Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Ruch Narodowy, jak sama nazwa wskazuje, zawsze dążył do ukształtowania Polski jako państwa narodowego, to znaczy jako państwa w którym suwerenem politycznym jest wyłącznie naród. Rzucenie hasła państwa narodowego wymagało od jego zwolenników dwóch podstawowych rzeczy. Po pierwsze skonkretyzowania samego pojęcia narodu, czyli upraszczając, określenia jakie jednostki go tworzą, jakie mogą go tworzyć w przyszłości, a jakie doń nie należą i nigdy należeć nie będą. Po drugie, dokładnego określenia ram ustrojowych, które zmieniłyby państwo w mechanizm sprawnie realizujący wszystkie dążenia narodu.

Oba te zagadnienia podjął Adam Doboszyński (1904 – 1949), jeden z wybitniejszych przedstawicieli pokolenia „endeków”, wywodzących się z Obozu Wielkiej Polski, w dwóch swoich pracach – „Teorii narodu” i „Ustroju państwa narodowego”. Przedmiotem naszego zainteresowania będzie ta druga pozycja.

Chcąc omówić tezy Doboszyńskiego, należy najpierw poświęcić nieco miejsca metodologii jaką stosował on w swoich rozważaniach. Otóż u tych, którzy zajmowali się problematyką ustroju politycznego (i zagadnieniami społecznymi w ogóle), Doboszyński dostrzegał dwie generalne tendencje. Jedna, którą nazwał metodą filozoficzną, polega na przyjęciu z góry pewnych założeń, uformowanie ich w doktrynę i modyfikowanie, czy nawet naginanie podług niej rzeczywistości. Druga metoda socjologiczna, lub historyczna, postępuje wobec zbiorowości ludzkiej jak nauka przyrodnicza: bada dokładnie rzeczywistość, wyciąga z niej ważne fakty, a z nich  uogólnienia, które w razie dostatecznie częstego powtarzania się pewnych zjawisk, podnosi do rzędu praw. Doboszyński odrzucił obydwie z nich. Czysta metoda filozoficzna to, według niego, obce Polskiemu Obozowi Narodowemu doktrynerstwo, talmudyzm. Z kolei czysta metoda socjologiczna prowadzi do przyjęcia, obcego duchowi chrześcijaństwa, determinizmu, który uważałby ludzi za bezwolnych uczestników procesu dziejowego.
Doboszyński dokonał swego rodzaju mutacji obu metod. Stwierdził, iż owszem, istnieją naturalne prawa ewolucji systemu politycznego (na przykład uwarunkowane, naturalnym przecież, charakterem narodowym), które to prawa mają duży wpływ na daną zbiorowość i które można poznać przez analizowanie historii tej zbiorowości, jednocześnie jednak „świadoma wola ludzka, szczególnie jeśli kierują nią prawdy objawione przez Boga, ma dość siły, by w naturalnym nurcie socjologicznym powodować odchylenia, przełamując fatalizm zła i namiętności”.
    Doboszyński zdecydowanie odrzucał tezę, o możliwości istnienia jednego uniwersalnego ustroju, dobrego dla każdego narodu, pod każdą szerokością geograficzną. Uważał że skoro każdy naród jest tworem wyjątkowym i niepowtarzalnym, to również ustrój im odpowiadający musi być niepowtarzalny. Dlatego też stał w opozycji zarówno wobec marksistowskiej doktryny „Wschodu”, jak i demoliberalnej ideologii „Zachodu”, gdyż oba te systemy uważały się za jedynie słuszne zwieńczenie rozwoju stosunków społecznych.
    Za podstawę kształtowania ładu społecznego, Doboszyński przyjął, za Świętym Tomaszem z Akwinu, dwa „filary”. Duplex ordo – porządek dwoisty i regimem commixtum – ustrój złożony. Porządek dwoisty zakłada, iż jednostkę w społeczeństwie obowiązuje podwójna lojalność: wobec przywódcy i wobec współobywatela, która ma prowadzić do „posłuchu wobec władzy i zespolenia się współobywateli między sobą”, do rządów „jednostki na czele zespołu”. Ustrój złożony zaś, miałby eklektycznie łączyć najlepsze cechy różnych znanych ustrojów, w dowolnej, a pożądanej konfiguracji.   

