Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

ks. prof. Waldemar Chrostowski

Czy w naszych czasach Jezus Chrystus mógłby, jak zapowiadały proroctwa Starego Testamentu, narodzić się w Betlejem? Odpowiedź brzmi zaskakująco i dramatycznie: Raczej nie! Wprawdzie przybycie dwojga członków ludu Bożego wybrania, Maryi i Józefa, z Nazaretu do Betlejem jest możliwe, ale nie mogliby wejść do tego miasta z powodu rygorów wynikających z usytuowania go na terenie Autonomii Palestyńskiej. Boży plan zbawienia wypełnił się w czasie, gdy sytuacja w Ziemi Świętej była o wiele spokojniejsza niż obecnie.

Sąsiedzi

Gdy 14 maja 1948 r. Ben Gurion ogłosił w Tel Awiwie utworzenie niepodległego państwa Izrael, które nazajutrz zaczęło istnieć, Betlejem znalazło się poza jego obrębem, na terytorium Jordanii, do której należała też wschodnia Jerozolima łącznie ze Starym Miastem. Po 19 latach od tej sytuacji, w rezultacie tzw. wojny sześciodniowej, w czerwcu 1967 r. Izrael, pokonawszy wrogo usposobionych najbliższych sąsiadów, wydatnie poszerzył swoje granice, przesuwając je na wschodzie po rzekę Jordan i Morze Martwe. Betlejem znalazło się na terenie podporządkowanym Izraelowi, objętym nazwą „Zachodni Brzeg [Jordanu]”. Duża liczba ludności arabskiej mieszkającej na tych terenach, zwłaszcza w Jerychu i okolicach, uciekła albo została zmuszona do ucieczki do Jordanii, gdzie do dzisiaj, powiększona o urodzonych tam potomków, przebywa w obozach dla uchodźców utworzonych na przedmieściach Ammanu. Niemało ludzi zginęło, inni wyprowadzili się później albo zostali siłą usunięci z podbitego terytorium. Ta polityka w mniejszym stopniu dotyczyła Betlejem zamieszkiwanego wyłącznie przez ludność arabską, zarówno muzułmańską, jak i – co bardzo ważne – chrześcijańską. Betlejem nie leży, jak np. Jerycho, w pobliżu poszerzonych granic Izraela. Poza tym zawsze pozostaje w centrum uwagi wyznawców Chrystusa i jakiekolwiek radykalne poczynania nie ujdą uwagi chrześcijan na całym świecie. Przez około 30 lat po zajęciu przez Izraelczyków Betlejem, miejsca urodzenia króla Dawida, podróżowanie do tego miasta odbywało się bez większych trudności. Wprawdzie istniały posterunki kontrolne, które w okresach napięć politycznych szczegółowiej wykonywały swoje zadania, ale pielgrzymi przybywający z zagranicy w zasadzie nie odczuwali większych dolegliwości, mniemając, że dokładnie tak samo są traktowani wszyscy inni, a więc również Żydzi i Arabowie.

Sytuacja dość gwałtownie zmieniła się na przełomie XX i XXI wieku, czyli kilkanaście lat temu. W kontekście przeżywania przez chrześcijan Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 Izraelczycy ogłosili uroczyste obchody 3000 lat żydowskiej Jerozolimy. Samo miasto jest rzecz jasna starsze, ma bowiem długą kananejską historię, chodziło jednak o uwypuklenie i potwierdzenie niezbywalnego prawa Żydów do Jerozolimy jako ich „odwiecznej i niepodzielnej stolicy”. Wśród rozmaitych przedsięwzięć pojawiły się plany zbudowania muru, który miał oddzielić mieszkańców Izraela – żydowskich i arabskich, gdyż na terytorium wyznaczonym granicą z 1948 r. mieszkają również Arabowie – od arabskich sąsiadów z palestyńskiego Zachodniego Brzegu. W uzasadnieniu podawano, że Izraelczycy chcą w ten sposób zabezpieczyć się przed przenikaniem terrorystów, których ataki budziły grozę i nieszczęścia oraz wywoływały poczucie niepewności. Izraelscy stratedzy zaplanowali wzniesienie muru o wysokości ośmiu metrów, którego łączna długość wynosi ponad 700 kilometrów. Rychło zapoczątkowano roboty budowlane i wkrótce potężny mur oddzielił Betlejem od Jerozolimy. Jego bieg został wyznaczony tak, że bardzo często przebiega on przez ogrody, sady i poletka należące do jednego właściciela lub tej samej rodziny. W toku wytyczania i wznoszenia muru zdarzały się prawdziwie dantejskie epizody, w których do głosu dochodziła rozpacz i bezsilność poszkodowanych.

