankiera za pociągnięciem pióra; są to bowiem długi fikcyjne. Kraje Trzeciego Świata zawdzięczają swoje długi wyłącznie bankom, które stworzyły wszystkie pieniądze pożyczone tym krajom. Nie miałyby więc do spłacenia żadnych odsetek, ich długów jakby nie było, jak gdyby zostały anulowane. Banki nic by nie straciły, gdyż pieniądz, który stworzyły, przedtem w ogóle nie istniał.

 

Widzimy teraz ile racji mają ci, którzy wzywają do reformy systemu finansowego i umorzenia długów, poczynając od papieża Jana Pawła II, który napisał w swoim Liście Apostolskim Tertio Millenio Adveniente na obchody Roku Jubileuszowego 2000:

„Tak więc, w duchu Księgi Kapłańskiej (25, 8-12), chrześcijanie będą musieli zabrać głos w imieniu wszystkich ubogich na świecie, proponując Jubileusz jako najlepszy moment, żeby przedstawić, pośród innych spraw, zamiar znacznej redukcji, jeśli nie całkowitego umorzenia, międzynarodowego długu, który poważnie zagraża przyszłości wielu narodów".

 

Społeczna kontrola pieniądza

Święty Ludwik IX, król Francji, powiedział: „Pierwszym obowiązkiem króla jest wybicie pieniędzy, gdy jest to konieczne dla zdrowego życia ekonomicznego jego poddanych".

Wcale nie jest konieczne ani godne polecenia zlikwidowanie albo upaństwowienie banków. Bankier jest ekspertem od księgowości i inwestycji. Niech nadal przyjmuje oszczędności i inwestuje je z zyskiem, któ­rego część mu się należy. Ale tworzenie pieniędzy jest czynnością władzy, która nie powinna być pozostawiona w rękach banku. Władza musi zostać odebrana bankom i powrócić do narodu.

Pieniądz bezgotówkowy jest dobrym nowoczesnym wynalazkiem, który należy zachować. Ale liczby służące jako pieniądz, zamiast powstawać pod prywatnym piórem, w formie długów, powinny powstawać pod piórem instytucji państwowej, w formie pieniądza służącego ludziom.

Nie trzeba więc niczego zmieniać, jeśli chodzi o własność lub lokatę kapitału. Obecnych pieniędzy nie trzeba usuwać, żeby inne wprowadzić na ich miejsce. Jedynie społeczna instytucja monetarna powinna do pieniędzy, które już istnieją, dodać wystarczającą ilość pieniędzy tego samego rodzaju, zgodnie z możliwościami kraju oraz potrzebami ludności.

Trzeba zlikwidować cierpienia spowodowane biedą, skoro w kraju znajduje się wszystko, co jest potrzebne do zapewnienia dobrobytu każdej rodzinie. Ilość pieniądza w obiegu powinna być mierzona zgodnie z popytem konsumentów na możliwe i użyteczne dobra.

A więc to wszyscy producenci i wszyscy konsumenci, całe społeczeństwo, produkujące dobra według potrzeb, powinno wspólnie decydować o ilości nowych pieniędzy, jakie od czasu do czasu, w miarę rozwoju kraju ma dodatkowo emitować działająca w imieniu tego społeczeństwa instytucja.

W ten sposób naród odzyskałby prawo do pełni ludzkiego życia, zgodnie z zasobami naturalnymi kraju oraz wielkimi możliwościami nowoczesnej produkcji.

Kto jest właścicielem nowych pieniędzy?

Pieniądze powinny więc być wprowadzone w obieg zgodnie z poziomem produkcji oraz potrzebami dystrybucji.

Ale do kogo należy ten nowy pieniądz wprowadzony do obiegu w kraju? Ten pieniądz należy do samych obywateli. Nie do rządu, który nie jest właścicielem kraju, lecz tylko stróżem wspólnego dobra. Tym bardziej nie do księgowych narodowej instytucji monetarnej: tak jak sędziowie pełnią oni funkcję społeczną i przez społeczeństwo są za swoje usługi opłacani zgodnie z umową.

Do jakich obywateli? Do wszystkich. Te pieniądze to nie jest wynagrodzenie. Jest to zastrzyk nowego pieniądza dla społeczeństwa tak, żeby ludzie jako konsumenci mogli otrzymać dobra już wyprodukowane lub łatwe do zrealizowania, które tylko czekają na dostateczną siłę nabywczą, żeby można je było wyprodukować.

Ani przez chwilę nie można sobie wyobrazić, żeby nowy pieniądz, za darmo wychodzący z instytucji społecznej, miał należeć tylko do jednej lub kilku osób w szczególności.

Nie ma innego całkiem sprawiedliwego sposobu na wprowadzenie tego nowego pieniądza do obiegu, jak tylko rozdzielić go równo pomiędzy wszystkich bez wyjątku obywateli. Taki podział umożliwia osiągnięcie maksymalnych korzyści z pieniądza, gdyż rozprowadza go po całym kraju.

Przypuśćmy, że księgowy, który działa w imieniu narodu, uznaje za konieczne wyemitowanie dodatkowych 800 milionów złotych, żeby wyjść naprzeciw bieżącym potrzebom kraju. Może tego dokonać posługując się pieniądzem bezgotówkowym, poprzez zwyczajny zapis w księdze, jak robi to bankier dzisiaj.

Ponieważ jest 38 milionów Polaków, a do podziału jest 800 milionów złotych, na każdego obywatela przypada po ok. 20 zł. A więc księgowy zapisze na koncie każdego obywatela po 20 zł. Te indywidualne konta mogą również bardzo dobrze prowadzić lokalne oddziały poczty, albo też filie Banku Polskiego, będące własnością narodu.

Stanowiłoby to dywidendę narodową. Każdy Polak miałby o 20 zł więcej na swoim koncie. Pieniądze te wytworzone byłyby i wprowadzone w obieg przez narodową instytucję monetarną, instytucję powołaną specjalnie w tym celu uchwałą parlamentu.

Dywidenda dla każdego

Za każdym razem, gdy trzeba zwiększyć ilość pieniądza w kraju, każdy mężczyzna, kobieta i dziecko niezależnie od wieku, mieliby w ten sposób udział w nowym etapie postępu, który stwarza konieczność emisji nowych pieniędzy.

Nie jest to zapłata za wykonaną pracę, ale jest to dywidenda dla każdego za jego udział we wspólnym kapitale. Jeżeli istnieje własność prywatna, istnieje też własność publiczna, którą wszyscy posiadają w tym samym stopniu.

Weźmy człowieka, który ma na sobie same łachmany. Jest głodny i bez grosza. Mogę mu powiedzieć:

– Mój drogi, uważasz się za ubogiego, a jesteś kapitalistą, który wiele rzeczy posiada z tego samego tytułu, co ja, czy premier. Wodospady i lasy państwowe należą zarówno do ciebie, jak i do mnie i mogą one z łatwością przynosić ci co roku jakiś dochód.

Organizacja społeczna, która sprawia, że produkuje się sto razy więcej i lepiej, niż gdybyśmy żyli pojedynczo, należy tak samo do ciebie, jak i do mnie i musi mieć jakąś wartość zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.

Nauka, która pomnaża produkcję prawie bez udziału pracy ludzkiej, jest dziedzictwem przekazywanym i stale pomnażanym przez pokolenia; i ty, który należysz do mego pokolenia, powinieneś mieć udział w tym dziedzictwie, tak jak i ja.

Mój drogi, jeżeli jesteś biedny, to dlatego, że skradziono ci twoją część i schowano ją pod klucz. Jeśli brakuje ci chleba, to bynajmniej nie dlatego, że bogaci spożywają całe zboże, jakie jest w kraju; to dlatego, że twoja część pozostaje wciąż w elewatorach zbożowych. Zostałeś pozbawiony środków, by móc to zboże otrzymać.

Właśnie dywidenda Kredytu Społecznego (Narodowego) zapewni, że otrzymasz swój udział, przynajmniej jego główną część. Lepsza administracja, wyzwolona spod wpływów finansjery, zdolna, by przywołać do rozsądku wyzyskiwaczy, będzie czuwała, byś otrzymał resztę.

Dzięki dywidendzie zostanie również uznana twoja godność członka rodzaju ludzkiego, na mocy której posiadasz prawo do części dóbr tego świata, przynajmniej do części niezbędnej do tego, abyś mógł korzystać ze swego prawa do życia.

Czy pieniądz powinien domagać się procentu?

Żadna inna rzecz na świecie nie daje okazji do tylu nadużyć, co pieniądz. Pieniądz nie jest zły sam w sobie. Przeciwnie, przypuszczalnie jest to jeden z najgenialniejszych wynalazków, ułatwiających wymianę towarów, sprzyjających ich sprzedaży zgodnie z potrzebami i czyniących życie w społeczeństwie łatwiejszym.

Lecz umieszczenie pieniądza na ołtarzu jest bałwochwalstwem. Sprzeciwia się jednak naturze, jeżeli pieniądz uważa się za rzecz żywą, zdolną do pomnażania się.

Już Arystoteles powiedział, że pieniądz się nie mnoży. Jednak ludzie prywatni i rządy często zawierają między sobą tego rodzaju umowy, na któ­rych podstawie pieniądz powinien się pomnożyć, pod karą utraty własności albo wolności.

 

Stopniowo wszyscy stanęli po stronie teorii, a zwłaszcza praktyki, iż pieniądz musi procentować. Nauka chrześcijańska głosi coś wręcz przeciwnego, a jednak to przekonanie się przyjęło i ludzie, którzy nie chcą przepaść w gorączkowym współzawodnictwie wokół płodności pieniądza, muszą się tak zachowywać, jak gdyby to było zupełnie naturalne, że pieniądz się mnoży. Kościół nie zmienił głoszonych przez siebie zasad, ale niemożliwe było wprowadzenie ich w życie.

Metody finansowania obecnej krucjaty, II wojny światowej, w której Kanada pomagała Churchillowi, Rooseveltowi i Stalinowi „bronić chrześcijaństwa", potwierdzają regułę, że pieniądz, nawet ten wrzucony w morze albo w płomienie palących się miast, musi procentować. Robimy tu aluzję do pożyczek Zwycięstwa, które finansowały zniszczenie i chociaż niczego nie produkowały, musiały mimo wszystko przynosić procent.

Procent a dywidenda

Zwróćmy uwagę na różnicę między pojęciem dywidendy a procentu. Chociaż pieniądz nie może się powiększyć sam przez się, możemy za niego kupić wiele rzeczy przyczyniających się do ogólnego rozwoju.

Mam na przykład 5000 dolarów na zakup gospodarstwa rolnego, bydła, ziarna, drzew, maszyn rolniczych. Jeżeli tymi rzeczami się odpowiednio posłużę, osiągnę dalsze korzyści.

Suma 5000 dolarów stanowiła inwestycję. Chociaż pieniądz sam przez się niczego nie produkuje, dzięki tym 5000 dolarów mogłem się postarać o rzeczy, które produkują.

Przypuśćmy teraz, że tych 5000 dolarów nie miałem ja, ale mój sąsiad, który na razie ich nie potrzebując, pożyczył mi je. W rewanż za tę pożyczkę dałem mu część swoich produktów.

Kapitał mego sąsiada dopiero w połączeniu z moją pracą przyniósł zysk. Jednakże kapitał już sam w sobie przedstawia pewną pracę, pracę zakumulowaną. Zatem do powiększenia produkcji przyczyniła się praca zarówno mego sąsiada – w przeszłości, jak moja – w teraźniejszości. Fakt, że mój sąsiad czekał na skorzystanie z krajowej produkcji z pieniędzmi, otrzymanymi jako wynagrodzenie za swoją pracę, pozwolił mi uzyskać środki produkcji, których w inny sposób bym nie otrzymał.

Jest więc słuszne, byśmy się podzielili owocami naszej współpracy. Część produkcji, będącą wynikiem kapitału, można ustalić na zasadzie porozumienia i sprawiedliwości.

Zysk, który mój pożyczkodawca w tym wypadku osiągnie, będzie właśnie dywidendą (podzielimy się owocami produkcji). Dywidenda jest uzasadniona, jeżeli produkcja daje dobre wyniki.

* * *

Nie można nadawać tego samego znaczenia słowu „dywidenda", jak słowu „procent". Procentu domaga się pieniądz jedynie w zależności od czasu, a nie od wyników, które się dzięki pożyczce uzyskało.

Przypuśćmy, że mam 1000 dolarów, które zainwestowałem w obligacjach federalnych, prowincjonalnych lub municypalnych. Jeżeli są to obligacje 4%, co roku otrzymam 40 dolarów jako procent, dokładnie tak jak ziemia wykona jeden obrót dookoła słońca w tym samym czasie. Nawet gdyby mój kapitał nie przyniósł żadnego zysku, należy mi się 40 dolarów jako procent.

Jedynie panujący zwyczaj to usprawiedliwia; nie ma to innego uzasadnienia.

Zatem istnieje uzasadnienie dla dywidendy, gdyż jest ona związana ze wzrostem produkcji. Natomiast nie ma uzasadnienia dla procentu samego w sobie, gdyż nie zgadza się on z rzeczywistością, opierając się na fałszywym wyobrażeniu o naturalnym i okresowym powiększaniu się pieniądza.

Lokaty pośrednie

Kto przynosi pieniądze do banku, lokuje je pośrednio w przemyśle przynoszącym zyski. Bankierzy są zawodowymi pożyczkodawcami. Deponent powierza im swoje pieniądze, gdyż oni lepiej niż on sam potrafią tak obrócić jego kapitałem, by przyniósł zyski, a sam już nie musi się o to starać.

Od czasu do czasu bankier dopisuje na rachunku deponenta mały procent, który – choćby nawet według ustalonej stopy procentowej – w zasadzie jest dywidendą, gdyż jest to część dochodu, który bankier z pomocą tego kapitału wyciągnął z czynności produkcyjnych.

Lokaty bezimienne

Przy tej okazji powiemy kilka słów o moralności lokat. Wielu ludzi zupełnie nie interesuje się zagadnieniem, czy ich kapitał przyczynia się do czegoś dobrego czy też do czegoś złego. Ich zdaniem lokata jest dobra, jeżeli procentuje. Im większy daje dochód, tym lepsza jest lokata. Nie inaczej rozumowałby poganin.

Tak jak właściciel kamienicy nie powinien jej wynajmować na dom publiczny, choćby to było zyskowne przedsięwzięcie, właściciel oszczędności nie powinien ich umieszczać w przedsięwzięciach przyczyniających się do demoralizacji, choćby nawet miało mu to przynosić duże zyski.

Byłoby o wiele lepiej, gdyby kredytodawca i przedsiębiorca działali w większym porozumieniu. Dawny niewielki przemysł był zdrowszy: finansista i przedsiębiorca byli przeważnie jedną i tą samą osobą. Taką samą sytuację obserwujemy jeszcze dzisiaj u drobnych kupców. Nie dotyczy to jednak sieci sklepowych. Spółdzielnia licząca wielu członków, utrzymując zależność między pieniądzem a jego właścicielem, może podołać zadaniom, przewyższającym możliwości finansowe jednej osoby.

Powiększenie się pieniądza

Powróćmy do omawianego już zagadnienia: czy pieniądz może domagać się procentu?

Skłaniamy się ku odpowiedzi: pieniądz może domagać się dywidend, gdy są zyski. W przeciwnym razie - nie.

Jeżeli zawierane umowy opierają się na innej zasadzie, jeżeli rolnik musi płacić procenty nawet wtedy, gdy zbiory mu się nie udały, jeżeli zachodni farmerzy muszą honorować 7% zobowiązania, podczas gdy finansiści rządzący światem przyczyniają się do obniżki cen o 1/3, nic to nie zmienia w samej zasadzie. To tylko dowodzi, że rzeczywistość zastąpiono czymś sztucznym.

Ale jeżeli pieniądz może domagać się dywidend, kiedy istnieje wzrost produkcji, ten wzrost produkcji powinien powodować automatyczny wzrost masy pieniężnej. W przeciwnym razie dywidenda, która jest całkowicie słuszna, okazuje się niemożliwa do utrzymania bez zadania ciosu społeczeństwu, z którego została uzyskana.

Powróćmy do przykładu 5000 dolarów, które umożliwiły mi zakup narzędzi rolniczych, dzięki czemu moja produkcja się powiększyła. Pożyczkodawca ma prawo do części tej zwiększonej produkcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, bym mu ją przekazał. Całkiem inna sprawa, gdy mam mu przekazać pieniądze. Jeśli pieniądz nie powiększył się wśród ludności, moja powiększona produkcja stwarza problem: na zakup większej liczby zaoferowanych produktów nie ma większej ilości pieniędzy. Może uda mi się wyprzeć jakiegoś sprzedawcę, ale wówczas on poniesie konsekwencje tej niewłaściwej sytuacji.

Powiecie mi, że te 5000 dolarów powinny przyczynić się do wzrostu pieniądza w obiegu. Owszem, lecz muszę wycofać te 5000 dolarów plus to, co ja nazywam dywidendą, a inni - procentem.

Ten problem wcale nie jest uregulowany. W obecnym systemie gospodarczym nawet nie może być uregulowany. Żeby pieniądz mógł się powiększyć, bank będący jedynym miejscem, gdzie się to powiększenie odbywa, pożycza coś gdzieś. Pożyczając pieniądze, domaga się zwrotu również większego. Ten problem narasta lawinowo.

Kredyt Społeczny by to wszystko uregulował. Dywidenda jest sprawą słuszną, normalną i logiczną. W obecnym systemie nie można jej jednak wypłacić, nie ponosząc uszczerbku gdzie indziej.

Jezus wypędza handlarzy pieniędzy ze Świątyni

 

Właściwie jedynym miejscem w Ewangelii, które mówi o użyciu siły przez Jezusa jest fragment, w którym wyrzuca On handlarzy pieniędzy ze Świątyni, używając bicza i wywracając ich stoły (jak przedstawia to św. Mateusz 21, 12-13 i św. Marek 11, 15-19), ponieważ pożyczali pieniądze na procent.

 

W owym czasie istniało prawo, że dziesięcinę czy podatki na rzecz Świątyni można było płacić jedynie przy użyciu pewnej monety, zwanej „półszeklem świątynnym", na którą handlarze pieniędzy zdołali uzyskać monopol. Istniało wtedy wiele różnych monet, ale ludzie musieli posiadać tę właściwą, żeby zapłacić swój podatek na rzecz Świątyni. Co więcej, gołębie i zwierzęta, które ludzie kupowali, by złożyć je jako ofiarę, też można było kupować jedynie za tę samą specjalną monetę, którą handlarze pieniędzy wymieniali pielgrzymom po koszcie dwukrotnej lub wielokrotnej jej faktycznej wartości, gdy była ona używana do zakupu towarów. Jezus więc powywracał ich stoły i powiedział:

„Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców".