Określając szczegółowo ustrój prawdziwie narodowy, Doboszyński opowiedział się za silną władzą wykonawczą, której głównym dysponentem byłby prezydent. Proponował, aby zgodnie z polskimi tradycjami (monarchia elekcyjna), głowa państwa była wybierana dożywotnio, przez ogół obywateli. Dostrzegając jednak możliwość zdegenerowania się władzy nie ograniczonej czasowo, proponował aby pierwsza kadencja ewentualnego prezydenta trwała tylko pięć lat, a dopiero po niej mógłby być wybrany dożywotnio (lub na długą kadencje, np.25 lat). Prezydent miałby naprawdę długofalową perspektywę, byłby niewrażliwy na różne koniunktury polityczne w kraju, na chwiejne nastroje szerokich mas, którymi łatwo sterują różnego rodzaju demagodzy. Głowa państwa byłaby tegoż państwa uosobieniem. Ten niemal sakralny charakter władzy prezydenta, wymagałby jednak od niego wielkiej roztropności w korzystaniu ze swoich szerokich uprawnień. Doboszyński proponował, aby w czasach stabilizacji politycznej, prezydent ograniczał się do funkcji kontrolnych, a na politykę bieżącą wpływał jedynie przez powoływanie szefa rządu. To właśnie premier, czy może raczej kanclerz, byłby właściwym administratorem państwa. Byłby, jak to określił Doboszyński, „liderem” narodu. W pełni samodzielnie prowadziłby politykę wewnętrzną i zagraniczną. Ministrowie poszczególnych resortów pełniliby właściwie funkcje pomocniczą. Rząd nie byłby w żaden bezpośredni sposób uzależniony od parlamentu. Ograniczałby go jedynie prezydent, który powoływałby i odwoływał kanclerzy tylko wedle swojej woli. Rządowi podlegałyby bezpośrednio: wojsko, administracja centralna i wojewódzka, policja, bank centralny, komunikacja dalekobieżna i przedsiębiorstwa państwowe.  Oprócz tych dwóch urzędów istniałoby jeszcze stanowisko wodza naczelnego, sprawującego naczelne dowództwo nad armią. W czasie pokoju podlegałby kanclerzowi, w czasie wojny sam byłby naczelnym administratorem kraju.   

Władzę ustawodawczą stanowiłby dwuizbowy parlament. Sejm i Senat byłyby równorzędne w pracy legislacyjnej. Sejm powinien być wybierany przez ogół obywateli (najlepiej w okręgach jednomandatowych, na wzór angielski – jedna tura wyborów), zaś Senat mieli stanowić w części wiryliści (tzn. ci których dożywotni mandat wiąże się z pełnioną funkcją, np. rektorzy wyższych uczelni, biskupi itp.),  w części z ludzi mianowanych przez prezydenta na długie kadencje (20 lat). Parlament byłby blokowany przez veto prezydenckie i nie miałby żadnej możliwości odwoływania rządu. Ograniczając znacznie rolę parlamentu, autor dał wyraz swoim wątpliwościom co do jego politycznych kompetencji. Pisał: „Dzieje uczą, że ciało zbiorowe, liczniejsze niż kilka czy najwyżej kilkanaście osób, nie jest zdolne do sprawowania rządów; stąd próby sejmowładztwa, podejmowane na przestrzeni dziejów tylokrotnie w tylu krajach, paliły z reguły na panewce.” Dla Doboszyńskiego podstawową funkcją parlamentu, była funkcja kumulacji dyskusji społecznej. Skoro obywatele zawsze będą komentować sytuację polityczną kraju, to niech robią to przez swoich przedstawicieli. Masy uzyskują wtedy przeświadczenie, że ich głos jest słuchany przez władzę. W przeciwnym razie dyskusja polityczna przenosi się na ulicę. Parlament byłby więc bardziej swoistym hyde – parkiem, „gadalnią”, jak to ujął autor, niż organem władzy. 

Sądownictwo miało mieć całkowitą autonomię.  