Od kilku lat, aby wejść lub wjechać do Betlejem, trzeba było przejść przez pilnie strzeżoną bramę, przy której umieszczono izraelskie posterunki wojskowe. Betlejem dzieli od centrum Jerozolimy, czyli Starego Miasta, około 9 kilometrów, lecz aby dotrzeć do miejsca narodzin Jezusa, nie można dokładnie zaplanować czasu, ponieważ trzeba przejść przez specjalny checkpoint. Wjazd do Betlejem jest łatwiejszy, aczkolwiek – paradoksalnie – nie mogą się tam udać Żydzi, co jest motywowane względami bezpieczeństwa. Szerokim kołem omijają więc to miasto, zatrzymując się przy tzw. grobie Racheli, który znalazł się po izraelskiej stronie muru. Natomiast dużo trudniejszy jest wyjazd z Betlejem i ponowny wjazd na terytorium Izraela. Żołnierze często sprawdzają paszporty. Zawsze pełnią funkcję „fizjonomistów”, wchodząc do wnętrza autokaru i bacznie sprawdzając, czy nie ma w nim osób o „arabskich” rysach twarzy. W przypadku wątpliwości albo w okresach nasilonych napięć i konfliktów politycznych pielgrzymi i turyści są przepuszczani przez podziemny tunel przeznaczony na co dzień dla tej nielicznej części ludności palestyńskiej, która uzyskała prawo do przejścia z Betlejem na stronę izraelską. Tunel, łagodnie mówiąc, sprawia bardzo przygnębiające wrażenie. Przechodząc nim, duchowo poruszeni pobytem w Betlejem pielgrzymi doświadczają prawdziwego szoku. Zarówno konstrukcja tunelu, jak i sposób przeprowadzania kontroli nie zostawiają żadnych wątpliwości, że przebywamy w niezwykle zapalnym rejonie świata.

Wpuszczanie do Betlejem oraz wypuszczanie z tego miasta pielgrzymów i turystów odbywa się na ogół sprawnie. Dzięki temu większość z nich nie ma pojęcia, że z Palestyńczykami jest zupełnie inaczej. Codziennie, zwłaszcza wczesnym rankiem i wieczorem, przed wejściem do tunelu gromadzi się tłum ludzi wyczekujący często przez wiele godzin na możliwość przejścia na drugą stronę. Nierzadko widać ludzi rozgniewanych i zirytowanych nie tylko uciążliwością procedur, lecz również sposobem, w jaki są traktowani. Mur skutecznie zabezpiecza Izraelczyków przed ewentualnym przenikaniem terrorystów, ale potęguje też frustrację i gniew, nasilając wrogość Palestyńczyków wobec ich żydowskich sąsiadów. Powstało bowiem swoiste getto, które boleśnie wyznaczyło granicę między dwoma sąsiadami.

W ostatnim okresie sytuacja uległa dalszemu zaostrzeniu. Budowa muru uznawanego przez wielu, także przez zwierzchników lokalnych wyznań chrześcijańskich, za „nielegalny” ma być kontynuowana w tzw. chrześcijańskim trójkącie, który obejmuje Betlejem oraz miejscowości Beit Dżala i Beit Sahour. Przebieg muru zaplanowanego między Beit Dżala a al-Walajeh dramatycznie podzieli wiele chrześcijańskich rodzin, ugodzi również w dwa domy naukowo-formacyjne w Cremisan należące do zgromadzenia salezjanów. Od wielu miesięcy trwają wysiłki, by udaremnić te plany. Z kolei w Beit Sahour znajduje się katolickie i prawosławne sanktuarium Pola Pasterzy upamiętniające przedstawione w Ewangelii według św. Łukasza obwieszczenie radosnej nowiny o narodzinach Zbawiciela, do którego codziennie przybywają liczni pielgrzymi. W październiku 2012 r. katoliccy biskupi Ziemi Świętej zażądali od władz Izraela, by wycofały się z planów dalszej budowy kontrowersyjnego muru. Nie wiadomo jednak, co przyniesie najbliższa przyszłość.

Malejąca liczba chrześcijan

W odezwie skierowanej do władz Izraela katoliccy biskupi Ziemi Świętej napisali: „Mur zagrozi ogólnie chrześcijanom Betlejem i może doprowadzić do ich większej emigracji”. Sytuacja demograficzna chrześcijan stale się pogorsza. Aktualnie w całej Ziemi Świętej, włączając Autonomię Palestyńską, mieszka ok. 180 tysięcy rodzimych wyznawców Chrystusa, co stanowi ok. 2 proc. wszystkich mieszkańców tego terytorium. Ponadto należy uwzględnić ok. 200 tys. obcokrajowców, których pewną część, trudną do dokładnego oszacowania, stanowią chrześcijanie. Ponieważ liczba obywateli Izraela systematycznie rośnie w ostatnim ćwierćwieczu, przede wszystkim na skutek wzmożonej imigracji z byłego Związku Sowieckiego, odsetek chrześcijan systematycznie maleje.