Nauczanie Kościoła

Biblia zawiera wiele tekstów, które jasno potępiają pożyczanie pieniędzy na procent. Poza tym, ponad 300 lat przez Jezusem Chrystusem grecki filozof Arystoteles potępił także pożyczanie na procent, wskazując, że „niedorzecznością jest, by pieniądze, z natury bezpłodne, rodziły pieniądze". Ponadto Ojcowie Kościoła, od najdawniejszych czasów, zawsze zdecydowanie potępiali lichwę. Święty Tomasz z Akwinu w Summie Teologicznej (2, 2 ,Q. 78), w ten sposób podsumował nauczanie Kościoła na temat pożyczania pieniędzy na procent:

 

„Jest napisane w Księdze Wyjścia (22,24): ‘Jeśli pożyczysz pieniądze ubogiemu z mojego ludu, żyjącemu obok ciebie, to nie będziesz postępował wobec niego jak lichwiarz i nie każesz mu płacić odsetek’. Ten, kto pobiera lichwę za pożyczanie pieniędzy postępuje niesprawiedliwie, ponieważ sprzedaje on to, co nie istnieje i takie działanie ewidentnie ustanawia nierówność i w konsekwencji niesprawiedliwość... Z tego wynika, że jest złem samym w sobie pobieranie opłaty (lichwa) za użycie pożyczonych pieniędzy i tak jak w przypadku innych występków przeciwko prawu istnieje obowiązek zwrotu niesprawiedliwie zdobytych pieniędzy".

W odpowiedzi na przypowieść o talentach z Ewangelii (Mateusz 25,14-30 i Łukasz 19,12-27), która, na pierwszy rzut oka, wydaje się usprawiedliwiać odsetki („Sługo zły i gnuśny!... Powinieneś był więc oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność.") św. Tomasz z Akwinu napisał: „Odsetki, o których wspomina Ewangelia muszą być rozważane w sensie metaforycznym; oznaczają one dodatkowe dobra duchowe, których domaga się od nas Bóg – Bóg, który zawsze chce, żebyśmy robili lepszy użytek z dóbr, powierzonych nam przez Niego i jest to dla naszej korzyści, a nie Jego."

Tak więc ten tekst Ewangelii nie może usprawiedliwiać odsetek, ponieważ, jak mówi św. Tomasz, „argument nie może być oparty na metaforycznych wypowiedziach".

Inny fragment Biblii, który przedstawia te problemy znajdujemy w Księdze Powtórzonego Prawa 23,20-21: „Nie będziesz żądał od brata swego odsetek z pieniędzy, z żywności ani odsetek z czegokolwiek, co się pożycza na procent. Od obcego możesz się domagać, ale od brata nie będziesz żądał odsetek". Święty Tomasz wyjaśnia:

„Żydzi mieli zabronione pobieranie odsetek od ‘swoich braci’, czyli od innych Żydów. Znaczy to, że żądanie od kogokolwiek odsetek od pożyczki jest po prostu złem, ponieważ każdego człowieka należy traktować jako ‘bliźniego swojego i brata’, zwłaszcza według prawa ewangelicznego, które musi kierować ludzkością. Zatem Psalmista o człowieku sprawiedliwym, mówi otwarcie jako o tym: ‘kto nie daje swoich pieniędzy na lichwę’ (15, 5) i Ezechiel (18,17) o: ‘synu, który nie uprawiał lichwy, nie żądał odsetek’".

To, że Żydom pozwolono na żądanie odsetek od obcych, pisał św. Tomasz, było tolerowane, żeby uniknąć większego zła, bojąc się, że mogą oni obciążać odsetkami innych Żydów, czcicieli prawdziwego Boga. Święty Ambroży, komentując ten sam tekst, nadaje słowu „obcy" znaczenie „wrogowie" i podsumowuje: „Ktoś może domagać się odsetek od tego, komu chce prawnie zaszkodzić, od tego, z kim sprawiedliwie prowadzi wojnę".

Święty Ambroży powiedział także: „Czymże jest lichwa, jeśli nie zabiciem człowieka?".

Święty Jan Chryzostom: „Nic nie jest bardziej haniebne i okrutne niż lichwa".

Święty Leon: „Skąpiec, który utrzymuje, że wyświadcza swemu sąsiadowi przysługę, podczas gdy go oszukuje, jest niesprawiedliwy i zuchwały… Ten, kto wśród innych zasad pobożnego prowadzenia się nie będzie pożyczał swoich pieniędzy na lichwę, będzie cieszył się wiecznym odpoczywaniem… podczas gdy ten, kto bogaci się z krzywdą dla innych, zasługuje w zamian na wieczne potępienie".

W roku 1311 na soborze w Wiedniu papież Klemens V ogłosił nieważność całego świeckiego prawodawstwa, popierającego lichwę, a „wszyscy, którzy popadają w błąd uporu, utrzymując, że wymuszanie lichwy nie jest grzechem, powinni być ukarani jako heretycy".

Vix pervenit

1 listopada 1745 r. papież Benedykt XIV ogłosił encyklikę Vix pervenitzaadresowaną do biskupów włoskich, poświęconą lichwie i innym nieuczciwym dochodom, w której lichwa i pożyczanie pieniędzy na procent są jasno potępione. 29 lipca 1836 r. papież Grzegorz XVI rozciągnął tę encyklikę na cały Kościół. Mówi ona:

„Natura grzechu zwanego lichwą ma swoje właściwe miejsce i źródło w kontrakcie pożyczki. Ten finansowy kontrakt uzgodniony między stronami żąda, z samej swej natury, żeby jedna osoba zwróciła drugiej tylko tyle, ile otrzymała. Grzech polega na tym, że czasami kredytodawca żąda więcej, niż pożyczył. Zatem utrzymuje on, że należy mu się pewien zysk poza tym, co pożyczył, ale jakikolwiek zysk, którzy przekracza sumę, jaką pożyczył, jest bezprawny i lichwiarski.

Nie można darować grzechu lichwy dowodząc, że zysk nie jest wysoki czy nadmierny, lecz raczej umiarkowany czy mały… Prawo rządzące pożyczkami polega nieodzownie na równości tego, co jest pożyczone i zwrócone… Dlatego, jeśli ktoś otrzymuje odsetki, musi zwrócić przywłaszczone mienie zgodnie z wzajemnym zobowiązaniem sprawiedliwości…"

W 1891 r. papież Leon XIII w encyklice Rerum novarum napisał: „(2) Zło powiększyła jeszcze żarłoczna lichwa, którą aczkolwiek Kościół już nieraz potępił w przeszłości, ludzie jednak chciwi i żądni zysku uprawiają w nowej postaci".

W tej sprawie warto wziąć pod uwagę doświadczenie banków islamskich. Koran – święta księga muzułmanów – zabrania lichwy, podobnie jak Biblia chrześcijan. Lecz muzułmanie wzięli te słowa poważnie i od 1979 r. ustanowili system bankowy, który jest zgodny z zasadami Koranu. Banki islamskie nie posiadają odsetek ani na kontach bieżących, ani depozytowych. Inwestują one w przedsięwzięcia gospodarcze i wypłacają swoim depozytariuszom udziały ze wszystkich zysków. Nie jest to jeszcze system Kredytu Społecznego zastosowany w całości, ale jest to przynajmniej, więcej niż zasługująca na szacunek, próba ustanowienia systemu bankowego, zgodnego z prawami moralnymi.

Chroniczny brak siły nabywczej.

Dywidenda dla każdego

 

 

     Wszyscy stali Czytelnicy MICHAELA wiedzą, że w każdym numerze naszego pisma publikujemy artykuły na temat propozycji finansowych Kredytu Społecznego, które są bardziej aktualne, niż kiedykolwiek dla rozwiązania dzisiejszych problemów ekonomicznych. Idea Kredytu Społecznego może wywołać wiele pytań wśród naszych nowych Czytelników i jeden artykuł z pewnością nie wystarczy, żeby na nie wszystkie odpowiedzieć, czy też przedstawić zrozumiałe wyjaśnienie całej koncepcji Kredytu Społecznego. Poza tym, wiele osób nie ma po prostu czasu na czytanie długich książek na ten temat.

W związku z tym przedstawiamy rozwiązanie: propozycje Kredytu Społecznego wyjaśnione w 10 lekcjach, z których każda następna stanowi logiczną kontynuację poprzedniej. W czterech ostatnich numerach MICHAELA opublikowaliśmy cztery pierwsze lekcje:

1: Cel ekonomii, którym jest połączenie dóbr z tymi, którzy ich potrzebują,

2: Paradoks biedy pośród obfitości oraz narodziny i śmierć pieniędzy,

3: Banki tworzą pieniądze jako dług,

4: Rozwiązanie: pieniądze wolne od długu, tworzone przez społeczeństwo.

W tym numerze publikujemy lekcję piątą. Kolejne będziemy zamieszczali w następnych numerach.

Alain Pilote

 

Nie wystarczy produkcji sfinansować, ale trzeba ją jeszcze upłynnić: produkty muszą dotrzeć do tych, którzy ich potrzebują. Celem bowiem produkcji jest zaspokajanie potrzeb.

Produkcja musi być dostarczona. W jaki sposób rozdziela się produkty dzisiaj, a w jaki sposób to by się odbywało w systemie Kredytu Społecznego?

Produkty są oferowane dzisiaj po pewnej cenie. Klienci, którzy mają pieniądze, kupują te produkty, płacąc za nie odpowiednią sumę przy kasie. Ta metoda pozwala ludziom posiadającym pieniądze, zakupić produkty, których chcą i potrzebują.

Kredyt Społeczny nie zmieniłby niczego w obecnej metodzie rozdziału produktów, która jest elastyczna i dobra, oczywiście, jeżeli ludzie, którzy mają potrzeby, dysponują też odpowiednią siłą nabywczą, żeby wybrać i zakupić produkty, które zaspokoją te potrzeby.

Siła nabywcza w rękach tych, którzy mają potrzeby: to tu dokładnie obecny system finansowy wykazuje braki, które by usunął Kredyt Społeczny.

Pieniądz rozprowadzany w formie płac, zysków i dywidend przemysłowych, stanowi siłę nabywczą tych, którzy te pieniądze otrzymują. Ale jest kilka wad obecnego systemu:

  1. Przemysł nigdy nie rozdziela siły nabywczej z tą samą szybkością, z jaką ustala ceny.
  2. System produkcyjny nie rozprowadza siły nabywczej do każdego. Przydziela on ją tylko tym, którzy są zatrudnieni w produkcji.

 

Nawet gdyby banki nie pobierały odsetek, w danym momencie, ilość dostępnych dla społeczeństwa pieniędzy jako siła nabywcza nigdy nie jest wystarczająca do wykupienia całkowitej produkcji przemysłowej.

Ekonomiści utrzymują, że produkcja automatycznie finansuje konsumpcję, to znaczy, że pensje i płace rozdzielane wśród konsumentów wystarczają na zakup wszystkich dostępnych dóbr i usług. Fakty jednak dowodzą czegoś wręcz przeciwnego. Szkocki inżynier Clifford Hugh Douglas był pierwszym, który zademonstrował ten chroniczny brak siły nabywczej. Wyjaśnił to w następujący sposób:

A nie może kupić A + B

Producent musi włączyć w cenę produktu wszystkie koszta. Zarobki rozdzielone wśród pracowników, (które dla wygody określimy jako wypłata „A") są tylko jedną częścią ceny produktu. Producent ponosi także inne koszta oprócz wynagrodzeń za pracę (nazwijmy je płatnościami „B"), które nie są rozdzielane w formie pensji i zarobków. Są to opłaty za surowce, podatki, opłaty bankowe, koszty zużycia (np. wymiana maszyn) itd.

Cena detaliczna produktu składa się ze wszystkich tych kosztów: zarobków („A") i innych płatności („B"), czyli cena detaliczna produktów musi być przynajmniej sumą „A"+„B". Jest oczywiste, że same pensje („A") nie mogą kupić całej sumy kosztów („A"+„B"). Dlatego w obecnym systemie mamy chroniczny niedobór siły nabywczej.

Jest więcej powodów dla istnienia luki między cenami a siłą nabywczą. Kiedy skończony towar znajdzie się na rynku, wchodzi on tam z dołączoną do niego ceną. Ale część pieniędzy włączona w tę cenę była rozprowadzona być może sześć miesięcy albo rok temu, albo nawet wcześniej. Inna część zostanie rozprowadzona wtedy, kiedy dobra zostaną sprzedane i kupiec odciągnie swój zysk. Jeszcze inna część będzie prawdopodobnie rozprowadzona za dziesięć lat, kiedy zużyte maszyny – których zużycie włączone jest jako wydatek w cenę – zostaną wymienione na nowe itd.

Potem mamy tych, którzy otrzymują pieniądze, ale ich nie wydają. Te pieniądze są włączone w ceny, ale to nie jest siła nabywcza tych, którzy potrzebują dóbr.

Spłata krótkoterminowych pożyczek bankowych i obecny system fiskalny zwiększają dalej lukę między cenami a siłą nabywczą. Stąd akumulacja towarów, bezrobocie i wszystko, co z tego wynika.

Niektórzy mogą powiedzieć, że przedsiębiorstwa, które otrzymują płatności „B" (przedsiębiorstwa dostarczające surowce, maszyny itd.), wypłacają potem pensje swoim pracownikom i dlatego część płatności „B" staje się płatnościami „A". Nie zmienia to niczego w stosunku do tego, o czym mówiliśmy powyżej: są to tylko zarobki rozprowadzane na innym etapie produkcji i te zarobki „A" nie mogą być rozprowadzane bez włączenia ich w cenę, która nie może być mniejsza od A + B. Luka pozostaje w dalszym ciągu.

Jeśli ktoś próbuje zwiększyć pensje i wynagrodzenia, powiększenie to automatycznie będzie włączone w ceny i to nie rozwiąże niczego. (Jak osioł na rysunku, goniący za rzepą.) Żeby można było kupić całą produkcję, potrzebny jest dodatkowy dochód, pochodzący ze źródła innego niż wynagrodzenia i pensje, dochód co najmniej równy B. To jest to, co uczyniłaby dywidenda Kredytu Społecznego, przekazywana każdego miesiąca każdemu obywatelowi kraju. (Ta dywidenda byłaby finansowana przy pomocy nowych pieniędzy, tworzonych przez naród, a nie przez pieniądze podatników.)

Biedny osioł! Dłuższa tyczka nie przybliży rzepy!

 

Dywidenda Kredytu Społecznego zwiększy dochody

bez zwiększania cen, zarobków, i podatków

 

Co utrzymywało system przy życiu

Bez tego innego źródła dochodu (dywidendy) będziemy mieli, teoretycznie, wzrastającą górę niesprzedanych dóbr. Ale, jeśli dobra są mimo wszystko sprzedawane, to dlatego, że mamy w zamian rosnącą górę długu! Ponieważ ludzie nie mają wystarczającej ilości pieniędzy, kupcy detaliczni muszą zachęcać do kredytu konsumpcyjnego, żeby sprzedać swoje towary: kup teraz, płać później (albo powinniśmy powiedzieć bardziej precyzyjnie: płać wiecznie…). Ale to nie wystarcza, żeby zapełnić lukę w sile nabywczej.

Istnieje więc także wzrastający nacisk na konieczność tworzenia miejsc pracy, które rozprowadzą pensje bez wzrostu ilości dóbr konsumpcyjnych na sprzedaż, takich jak prace publiczne (budowa mostów i dróg), przemysł zbrojeniowy (budowa łodzi podwodnych, samolotów itd.). Ale to także nie jest wystarczające.

Zatem każdy kraj będzie usiłował osiągnąć „korzystną równowagę handlową", to znaczy eksportować, sprzedawać do innych krajów więcej dóbr, niż otrzymuje, w celu uzyskania od tych zagranicznych krajów pieniędzy, których brakuje ludziom w kraju na zakup swoich własnych produktów. Jednakże niemożliwe jest, żeby wszystkie narody posiadały „korzystną równowagę handlową". Jeśli jakieś kraje eksportują więcej dóbr, niż importują, muszą też być, oczywiście, kraje, które otrzymują więcej dóbr, niż eksportują. Ale żaden kraj nie chce się znajdować w takiej pozycji, więc powoduje to konflikty handlowe między narodami, które mogą zamienić się w konflikty zbrojne.

Następnie, jako ostatnie źródło, ekonomiści odkryli nowy rynek eksportu, miejsce, gdzie możemy wysyłać nasze dobra bez możliwości przysyłania stamtąd czegokolwiek z powrotem, miejsce, gdzie nie mieszkają żadni ludzie: księżyc, przestrzeń kosmiczną. Niektóre kraje wydają miliardy dolarów na budowę rakiet lecących na księżyc czy inne planety. Całe to wielkie trwonienie zasobów naturalnych tylko po to, żeby wytwarzać zarobki, które będą używane na zakup produkcji pozostawionej w naszych krajach. Nasi ekonomiści naprawdę pozostają w chmurach!

Postęp usuwa potrzebę ludzkiej pracy

Drugą wadą obecnego systemu jest to, że produkcja przydziela siłę nabywczą tylko tym, którzy w niej uczestniczą. Im więcej produkcji wykonują maszyny, tym mniej potrzeba ludzkiej pracy. Dzięki maszynom produkcja wzrasta nawet wtedy, gdy zmniejsza się niezbędne zatrudnienie. Zatem postęp, który eliminuje potrzebę pracy ludzkiej, jest w konflikcie z systemem, który przydziela siłę nabywczą tylko ludziom pracującym.

Natomiast wszyscy mają prawo do życia, a więc do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Dobra ziemskie zostały stworzone przez Boga dla wszystkich, a nie tylko dla ludzi, którzy są zatrudnieni lub zdolni do pracy.

Kredyt Społeczny zmieniłby obecną niesprawiedliwą sytuację. Nie likwidując wynagrodzenia za pracę, przydzieliłby wszystkim okresowy dochód pod nazwą „dywidendy narodowej". Byłby to dochód związany z osobą, a nie z zatrudnieniem.

Dobra ziemskie stworzone dla wszystkich

Jest to najprostszy i najbardziej konkretny środek zagwarantowania każdej osobie ludzkiej korzystania z jej fundamentalnego prawa do udziału w dobrach ziemskich. Każda osoba posiada to prawo, nie jako zatrudniona w produkcji, ale po prostu jako człowiek.

Papież Pius XII powiedział w swoim przemó­wieniu radiowym na Zielone Świątki 1 czerwca 1941 r.:

„10. Dobra materialne zostały stworzone przez Boga dla wszystkich ludzi i muszą dostawać się wszystkim, według zasad sprawiedliwości i miłości.

Każdy człowiek, jako istota żyjąca i obdarzona rozumem, ma rzeczywiście z natury zasadnicze prawo korzystania z materialnych dóbr ziemi, chociaż ustalanie szczegółowych wskazań dla realizacji tego prawa w praktyce pozostawiono woli ludzkiej i prawnym formom poszczególnych narodów. To osobiste prawo do dóbr materialnych w żaden sposób nie może być zniesione, nawet przez inne prawa pewne i powszechnie uznawane.

  1. Bogactwo gospodarcze jakiegoś narodu nie polega właściwie na obfitości dóbr, mierzonej prostym, czysto materialnym rachunkiem ich wartości, lecz na tym, aby owa obfitość przedstawiała i dawała rzeczywiście i skutecznie podstawę materialną, wystarczającą do należytego rozwoju osobistego jego członków.

Gdyby tego rodzaju słuszny podział dóbr nie został urzeczywistniony albo gdyby wprowadzono go w życie w sposób niedoskonały, wówczas nie zostałby osiągnięty prawdziwy cel ekonomii państwowej. Nawet gdyby była do dyspozycji, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, wielka obfitość dóbr, to naród nie dopuszczony do uczestniczenia w nich, nie byłby bogaty, lecz biedny.

Sprawcie natomiast, aby tego rodzaju słuszny podział został dokonany rzeczywiście i w sposób trwały, a zobaczycie, iż naród, mając do dyspozycji nawet mniejsze dobra, stanie się i pozostanie ekonomicznie zdrowy."