Oczywiście tak silne „dwugłowe” rządy prezydenta i kanclerza, niosły niebezpieczeństwo przerodzenia się w obcą cywilizacji łacińskiej tyranię. Dlatego Doboszyński postulował przekazanie dużej części uprawnień bezpośrednio społeczeństwu, czyli samorządom. Wskazywał na tradycyjną samorządność Polaków, wywodzącą się z czasów przedrozbiorowych, a za jedną z podstawowych przyczyn słabości II Rzeczpospolitej, uznał właśnie brak silnego samorządu. Podkreślał znaczenie samorządu, jako szkoły wyrobienia politycznego szerokich mas narodu. W nowym ustroju, samorządy kontrolowałyby sądownictwo (sądy ławnicze i przysięgłych, jak w Wlk. Brytanii i USA), system edukacji, ewentualną interwencje gospodarczą, czy nawet policję (jak w Wlk. Brytanii). Istniał by również samorząd zawodowy. Wybór na urzędy samorządowe byłby w zasadzie w pełni demokratyczny.

Cały centralny system polityczny, zaprojektowany przez Doboszyńskiego, był w znacznej mierze elitarny. Autor dostrzegał jednak niebezpieczeństwo zdegenerowania się elity, tak iż zaskorupiała klika, za cenę utrzymania władzy, awansować będzie ludzi biernych ale wiernych, zaś jednostki wybitne będą odcięte od działalności społecznej, czy nawet eliminowane. Dlatego też Doboszyński zdecydowanie podkreślał, za wybitnym włoskim socjologiem Vilfredo Pareto, konieczność nieustannego „krążenia elit”. Chodziło o to, aby elitę polityczną zawsze stanowiły jednostki najbardziej uzdolnione politycznie, o najwyższym poziomie moralno – etycznym, aby wszystkie tego typu jednostki mogły do elity awansować, mimo pochodzenia z warstw o niskim statusie społecznym i materialnym (w ramach elity zastępowały by jednostki już nie spełniające wyżej wymienionych kryteriów). Krążenia elit, według Doboszyńskiego, nie jest w stanie zapewnić totalitarny system nominacji (jak już wspomniano, władza która sama się uzupełnia, degeneruje się). Nie jest go w stanie  zapewnić również demokratyczny system wyboru, który stwarza szanse dla różnego rodzaju demagogów, grających na emocjach i niewyrobieniu politycznym szerokich mas. Po za tym, system demokratyczny był w uznaniu autora systemem iluzorycznym, gdyż w znacznej mierze miał być sterowany przez związki tajne, przede wszystkim masonerię, które mają dążenia sprzeczne z dążeniami narodów. Doboszyński już wtedy dostrzegał ogromne możliwości manipulacji ludzkimi zachowaniami, jakie dają środki masowego przekazu.
    Zhierararhizowania społeczeństwa i wydzielenia elity politycznej miała dokonać Organizacja Polityczna Narodu. Była to koncepcja, wywodząca się jeszcze z czasów Obozu Wielkiej Polski, który zresztą był uważany wtedy za prekursora O.P.N. W przeciwieństwie do innych teoretyków (szczególnie tych wywodzących się z ONR), Doboszyński unikał sprecyzowania ram organizacyjnych tego tworu. Uważał to wręcz za szkodliwe. Najlepiej ten swoisty paradoks wytłumaczą słowa autora. „Wydaje się, że trudność w sprecyzowaniu koncepcji O.P.N., leży przede wszystkim w tym [...] że powstanie jej musi mieć charakter spontaniczny, a formy jej ewoluować stopniowo i to wysiłkiem raczej anonimowym, niż w myśl jakiegoś projektu indywidualnego. O.P.N. (oczywiście pod jakąś inną, bardziej irracjonalną nazwą) powinna wzrastać powoli w rzeczywistość obyczajową i socjologiczną kraju; jednym słowem – nie można jej stworzyć na zamówienie, a przede wszystkim nie wolno jej związać z jakąś partią czy kliką.[...] Należy przypuszczać, że powstanie tej Organizacji będzie u nas dość przypadkowe, rozwinie się ona jednak dopiero wówczas, gdy w umysły ogółu wryje się kilka zasad prostych, lecz zupełnie podstawowych. [...] Ludzie średniowiecza, przejęci chrześcijańską koncepcją wysokiej wartości każdej bez wyjątku jednostki i dążący w związku z tym do samorządu, chroniącego tę jednostkę przed samowolą królów i możnowładców – znali tylko ogólny zarys swych pragnień i posuwali się po omacku, tworząc formy ustrojowe przypadkowe i doskonalące się dopiero z biegiem czasu. Tak też wyobrażam sobie proces narastania O.P.N.: najpierw przeniknięcie do umysłów przodujących w narodzie potrzeby jej powstania; potem przypadkowy jakiś zalążek, dokoła którego zacznie narastać instytucja O.P.N.; wreszcie stopniowe doskonalenie się tej instytucji metodą prób, omyłek i poprawek, trwających pokolenia. Metoda taka nie ma nic wspólnego z tak drogim naszym racjonalistom szablonem, polegającym na napisaniu statutu i zwołaniu zebrania konstytuującego; szablon taki kłóci się zresztą z prawami psychologii i socjologii nie tylko wówczas, gdy chodzi o pisanie konstytucji dla państwa, ale również gdy chodzi o narastanie jakiejkolwiek trwałej instytucji. Nikt nie projektował od jednego razu ani ustroju Kościoła katolickiego ani ustroju Anglii (a później jej imperium) ani Rzeczpospolitej jagiellońskiej; nikt nie projektował imponderabiliów stanu szlacheckiego; nikt nie projektował masonerii. Instytucje takie powstają samorzutnie wówczas, gdy ludzie wyczują ich potrzebę. Dlatego też wydaje mi się, że najprostsza droga do O.P.N. prowadzi przez głoszenie jej potrzeby i formułowanie jej wytycznych; kształty wyłonią się same, z upływem czasu i pokoleń.”
    Takie podejście do kwestii O.P.N. spowodowane było przeświadczeniem, że najdoskonalsze nawet prawa pozostają świstkami papieru, jeśli nie idzie za nimi podniesienie się poziomu moralnego i uświadomienia politycznego społeczeństwa.
    O.P.N. zbierając całą elitę społeczną („powinna zmierzać do skupienia jednostek o cechach przywódczych ze wszystkich warstw Narodu, a ponadto wszystkich jednostek uzdolnionych wybitnie w jakimkolwiek kierunku”), była by u swych początków bardziej wspólnotą ludzi o wspólnych (wysokich) cechach etycznych, niż politycznych. Podstawą miary poziomu etycznego byłby „Kodeks Obywatelski”(Doboszyński powoływał się tu na Dmowskiego, który miał rozpocząć przygotowywanie takiego opracowania niedługo przed swoją śmiercią). Pogląd ten, twierdzenie, iż każda uczciwa i szczerze pragnąca dobra wspólnego jednostka musi, prędzej czy później, przyjąć narodowy program polityczny jest raczej utopijny (wszak i wśród piłsudczyków byli szczerzy patrioci), i tu właśnie należy szukać głównej wady projektu Doboszyńskiego.