Chrześcijanie Ziemi Świętej nigdy nie byli faworyzowani ani zamożni. Przez długie wieki, do lat 20. XX w., znajdowali się pod panowaniem tureckim i dominacją islamu. Co się tyczy Betlejem, to w połowie XX w., czyli wkrótce po utworzeniu państwa Izrael, tamtejsi chrześcijanie stanowili połowę ogółu mieszkańców tego miasta. Ich obecność była wyraźnie widoczna, co potwierdzają liczne kościoły i kaplice, w których się modlili. Później nękały ich i wyniszczały kolejne wojny żydowsko-arabskie, a wreszcie coraz bardziej dotkliwa i przykra dominacja izraelska. Ekonomia Betlejem jest w dużej mierze uzależniona od natężenia ruchu pielgrzymkowego i turystycznego. Po wybuchu jesienią 2000 r. kolejnej intifady, czyli buntu Palestyńczyków przeciw żydowskim sąsiadom, krwawo stłumionej przez władze izraelskie, Betlejem przez kilka lat pozostawało odcięte od świata, co zmieniło się dopiero po 2004 roku. W tym okresie wielu mieszkańców miasta znacznie zubożało, prysły ich nadzieje na polepszenie sytuacji oraz wzmogła się fala kolejnej emigracji. Obecnie liczbę mieszkańców Betlejem i najbliższych okolic szacuje się na blisko 200 tysięcy, natomiast liczbę lokalnych chrześcijan na niemal 30 tysięcy, co stanowi zaledwie 15 proc. całej miejscowej populacji. Wielu arabskich chrześcijan wyjechało do rodzin i przyjaciół zamieszkujących różne kraje Europy, zwłaszcza do Włoch i Hiszpanii, a także USA i Kanady.

Nie ma wątpliwości, że – jak podkreślił William Shomali, biskup pomocniczy Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy – przyczyną emigracji jest coraz trudniejsze położenie ekonomiczne wynikłe z braku pracy i pomyślnych perspektyw na przyszłość. Najbardziej rozpaczliwym krokiem, który towarzyszy emigracji, jest sprzedawanie domów i ziemi. W Betlejem to rzadka praktyka, natomiast częściej dochodzi do niej w Jerozolimie, czemu sprzyja fakt, iż ziemia osiąga tam niebotyczne ceny. „Lecz ziemia – powiedział ks. arcybiskup Fouad Twal, łaciński patriarcha Jerozolimy – to władza i tożsamość. Ziemia jest tu wszystkim i dlatego trzeba się tej ziemi kurczowo trzymać”. Trzeba wiedzieć, że w Izraelu grunt mogą nabywać wyłącznie Żydzi, natomiast wszyscy inni mogą go jedynie wydzierżawić. Przeżywając ustawiczne trudności, a nawet prześladowania i marginalizację, chrześcijanie tracą ducha i wiarę w sens dalszej obecności we własnej ojczyźnie. Wybierają zatem, często jako ostateczność, życie na emigracji, gdzie przychodzą na świat dzieci, które nie myślą o trwałym powrocie do Ziemi Świętej. Przybywają do niej jako obywatele innych państw, wmieszani w tłumy pielgrzymów i turystów, utwierdzając się w przekonaniu, że wybór obczyzny był lepszym wyjściem.

Wizja niepodległej Palestyny

Gdy w 1948 r. utworzono państwo Izrael, miała też powstać niepodległa Palestyna. Jednak do dzisiaj do tego nie doszło, co stanowi trwałe podłoże zaognionego konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Aczkolwiek podejmowano rozmaite rozmowy nagradzane Pokojową Nagrodą Nobla, w gruncie rzeczy niewiele z nich wynikło dla rozwiązania nabrzmiałych relacji. Mimo to Palestyńczycy wciąż mają nadzieję na utworzenie własnego państwa, które sąsiadując z Izraelem, zapewniłoby im utrzymanie tożsamości, poczucie godności i właściwe miejsce wśród narodów świata. W ostatnim okresie ogromne nadzieje wzbudziła podjęta 29 października tego roku decyzja Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych o nadaniu Palestynie statusu nieczłonkowskiego państwa obserwatora, analogicznego do tego, jaki posiada Watykan. W arcyważnym głosowaniu Polska wstrzymała się od głosu, zaś ta decyzja została odpowiednio odczytana i zinterpretowana zarówno przez Izrael, jak i Autonomię Palestyńską, z którą też utrzymujemy relacje dyplomatyczne. Komentując historyczną decyzję ONZ, ks. abp Fouad Twal powiedział: „Podzielamy radość narodu palestyńskiego i jego przywódców”. Patriarcha dodał, że to ważne wydarzenie „jest również krokiem z korzyścią dla Izraela, gdyż od tej pory będzie mógł rozmawiać z państwem, a nie z ekstremistami czy terrorystami, jak utrzymywano w przeszłości. Będzie mógł prowadzić rozmowy z państwem, jak ufam, rychło niepodległym, ze zdolnością do podejmowania decyzji dla dobra całego regionu”.