Papież powiedział, że wybór metod pozwalających każdemu człowiekowi na korzystanie ze swojego prawa do udziału w dobrach ziemskich zależy od samych ludzi, poprzez ich prawa i regulacje. Dywidenda Kredytu Społecznego dla wszystkich doprowadziłaby do tego. Żaden proponowany system nie był, jak dotąd, tak skuteczny, nawet nasze obecne prawa ubezpieczenia społecznego.

Dlaczego dywidenda dla każdego

Dywidenda społeczna dla wszystkich? Ależ dywidenda zakłada istnienie kapitału produkcyjno-inwestycyjnego!

Słusznie! Ponieważ wszyscy członkowie społeczeństwa są współkapitalistami kapitału realnego i niezmiernie produktywnego.

Powiedzieliśmy powyżej, i nigdy nie będzie tego powtarzania dosyć, że kredyt finansowy jest od początku własnością całego społeczeństwa. Jest nią, ponieważ opiera się na kredycie realnym, na zdolności produkcyjnej kraju. Ta zdolność produkcyjna jest z pewnością w części wynikiem pracy i kompetencji tych, którzy uczestniczą w produkcji, ale w coraz większym stopniu jest wynikiem innych czynników, które należą do wszystkich.

Przede wszystkim są to bogactwa naturalne, które nie stanowią produkcji żadnego człowieka: są one darem Bożym, darowizną, która musi służyć wszystkim. Ponadto są to wszelkiego rodzaju wynalazki dokonane przez pokolenia, rozwijane przez nie i przekazywane z jednego na drugie. Stanowią one dzisiaj najważniejszy czynnik produkcji. Żaden człowiek nie może rościć pretensji, żeby być jedynym właścicielem tego postępu, który jest owocem wielu pokoleń.

Niewątpliwie do wyzyskania tego postępu potrzeba współczesnych ludzi – i mają oni prawo do wynagrodzenia, które otrzymują w postaci zapłaty: pensji, poborów itd. Jednak kapitalista nie uczestniczący osobiście w przemyśle, w którym ulokował kapitał, ma prawo, zupełnie takie samo, do części wyników ze względu na swój kapitał.

Zatem największym kapitałem realnym nowoczesnej produkcji jest całkowita suma odkryć i wynalazków, które przyczyniają się do postępu i dają nam dzisiaj więcej produktów przy mniejszym nakładzie pracy. A ponieważ wszyscy żyjący są, z tytułu równości, współdziedzicami tego ogromnego kapitału, który stale wzrasta, wszyscy mają prawo do udziału w owocach produkcji.

Zatrudniony ma prawo do dywidendy i do swojej pensji. Niezatrudniony nie ma pensji, ale ma prawo do dywidendy, którą nazywamy społeczną, gdyż jest dochodem z kapitału społecznego.

Pokazaliśmy właśnie, że dywidenda Kredytu Społecznego opiera się na dwóch elementach: dziedzictwie zasobów naturalnych i wynalazkach poprzednich pokoleń. To właśnie napisał papież Jan Paweł II w 1981 r. w encyklice Laborem exercens o pracy ludzkiej (13): „„Człowiek, ... łatwo może zdać sobie sprawę z tego, że pracą swoją wchodzi w podwójne dziedzictwo – mianowicie w dziedzictwo tego, co jest dane wszystkim ludziom w zasobach natury, oraz tego, co inni przed nim już wypracowali na gruncie tych zasobów, przede wszystkim rozwijając technikę, czyli kształtując zespół coraz doskonalszych narzędzi pracy; człowiek pracując, wchodzi zarazem w ich pracę."

Fałszywy bożek pełnego zatrudnienia

Mówienie o pełnym, powszechnym zatrudnieniu jest sprzeczne z postępem w technikach i procesach produkcyjnych. Nowe i coraz lepsze maszyny nie są wprowadzone po to, żeby związać człowieka z produkcją, ani nie są po to wprowadzone nowe źródła energii, służące celom produkcyjnym, ale są one wprowadzone do produkcji po to, żeby odciążyć człowieka w pracy.

Ale niestety, wydaje się, że straciliśmy cele z oczu. Mieszamy cele ze środkami. Mylimy poprzednie z późniejszym. Jest to wypaczenie, które zatruwa całe nasze życie ekonomiczne i uniemożliwia ludziom pełną radość z owoców postępu.

Przemysł nie istnieje po to, żeby zapewniać zatrudnienie, ale po to, żeby produkować towary. Jeżeli odnosi sukces w produkcji dóbr, to osiąga swój cel. I im kompletniej osiąga ten cel przy minimum czasu i minimum zatrudnienia rąk ludzkich, tym jest lepszy.

Na przykład Pan Jones kupuje swojej żonie pralkę. Teraz pranie rzeczy z tygodnia będzie trwało ćwierć, zamiast całego dnia. Kiedy pani Jones wkłada pranie do pralki i wsypuje proszek, i kiedy odkręci krany z ciepłą i zimną wodą, nie ma już nic więcej do zrobienia, z wyjątkiem włączenia pralki. Pralka pierze rzeczy, płucze je i wyłącza się automatycznie, gdy są one gotowe do wyjęcia.

Czy pani Jones ma zamiar narzekać na to, że teraz ma więcej czasu na robienie czegoś, co lubi? Czy może pan Jones będzie chciał szukać innego rodzaju pracy, żeby zastąpić pracę, od której jego żona została uwolniona? Oczywiście nie. Nikt nie jest taki głupi.

Ale znajdujemy taką głupotę, grasującą w naszym życiu ekonomicznym i społecznym, ponieważ obecny system karze jednostkę za postęp, zamiast jej ulżyć, uparcie łącząc siłę nabywczą i dystrybucję pieniądza wyłącznie z zatrudnieniem – zatrudnieniem w produkcji. Pieniądze pojawiają się wyłącznie jako rekompensata za trud i pracę w produkcji.

To prawda, że produkcja dostarcza pieniędzy dla tych, którzy są zatrudnieni w procesie produkcji. Ale to jest środek, a nie cel. Celem produkcji nie jest dostarczanie pieniędzy, lecz zaopatrywanie w usługi i towary. I jeżeli w produkcji można zastąpić dwudziestu pracowników jedną maszyną, to w żaden sposób nie zmienia to faktycznego celu produkcji. Jeśli może ona dostarczyć całej produkcji potrzebnej ludziom i nie dostarczyć nawet jednego centa, dalej służy celowi dla którego istnieje: zaopatrywaniu w towary i usługi.

Kiedy znika siła nabywcza

Przemysłowi należy się z pewnością taka sama wdzięczność za uwolnienie ludzi od pracy najemnej, jaką okazała panu Jonesowi jego żona, kiedy uwolnił ją on od wielu godzin pracy, kupując jej pralkę automatyczną.

Ale jak człowiek może powiedzieć „dziękuję", będąc uwolnionym od pracy przez maszynę, kiedy z konsternacją spostrzega, że nie ma pieniędzy? (Zobacz rysunek na poprzedniej stronie, gdzie robotnicy zostają zwolnieni z pracy i zastąpieni przez robota). I w tym właśnie dokładnie miejscu nasz system ekonomiczny stał się wadliwy, ponieważ nie dostosował swojego mechanizmu finansowego do mechanizmu produkcyjnego.

 

W stopniu, w jakim przemysł czy produkcja wychodzi z rąk ludzkich, także i siła nabywcza, w formie pieniędzy, powinna być przekazywana konsumentom za pomocą jakichś innych sposobów, niż tylko jako rekompensata za pracę. Innymi słowy, system finansowy powinien być zharmonizowany z produkcją, nie tylko co do ilości, ale także co do sposobów rozprowadzania. Gdy produkcja jest obfita, pieniądze powinny być obfite. Jeżeli produkcja jest uwolniona od ludzkiej pracy, to pieniądze powinny być uwolnione i odłączone od zatrudnienia.

Pieniądze są integralną częścią systemu finansowego, a nie częścią systemu produkcyjnego, mówiąc precyzyjniej. Kiedy produkcja osiąga ostatecznie poziom, kiedy może dostarczać dobra, bez pomocy ludzi pobierających pensje, tak samo system finansowy powinien osiągnąć poziom, w którym siła nabywcza może być dostarczona w inny sposób, niż w postaci pensji.

Jeżeli tak się nie dzieje, to dlatego że, w odróżnieniu od produkcji, system finansowy nie dopasował się do postępu. I to jest właśnie ta różnica, która jest źródłem poważnych problemów, kiedy w rzeczywistości postęp powinien zlikwidować wszystkie problemy tego rodzaju.

Zastąpienie ludzi przez maszyny w produkcji powinno prowadzić do ich wzbogacenia, do uwolnienia ich od trosk wyłącznie materialnych, pozwalając im na oddanie się innym zajęciom, niż tylko tym związanym z funkcją ekonomiczną. Jeżeli, przeciwnie, taka zamiana prowadzi do niedostatku, to dlatego że odmawia się dostosowania systemu finansowego do postępu.

Technologia powinna służyć każdemu człowiekowi

Czy technologia jest złem? Czy powinniśmy powstać i zniszczyć maszyny, ponieważ odbierają nam pracę? Ależ nie, jeśli praca może być wykonana przez maszynę, to wspaniale; ludzie będą mogli wtedy przeznaczyć wolny czas na inną działalność, na zajęcia wybrane przez nich samych. To wszystko będzie możliwe pod warunkiem, że ludzie otrzymają dochody, które zastąpią pensje utracone wraz z zainstalowaniem maszyn i robotów. Inaczej bowiem maszyna, która powinna stać się sprzymierzeńcem człowieka stanie się jego wrogiem, ponieważ pozbawi go ona dochodu i uniemożliwi mu życie.

„Technika w wielkim stopniu przyczyniła się do dobra ludzkości; uczyniła tak wiele dla poprawy warunków życia człowieka, w jego służbie i w ułatwieniu oraz doskonaleniu jego pracy. Jednakże w pewnych momentach technika już nie wie, gdzie jest jej miejsce: czy ma być za ludzkością, czy przeciw niej... Dlatego kieruję swój apel do wszystkich zainteresowanych... do każdego, kto może przyczynić się do zapewnienia tego, by technika służyła rzeczywiście każdemu mężczyźnie, każdej kobiecie i każdemu dziecku na tej ziemi i na całym świecie." (Jan Paweł II, homilia w Toronto, Kanada, 15 września 1984 r.)

Zaledwie w 1850 r. rozpoczął się okres produkcji, jaką znamy dzisiaj, z ludźmi, wykonującymi wtedy 20% pracy, zwierzętami, których udział w pracy wynosił 50% i maszynami z udziałem tylko 30%. W roku 1900 ludzie wykonywali jedynie 15% pracy, zwierzęta 30%, a maszyny 55%. W 1950 r. ludzie wykonywali już tylko 6% pracy, a maszyny resztę – 94%. (Zwierzęta zostały uwolnione!).

 

A przecież niczego jeszcze nie zobaczyliśmy, ponieważ wchodzimy dopiero w erę komputerową, która stworzyła miejsca takie, jak fabryka Nissan Zama w Japonii, produkująca 1300 samochodów dziennie przy pomocy tylko 67 osób. Jest to więcej niż 19 samochodów dziennie na osobę. Istnieją nawet fabryki, które są w całości zautomatyzowane, nie zatrudniające żadnego człowieka, takie jak fabryka silników Fiata, znajdująca się pod kontrolą około dwudziestu robotów, które wykonują całą pracę.

 

W roku 1964 przedstawiono prezydentowi Stanów Zjednoczonych raport pt. „Chaos społeczny w automatyzacji", podpisany przez 32 osoby, wśród których znaleźli się: Gunnar Myrdal, ekonomista pochodzący ze Szwecji i dr Linus Pauling, laureat Nagrody Nobla. Raport ten stwierdzał w skrócie, że „USA, a w końcu reszta świata, zostaną wkrótce wciągnięte w ‘rewolucję’, która zapewni nieograniczoną produkcję… przez systemy maszyn, które będą wymagały niewielkiej współpracy ludzi. Wskutek tego należy podjąć działania, zapewniające dochód wszystkim ludziom, niezależnie od tego, czy będą zajmowali się oni czymś, co jest powszechnie uważane za pracę".

W swojej książce Koniec pracy amerykański autor Jeremy Rifkin cytuje ostatnie badania szwajcarskie, które mówią, że „za trzydzieści lat mniej niż 2% obecnej siły roboczej wystarczy do wyprodukowania wszystkich dóbr, których potrzebują ludzie". Trzech spośród czterech pracowników – od ekspedientów sklepowych do chirurgów – zostanie ostatecznie zastąpionych przez komputerowo sterowane maszyny.

Jeśli zasada, ograniczająca dystrybucję dochodu do tych, którzy są zatrudnieni, nie zostanie zmieniona, społeczeństwo czeka chaos. Byłoby czymś absurdalnym opodatkowanie 2% pracowników, żeby utrzymać 98% ludzi niezatrudnionych. Zdecydowanie potrzebujemy źródła dochodu, które nie jest związane z zatrudnieniem. Problem ten jasno sprzyja dywidendzie Kredytu Społecznego.

Pełne zatrudnienie jest materializmem

Jeśli chce się wytrwać przy zatrudnieniu wszystkich, zarówno mężczyzn jak i kobiet, w produkcji, mimo tego że produkcja dla zaspokojenia podstawowych potrzeb jest wykonywana z coraz to mniejszym udziałem ludzkiej pracy, muszą być tworzone nowe prace, które są kompletnie bezużyteczne. I żeby usprawiedliwić te bezużyteczne prace, muszą być stworzone nowe, sztuczne potrzeby przez lawinę reklam tak, by ludzie kupowali produkty, których naprawdę nie potrzebują. To właśnie jest określane mianem „konsumeryzmu".

Podobnie produkty będą wytwarzane w najkrótszym możliwym czasie, a celem będzie coraz większa ich sprzedaż i coraz większy zysk. Wszystko to powoduje niepotrzebną stratę zasobów naturalnych i zniszczenie środowiska. Można również upierać się przy utrzymaniu prac, które w ogóle nie wymagają twórczego wysiłku, prac wymagających wysiłku tylko mechanicznego, które mogłyby być wykonane przez maszyny, prac, w których zatrudniony nie ma szans na rozwój swojej osobowości. Lecz jakkolwiek ogłupiająca jest taka praca, jest ona warunkiem otrzymania przez pracownika pieniędzy – licencji na życie.

 

Tak więc dla wielu pracowników najemnych sens ich pracy sprowadza się do tego: chodzą do pracy, żeby zarobić gotówkę, żeby kupić jedzenie, żeby mieć siłę, żeby pójść do pracy, żeby zarobić gotówkę, żeby kupić jedzenie, żeby mieć siłę do chodzenia do pracy... i tak dalej, aż do emerytury, jeśli nie umrą wcześniej. Oto życie pozbawione znaczenia, gdzie nic nie odróżnia człowieka od zwierzęcia.

 

Praca swobodna

To, co odróżnia człowieka od zwierzęcia to to, że ma on nie tylko potrzeby materialne, lecz również potrzeby duchowe i kulturalne. Jezus mówił w Ewangelii:„Nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana" (Księga Powtórzonego Prawa 8, 3). Zatem zmuszanie człowieka do spędzania całego jego czasu na zabezpieczaniu potrzeb materialnych oznacza narzucenie filozofii materializmu, ponieważ zaprzecza ona temu, iż człowiek ma także wymiar duchowy i duchowe potrzeby.

Lecz gdy człowiek nie jest zatrudniony w pracy płatnej, co będzie robił ze swoim wolnym czasem? Spędzi go na zajęciach swobodnych, zajęciach, które sam wybierze. To właśnie w czasie wolnym człowiek może rzeczywiście rozwijać swoją osobowość, rozwinąć talenty, które otrzymał od Boga i używać ich mądrze.

Ponadto, to w czasie wolnym rodzice mogą zadbać o swoje religijne, społeczne i rodzinne obowiązki: wychowanie dzieci, praktykowanie wiary (znać, kochać i służyć Bogu) i pomoc swoim bliźnim. Wychowanie dzieci jest najważniejszą pracą na świecie. Jednak, ponieważ matka, która pozostaje w domu, żeby zająć się wychowaniem dzieci, nie otrzymuje wypłaty, wielu ludzi mówi, że ona nic nie robi, że ona nie pracuje! (Zapytajcie jakąkolwiek matkę, pozostającą w domu, czy ona nie pracuje?!).

Być uwolnionym od konieczności pracy wykonywanej dla zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych nie oznacza, że ktoś staje się próżniakiem. Znaczy to po prostu, że człowiek zostałby umieszczony w pozycji, w której mógłby uczestniczyć w rodzaju aktywności, która mu odpowiada. System Kredytu Społecznego spowoduje rozkwit twórczej aktywności. Na przykład największe wynalazki, najlepsze dzieła sztuki były stworzone w czasie wolnym. Jak powiedział Douglas:

„Większość ludzi woli być zatrudnionych, ale przy rzeczach, które raczej lubią, niż przy zajęciach, których nie lubią wykonywać. Propozycje Kredytu Społecznego w żadnej mierze nie są pomyślane, by tworzyć naród próżniaków... Kredyt Społeczny pozwoli ludziom znaleźć się w takich miejscach pracy, w których będą oni zadowoleni. Praca, którą wykonujesz dobrze jest pracą, którą lubisz, a praca, którą lubisz jest pracą, którą wykonujesz dobrze."

Pełne zatrudnienie jest przestarzałe

Właśnie to powiedział papież Jan Paweł II 18 listopada 1983 r. podczas audiencji dla uczestników krajowej konferencji sponsorowanej przez Komisję Problemów Społecznych i Pracy Konferencji Episkopatu Włoch. Oto wyjątki z przemówienia Papieża:

„Zasadniczym fundamentem pracy jest faktycznie sam człowiek… Praca jest dla człowieka, a nie człowiek dla pracy… Co więcej, nie możemy nie martwić się opiniami tych, którzy utrzymują dziś, że dyskusja na temat mocniejszego uczestnictwa jest teraz przestarzała i bezużyteczna i żądają, by ludzka subiektywność była realizowana w tak zwanym wolnym czasie. Nie wydaje się słuszne, w rzeczywistości, przeciwstawianie czasu poświęconego pracy, czasowi wolnemu od pracy, o tyle że cały czas ludzki trzeba widzieć, jako cudowny dar Boży dla całkowitego i absolutnego uczłowieczenia. Niemniej, jestem przekonany, że czas wolny zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ jest to czas, w którym ludzie mogą i muszą wypełniać swoje rodzinne, religijne i społeczne obowiązki. Czas ten, żeby dawał poczucie swobody i był społecznie użyteczny, powinien być raczej spędzany z dojrzałą świadomością etyczną w perspektywie solidarności, co wyraża się także w formie wspaniałomyślnych usług i prac społecznych".

(L’Osservatore Romano, wydanie tygodniowe w jęz. angielskim, 9 stycznia 1984 r., str. 18)

 

Pieniądz i ceny • Regulacja cen

 

    W poprzednim numerze MICHAELA opublikowaliśmy lekcję 5. „Propozycji Kredytu Społecznego”, której tematem był chroniczny brak siły na­bywczej w obecnym systemie finansowym i potrzeba dywidendy społecznej dla każdego obywatela, ponieważ wszyscy obywatele są spadkobiercami zasobów naturalnych i postępu cywilizacyjnego. W tym numerze publikujemy lekcję 6. Pozostałe cztery lekcje ukażą się w następnych numerach naszego dwumiesięcznika.