Reasumując tak charakteryzował on Organizację Polityczną Narodu:
1.    Instytucja (organizacja, środowisko) dająca jednostkom przywódczym z wszystkich warstw narodu dodatkowe wykształcenie polityczne i czuwająca nad poziomem obyczajów w życiu publicznym.
2.    W instytucji tej winny obowiązywać wyższe normy etyczne.
3.    Instytucja ta w swym duchu i formach powinna być w pełnej harmonii z religią katolicką, jako religia ogromnej większości Polaków.
4.    Instytucja ta powinna przejąć wszystkie naturalne funkcje socjologiczne, spełniane obecnie przez masonerię, organizując ponadto planowe zwalczanie szkodliwych objawów społecznych, na których żeruje masoneria.
5.    Instytucja ta powinna dozorować krążenie elit i czuwać nad długofalowymi potrzebami narodu.
6.    Wszyscy aspirujący do wpływów politycznych na szczeblu centralnym (w odróżnieniu od samorządu), musieliby należeć do O.P.N.                                                                                                                                                                                                                                                   
7.Instytucja ta ze swej istoty wyeliminowałaby, lub przynajmniej ujęłaby znaczenia wszelkim innym organizacjom politycznym (np. partie, w tym ustroju tworzyłyby się jako doraźne grupy, dla zrealizowania jakiś konkretnych postulatów, miały by bardziej charakter frakcji wewnątrz O.P.N.
    