Takie samo stanowisko zajęła Stolica Apostolska, która za pontyfikatu Jana Pawła II, pod koniec grudnia 1993 r., nawiązała stosunki dyplomatyczne z państwem Izrael. Przyjmując z uznaniem podwyższenie statusu Palestyny, opowiedziała się za przyznaniem jej pełni praw suwerennego państwa. Kilka dni temu Papież Benedykt XVI przyjął na specjalnej audiencji Mahmuda Abbasa, prezydenta Autonomii Palestyńskiej, który w 2009 r. podejmował Ojca Świętego w Betlejem. Następnie prezydent Abbas spotkał się z ks. kard. Tarcisio Bertonem, watykańskim sekretarzem stanu (odpowiednik ministra spraw zagranicznych). Zgodnie uznano, że trwałe rozwiązanie konfliktu może się dokonać jedynie na drodze partnerskich negocjacji z poszanowaniem praw wszystkich stron. Gdyby podejmowane wysiłki zostały uwieńczone prawdziwym, a nie medialnym czy propagandowym sukcesem, sytuacja ludności palestyńskiej mieszkającej na terenach podporządkowanych obecnie jurysdykcji Izraela uległaby rzeczywistej zmianie na korzyść.

Ale historyczna decyzja ONZ stała się pretekstem do kolejnego posunięcia Izraela, który postanowił rozpocząć dalszą rozbudowę osiedli żydowskich na okupowanych terytoriach palestyńskich. Plan przewiduje zbudowanie prawie 1300 domów dla osadników izraelskich zdecydowanych na urzeczywistnianie wszechstronnej i pełnej „judaizacji” Ziemi Świętej. Decyzja jest tym bardziej zapalna, że wznoszenie nowych domów zaplanowano w dzielnicach Ramot i Pisgat Zeev we wschodniej Jerozolimie zamieszkałej w ogromnej większości przez Palestyńczyków oraz w Samarii. Ludność arabska, zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie, nie mają wątpliwości, że budowa nowych osiedli nie wynika z potrzeb mieszkaniowych, ponieważ te można zaspokoić w inny sposób, lecz przede wszystkim z pobudek politycznych. Chodzi bowiem o radykalną zmianę składu demograficznego Jerozolimy i jej okolic. Niemały wpływ na nastroje panujące w Izraelu mają żydowscy fundamentaliści, których wrogość obraca się również przeciw chrześcijanom. Świadczy o tym nasilona w ostatnich tygodniach liczba aktów wandalizmu i ataków, do których doszło w Jerozolimie i w Latrun. Najbardziej spektakularne były skierowane przeciw klasztorowi Krzyża Świętego, klasztorowi franciszkanów Przy Wieczerniku na Górze Syjon oraz na cmentarzu ormiańskim w Jerozolimie. Reprezentanci Kościołów chrześcijańskich zażądali od władz izraelskich wykrycia i ukarania sprawców oraz wzmożonej i skutecznej ochrony obiektów kultu.

Rozwiązanie nabrzmiałych problemów zależy najbardziej od władz Izraela, które powinny działać nie prawem siły, lecz siłą sprawiedliwego prawa. Do wdrożenia procesu pokojowego potrzebna jest bezprecedensowa determinacja i odwaga, dla której inspirację powinno stanowić profetyczne orędzie Biblii. Właśnie dlatego nieoceniony staje się również wkład chrześcijan mieszkających w Ziemi Świętej, zwłaszcza w Betlejem oraz w Jerozolimie i Nazarecie. Dopuszczenie ich do partnerskiego udziału w procesie zaprowadzania pokoju jest najbardziej wiarygodnym miernikiem rzeczywistego stanu dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, a w szerszej perspektywie – niezwykle potrzebnego „trialogu” wyznawców judaizmu, chrześcijan i muzułmanów.

 

Autor jest profesorem zwyczajnym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, przewodniczącym Stowarzyszenia Biblistów Polskich.