Alain Pilote

Rozdział nowego pieniądza w formie dywidendy narodowej jest więc sposobem na podwyższenie poziomu pieniądza w kraju, gdy zachodzi taka potrzeba, oraz na umieszczenie go wprost w rękach konsumentów.

     Konsumenci jednak dopiero wtedy będą mieli z tego korzyść, jeżeli wzrośnie ich siła nabywcza.

     Otóż siła nabywcza zależy od dwóch czyn­ników: od ilości pieniędzy w rękach konsumen­tów i od cen towarów.

     Jeżeli ceny towarów się zmniejszają, tym sa­mym rośnie siła nabywcza konsumenta, choćby nawet nie rozporządzał większą ilością pieniędzy. Załóżmy, że mam 10 dolarów na zakup masła, którego cena wynosi 2,50 dolara za 1/2 kg. Za 10 dolarów mogę kupić 2 kg masła. Jeżeli cena masła się obniżyła do 2 dolarów za 1/2 kg, moja siła na­bywcza wzro­sła i mogę teraz kupić 2,5 kg masła.

     Z drugiej strony podwyżka cen zmniejsza siłę nabywczą konsumentów. W takim wypadku nawet powiększenie ilości pieniędzy może nie dać efektu. Na przykład robotnik, który w roku 1967 zarabiał 200 dolarów, a w roku 1987 zarabiałby 400 dola­rów, w rzeczywistości straciłby, gdyż koszty utrzy­mania w ciągu tych 20 lat wzrosły więcej niż dwu­krotnie. W roku 1987 trzeba by mieć co najmniej 772 dolary, by móc kupić to, co kosztowało 200 dolarów w roku 1967.

     Stały wzrost cen produktów jest powodem tego, że podwyżki płac nie powodują trwałego polepszenia. Pracodawcy nie fabrykują pienię­dzy. Jeżeli są zmuszeni płacić wyższe pensje robotnikom, muszą sprzedawać towary po wyższych cenach, by uniknąć bankructwa.

     Natomiast dywidenda narodowa nie wchodzi w ceny, skoro jest utworzona z nowego pieniądza i skoro rząd rozdziela ją niezależnie od zatrudnienia.

     Gdyby jednak ludność dysponowała większą ilością pieniędzy, mogłaby się u kupców pojawić tendencja do podwyższania cen, choćby nawet produkcja towarów nie kosztowała ich więcej.

     Reforma pieniężna, która by jednocześnie nie zapobiegała niesłusznym zwyżkom cen, nie byłaby kompletna. Mogłaby nawet stać się ka­tastrofalna, umożliwiając swobodny bieg ku inflacji.

     Jeżeli pozwoli się na dowolne ustalanie cen, na generalne osiąganie górnej granicy, może to znie­chęcić ludzi do produkowania, gdyż najpewniej­szym sposobem na podwyższenie cen jest zmniej­szenie produkcji. Wówczas pra­wodawca osiąga wynik odwrotny do zamierzonego: powstaje inflacja wskutek niezręcznego jej zwalczania. Dla uniknię­cia sankcji, inflacja znajduje ujście poprzez czarny rynek.

     Kredyt Społeczny proponuje technikę au­tomatycznego zwalczania inflacji pod nazwą „ceny godziwej” lub „dyskonta skompensowa­nego”. Stanowiłoby to część emisji nowego pieniądza w celu ustalenia całkowitej siły na­bywczej na poziomie całości produkcji zaofe­rowanej.

Cena godziwa

     Ponieważ produkty są przeznaczone dla kon­sumenta, jest zrozumiałe, że powinny być mu za­oferowane po ce­nie dla niego przystępnej.

     Mówiąc inaczej, powinna być stale zacho­wana równowaga pomiędzy wszystkimi cenami a całkowitą siłą nabywczą wszystkich konsumentów.

     Dla ustalenia cen sprzedaży, producenci albo kupcy obliczają koszt wyrobu produktu i dodają do nich koszty manipulacyjne, transportowe, magazynowania, sprzedaży i zyski rozmaitych pośredników.

     Wcale jednak nie jest pewne, że ta cena oznaczona będzie równa sile nabywczej konsumenta.

     Kupiec musi żądać zapłacenia mu ceny ozna­czonej, żeby nie mógł nikogo, od producenta do kupca, doprowadzić do bankructwa. Z drugiej strony klient może zapłacić tylko cenę odpowiada­jącą jego sile nabywczej. W przeciwnym razie to­wary zostaną nie sprzedane, chociaż jest na nie realne zapotrzebowanie.

     Dlatego konieczna jest regulacja cen. Doko­nałaby tego technika monetarna Kredytu Społecz­nego. W języku kredytowym „ceną godziwą” na­zywa się cenę, która dokładnie odpowiada rzeczy­wistości. Zaraz zrozumiemy to lepiej.

     Mówiąc „cena godziwa” nie ma się na myśli „ceny przyzwoitej”, czy „ceny słusznej”. Cena oznaczona przez kupca może być całkiem przy­zwoita, całkiem słuszna, a jednak nie być ceną dokładną.

     W czasie Wielkiego Kryzysu ceny oznaczone mogły być przyzwoite i słuszne, ale nie były do­kładne, gdyż nie odpowiadały konsumpcji. Jeżeli całkowita produkcja rzeczy poszukiwanych prze­wyższa całkowitą konsumpcję, ceny z pewno­ścią nie są dokładne, ponieważ konsumpcja w pewnym okresie czasu oznacza realne wydatki poczynione na produkcję w tym samym okresie.

 

     Cena przyzwoita jest zagadnieniem moralnym, a cena dokładna albo „godziwa” jest zagadnieniem matematycznym.

 

     W systemie kredytowym cenę dokładną, „cenę godziwą” ustala się stosując regułę matematyczną. Nie jest to więc kwestia dowolnego ustalania cen ani osiągania górnej granicy, ani ograniczeń, ani wynagrodzeń, ani karlecz po prostu zagadnienie matematyczne.

     Technika Kredytu Społecznego ustala ceny w oparciu o dwie liczby, podane przez samych obywateli i nie ustalane arbitralnie przez pewne osoby, cierpiące na manię narzucania swojej woli innym. Liczby te określają:

  1. całkowitą sumę cen (podaną przez pro­ducentów);
  2. siłę nabywczą konsumentów (żądania konsumentów w zależności od posiadanych pieniędzy).

     Następnie w celu postawienia znaku rów­ności między tymi dwiema liczbami Kredyt Społeczny obniża pierw­szą z nich do poziomu drugiej.

     Wytłumaczmy to, przytoczywszy najpierw kilka pojęć mało znanych, niemniej bardzo ważnych.

Prawdziwa cena produkcji

     Cena dokładna jakiejś rzeczy jest to całkowita suma wydatków poniesionych na wyprodukowanie tej rzeczy. Ustalamy ją w dolarach, w ergach, w roboczogodzinach lub w czymkolwiek bądź.

     Przypuśćmy, że pewna praca kosztuje cztery godziny wysiłku robotnika, dziesięć gramów jego potu, jeden po­siłek i jednorazowe użycie narzędzi. Jeżeli to wyliczenie jest kompletne, ceną dokładną tej pracy są: cztery godziny wysiłku, dziesięć gra­mów potu, jeden posiłek, jednorazowe użycie na­rzędzi. Ani więcej, ani mniej.

     Kiedy wyceniamy koszty w złotówkach w Pol­sce i wyceniamy w złotówkach pracę, istnieje moż­liwość ustanowienia relacji między tymi dwoma kosztami w złotówkach, włączając zawsze zużycie i wszystkie inne elementy, które tworzą wydatki.

     Jeżeli ogółem koszty surowca, pracy, energii, zużycia wyrażają się sumą 100 złotych, cena do­kładna tego produktu jest równa stu złotym.

     Jest jeszcze cena rachunkowa. W czasie wytwarzania produktu w fabryce prowadzi się rachu­nek zakupionego surowca, kosztów przerobu, wy­datków na płace, kosztu kapitału itd., itd. Wszystko to stanowi koszt finansowy tego produktu.

     Czy cena rachunkowa i cena dokładna są so­bie równe? Przypadkowo mogą być równe, w za­sadzie jednak się różnią.

     Przypuśćmy, że w pewnym małym kraju roczną produkcję dóbr kapitału i dóbr konsumpcyj­nych oceniono na 100 milionów dolarów. Jeżeli w tym samym czasie wszystkie wydatki mieszkańców tego kraju wyniosły 80 milio­nów, będzie trzeba przyjąć, że produkcja tego kraju w tym roku kosz­towała dokładnie 80 milio­nów, gdyż ludność, która ją wytworzyła, zużyła ją w całej jej wartości 80 milionów. Produkcja ta została oszacowana przez rachunko­wość kosztów wła­snych na 100 milionów, poniesiono jednak na nią tylko 80 milionów real­nych wydatków. Trzeba więc wziąć pod uwagę obie wielkości. Zatem ceną do­kładną produkcji 100 milionów jest 80 milionów.

     Innymi słowy, gdy zostało wyprodukowane bogactwo o wartości 100 milionów dolarów, bogactwo o wartości 80 milionów dolarów zo­stało skonsumowane. Konsumpcja o wartości 80 milionów jest prawdziwą ceną produkcji wartej 100 milionów.

     Zatem prawdziwą ceną produkcji jest konsumpcja.

     Zresztą, jak powiedzieliśmy poprzednio, jeżeli produkcja istnieje dla konsumpcji, konsumpcja powinna zapła­cić za produkcję.

     W powyższym przykładzie kraj zasługiwał na swoją produkcję. Jeżeli wydając 80 milionów, pro­dukował dobra i usługi o wartości 100 milionów, powinien móc otrzymać produkcję o wartości tych 100 milionów, wydając na nie 80 milionów. Innymi słowy, konsumenci płacąc 80 milionów, powinni otrzymać produkcję o wartości 100 milionów. W przeciwnym razie do kontemplacji pozostanie produkcja o wartośći 20 milionów, w oczekiwaniu, że stanie się ona ofiarą całopalną na oczach zrozpaczonych biedaków.

     Powiększanie i zmniejszanie się bogactwa

     Kraj wzbogaca się w dobra, jeżeli rozwija swoje środki produkcji: maszyny, fabryki, środki transportowe itd., czyli to, co nazywamy dobrami kapitałowymi.

     Kraj również wzbogaca się w dobra, jeżeli pro­dukuje rzeczy do konsumpcji: zboże, mięso, me­ble, odzież itd., czyli to, co nazywamy dobrami konsumpcyjnymi.

     Ponadto kraj się wzbogaca w dobra, gdy otrzymuje bogactwo z zewnątrz. W ten sposób Polska staje się bogatsza w owoce, kiedy sprowa­dza banany, pomarańcze i ananasy. Nazywamy to importem.

     Z drugiej strony ilość dóbr w kraju się zmniej­sza, gdy się niszczą lub zużywają jego środki pro­dukcji: palą się fabryki, zużywają się maszyny itd. Nazywa się to deprecjacją (obniżeniem wartości).

     Ponadto ilość dóbr w kraju się zmniejsza, gdy są konsumowane. Zjedzona żywność, zużyta odzież itd., nie są już więcej dostępne. Jest to niszczenie przez konsumpcję.

     Ilość dóbr w kraju również się zmniejsza, gdy się je wywozi. Na przykład, będziemy mieli mniej jabłek, masła, bekonu w Polsce, kiedy kraj nasz wyśle te produkty do Anglii. Nazywa się to eksportem.

     Obliczanie ceny godziwej

     Przypuśćmy teraz, że zestawienie w pewnym roku przedstawia się następująco:

     Produkcja dóbr kapitałowych 3 000 milionów

     Produkcja dóbr konsumpcyjnych 7 000 milionów

     Import 2 000 milionów

     Całkowite wpływy 12 000 milionów

     Deprecjacja dóbr kapitałowych 1 800 milionów

     Konsumpcja 5 200 milionów

     Eksport 2 000 milionów

     Całkowite zmniejszenie 9 000 milionów

     Stąd wniosek: podczas, gdy kraj wzbogacił się o produkcję wartości 12 miliardów – zużył, skon­sumował lub wyeksportował produkcję o wartości 9 miliardów.

     Rzeczywistym kosztem produkcji 12 miliardów jest 9 miliardów. Jeżeli na produkcję dóbr i usług o wartości 12 miliardów kraj wydał w rzeczywistości 9 miliardów, powinien móc korzystać ze swoich 12 miliardów wartości produkcji, płacąc za nie tylko 9 miliardów.

     9 miliardami powinien zapłacić za 12 miliar­dów. Za 12 zapłacić 9. Wymaga to regulacji cen: obniżyć cenę rachunkową 12 do poziomu ceny rzeczywistej 9 i dokonać tego nikomu nic nie narzucając i nic nikomu nie zabierając.

     Biorąc pod uwagę gospodarkę, w której pro­dukcja istnieje dla konsumpcji, logiczny jest nastę­pujący wniosek.

     Ponieważ konsumpcja 9 miliardów, wliczając w to zużycie maszyn, pozwoliła na produkcję 12 mi­liardów, uwzględniając wszystkie ulepszenia, prawdziwą ceną produkcji jest 9 miliardów. Żeby kraj mógł używać tej produkcji, tak długo jak chce, musi on mieć możliwość uzyskania jej za jej realną cenę, 9 miliardów, co nie staje na przeszkodzie, by kupcy uzyskali za nią 12 miliardów.

     Z jednej strony konsumenci w kraju powinni móc kupić 12 za 9; powinni móc korzystać z pro­dukcji krajowej płacąc za nią 9/12 ceny oznaczo­nej. Z drugiej strony kupcy powinni uzyskać całą sumę: 12. W przeciwnym razie nie będą mogli wycofać swoich wkładów i nie będą mieli żadnego zysku, który stanowi zapłatę za ich usługi.

Dyskonto skompensowane albo rabat

     Jeżeli klientowi udzieli się dyskonta 3 na 12 albo 25 na 100, zapłaci on tylko 9/12 ceny oznaczonej.

     Na przykład, jeżeli stół kosztuje 120 zł, klient go kupi za 90 zł; jeżeli para pończoch kosztuje 4 zł, klient ją kupi za 3 zł. To samo odnosi się do wszystkich artykułów w kraju, ponieważ to stanowi dyskonto narodowe ustano­wione przez Narodowe Biuro Kredytowe, specjalnie w tym celu powołane.

     Jeżeli za wszystkie artykuły w kraju płaci się w ten sposób 75% ich ceny oznaczonej, konsumenci w tym kraju będą mogli otrzymać całą swoją 12 miliardową produkcję za 9 miliardów, które wyda­dzą na konsumpcję.

     Jeżeli produkty nie będą im odpowiadały, nie będą ich kupować, a producenci po prostu prze­staną je fabryko­wać, ponieważ nie stanowią one rzeczywistego bogactwa, nie odpowiadając zapo­trzebowaniu konsumentów.

     Kupcy otrzymają od klientów tylko 75% ceny towarów. Wobec tego nie mogliby się utrzymać, gdyby 25% nie zapłaconych przez klienta nie dostali z innego źródła.

     Tym innym źródłem może być tylko Naro­dowe Biuro Kredytowe, które musiałoby za­dbać, by pieniądz odpowiadał faktom. Kupiec otrzy­mywałby więc z tego urzędu brakujące mu 25%, po okazaniu zaświadczenia o sprzedaży i o przy­znanym mu dyskoncie.

     Cel byłby osiągnięty. Wszyscy konsumenci w kraju otrzymaliby całą produkcję, odpowiadającą zapotrzebowa­niu. Kupcy, a przez nich producenci, odzyskaliby koszty produkcji i dystrybucji.

     Inflacja byłaby niemożliwa wobec dostatecznej ilości produktów w stosunku do zapotrzebowania. Nowy pie­niądz pojawiałby się tylko dzięki obecno­ści produktu pożądanego i zakupionego.

     Zresztą emisja nowego pieniądza nie wcho­dziłaby w rachunek cen, gdyż nie byłaby to ani pensja, ani lokata; pojawiałaby się po wytworzeniu produktu, po wycenieniu go i sprzedaniu.

     Taki sam wynik osiągnęłoby się, gdyby klient musiał zapłacić całą cenę produktu, a potem otrzymał zwrot 25% ceny zakupu w filii Narodo­wego Biura Kredytowego, po okazaniu zaświad­czenia kupca o wysokości ceny za­kupu.

     Pierwsza metoda jest dyskontem skompenso­wanym, rabatem udzielonym przez kupca i wypła­conym mu przez Narodowe Biuro Kredytowe.

     Tę drugą metodę nazywamy rabatem, z któ­rego korzysta klient. W obu wypadkach wynik jest taki sam.

     Cena, którą musi płacić klient, zawsze powinna być tylko ułamkiem ceny oznaczonej, wyrażającym się stosun­kiem całości konsumpcji do całości pro­dukcji. W przeciwnym razie tylko część produkcji będzie dostępna dla kon­sumentów, chociaż jest przeznaczona dla nich w całości.

Dywidenda i obniżanie cen

     Istnieją dwa sposoby, by ceny i pieniądze od­powiadały sobie: ceny mogą zostać obniżone, albo portfele napełnione. Kredyt Społeczny wprowa­dziłby oba te rozwiązania, bez szkodzenia komu­kolwiek i służąc każdemu. Dwa mechanizmy sprzężone razem – obniżanie cen i dywidenda – byłyby kalkulowane, żeby zrównoważyć sumę cen z sumą pieniędzy.

     Oba są konieczne. Gdyby istniała tylko dywi­denda, ceny miałyby tendencję wzrostową, nawet gdyby aktualny koszt towarów pozostawał ten sam. A jeśli istniałoby tylko obniżenie cen, bez dywi­dendy, nie miałoby to znaczenia dla ludzi, którzy nie mają żadnego dochodu.

     Zasada dywidendy byłaby bezspornie lepsza, niż obecne programy socjalne, jak zasiłek dla ubo­gich, zasiłek od bezrobocia itd. Dywidenda nie byłaby finansowana z podatków tych, którzy pracują, lecz przez nowy pieniądz wykreowany przez Narodowe Biuro Kredytowe. Nikt nie żyłby na koszt podatników. Dywidenda byłaby dziedzic­twem, na­leżnym wszystkim Polakom, którzy byliby udzia­łowcami akcji w przedsiębiorstwie „Polska Limited”.

     W przeciwieństwie do zasiłku dla ubogich, dy­widenda byłaby wypłacana bezwarunkowo, nie karząc tych, któ­rzy chcą pracować. Byłaby daleką od bycia pretekstem do bezczynności. Pozwoliłaby ludziom pracować w zawodach najbardziej dla nich odpowiednich. Oprócz tego, gdyby ludzie przestali pracować, zmniejszyłaby się od­powiednio produk­cja i tym samym dywidenda, która opiera się na bieżącej produkcji. Bez tego dochodu, który jest zwią­zany z zatrudnieniem, postęp nie jest sprzy­mierzeńcem człowieka, lecz przekleństwem, po­nieważ przez wyeliminowanie zapotrzebowania na ludzką pracę, ludzie tracą podstawowe i jedyne źródło dochodu.