Doboszyński poruszył w swej pracy również temat środków masowego przekazu. Doskonale dostrzegał, iż w XX wieku stały się one nie tylko wyrazicielem, ale wręcz organizatorem opinii publicznej. Dlatego bardzo ważnym było, aby media, pełniąc swoją misję informowania społeczeństwa, nie były tubą antynarodowej propagandy. Proponował więc całkowitą dekoncentrację własności prasy. Jeden tytuł – jeden właściciel (oczywiście tylko Polak). Media prywatne powinny być całkowicie przejrzyste finansowo  i personalnie (np. poprzez upublicznienie nazwisk właścicieli), tak aby opinia społeczna miała całkowity wgląd w ich działanie. Istniałaby również pewna forma cenzury prewencyjnej, sprawowanej jednak przez samą korporacje dziennikarzy. Co do radia, a w przyszłości telewizji, gdyż jej powstanie Doboszyński przewidywał, miały być one „przedsiębiorstwami społecznymi”. Takie przedsiębiorstwo było by kierowane przez zarząd wyłaniany przez korporację dziennikarską, uzupełniany przez ludzi delegowanych przez zainteresowanych ministrów, obie izby parlamentu. Wszyscy członkowie zarządu powinni należeć do O.P.N. Te przedsiębiorstwo społeczne powstało by z funduszy państwa, później jednak utrzymywało by się samo. Władza wykonawcza nie mogłaby  bezpośrednio ingerować w działanie tego medium. Za przykład tak funkcjonującego radia, Doboszyński podał brytyjskie BBC.
W kinie i teatrze miały być przede wszystkim obecne dzieła polskie, lub przynajmniej bliskie nam kulturowo, przy czym Doboszyński również zastanawiał się nad uspołecznieniem własności przybytków kultury (korporacje artystów, samorządy).

* * *

      Napisana krótko po wojnie książka  nigdy nie miała szans wpłynąć w jakikolwiek sposób na rzeczywistość polityczną kraju. Komuniści skazali Doboszyńskiego na śmierć, zaś jego wspaniały dorobek pisarski, na przemilczenie i zapomnienie. Po 1989 roku, po porozumieniu okrągłostołowym, zamieniono wprawdzie oficjalną doktrynę na inną, zaś podległość wobec jednego sąsiada, na podległość wobec drugiego. Polacy omamieni mirażem zachodniego dobrobytu, zaczęli bezkrytycznie przyjmować wszystkie zachodnie wzorce, również te w kwestiach obyczajowych i politycznych. Po raz kolejny ujawnił się, by użyć określenia Doboszyńskiego, kompleks papugi. Ogromną rolę w tym procesie odegrały, w znacznej  mierze wynarodowione, tzw. „elity intelektualne”, oraz znajdujące się w obcych rękach media. Bilans 13 lat nowego systemu, to znaczne ograniczenie suwerenności państwa (a w perspektywie, po przystąpieniu do UE, wręcz jego likwidacja), wyprzedaż majątku narodowego i blisko 20% bezrobocia. Podstawowym pytaniem jakie staje przed odradzającym się Obozem Narodowym brzmi , czy problem tkwi w ludziach, którzy kierowali systemem, czy może sam system jest wadliwy.
    Oczywiście „Ustroju...” nie można traktować jako gotowej recepty. Sam autor traktował go jako głos w dyskusji. Dziś mamy do czynienia często z zupełnie innymi realiami na gruncie geopolitycznym i socjologicznym. Jednak książka Doboszyńskiego pozostaje wielce aktualna w swym twierdzeniu iż ustrój państwa musi, odpowiadając na bieżące potrzeby narodu, być jego emanacją. I żadne szablony opracowane przez obcych, nie są w stanie takiego organicznego ustroju zastąpić.     

 

 Karol Kaźmierczak