     Dzięki temu mechanizmowi dyskonta ceno­wego jakakolwiek inflacja nie byłaby możliwa, po­nieważ dyskonto faktycznie obniża ceny. Inflacja oznacza wzrost cen, a najlepszym sposobem za­pobieżenia wzrostowi cen jest ich obniżenie! Dys­konto cenowe jest dokładnie przeciwne podatkowi od sprzedaży: zamiast płacić więcej za towary z powodu podatków, konsumenci będą płacili mniej dzięki dyskontu. Kto będzie na to narzekał?

Finansowanie robót publicznych

     Jak byłyby finansowane roboty i usługi pu­bliczne w tym społecznym systemie finansowym? Za każdym ra­zem gdyby ludność zechciała zreali­zować jakiś projekt publiczny, rząd nie pytałby: „Czy mamy pieniądze na bu­dowę tego projektu?”, ale: „Czy mamy materiały i pracowników do zreali­zowania tego projektu?” Jeżeli tak, to Narodowe Biuro Kredytowe automatycznie wykreowałoby nowe pieniądze dla sfinansowania nowej produkcji.

     Wyobraźmy sobie, że ludność potrzebuje no­wego mostu, którego wzniesienie będzie koszto­wałowykreuje więc 50 milionów w celu sfinan­so­wania budowy tego mostu. A ponieważ wszyst­kie nowe pieniądze muszą być wycofane z obiegu wraz z konsumpcją nowej pro­dukcji, pieniądze stworzone w celu zbudowania mostu muszą być wycofane z obiegu wraz ze skonsumowaniem mostu.

 

     Jak most może być „konsumowany”? Przez zużywanie się i tracenie na wartości. Wyobraźmy sobie, że inży­nierowie, którzy budowali most zało­żyli, że będzie on zdatny do użytku przez 50 lat, czyli most będzie tracił na wartości jedną pięćdzie­siątą każdego roku. Ponieważ budowa kosztowała 50 milionów złotych, więc most straci na wartości 1 milion złotych każdego roku. Czyli każdego roku trzeba będzie wycofywać 1 milion złotych przez okres 50 lat.

     Czy wycofywanie pieniędzy z obiegu będzie się odbywało przez opodatkowanie? „Nie, to nie jest ko­nieczne”, powiedział Clifford Hugh Douglas, szkocki inżynier – twórca systemu Kredytu Spo­łecznego. Jest inny sposób, dużo prostszy – na wycofanie pieniędzy z obiegu: metoda regulacji cen (zwana też dyskontem wyrównaw­czym). 19 stycznia 1938 r. Douglas powiedział w Londynie:

     Co oznacza i czym będzie regulacja cen? Na­rodowe Biuro Kredytowe będzie miało za zadanie prowadzenie dokładnej księgowości krajowych przychodów i rozchodów. Będzie to wymagało tylko 2 ko­lumn: w jednej będzie się zapisywało całą produkcję krajową w danym okresie czasu, a w drugiej całko­witą konsump­cję. Obniżka wartości mostu w wysokości 1 miliona złotych rocznie za­pisywana byłaby w drugiej kolumnie, jako „kon­sumpcja” i dodana do wszelkiego rodzaju innych pozycji skonsu­mowanych i znikających dóbr w kraju, w danym okresie czasu.

     Douglas wskazał też, że prawdziwym kosztem produkcji jest koszt konsumpcji. Na przykładzie mostu można powiedzieć, że jego cena wynosi 50 milionów złotych, ale realny (prawdziwy) koszt mostu – to jest to wszystko, co musiało być skon­sumowane w celu jego budowy. Podczas, gdy z jednej strony niemożliwe jest poznanie realnego kosztu każdego, wyprodukowanego artykułu, z drugiej strony możliwe jest poznanie realnego kosztu całko­witej produkcji krajowej w ciągu roku: jest to wszystko to, co zostało skonsumowane w danym kraju w ciągu tego roku.

Trzy zasady

     Istnieją trzy fundamenty Kredytu Społecznego.

  1. Pieniądze muszą być emitowane bez długu przez rząd – przedstawicieli społeczeństwa – zgodnie z produkcją i wycofywane z obiegu zgodnie z konsumpcją;
  2. comiesięczna dywidenda dla każdego oby­watela;
  3. dyskonto skompensowane.

     Wszystkie trzy są konieczne. Jeśli wycofa się jeden z nich, system nie będzie działał właściwie.

     Celem techniki Kredytu Społecznego, którą wyjaśniliśmy pokrótce jest finansowanie produkcji dóbr, które odpowiadają na potrzeby i finansowa­nie dystrybucji tych dóbr, po to, żeby spełniły one te potrzeby. Jeśli spojrzymy na diagram (obieg pieniądza), zauważymy, że pieniądze nig­dzie się nie gromadzą. Jedynie idą w ślad za dob­rami, wy­emitowane, kiedy dobra są produkowane i powra­cające do swego źródła (Narodowego Biura Kre­dytowego), kiedy dobra są skonsumo­wane (sprze­dane). W każdej chwili, pieniądze są dokład­nym odbiciem fizycznej rzeczywistości: pie­niądze poja­wiają się, kiedy pojawiają się nowe produkty i zni­kają, kiedy znikają produkty (kiedy produkty zo­stają skonsumowane).

* * *  

Historia kontroli bankowej

w USA

Dyktatura banków i ich system zadłużający, nie są ograniczone do jednego kraju, ale istnieją w każdym kraju na świecie. Bankierzy robią wszystko, żeby utrzymać ścisłą kontrolę nad tym systemem, gdyż uwolnienie się jednego kraju spod tej dyktatury i emitowanie własnego, krajowego pieniądza bez procentu i pogłębiającego się zadłużenia, byłoby przykładem dla innych krajów, jak mógłby wyglądać uczciwy system finansowy. Mogłoby to spowodować ogólnoświatowe załamanie obecnego lichwiarskiego, pogłębiającego zadłużenie, systemu finansowego.

Szczególnie zawzięta walka o zainstalowanie tego oszukańczego, zadłużającego systemu finansowego, toczona była w USA przez Międzynarodową Finansjerę, prawie od początku powstania USA. Fakty historyczne pokazują, że wielu Amerykanów we władzach rządowych doskonale znało ten nieuczciwy system monetarny, który finansiści chcieli wcielić w życie w Ameryce, i rozumiało jego niszczące działanie. Ci rządzący byli prawdziwymi patriotami, którzy robili wszystko, co w ich mocy dla utrzymania w USA uczciwego systemu finansowego, wolnego od kontroli Finansistów. Finansiści z kolei robili wszystko co w ich mocy, żeby te fakty z historii Stanów Zjednoczonych nie ujrzały światła dziennego, obawiając się, że przykład tych patriotów mógłby być kontynuowany i dzisiaj. Wielka Finansjera chciałaby, żeby ludność ignoro­wała następujące fakty.

Najszczęśliwsza populacja

Jest rok 1750. Nie ma jeszcze Stanów Zjednoczonych Ameryki; jest 13 kolonii na kontynencie amerykańskim, tworzących „Nową Anglię”, własność macierzy – Anglii. Benjamin Franklin napisał o populacji tego okresu: „Nie sposób znaleźć szczęśliwszej i lepiej prosperującej populacji na całej powierzchni kuli ziemskiej”. Kiedy pojechał do Anglii jako reprezentant interesów kolonii, został zapytany, jak może wyjaśnić rozwój warunków dobrobytu w koloniach, podczas gdy w kraju macierzystym szerzy się nędza.

„To proste”, odpowiedział Franklin. „W koloniach emitujemy własne pieniądze. Nazywa się je Świadectwem Kolonialnym. Emitujemy je w odpowiedniej proporcji, żeby produkty mogły łatwo trafić od producentów do konsumentów. W ten sposób emitując dla nas nasze własne pieniądze, kontrolujemy ich siłę nabywczą i nikomu nie musimy płacić procentu.”

Gdy tylko bankierzy angielscy dowiedzieli się o tym, wprowadzili prawo zatwierdzone przez Parlament Brytyjski, zabraniające koloniom emitowania własnego pieniądza i nakazali im użycie jedynie pieniądza ze złota i srebra pożyczonego na procent przez nich – bankierów angielskich, w ograni­czonej ilości. Obieg tego pieniądza został w ten sposób zredukowany o połowę.

„W ciągu jednego roku”, stwierdził Franklin „warunki życia tak się pogorszyły, iż era prosperity się skończyła i rozpoczęła się depresja do tego stopnia, że ulice kolonii pełne były bezrobotnych.”

Po czym nastąpił zryw rewolucyjny przeciw Anglii, po którym wydano Deklarację Niepodległości w 1776 roku. Podręczniki do historii natomiast błędnie uczą, że to wprowadzenie podatku na herbatę, spowodowało Rewolucję Amerykańską. Ale Franklin jasno stwierdził:

Kolonie chętnie zaakceptowałyby nałożenie pewnego podatku na herbatę i inne rzeczy, żeby nie bieda spowodowana złym wpływem angielskich bankierów na Parlament, co spowodowało nienawiść kolonii do Anglii i zryw rewolucyjny”.

Założyciele Stanów Zjednoczonych, mając te fakty na uwadze i żeby zabezpieczyć kraj przed wyzyskiem Bankierów Międzynarodowych, z wielką mocą podkreślili w Amerykańskiej Konstytucji, podpisanej w Filadelfii w roku 1787, Artykuł 1, część 8, paragraf 5:

„Kongres jest upoważniony do emisji pieniądza  i do regulacji jego wartości”.

Bank bankierów

Lecz bankierzy nie ustąpili. Ich agent, Aleksander Hamilton został mianowany Sekretarzem Skarbu (obecnie minister finansów) w gabinecie George’a Washingtona i przekonywał o emitowaniu pieniądza na procent i o tym, że Bank Federalny powinien znajdować się w rękach prywatnych. Jego fałszywy argument brzmiał, że: „Jeśli dług narodowy nie będzie zbyt duży, będzie dla nas narodowym błogosławieństwem... Mądrość rządu powinna się uwidaczniać w tym, żeby nie wierzyć takim ponętnym i niebezpiecznym środkom jak emisja swoich własnych pieniędzy”. Hamilton wmawiał także rządowi, że tylko pieniądze pożyczone na procent od banków prywatnych będą akceptowane w operacjach zagranicznych. Sekretarz Stanu Tomasz Jefferson był bardzo przeciwny temu projektowi, lecz w końcu prezydent Waszyngton uległ argumentom Hamiltona. W 1791 roku został założony bank federalny – „Bank of the United States” – na okres 20 lat. Jednak mimo nazwy: „Bank Stanów Zjednoczonych”, był to naprawdę „bank bankierów”, ponieważ nie należał do narodu, lecz do osób prywatnych, mających kapitał bankowy w swoich rękach. Nazwa „Bank Stanów Zjednoczonych” użyta została celowo, żeby wprowadzić w błąd ludność amerykańską, która miała wierzyć, że jest właścicielem banku, co oczywiście było kłamstwem. Termin podpisanej na 20 lat umowy funkcjonowania tego banku upływał w 1811 roku i Kongres Stanów Zjednoczonych głosował przeciwko odnowieniu tej umowy, dzięki wpływowi Tomasza Jeffersona i Andrzeja Jacksona:

„Jeżeli Kongres”, powiedział Jackson, „ma konstytucyjne prawo emitowania papierowych pieniędzy, prawo to upoważnia Kongres do przestrzegania go, a nie do oddawania go po­szczególnym ludziom lub korporacjom”.

Tak zakończyła się historia pierwszego Banku Stanów Zjednoczonych. Lecz to nie była ostatnia karta bankierów.

Bankierzy puszczają w ruch machinę wojenną

Nathan Rothschild z Banku Angielskiego wydał ultimatum: „Albo podanie o odnowienie umowy będzie zatwierdzone, albo Stany Zjednoczone zostaną wciągnięte w najbardziej destrukcyjną wojnę”. Jackson i inni patrioci amerykańscy nie wierzyli, że wpływ Międzynarodowej Finansjery może sięgać tak daleko. „Jesteście złodziejską jaskinią żmij”, odpowiedział na to Jackson. „Mam zamiar was rozpędzić i przy pomocy Boga Wszechmogącego rozpędzę was!” Nathan Rothschild wydał rozkazy: „Dajcie lekcję tym zuchwałym Amerykanom. Wprowadźcie na nowo status Kolonii”.

Rząd brytyjski rozpętał wojnę 1812 roku przeciwko Stanom Zjednoczonym. Zamiarem Rothschilda było doprowadzenie Stanów Zjednoczonych do takiej biedy, że władze ustawodawcze byłyby zmuszone prosić o pomoc finansową, która oczywiście nadeszłaby tylko pod warunkiem wznowienia umowy, wprowadzającej na nowo działanie Banku Stanów Zjednoczonych. Tysiące ludzi zginęło, ale co to obchodziło Rothschilda? Osiągnął to, co chciał. Kongres Stanów Zjedno­czonych wznowił umowę w 1816 roku.

Zamach na Abrahama Lincolna

W 1860 roku na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych wybrano Abrahama Lincolna, w zamian za zniesienie niewolnictwa czarnych. Jedenaście stanów południowych, które popierały niewolnictwo czarnej rasy, zdecydowało odłączyć się od Unii, oderwać od Stanów Zjednoczonych Ameryki. Był to początek wojny domowej (1861-1865).

Lincoln nie mając pieniędzy na finansowanie działań wojennych Północy, zwrócił się do bankierów Nowego Jorku, którzy zgodzili się pożyczyć mu pieniądze na procent – od 24 do 36 procent. Lincoln odmówił, wiedząc doskonale, że ten lichwiarski procent doprowadzi Stany Zjednoczone do ruiny. Lecz jego problem finansowy pozostał nadal nierozwiązany!

„Zwróć się do Kongresu o przyjęcie ustawy, pozwalającej na wydrukowanie legalnych papierów wartościowych, opłać przy ich pomocy żołnierzy i wygraj razem z nimi wojnę.”

Tak właśnie uczynił Lincoln i wygrał wojnę. Między 1862 i 1863 rokiem, opierając się na konstytucji Stanów Zjednoczonych, Lincoln doprowadził do wyemitowania 450 milionów niezadłużonych, „zielonych dolarów” (Greenbacks), potrzebnych do prowadzenia wojny domowej. (Ludzie nazywali te banknoty „zielonymi dolarami”, ponieważ rewers ich był wydrukowany zielonym kolorem.)  

Lincoln powiedział: “Rząd posiadający władzę tworzenia i emisji waluty i kredytu jako pieniędzy i cieszący się prawem wycofywania zarówno waluty jak i kredytu z obiegu za pomocą podatków i w inny sposób, nie powinien i nie może pożyczać kapitału na procent jako środka finansowania prac rządowych i przedsięwzięć publicznych... Przywilej tworzenia i emitowania pieniędzy jest nie tylko najwyższym przywilejem rządu, ale jest jego najwyższą twórczą możliwością.”

Lincoln mówił o tych zielonych dolarach, jako o „największym błogosławieństwie, jakie Amerykanie kiedykolwiek mieli”. Błogosławieństwo dla wszystkich, ale nie dla bankierów, ponieważ kończyło to ich machinacje, kradzież kredytu narodowego i pożyczki pieniędzy na procent. Robili więc wszystko, co możliwe, żeby zniszczyć te „zielone dolary” i przeszkadzać Lincolnowi w rządzeniu. Lord Goschen, rzecznik finansistów, napisał w London Times (cytat wzięty z Kto rządzi Ameryką [Who Rules America] – autorstwa C. K. Howe’a i przedrukowany w pracy Martyrologia Pieniędzy Lincolna [Lincoln Money Martyred] – autorstwa doktora R. E. Searcha):

„Jeżeli ta szkodliwa polityka finansowa, która ma swoje źródło w Ameryce Północnej umocni się na stałe, wtedy taki rząd będzie dostarczał swoje własne pieniądze, bez żadnych kosztów, będzie spłacał długi i będzie bez długów. Będzie miał wszystkie potrzebne pieniądze niezbędne do utrzymania się. Będzie prosperował bez precedensu w historii świata. Taki rząd musi być zniszczony, albo zniszczy każdą monarchię na świecie.”(Monarchię bankierów pożyczających pieniądze z procentem.)

Po pierwsze, w celu zdyskredytowania „zielonych” dolarów bankierzy namówili Kongres, żeby głosował w lutym 1862 roku za „Klauzulą Wyjątkową” (Exception Clause), która mówiła, że zielonymi dolarami nie będzie można spłacać odsetek od długu narodowego, ani płacić podatków, akcyzy, czy opłat importowych. Następnie w 1863 roku sfinansowawszy wybór odpowiedniej liczby senatorów i przedstawicieli parlamentu, bankierzy uzyskali anulowanie przez Kongres prawa „zielonych dolarów” (Greenback Law) i wprowadzenie na jego miejsce Narodowej Ustawy Bankowej (National Banking Act). (Pieniądze miały być następnie emitowane jako obciążone odsetkami przez banki prywatne.)

Ustawa ta zapewniała też wycofanie „zielonych dolarów” z obiegu, gdy tylko znajdą się w Ministerstwie Skarbu jako opłaty podatkowe. Lincoln ze złością protestował, ale najpilniejszą sprawą dla niego było wygranie wojny i ocalenie Stanów Zjednoczonych jako całości. Odłożył więc na okres powojenny swoje veto, które miał zamiar złożyć przeciwko tej ustawie i działania, które miał podjąć przeciwko bankierom. Niemniej złożył deklarację:

„Mam dwóch wielkich wrogów: armię Południa przed sobą i bankierów z tyłu. Z tych dwóch największym wrogiem są bankierzy.”

Lincoln został powtórnie wybrany na prezydenta  w 1864 roku i było jasne, że po wojnie zaatakuje silną pozycję bankierów. Wojna skończyła się 9 kwietnia 1865 roku, a pięć dni później, 14 kwietnia, Lincoln zginął w zamachu. Nastąpiła ogromna redukcja kredytu, zorganizowana przez banki. Wielkość pieniądza w obiegu wynosiła w 1866 roku 1907 milionów dolarów, co na głowę każdego Amerykanina dawało 50,46 dolara, a w 1876 roku suma ta została zredukowana do 605 milionów dolarów, co dało 14,60 dolara na głowę. Rezultat: po 10 latach upadek 56 446 przedsiębiorstw, reprezentujących stratę 2 miliardów dolarów. I jakby tego jeszcze było mało, bankierzy zredukowali ilość pieniądza w obiegu do 6,67 dolara na głowę w 1887 r.!

William Jennings Bryan: „Banki powinny odejść”

Niemniej przykład Lincolna pozostał w pamięci wielu osób, aż do 1896 roku. Tego roku kandydatem demokratów na prezydenta został William Jen­nings Bryan. Raz jeszcze podręczniki historii mówią, że dobrze się stało, iż jego kandydatura na prezydenta nie odniosła sukcesu, ponieważ był on przeciwko „zdrowym pieniądzom” bankierów, pieniądzom emitowanym jako dług oraz przeciwko standardowi złota. Bryan powiedział:

„Głosimy w naszym programie, że wierzymy, iż prawo do bicia monety i emisji pieniędzy jest funkcją rządu. Wierzymy w to. Opozycja mówi, że emisja pieniędzy papierowych to funkcja banku i że rząd nie powinien wtrącać się do działalności banków. Ja mówię im, że emisja pieniędzy jest funkcją rządu i że banki powinny wycofać się z tej rządowej funkcji... Jedynie wtedy, gdy zgodnie z Konstytucją pieniądze będą emitowane przez rząd, możliwe będą wszystkie inne, potrzebne reformy, ale dopóki tego się nie osiągnie, żadnej innej reformy nie będzie można przeprowadzić.”

Rezerwa Federalna – gigantyczny koncern

Ostatecznie 23 grudnia 1913 roku Kongres Stanów Zjednoczonych głosował za przyjęciem Ustawy o Rezerwie Federalnej (the Federal Reserve Act), co spowodowało oddanie przez Kongres prawa do emisji pieniędzy w ręce korporacji Rezerwy Federalnej (Federal Reserve Corporation). Jeden z nielicznych kongresmanów, którzy rozumieli ryzyko zawarte w tej ustawie, Charles A. Lindbergh (reprezentujący stan Minnesota), ojciec znanego lotnika powiedział:

„Ustawa ta tworzy największy gigantyczny koncern na ziemi. Z chwilą podpisania przez prezydenta (Wilsona) tej ustawy, zostanie zalegalizowany niewidzialny rząd „Władzy Monetarnej”... Przy pomocy tej ustawy bankowej popełnione zostało największe przestępstwo legislacyjne wszechczasów.”

Edukacja ludzi

Co ostatecznie pozwoliło bankierom na uzy­skanie całkowitego monopolu na kontrolę kredytu w Stanach Zjednoczonych? Ignorancja wśród ludności odnośnie problemów pieniężnych. John Adams pisał do Tomasza Jeffersona w 1787 roku:

„Całe zamieszanie, nieład i nieszczęście w Ameryce powstało nie przez błędy w konstytucji, nie przez zanik honoru i zasad, ale na skutek kompletnej niewiedzy, dotyczącej natury pieniądza, kredytu i obrotu pieniężnego”.

Sekretarz Skarbu w gabinecie prezydenta Lincolna, Salmon P. Chase, ogłosił publicznie krótko po uchwaleniu Narodowej Ustawy Bankowej w 1863 roku:

”Promowanie przeze mnie przyjęcia Narodowej Ustawy Bankowej było największym finansowym błędem mojego życia. Spowodowało to powstanie monopolu, który wpływa na wszystkie sprawy kraju. Ustawa ta powinna zostać uchylona, ale zanim to nastąpi, ludzie z jednej strony a banki z przeciwnej będą prowa­dziły taką walkę, jakiej nigdy nie oglądaliśmy w tym kraju.”

Producent samochodów Henry Ford powie­dział:

„Jeżeli ludzie w kraju rozumieliby naszą bankowość i system monetarny, wierzę, że przed jutrzejszym rankiem wybuchłaby rewolucja”.

Edukacja ludzi – to jest rozwiązanie! To jest dokładnie metoda, za którą opowiada się dwumiesięcznik MICHAEL: przez edukację, zbudować siłę ludzką, żeby suwerenny rząd każdego kraju miał odwagę przeciwstawić się bankierom i emitować własne pieniądze, tak, jak prezydent Lincoln. Gdyby tylko ludzie popierający uczciwy system monetarny zrozumieli swoją odpowiedzialność w rozpowszechnianiu MICHAELA! Kredyt Społeczny, który ustanowiłby system ekonomiczny, gdzie wszystko byłoby zorganizowane dla służby człowiekowi, skupia się na rozwoju odpowiedzialności osobistej i kształtowaniu odpowiedzialnych ludzi. Każdy umysł zdobyty dla Kredytu Społecznego jest osiągnięciem. Każda osoba ukształtowana przez Kredyt Społeczny jest siłą, a każda pozyskana siła jest krokiem w kierunku zwycięstwa. I przez 70 lat jak wiele sił zostało pozyskanych!... Jeżeli wszystkie siły byłyby aktywne, naprawdę przed jutrzejszym rankiem uzyskalibyśmy wprowadzenie w życie propozycji Kredytu Społecznego!

Jak napisał Louis Even w 1960 roku: „Przeszkodą nie są ani finansiści, ani politycy, ani jakiś notoryczny wróg. Przeszkoda leży w pasywności zbyt wielu Kredytowców Społecznych, którzy mają nadzieję na zwycięstwo sprawy, ale pozostawiają innym jej promowanie.”

Krótko mówiąc, jest to nasza odmowa wzięcia odpowiedzialności, opóźniająca wprowadzenie Kredytu Społecznego jako uczciwego systemu pieniężnego. „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,48). Przeegzaminujcie wasze sumienia, drodzy Kredytowcy Społeczni. Konieczne jest nawrócenie osobiste, idźmy i kontynuujmy naszą odpowiedzialność: zwycięstwo nigdy nie było tak blisko! Naszą odpowiedzialnością jest przekazanie wiedzy o Kredycie Społecznym  innym ludziom, przez promowanie prenumeraty dwumiesięcznika MICHAEL, jedynej publikacji, która pokazuje to sprawiedliwe rozwiązanie.

Ustawa o Kredycie Społecznym

przyjęta przez Kongres USA w 1932 r.

Konieczna jest edukacja ludzi. Kiedy nacisk społeczeństwa jest wystarczająco mocny, wszystkie partie zgodzą się z nim. Dobry tego przykład możemy znaleźć w ustawie Goldsborough z 1932 r., która została przez jej autora określona jako „ustawa o Kredycie Społecznym” i „najbliższa celu reforma monetarna dla ustanowienia realnego zdrowego systemu monetarnego w Stanach Zjed­noczonych”.

„Przeważająca większość Kongresu USA (289 do 60) sprzyjała temu już w 1932 r. i odtąd w takiej czy innej formie obstawała przy tym. Tylko daremna nadzieja, że cieszący się zaufaniem nowy prezydent (Roosevelt) mógłby odnowić dobrą koniunkturę bez porzucenia systemu pieniądza kredytowego, który Ameryka odziedziczyła, uniemożliwiła przyjęcie Kredytu Społecznego jako prawa obowiązującego w kraju. W 1936 r., kiedy New Deal (rozwiązanie Roosevelta) udowodniło niezdolność skutecznego uporania się z Depresją, zwolennicy Kredytu Społecznego znowu odzyskali siłę. Ostatni znaczący wysiłek, by uzyskać jego wprowadzenie miał miejsce w 1938 r.” (W. E. Turner, Stabilne pieniądze [Stable Money], s. 167)

Nawet dywidenda i dyskonto skompensowane, dwa zasadnicze elementy Kredytu Społecznego, zostały wymienione w tej ustawie, zwanej „ustawą Goldsborough”, po tym, jak kongresman Partii Demokratycznej z Maryland, T. Allan Goldsbo­rough, przedstawił ją w Izbie po raz pierwszy 2 maja 1932 r.

Dwie osoby, które wspierały ustawę zasługują na naszą szczególną uwagę: Robert L. Owen, senator z Oklahomy od 1907 do 1925 r. (dyrektor banku narodowego przez 46 lat) i Charles G. Binderup, przedstawiciel z Nebraski. W marcu 1936 r. Owen opublikował artykuł w piśmie J. J. Harpella The Instructor (Instruktor), w którym zastępcą redaktora naczelnego był Louis Even. Binderup natomiast wygłosił wiele przemówień radiowych w USA w okresie Depresji, wyjaśniając niszczycielskie efekty kontroli kredytu przez prywatne inte­resy.

 

Robert Owen oświadczył w Izbie Reprezentantów 28 kwietnia 1936 r.: „... ustawa, którą on (Goldsborough) potem przedstawił, z aprobatą Komitetu Bankowości i Waluty Izby Reprezentantów – i sądzę, że był to praktycznie jednomyślny raport. Debatowano nad nią w Izbie przez dwa dni, bardzo prostą ustawą, oznajmiając, że polityką Stanów Zjednoczonych ma być przywrócenie i utrzymanie wartości pieniędzy oraz wyznaczenie ministra skarbu, członków Zarządu Rezerwy Federalnej i banków Rezerwy do wprowadzenia w życie tej polityki. To było wszystko, ale wystarczyło, żeby ustawa została przyjęta nie głosami zwolenników. 117 republikanów głosowało za ustawą (która była prezentowana przez demokratę) i przeszła ona w stosunku 289 do 60 i spośród 60, którzy głosowali przeciwko, tylko 12, z woli ludzi, pozostało w Kongresie.

Została ona odrzucona przez Senat, ponieważ nie została faktycznie zrozumiana. Nie było odpowiedniej publicznej dyskusji na jej temat. Nie istniała zorganizowana opinia publiczna, która by ją wspierała.”

Jeszcze raz, edukacja jest podstawowym zagadnieniem. Republikanie i demokraci jednakowo ją popierali, tak więc nie było potrzeby żadnej trzeciej partii, czy jakiegoś rodzaju partii „Kredytu Społecznego”. Co więcej, Owen uznał, że jedyną rzeczą, której brakowało była edukacja społeczeństwa, siła wśród ludzi. Potwierdza to metody używane przez MICHAELA, zalecane przez Clifforda H. Douglasa i Louisa Evena.

Ustawa Goldsborough była zatytułowana: „Ustawa przywracająca Kongresowi jego konstytucyjną władzę emisji pieniędzy a stąd regulowania ich wartości, żeby zapewnić mieszkańcom Stanów Zjednoczonych dochód pieniężny o ustalonej i sprawiedliwej sile nabywczej dolara, umożliwiającej w każdym czasie zakup przez społeczeństwo potrzebnych dóbr i usług przy pełnej zdolności produkcyjnej infrastruktury przemysłowej i handlowej Stanów Zjednoczonych... Obecny system emisji pieniądza dla zysku przez prywatne instytucje, którego rezultatem są powracające katastrofalne inflacje i deflacje, powinien zostać zaprze­stany.”

Ustawa umożliwiała także zapewnienie rabatu cenowego, który miał być rekompensowany kupcowi, oraz emisję dywidendy narodowej, zaczynając od 5 dolarów (w 1932 r.) miesięcznie dla każdego obywatela kraju. Wiele grup zaświadczało o poparciu dla ustawy, podkreślając, że dostarcza ona środków do kontroli inflacji.

Niewiedza społeczeństwa

Najzacieklejszym przeciwnikiem w senacie był Carter Glass, zagorzały zwolennik Rezerwy Federalnej (prywatna kontrola pieniędzy) i były Sekretarz Skarbu. Poza tym, Henry Morgenthau, późniejszy Sekretarz Skarbu Roosevelta, mocno sprzeciwiający się każdej reformie monetarnej, stwierdził, że New Deal Roosevelta powinien najpierw przejść okres próbny.

To, co najbardziej pomogło przeciwnikom ustawy, to niewiedza społeczeństwa dotycząca kwestii pieniędzy... a nawet niewiedza w senacie.

Niektórzy senatorzy, nie wiedząc nic na temat tworzenia pieniędzy (kredytu) przez banki, krzyczeli: „Rząd nie może tak sobie tworzyć pieniędzy! To spowoduje galopującą inflację!” A inni, uznając konieczność pieniędzy wolnych od długu, kwestionowali potrzebę dywidendy czy dyskonta skompensowanego. Lecz wszystkie te zastrzeżenia faktycznie znikły po poważnym przestudiowaniu Kredytu Społecznego.

Temat: pieniądze. Słynne cytaty

„Pozwólcie mi emitować i kontrolować pie­niądze kraju, a ja nie dbam o to, kto tworzy jego prawa” – Mayer Amschel Rothschild (1744-1812), założyciel międzynarodowej finansjery.

„Historia odnotowuje, że lichwiarze używali wszelkich możliwych form nadużyć, pod­tępu, oszustwa i środków przemocy do utrzymania swojej kontroli nad rządami poprzez kontrolę pieniędzy i ich emisji.” – prezydent USA, James Madison.

„Władza pieniądza potępia, jako wrogów publicznych, wszystkich, którzy kwestionują jej metody lub rzucają światło na jej zbrodnie.” – William Jennings Bryan.

„Ktoś, kto kontroluje ilość pieniędzy w kraju jest absolutnym panem całego przemysłu i handlu.” – prezydent USA James A. Garfield

„Bankowość została poczęta w niegodziwości i zrodzona w grzechu....... Bankierzy są właścicielami Ziemi. Zabierzcie im ją, ale zostawcie im władzę tworzenia pieniędzy, a przy pomocy pociągnięcia pióra stworzą oni wystarczającą ich ilość, żeby kupić Ziemię z powrotem... Zabierzcie im tę olbrzymią władzę, a wszystkie wielkie fortuny, takie jak moja, znikną (Josiah Stamp był drugą osobą na liście najbogatszych ludzi w Wielkiej Brytanii) i one powinny zniknąć, a wtedy życie na świecie stałoby się lepsze i szczęśliwsze... Ale jeżeli chcecie dalej być niewolnikami bankierów i płacić koszty swojego własnego niewolnictwa, pozwalajcie im nadal tworzyć pieniądze i kontrolować kredyt.” – Sir Josiah Stamp, prezes Banku Anglii, 1940 r.

„Proces tworzenia pieniędzy przez banki jest tak prosty, że aż budzi odrazę.”– John K. Galbraith w książce „Pieniądz. Skąd się pojawił, dokąd doszedł”, strona 29.

„Banki tworzą pieniądze. Robią to od długiego czasu, ale one nie całkiem zdają sobie z tego sprawę i nie przyjmują tego do wiadomoci. Bardzo niewiele z nich. Dowody na to znajdziemy w wielu różnych dokumentach, podręcznikach do nauki finansów itd. Ale w tym czasie, i wszyscy musimy być całkiem szczerzy, jeśli chodzi o te sprawy, nastąpił rozwój myślenia i bardzo mocno wątpię, czy dziś znajdziemy wielu prominentnych bankierów, którzy próbowaliby zaprzeczyć, że banki nie tworzą kredytu.” – H. W. White, prezes Stowarzyszenia Banków Nowej Zelandii do Nowozelandzkiej Komisji Monetarnej, 1955 r.

Thomas Edison i Henry Ford

Zakończmy ten wykład cytatami dwóch wielkich Amerykanów.

Thomas Edison: „W naszej historii kilku największych Amerykanów szukało sposobu na przełamanie piętna Hamiltona (polityki zadłużonego pieniądza wprowadzonej przez Aleksandra Hamiltona) i przejście na naszą politykę monetarną, która zastąpi tamtą, stałą podażą pieniądza, mierzoną fizycznymi potrzebami narodu. Brak społecznego i oficjalnego zrozu­ienia, połączony z siłą interesów bankowych, które wzbudziły ukierunkowane interesy w obecnym chaotycznym systemie, udaremniły wszelkie wysiłki.

Nie pozwólcie im zmylić was ich wołaniem o ‘papierowe pieniądze’. Niebezpieczeństwo papierowych pieniędzy jest dokładnie tym, czym jest niebezpieczeństwo złota – nie jest dobrze, jeśli będziecie ich mieli za dużo. Istnieje tylko jedna zasada dotycząca pieniędzy i jest nią: mieć ich wystar­czającą ilość do prowadzenia całego uzasadnionego handlu czekającego na realizację. Za dużo i za mało – oba rozwiązania są złe. Właściwą proporcją jest wystarczająca ilość pieniędzy do prowadzenia handlu i wystarczająca ilość do zapobiegania stagnacji z jednej strony oraz niewystarczająca ilość, by zezwolić na spekulację z drugiej strony.

Jeżeli rząd Stanów Zjednoczonych przyjmie politykę wzrostu swego narodowego bogactwa bez wspierania poborców odsetek – ponieważ cały dług narodowy składa się z naliczanych odsetek – wtedy zobaczycie erę postępu i do­brobytu w tym kraju, jaka inaczej nigdy nie mo­głaby nadejść.”

I wołanie Henry’ego Forda: „Młodzi, którzy mogą rozwiązać kwestię pieniędzy, zrobią więcej dla świata, niż wszyscy zawodowi żołnierze w historii”.

Kredyt Społeczny nie jest partią polityczną

Wprowadzenie w życie Kredytu Społecznego ustanowiłoby prawdziwą demokrację: demokrację ekonomiczną przez zapewnienie każdemu konsumentowi realizacji podstawowych potrzeb życiowych, w oparciu o produkcję kraju; demokrację polityczną o tyle, o ile obywatele będą mogli przekazać swoim wybranym przedstawicielom i rządom, czego od nich oczekują i będą mogli domagać się rezultatów. (Demos – lud; kratein – władza. Demokracja – suwerenność narodu.)

Każdy Kredytowiec Społeczny, który jest nawet nieznacznie poinformowany, wie bardzo dobrze, że dziś najwyższa władza nie należy do narodów czy ich rządów, ale do finansowej kliki. Tacy mężowie stanu jak Gladstone, Wilson czy inni mówili o tym otwarcie. Mackenzie King powiedział w 1935 r., że największa bitwa wszechczasów rozegrała się „pomiędzy potęgami finansowymi a narodami". Bitwa, w której on nie uczestniczył. Nie ma się co dziwić, ponieważ uważał, że potęgi finansowe są zbyt mocne, a społeczeństwo zbyt słabe.

Społeczeństwo jest rzeczywiście słabe. Jest zrozumiałe, że jest ono słabe, po pierwsze, dlatego iż ludzie nie wiedzą nic na temat spraw publicznych i tego, co się dzieje poza sceną; po drugie, dlatego że ci, którzy rządzą krajem, zamiast uczyć ludzi tego wszystkiego, dzielą ich na walczące ze sobą frakcje polityczne. Nie ma już więcej frakcji, które będą dążyły do jedności. Zamiast tego będą tworzyły one podział. Już jest podział, a wiele frakcji służy tylko do coraz większego osłabiania kraju.

Genialny człowiek o nazwisku Clifford H. Douglas odkrył wielką prawdę Kredytu Społecznego. To on jest założycielem szkoły Kredytu Społecznego. Wiedział najpewniej lepiej, co znaczy Kredyt Społeczny, kiedy pod uwagę bierzemy demokrację, niż ci mali ludzie w naszym kraju [w Kanadzie – red.], którzy chcieliby uczynić z Kredytu Społecznego instrument ich wyścigu do władzy lub co najmniej program, który pomoże im zdobyć miejsce w parlamencie.

Douglas powiedział w swoim wykładzie, wygłoszonym w Newcastle-upon-Tyne 19 marca 1937 r., że w Anglii istnieją dwie główne przeszkody dla prawdziwej demokracji, a pierwszą z nich jest system partyjny.

To samo odnosi się do Kanady, a rozwiązanie problemu nie polega na podsycaniu systemu partyjnego, ale na osłabianiu go. Czyli zneutralizowaniu lub rozwiązaniu istniejących partii, a nie tworzeniu następnego podziału w społeczeństwie, lecz przez zjednoczenie obywateli, wszystkich obywateli kraju, bez różnic partyjnych, należy umożliwić im wyrażenie ich wspólnej woli poprzez członków parlamentu, kimkolwiek owi posłowie by nie byli i jakiekolwiek są ich barwy polityczne. Należy się skupić na tym, co się dzieje między wyborami, kiedy los obywateli jest zagrożony bardziej niż podczas wyborów, gdy to politycy walczą między sobą.

Musimy zjednoczyć obywateli. Możemy zacząć od tego, żeby zrozumieli oni, iż wszyscy chcą tych samych, podstawowych rzeczy. Potem możemy przekonać ich, że przez takie wspólne wywieranie nacisku, żeby zdobyć to, czego wszyscy chcą, niewątpliwie osiągną oni swój cel.

To major Douglas powiedział przy innej okazji w Liverpoolu, 30 października 1936 r., co następuje:

„Suwerenność obywateli, tzn. ich skuteczna zdolność wydawania rozkazów, będzie wzrastała wraz z ich jednomyślnością i gdyby wszyscy obywatele chcieli jednakowego rezultatu, nie byłoby żadnej możliwości istnienia partii, a także żadnego oporu wobec ich żądań".

Jest to bardzo dobra linia postępowania, doskonale powiązana ze zdrowym rozsądkiem.

Nigdy nie będzie można uzyskać zgody wszystkich zgromadzonych wokół urny wyborczej. Ale bardzo łatwo można uzyskać ich zgodę, co do rezultatów, jakich będą domagać się od polityków, jeśli dołoży się starań, żeby ułożyć te rezultaty w porządku ich uniwersalności i pilności: bezpieczeństwo ekonomiczne, wystarczająca ilość dóbr dzisiaj i gwarantowana jutro, wolność wyboru swojego zawodu i stylu życia przez każdego człowieka. Każdy tego chce i, jak podkreśla Douglas, nawet ci, którzy nie chcą tego dla innych, chcieliby dla siebie samych.

Dlaczego zatem kierować uwagę w stronę urny wyborczej, w stronę rzeczy, które dzielą, zamiast przykładać się do skutecznego zjednoczenia wszystkich ludzi wokół kwestii, z którymi wszyscy mogą się zgodzić?

Nigdy nie osiągnięto ważnej reformy przez utworzenie nowej partii politycznej. W większości przypadków, jeśli partia zostaje założona dla przeprowadzenia zasadniczej reformy, przestaje ona istnieć z powodu wyborczego niepowodzenia. Jeżeli przez przypadek dochodzi do władzy, staje wobec tak wielu przeszkód, że ulega paraliżowi i nie ma już żadnego innego celu, niż pozostawanie u władzy, nie robiąc niczego więcej niż tradycyjne partie. Do pokonania przeszkód brakuje siły, którą stanowią właściwie poinformowani w dziedzinie polityki ludzie.

Poza tym, reforma nie może wyłonić się z wyborów. Reforma wynika z naturalnego i demokratycznego procesu, z dojrzewania dobrze pielęgnowanej idei. Wynika z akceptacji i zapotrzebowania odpowiedniej ilości ludzi na stworzenie powszechnej woli, która może zostać wyrażona bez padania ofiarą ryzyka wyborczych wyników.

Kredyt Społeczny wejdzie w krajowe ustawodawstwo, kiedy stanie się obiektem powszechnej woli czy zapotrzebowania, co zachęci wszystkie partie polityczne do wprowadzenia go do swoich programów. Ograniczenie go do partii politycznej jest związaniem jego losu z takim samym losem wyborczym tej partii. I może oznaczać to cofanie się, zamiast pójścia do przodu.

Nowa idea rozpowszechniana jest przez propagandę i zakorzenia się przez studia. Im nowsza idea i większe jej reperkusje, tym więcej wysiłku, czasu i wytrwałości wymaga jej propagowanie i wprowadzanie w życie. Sprawa, która rozprzestrzenia tę ideę, potrzebuje o wiele więcej apostołów niż członków parlamentu.

Przywódcy nowych partii bez wątpienia uważają, że polityczna edukacja społeczeństwa zabrałaby zbyt dużo czasu, jeśli kiedykolwiek w ogóle o tym myśleli. Pospieszne głosowanie wydaje się być dla nich bardziej użyteczną i szybszą metodą. Wynikiem tego są nagrobki, które nie są nawet odwiedzane przez tych, którzy popierali te nieistniejące partie. Pokaźna ilość tych dżentelmenów z zadowoleniem usadowiła się od tej pory pod skrzydłami tradycyjnych partii, które poprzednio elokwentnie potępiali.

Siła społeczeństwa musi zostać zbudowana tak, żeby jego nacisk na rządy przewyższał siłę władzy finansowej. To nie w parlamencie ludzie mogą zbudować swoją siłę. To tam, gdzie się znajdują – poza parlamentami. I to jest miejsce prawdziwego ruchu Kredytu Społecznego.

Douglas i agitacja przedwyborcza

Sekretariat Kredytu Społecznego – organizacja założona przez majora Douglasa – wydał ponownie przemówienie, wygłoszone przez twórcę Kredytu Społecznego 7 marca 1936 r. Tego dnia Douglas nie przemawiał do ogółu społeczeństwa, tylko do Kredytowców Społecznych.

W przemówieniu tym zaleca on politykę nacisku i mocno potępia tworzenie partii politycznych, a zwłaszcza partii „Kredytu Społecznego". Potępia tego rodzaju wysiłki, nie tylko dlatego, że jest to skazane na niepowodzenie zanim zacznie działać, ale także dlatego, iż ogranicza i zaciemnia piękną filozofię Kredytu Społecznego, wciągając ją do polityki i urny wyborczej. Douglas idzie dalej, kiedy mówi:

„Jeśli wybierzecie do władzy partię Kredytu Społecznego, zakładając, że moglibyście to zrobić, mogę powiedzieć, iż wybór partii Kredytu Społecznego w tym kraju uważałbym za jedną z największych katastrof, jaka mogłaby się wydarzyć".

Właściwą funkcją członka parlamentu, wyjaśnia Douglas, jest przyjmowanie i przekazywanie rządowi uzasadnionej woli, wyrażonej przez jego wyborców. Właściwą funkcją władzy wykonawczej jest przyjmowanie tych żądań i zatrudnienie ekspertów do ich kontroli (eksperci oznaczają finansistów w sprawach finansowych, itd.). Nie trzeba mówić tym ekspertom jak mają się do tego zabrać, ale wskazać wynik, jaki ma zostać osiągnięty i żądać tego wyniku.

Rolą ludzi jest uświadomienie sobie celów, które są przez nich powszechnie oczekiwane, a następnie wyrażenie tej woli poprzez swoich przedstawicieli. To w tym miejscu musi być początek, stąd należy zaczynać realizację celów, od wyborców. Dlatego zamiast przywiązywania znaczenia do wybranych przedstawicieli, musimy je przywiązywać do wyborców.

Douglas mówi: „Jeśli zgadzacie się, że celem wysyłania grupy ludzi do parlamentu jest osiągnięcie tego, co chcecie, w takim razie dlaczego w ogóle wybierać specjalną grupę ludzi albo specjalną partię? Ludzie, którzy już się tam znajdują, powinni uzyskać to, czego chcecie – to jest ich obowiązek. Nie jest ich sprawą wskazywanie, jak cel ma zostać osiągnięty. Za wykonanie przedsięwzięcia odpowiadają eksperci."

Eksperci muszą wiedzieć, czego chcą obywatele, a te żądania muszą pochodzić od samych obywateli.

Agitacja przedwyborcza wypaczyła demokrację. Jedyną rzeczą, jaką mogą osiągnąć partie polityczne jest dzielenie społeczeństwa, osłabianie jego siły i doprowadzanie go do rozczarowań. Nie trzeba dodawać, że nowa partia może dostarczyć tylko innych rozczarowań pod inną nazwą.

Rozczarowanie będzie bardziej katastrofalne, jeśli ryzykowne przedsięwzięcie pociąga za sobą miano znakomitej sprawy, jaką jest Kredyt Społeczny.

Louis Even

 

 

Dwie kwestie muszą być wyjaśnione na samym początku osobom, które zupełnie nie znają filozofii Kredytu Społecznego:

  1. Kredyt Społeczny nie jest w żadnym wypadku formą socjalizmu,
  2. Kredyt Społeczny nie jest partią polityczną.

 

 

Nie socjalizm

Angielska nazwa Kredytu Społecznego brzmi Social Credit. Ponieważ jest tu użyte słowo „social", niektórzy błędnie zakładają, że chodzi tu o formę socjalizmu i automatycznie odrzucają Kredyt Społeczny (po angielsku: Kredyt Socjalny). Przeciwnie, Kredyt Społeczny jest najlepszym sposobem walki z socjalizmem i komunizmem i najlepszą drogą obrony własności prywatnej i indywidualnej wolności. Dominikanin, który studiował propozycje Kredytu Społecznego, napisał nawet:„I jeśli nie chcecie ani socjalizmu, ani komunizmu, wystawcie przeciwko nim Kredyt Społeczny. Będzie to w waszych rękach potężna broń do walki z tymi wrogami."

W 1939 r. komisja złożona z dziewięciu teologów, powołanych przez biskupów Quebeku stwierdziła, że Kredyt Społeczny nie był skażony socjalizmem ani komunizmem i wart był bacznej uwagi. Faktycznie Kredyt Społeczny chce uczynić każdego członka społeczeństwa realnym kapitalistą – udziałowcem w bogactwie kraju. Jeśli wyrażenie kredyt „socjalny" odstrasza kogoś, propozycje finansowe Douglasa można odnieść także do innych określeń: kredyt publiczny, demokracja ekonomiczna czy Nowa Ekonomia.

Nie partia polityczna

Rozważając kwestię partii politycznych, prawdą jest, że partie „Kredytu Społecznego" istniały w przeszłości i dlatego niektórzy mogą być zdezorientowani. Partia „Kredytu Społecznego" istniała przez krótki czas na scenie federalnej Kanady i była nawet u władzy w prowincji Alberta od 1935 do 1971 r., a w prowincji Kolumbia Brytyjska (British Columbia) od 1952 do 1991 r. (z wyjątkiem trzech lat 1972-1975). Żadna z tych partii nie wprowadziła w życie Kredytu Społecznego. (W dniu objęcia władzy w 1952 r. premier Bennett, przywódca partii „Kredytu Społecznego" w Kolumbii Brytyjskiej, powiedział nawet, że jego partia nie zrobi absolutnie niczego, żeby wprowadzić zasady Kredytu Społecznego. W rzeczywistości nie było w tej partii czy w jej programie niczego nawet bliżej związanego z prawdziwym Kredytem Społecznym. Powinno się ją precyzyjniej nazywać partią „konserwatywną".)

Faktycznie nie ma żadnej potrzeby istnienia tak zwanej partii „Kredytu Społecznego", żeby wprowadzić w życie zasady Kredytu Społecznego Clifforda H. Douglasa. Te zasady mogą zostać wprowadzone przez każdą partię polityczną będącą obecnie u władzy, jakkolwiek by się ona nie nazywała – liberałowie, konserwatyści itd. Niektórzy mogli sądzić, że propagowanie partii „Kredytu Społecznego" było lepszym sposobem promowania samego Kredytu Społecznego, ale Clifford H. Douglas i Louis Even sądzili dokładnie odwrotnie.

Jak wskazywali Clifford H. Douglas i Louis Even, tworzenie partii „Kredytu Społecznego" było nawet irytujące i nie służyło niczemu innemu, jak zapobieganiu wprowadzenia prawdziwego Kredytu Społecznego. Na przykład, kiedy używa się słów „Kredyt Społeczny" jako nazwy partii politycznej, zamyka się tylko umysły ludzi z innych partii na studiowanie nawet Kredytu Społecznego, ponieważ będą oni traktowali ją jako inną partię, którą należy zwalczać.

Prawdziwa demokracja oznacza, że wybrani przedstawiciele wysłani są do parlamentu, żeby reprezentować swoich wyborców i wyrażać ich wolę. Chodzi więc o to, żeby nie tworzyć nowych partii i dzielić nawet jeszcze bardziej społeczeństwo, ale by jednoczyć je wokół wspólnych celów, a potem wywierać nacisk na rząd, żeby realizował te cele. Taką metodę nacisku politycznego popiera MICHAEL.

W przemówieniu wygłoszonym do Kredytowców Społecznych 7 marca 1936 r. Douglas powiedział, że pomysł, iż partia Kredytu Społecznego powinna istnieć (w każdym kraju), był „głęboko błędnym przekonaniem". Dodawał nawet: „Jeśli wybierzecie partię Kredytu Społecznego… będzie to wybór grupy amatorów do kierowania grupą bardzo kompetentnych profesjonalistów. Powiem wam, że profesjonaliści zobaczą, iż amatorzy zostali obwinieni za wszystko, co było zrobione."

To właśnie wydarzyło się w Albercie w latach 1930-tych. (Douglas napisał bardzo interesującą książkę na ten temat, zatytułowaną „Eksperyment Alberty" [„The Alberta Experiment"], skąd pochodzą poniższe informacje.)

Eksperyment Alberty

 

William Aberhart był dyrektorem liceum ogólnokształcącego w Calgary, stolicy prowincji Alberta, który kierował swoje religijne audycje radiowe, nadawane w każdą niedzielę, do słuchaczy w całej prowincji. Natrafił on na książkę o Kredycie Społecznym i został tak poruszony przez to nowe światło, że zaczął używać swojego programu radiowego do głoszenia „ewangelii" Kredytu Społecznego i mobilizacji poparcia dla niego. Wkrótce pojawiły się w całej prowincji setki grup samokształceniowych i większość mieszkańców Alberty zaczęła opowiadać się za Kredytem Społecznym. Rządząca w tym czasie w Albercie partia Zjednoczonych Rolników (United Farmers), była również otwarta na Kredyt Społeczny, ale twierdziła, że mógłby on zostać wprowadzony tylko w całym kraju, a nie w prowincji. Aberhart nie zgadzał się z tym i postanowił przedstawić kandydatów Kredytu Społecznego w wyborach prowincjonalnych w 1935 r. Zdobył 56 z 63 miejsc w parlamencie prowincjonalnym. Wszyscy oni byli politycznymi nowicjuszami i będąc „grupą amatorów", nie pasowali Finansjerze.

 

Na przykład, kiedy Aberhart objął władzę, zamiast słuchać rad Douglasa, pojechał do Ottawy, żeby szukać pomocy finansowej, a tam przydzielono mu doradcę ekonomicznego, Roberta Magora. Magor miał oczywiście tylko jeden cel na myśli: zdyskredytowanie Kredytu Społecznego. Podjęto kroki, które były dokładnie przeciwne Kredytowi Społecznemu, a Douglas nazywał to „polityką kapitulacji wobec ortodoksyjnych finansów… Prawie wszystkie błędy strategiczne, które mogły zostać zrobione w Albercie, zostały zrobione."

Trzeba także wspomnieć, że Aberhart, chociaż był wystarczająco uczciwy, miał niewielką wiedzę na temat Kredytu Społecznego i nie rozumiał jego technicznych podstaw, co prowadziło go w pró­bach uproszczenia idei Douglasa, do ich częstego wypaczania. W kolejnych latach rząd Alberty przyjął piętnaście ustaw, dotyczących Kredytu Społecznego, które zostały zawetowane przez wyższe władze (albo odrzucone przez rząd federalny, albo uznane za niekonstytucyjne przez sąd najwyższy).

Jedną z kwestii spornych było oczywiście to, że pieniądze i bankowość podlegały prawodawstwu federalnemu, zgodnie z konstytucją kanadyjską. Douglas wyjaśnił Aberhartowi, że Alberta mogłaby ominąć te trudności, używając swojego własnego kredytu poprzez ustanowienie prowincjonalnego systemu kredytu, ponieważ konstytucja daje prowincjom prawo do „udzielania pożyczek na podstawie wyłącznego kredytu prowincji". Douglas pisał 11 września 1948 r. w „Kredytowcu Społecznym" (The Social Crediter): „Kiedy pan Aberhart wygrał swoje pierwsze wybory (w 1935 r.), wszystko, co uczynił, to rekrutacja armii na wojnę (przeciwko monopolowi kredytowemu). Ta wojna nigdy się nie odbyła."

Aberhart uczył się na swoich błędach z pierwszych pięciu lat jego rządów i gotów był, po II wojnie światowej, znów podjąć walkę, ale niestety zmarł w maju 1943 r. Jego następca, Ernest Manning, pokazał wkrótce jasno, że nie był przygotowany do podjęcia tej walki na nowo i ostatecznie zadeklarował w 1947 r., że jego rząd nie będzie już nic więcej robił, żeby wprowadzić Kredyt Społeczny w Albercie. (Nawiasem mówiąc, po wycofaniu się z polityki Ernest Manning został dyrektorem banku.)

Zatem ci, którzy mówią, że „Kredyt Społeczny jest tym pomysłem fałszywych pieniędzy, którego próbowano w Albercie i gdzie się nie udał", mylą się całkowicie. Kredyt Społeczny nie zawiódł w Albercie z tego prostego powodu, że nigdy nie został tam wypróbowany. Wszystkie próby wprowadzenia polityki Kredytu Społecznego spotkały się ze sprzeciwem i zostały pokonane przez władze centralne. Jak powiedział Douglas, gdyby Kredyt Społeczny był absurdalny i bezwartościowy jako skuteczna odpowiedź na Wielką Depresję w tamtym czasie, najlepszym sposobem zademonstrowania tego byłoby zezwolenie rządowi Alberty na wprowadzenie w życie polityki Kredytu Społecznego. Monopoliści kredytu obawiali się, że nawet częściowe wprowadzenie Kredytu Społecznego odniesie taki sukces, że musieli podjąć wszelkie kroki, żeby do tego nie doszło.

*      *      *

Dlatego jedynym skutecznym sposobem wprowadzenia w życie propozycji Kredytu Społecznego przez rządy nie jest promowanie tak zwanych partii „kredytu społecznego", ale poznanie zasad Kredytu Społecznego przez obywateli – poprzez dystrybucję bezpłatnych wydań MICHAELA, a przede wszystkim przez zdobywanie nowych prenumeratorów naszego dwumiesięcznika – żeby wytworzyć publiczny nacisk, który będzie na tyle mocny, aby rząd –jakiejkolwiek partii – w naszym kraju emitował swoje własne pieniądze, bez długu, i wprowadził w życie zasady Kredytu Społecznego Douglasa.

Jesteśmy stanowczo przekonani, że zasady Kredytu Społecznego byłyby bardzo skutecznym sposobem wyeliminowania ubóstwa (w krajach, w których zostałyby wprowadzone). Po raz pierwszy w historii byłoby zagwarantowane każdemu bez wyjątku absolutne bezpieczeństwo ekonomiczne, bez żadnych ograniczających warunków. Zatem, drogi Czytelniku, zapraszamy do przestudiowania książki. Zobaczysz, że jest bardzo pouczająca. Mamy nadzieję, iż informacje tu zawarte doprowadzą Cię do podjęcia starań, by zapoznać twoich rodaków z rozwiązaniami Kredytu Społecznego, żeby wytworzyć publiczny nacisk, który będzie na tyle silny, iż doprowadzi rząd twojego kraju do emisji swoich własnych, wolnych od długu, pieniędzy i wprowadzenia w życie zasad Kredytu Społecznego Douglasa.

Kredyt Społeczny jest zdrowym i skutecznym systemem finansowym

 

U źródeł zła

Dlaczego krytykujemy i potępiamy obecny system finansowy?

Ponieważ nie osiąga on swego celu.

Co jest celem systemu finansowego?

Celem systemu finansowego jest finansowanie produkcji dóbr, które odpowiadają potrzebom oraz finansowanie produkcji tych dóbr, tak by zaspokoiły one te potrzeby.

Jeśli system finansowy to robi, spełnia swoje zadanie. Jeśli tego nie robi, nie spełnia swego zadania. Jeśli robi co innego, wykracza poza swoje zadanie.

Dlaczego mówicie, że obecny system finansowy nie spełnia swego zadania?

Ponieważ istnieją dobra – dobra publiczne i dobra prywatne, na które jest zapotrzebowanie, a które można by z punktu widzenia technicznego wytworzyć, ale których się nie wytwarza, ponieważ system finansowy nie finansuje ich produkcji.

Z drugiej strony istnieją dobra oferowane lud­ności, która ich potrzebuje, ale osoby czy rodziny nie mogą ich zakupić, gdyż system finan­sowy nie finansuje konsumpcji. Są to niezaprzeczalne fakty.

Czym finansuje się produkcję i konsumpcję?

Środkami płatniczymi. Tymi środkami płatniczymi (kredytem gotów­kowym) mogą być: bilon, pieniądz papierowy lub czeki wysta­wione na pod­stawie kont bankowych.

Wszystkie te środki płatnicze mogą być objęte mianem "kredytu fi­nansowego", ponieważ wszyscy je z zaufaniem przyjmują. Słowo kredyt oznacza zaufa­nie. Z takim samym zaufaniem przyjmuje się cztery mo­nety po 25 centów, jak jednodolarowy banknot Banku Kanady czy też jednodolarowy czek jakiegokolwiek banku, w którym podpisujący czek posiada konto bankowe. Istotnie, wiadomo, że w formie tego jednego z trzech wyżej wymie­nionych środków płatniczych można opłacić pracę lub ma­teriały wartości jednego dolara, jeżeli jest się pro­ducentem, albo dobra konsumpcyjne warto­ści jednego dolara, jeżeli jest się konsumen­tem.

Skąd ten "kredyt finansowy", skąd te środki płat­nicze czerpią swą wartość?

Kredyt finansowy czerpie swoją wartość z "kredytu realnego". To znaczy – ze zdolności produkcyjnej kraju. Dolar, pod jakąkolwiek postacią, posiada wartość tylko dzięki temu, że produkcja krajowa może dostarczyć produktów równoważących jego wartość. Tę zdolność produkcyjną można słusznie nazwać "kredytem realnym", ponieważ jest to realny czynnik zaufania. Właśnie kredyt realny danego kraju, jego zdol­ność produk­cyjna powoduje, że ludność z zaufaniem może żyć w tym kraju.

Do kogo należy ten "kredyt realny"?

Jest to produkt, który stanowi dobro społeczne. Niewątpliwie do jego powstania przy­czyniają się wszelkiego rodzaju zdolności jednostek i grup. Ale bez bogactw naturalnych, które są darem Opatrzności, a nie wynikiem kompetencji człowieka, bez zorganizowanego społeczeń­stwa, które umożliwia podział pracy, bez usług publicznych, takich jak szkoły, drogi, środki transportu itd. całkowita zdol­ność wytwórcza byłaby bardzo słaba.

Dlatego mówi się o produkcji narodowej, o gospodarce narodowej, co bynajmniej nie ma ozna­czać produkcji upaństwowionej. W tej całkowitej zdolności produkcyjnej każdy obywatel powinien móc znaleźć podstawę do zaufania, że zdoła zaspokoić swoje materialne potrzeby. Pius XII, w roku 1941, w swoim orędziu na Zielone Świątki powiedział:

"Także i ekonomia narodowa, będąc owocem działalności ludzi, którzy pracują zjednoczeni w społeczność państwową, do niczego innego nie zmierza, jak do za pewnienia ciągłości takich warunków materialnych, w jakich mogłoby się w pełni rozwijać indywidualne życie obywateli.”

Do kogo należy "kredyt finansowy"?

Kredyt finansowy od samego początku należy do społeczeństwa z tego samego tytułu, co kredyt realny; stąd pochodzi jego wartość. Jest to dobro społeczne, z którego w ten czy inny sposób powinni korzystać wszyscy członkowie społeczeństwa.

Podobnie jak "kredyt realny", kredyt finansowy jest z samej swojej natury kredytem społecznym. Oznacza to, że należy on do wszystkich członków społeczeństwa.

Użytkowanie tego dobra społecznego nie powinno podlegać warunkom hamującym zdolność wytwórczą albo odwodzącym produkcję od jej właściwego celu, jakim jest służenie ludzkim potrzebom: potrzebom indywidualnym i potrzebom pu­blicznym, w zależności od ich pilności; zaspokojeniu zasadniczych potrzeb wszystkich ludzi, bez brania pod uwagę zapotrzebowania niewielu na artykuły luksusowe, a także bez przepychu i faraonowych projektów niektórych, chciwych sławy admini­stratorów dobra publicznego.

Czy możliwe jest dostosowanie gospodarki rynkowej do tej hierarchii potrzeb bez uciekania się do dyktatury, która planuje wszystko, nakazuje programy produkcyjne i kieruje dys­trybucją dóbr?

Z pewnością można to osiągnąć przy pomocy systemu finansowego, który każdemu zapewnia część społecznego kredytu finansowego. Część wystarczającą do tego, aby jednostka sama mogła zamówić z produkcji krajowej tyle, żeby zaspokoić co najmniej swoje podstawowe potrzeby.

Taki system finansowy nie byłby dyktaturą. Producenci ustala­liby swoje plany w zależności od zleceń konsumentów, jeśli chodzi o dobra prywatne i w zależności od zleceń instytucji publicznych, jeśli chodzi o dobra publiczne. Taki system finansowy służyłby, z jednej strony wyrażaniu woli konsumentów; z drugiej strony służyłby producentom do mobilizacji mocy produkcyjnych kraju od­powiednio do tych właśnie potrzeb prywatnych i publicznych konsumentów.

W tym celu jest oczywiście konieczny system finansowy, który dostosowuje się do rzeczywistości, a nie taki, który zadaje jej gwałt. System finansowy, który odzwierciedla fakty, a nie taki, który im zaprzecza. System finansowy, który rozdziela, a nie taki, który wydziela. System finansowy, który ludziom służy, a nie taki, który ich poniża.

Czy taki system finansowy jest do pomy­ślenia?

Tak. Jego główne zasady nakreślił Clifford H. Douglas, geniusz, który przedstawił światu to, co nazywamy Kredytem Społecznym (nie mylić z partiami politycznymi, które się podszywają pod to miano).

Douglas streścił w trzech propozycjach podstawowe zasady systemu, który by tym celom odpowiadał i który, skądinąd, byłby na tyle uniwersalny, by przystosować się do gospodarki na wszelkich jej etapach rozwoju, niezależnie od stopnia mechanizacji, motoryzacji czy automatyzacji.

Trzy propozycje Clifforda H. Douglasa

Jakie są te trzy propozycje Douglasa?

Douglas przedstawił je publicznie trzy razy: w Swanwick, w roku 1924; przed Komitetem MacMilllana, w maju 1930 r.; w ramach odczytu wygłoszonego w sali Caxton w Londynie, w październiku 1930 r. Zawarł je również w swoich pismach, m.in. w „Monopolu kredytu”  ("The Monopoly of Credit").

Pierwsza z tych propozycji odnosi się do finansowania konsumpcji przez przystosowanie siły nabywczej do cen:

Środki zakupu (cash credits) w rękach lud­ności da­nego kraju powinny być stale równe sumie cen (collective cash prices), jakie trzeba płacić za dobra konsumpcyjne wystawione w tym kraju na sprzedaż; i te środki zakupu (cash credits) powinny być anulowane z chwilą za­kupu dóbr konsumpcyjnych.

Douglas niczego nie zmienił w sformułowaniu tej propozycji: ujął ją w tych samych słowach w roku 1930 jak i w 1924. W propozycji tej Douglas mówiąc o środkach płatniczych, pienią­dzu obiegowym czy bezgotówkowym w rękach konsumentów, używa określenia „kredyt gotówkowy” ("cash credits"), podczas gdy o środkach finansowania pro­dukcji mówi po prostu „kredyt” ("credits").

Różnica pomiędzy tymi dwoma pojęciami po­lega na tym, że pieniądz w rękach konsumentów jest ich własnością: dysponują oni siłą nabywczą, z której korzystają w dowolny sposób, nabywając wybrane przez siebie towary. Tymczasem kredyty na produkcję są to pożyczki, które producent musi zwrócić, gdy sprzeda wyprodukowane towary.

Jaki jest cel tej pierwszej propozycji Douglasa?

Jej celem jest urzeczywistnienie tego, co można by nazwać doskonałą siłą nabywczą po­przez ustalenie równowagi między cenami, jakie mają płacić kupują­cy, a posiadanymi przez nich pieniędzmi.

Kredyt Społeczny rozróżnia pomiędzy ceną równą kosztom produkcji (cost price), a ceną, jaką ma płacić kupujący (cash price). Kupujący nie musiałby już płacić pełnej ceny równej kosztom pro­dukcji, lecz tylko tę cenę sprowadzoną do poziomu odpowiada­jącego środkom zakupu w rękach lud­ności.

Producent musi zawsze odzyskać koszty własne, jeżeli chce utrzymać swoje przedsiębiorstwo. Ale cena, jaką ma zapłacić kupujący, powinna kształtować się na poziomie środków płatniczych w rękach kon­sumentów, jeśli produkcja ma osiągnąć swój cel, którym jest konsump­cja.

W jaki sposób można urzeczywistnić ten podwójny warunek?

Poprzez mechanizm regulacji cen. Regulacji cen, a nie ich wyznacza­nia: obliczanie kosztów własnych jest sprawą samych producentów. To oni wiedzą, ile kosztuje ich produkcja.

Proponowana regulacja zawierałaby pewien współczynnik, który by się odnosił do wszystkich cen de­talicznych. Współczynnik ten byłby obliczany okresowo (np. co trzy lub sześć miesięcy), zależnie od stosunku pomiędzy całkowitą konsumpcją a całkowitą produkcją w danym okre­sie.

Jeżeli na przykład w danym okresie wartość wszelkiego rodzaju pro­dukcji w kraju wynosiła 40 miliardów dolarów, a wartość konsump­cji – 30 miliardów, wynika z tego, – w jakikolwiek sposób nie zaksię­gowano by ceny kosztu – że kraj w rzeczywistości za produkcję 40 mi­liardów zapłacił 30 miliardów. A więc rzeczywisty koszt całej produkcji wartości 40 miliardów wynosił 30 miliardów. I jeżeli producenci powinni odzyskać 40 miliardów, konsumenci powinni zapłacić tylko 30 miliardów. Bra­kujące 10 miliardów producenci powinni otrzymać z in­nego źródła, ale nie od kupujących. Tu by na­leżało zastosować mechanizmy monetarne.

W tym wypadku współczynnik zastosowany do wszystkich cen detalicznych będzie wynosił 3/4: koszty własne będą pomnożone przez ten współczynnik, przez 3/4 lub 0,75. A więc kupujący za­płaci tylko 75 procent ceny kosztu.

Innymi słowy, ogólne 25-procentowe dyskonto (przeciwieństwo po­datku od sprzedaży) stosowane będzie do wszystkich cen detalicznych w kolejnym okresie. Tak więc pod koniec każdego okresu, stopa dyskonta ogólnego jest obliczana w zależności od poziomu konsumpcji w sto­sunku do pro­dukcji w danym okresie. W ten sposób osiągamy siłę na­bywczą najbliższą doskonałości.

Operację tę nazywa się niekiedy ceną wyrównaną lub dyskontem wyrównanym, gdyż pienią­dze, których sprzedawca z powodu tego dyskonta nie otrzymuje od kupującego, otrzyma potem z Biura Kredytu Narodowego. To wyrównanie pozwala sprzedawcy na odzyskanie sumy równej całkowitym kosztom własnym. Nikt na tym nie traci. Wszyscy na tym zyskują dzięki ułatwionemu prze­pływowi produktów zgodnie z potrzebami.

Jaka jest druga propozycja Douglasa?

Druga propozycja Douglasa odnosi się do finansowania produkcji. Została przedstawiona przez autora w Swanwick oraz przed Komitetem MacMillana w sposób następujący:

Kredyty potrzebne do sfinansowania produkcji nie powinny pochodzić z oszczędnoś­ci, ale z nowych kredytów na nową produkcję.

W sali Caxton, w październiku 1930 r., Douglas w ten sposób zmienił zakończenie swej wypowie­dzi:

      „z nowych kredytów na produkcję.”

Nie mówi już o "nowej produkcji", lecz tylko o "produkcji". Oczywiście oba określenia są synoni­mami. Produkcja, kiedy powstaje jest nową pro­dukcją. Nową produkcją dla utrzy­mania dopływu produk­tów, jakie nabywa konsument.

Niektórzy błędnie wyjaśniają tę propozycję, jakoby odnosiła się je­dynie do zwiększenia rozmiaru produkcji, co z pewnością nie wynika z kontekstu tych trzech propozycji.

Douglas dodaje:

I kredyty te zostaną wycofane dopiero w zależności od stosunku powszechnego obni­żenia wartości do powszechnego "wzrostu wartości", do powszechnego wzbogacenia.

A więc dlaczego należy finansować produkcję za pomocą nowych kredytów, a nie za pomocą osz­czędności?

 Ponieważ oszczędności pochodzą z pieniędzy, które były rozprowadzone w związku ze zre­alizowaną już produkcją. Otóż wszystkie te pieniądze zostały wliczone w cenę kosztu wykonanej produkcji. Jeżeli pieniądze te nie zostaną użyte na zakup wyprodukowanych towarów, zwiększy się rozpiętość między środkami zakupu a cenami.

Można powiedzieć, że oszczędności użyte do finansowania nowej produkcji płyną przez inwesty­cje lub w inny sposób i wracają do obiegu jako siła nabywcza. To prawda, ale nowa cena tworzona jest, kiedy producent ponosi koszty. Otóż, ta sama suma pieniędzy nie może służyć do płacenia, w tym samym czasie, ceny odpowiadającej dawnej produkcji oraz ceny odpowiadającej nowej produk­cji.

Za każdym razem, gdy zaoszczędzony pieniądz powraca w ten sposób do konsumentów, tworzy nową cenę, nie usunąwszy dawnej ceny, pozostawionej bez odpowiedniej siły nabywczej, skoro ten pieniądz stał się oszczędnością.

A trzecia propozycja finansowa Douglasa?

Trzecia propozycja wprowadza do siły nabywczej nowy składnik: rozdział dywidendy dla wszyst­kich, zatrudnionych i nie zatrudnionych w produkcji. Jest to więc składnik siły nabywczej, który ni­kogo nie pozostawia bez środków zakupu.

Jest to uznanie prawa wszystkich do części pro­dukcji z samego ty­tułu, że są współkapitali­stami, współspadkobiercami największego czynnika nowoczesnej produkcji: postępu uzyskanego, powiększa­nego i przekazywanego z pokolenia na pokolenie. A także z tego tytułu, że są współwła­ścicielami bogactw naturalnych, będących darem Bożym.

Jest to również środek na utrzymanie przepływu siły nabywczej od­powiednio do przepływu produkcji, choćby nawet produkcja coraz bardziej obywała się bez pracowników. Stanowiłoby to więc rozwiązanie największej obecnie łamigłówki, którą ekonomiści usiłują rozwiązać i która wprowadza w osłupienie rządy wobec niepowodzenia ich polityki pełnego za­trudnienia. Zabiegi o pełne zatrudnienie są absurdem, trudnym do uzasadnienia przez istoty rozumne, skoro postęp bezlitośnie przykłada się do zmniejszenia zatrudnienia, do uwolnienia się od po­trzeby zatrudniania nowych pracowników.

Oto co mówi Douglas:

Rozdział środków zakupu (cash credits) pomiędzy jednostki powinien stopniowo coraz mniej zależeć od zatrudnienia. To znaczy, że dywidenda powinna stopniowo zastępować płace i pensje.

Stopniowo – jak to Douglas powiedział w innym miejscu – w miarę wzrostu wydajności. Jest to jak naj­bardziej zgodne z rzeczywistością, z udziałem w produkcji – odpowiednio – pracy i czynnika postępu.

Postęp, będący wspólnym dobrem, odgrywa coraz większą rolę jako czynnik produkcji, a praca ludzka – coraz mniejszą. Fakt ten powinien znaleźć odbicie w podziale zysków, z jednej strony w postaci dywi­dendy dla wszystkich, z drugiej zaś strony w postaci wynagrodzenia za pracę.

Ale czy nie jest to propozycja całkowitego przewrotu w sposobach finansowania produk­cji oraz w sposobie rozdziału praw do produk­cji?

Jest to po prostu zmiana filozofii, zmiana w rozumieniu roli systemu ekonomicznego i finanso­wego. Jest to sprowadzenie ich do właściwych celów przez zastosowanie odpowiednich środków. Najwyższy czas, aby celom i środkom wyznaczono odpowiednie miejsce. Najwyż­szy czas, by skory­gować nieprawidłowości.

Ale to wszystko zdaje się zakładać, że pieniądz czy kredyt na sfinan­sowanie produkcji lub kon­sumpcji może się pojawić ot tak, natychmiast!

Oczywiście. System pieniężny jest w zasadzie jedynie systemem rachunkowości. Czy księgowym brakuje cyfr do liczenia, dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia, obliczania procentów?

Można wykazać na podstawie faktów, że pieniądz jest sprawą liczb: liczb, które mogą się poja­wiać lub znikać zależnie od decyzji tych, którzy zmonopolizowali system. Nie potrzebują oni w tym celu żadnych in­nych przedmiotów, niż księga, pióro i parę kropli atramentu.

Podczas odczytu, wygłoszonego w Westminster 7 marca 1936 r., Clifford H. Douglas powie­dział do swego audytorium, audytorium Kredytowców:

„My, Kredytowcy, mówimy, że obecny system monetarny nie odzwierciedla faktów. Nasi przeciwnicy powiadają, że je odzwierciedla. Otóż wystarczy tylko posłużyć się zdro­wym rozsądkiem. Jak to się dzieje, na przykład, że świat który w roku 1929 zdawał się prospero­wać – przynajmniej w oparciu o klasyczne kryteria oceny – i z pewnością zdolny był do wy­produ­kowania i dystrybucji dóbr i usług w nadmiarze, i to procentowo znacznym – jak to się dzieje, że w roku 1930 świat ten doszedł do stanu skrajnego ubóstwa i zmienił się tak za­sadniczo, że warun­ki ekonomiczne uległy odwróceniu? Czy ma sens przypusz­czenie, że począwszy od pewnego dnia października 1929 roku, w ciągu kilku miesięcy, świat rzeczywi­ście z wiel­kiego bogactwa popadł w wielką biedę? Oczywiście, że nie.”

Douglas spostrzegł to na trzy i pół roku przed wybuchem drugiej wojny światowej. Wtedy wszy­scy mogli zadać sobie pytanie tego samego rodzaju, co pytanie Douglasa, ale postawione od­wrotnie:

Jak to się dzieje, że po dziesięciu latach braku pieniędzy nagle, z dnia na dzień, znajduje się ich tyle, by prowadzić wojnę trwającą sześć lat, która kosztuje miliardy?

W obu wypadkach odpowiedź jest taka sama: sys­tem pieniężny jest jedynie kwestią rachunko­wości i potrzebuje tylko zalegalizowanych liczb. A więc, jeżeli brakuje pieniędzy do zaspokojenia normalnych ludzkich potrzeb, gdy istnieją wielkie moż­liwości pro­dukcji i jeżeli pieniądz pojawia się w obfitości, gdy producenci oraz środki produkcji są zaan­gażowane do celów wojennych i do wytwa­rzania narzędzi niszczenia, dzieje się tak, ponie­waż obecny system monetarny narzuca decyzje, zamiast wiernie odzwierciedlać fakty, wynikające z podejmowanych bez przymusu decyzji wolnych producentów i wolnych konsumentów.

Za: http://bank-prawdy.blogspot.com/2013/04/kredyt-spoeczny-nie-daj-sie-duzej.html