Większość osób z tego marginesu, który chce ściągać krzyże w miejscach publicznych w naszym kraju, to ludzie powtarzający slogany o równości, prawach człowieka i laickim modelu państwa. Co za tym idzie są za aborcją, eutanazją i innymi „wynalazkami” z arsenału cywilizacji śmierci. To zjawisko ogólnie można scharakteryzować jako polityczną poprawność.
Efekty terroru politycznej poprawności widać szczególnie w zlaicyzowanej Europie Zachodniej, gdzie społeczeństwa rdzennie europejskie najzwyklej na świecie wymierają, a ludność muzułmańska z roku na rok jest coraz liczniejsza demograficznie. Czym się to skończy dobitnie pokazuje przykład Kosowa- kolebki serbskiej państwowości. Od drugiej połowy lat 50-tych liczba aborcji wśród Serbów w Jugosławii była największa, a z kolei liczba urodzeń wśród muzułmańskiej części społeczeństwa była największa. Efekt? Po niespełna czterdziestu latach Serbowie znaleźli się w mniejszości demograficznej i stracili Kosowo.
I tutaj mamy ciekawy przykład. W Kosowie w miejsce prawosławnych krzyży natychmiast pokazały się islamskie półksiężyce. Muzułmanie nie znają pojęcia neutralności religijnej. Tam gdzie oni rządzą, tam panują, także w przestrzeni publicznej symbole ich wiary.
Podobnie w Europie Zachodniej. Choć jeszcze utrzymuje się neutralność religijna, to polityczna poprawność nie może powstrzymać rosnącej jak grzyby po deszczu liczby minaretów i symboli muzułmańskich w przestrzeni publicznej. Jest kwestią czasu kiedy islamiści w Europie Zachodniej metodami pokojowymi: demograficznymi będą w większości, a wtedy nie będą pytać- tak jak w Kosowie- czy ich symbole mogą widnieć w miejscu krzyży. Oni po prostu to zrobią, bo taka jest istota ich religii nie znająca takich pojęć jak „dialog”, czy „tolerancja”.
Zresztą jak zakończyła się integracja muzułmanów z krajów Maghrebu, a konkretnie z Algierii z laickim społeczeństwem Francji pokazał kilka lat temu mecz piłkarski Francja- Algieria. Komplet widzów na trybunach, na loży honorowej cały ówczesny rząd francuski, bo mecz miał być przykładem „meczu przyjaźni” i „zintegrowania ludności z Algierii z laicką republiką”. I co się okazało? Gdy rozbrzmiewał hymn gospodarzy został zagłuszony gwizdami mieszkańców Francji pochodzących z Algierii. Gdy Algieria przegrywała już trzema bramkami rzekomo zintegrowani muzułmanie rozpętali regularną bitwę na stadionie. Wówczas minister sportu Maria Bouffet z Komunistycznej Partii Francji jak na działaczkę lewicy laickiej przystało rozpoczęła dialog z islamistami. Jej dialog z nimi zakończył się tak, że skończyła na noszach, bo oberwała butelką w głowę.
Później, podczas pamiętnych kilkunastodniowych zajść w większych miastach Francji, gdzie muzułmańska młodzież niszczyła wszystko co jej stało na drodze już nikt ze zwolenników laickiego modelu państwa nie miał odwagi podjąć dialogu, tylko podwinęli pod siebie ogony niczym wystraszone kundle, zamknęli się w swoich biurach i apartamentach, a na ulicach z islamistami policja toczyła regularną wojnę.
Wracając do kwestii. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że praktyka pokazuje, że tzw. neutralność religijna w Europie Zachodniej toruje drogę islamowi, który bynajmniej nie dialoguje, ani nie uznaje neutralności religijnej, tylko narzuca, nawet siłą swoją wiarę i obyczaje. Między innymi dlatego bronię krzyża w miejscu publicznym, gdyż dotychczasowy rozwój sytuacji na zachód od Odry pokazuje, że życie nie znosi próżni. W warunkach europejskich w miejsce krzyża prędzej, czy później nadchodzi półksiężyc. Dlatego obrona krzyża to nie tylko obrona symbolu religijnego, to także obrona zdrowego rozsądku i dbanie o to, aby za kilkadziesiąt lat europejskie kobiety nie były zmuszane do noszenia czadorów.
Jest swoistym paradoksem i ironią losu, że ci którzy najwięcej pyskują na temat laickiego modelu państwa, torują ścieżkę najbardziej chyba ekspansywnej i nietolerancyjnej religii jaką jest islam. Przykład Sudanu, Indii i innych państw, gdzie dzień w dzień muzułmanie mordują katolików pokazuje, że taka koegzystencja dla islamistów tam gdzie oni są większością jest niemożliwa. W Europie też będą większością, bowiem statystyki demograficzne jasno to wykazują.
Dlatego jeśli zwolennicy laickiego modelu państwa chcą mnie przekonać, że warto im zaufać i zdjąć krzyże w miejscach publicznych, to mogę się na to zgodzić, ale pod jednym, jedynym warunkiem, że wybiorą się do Kosowa, Sudanu albo Afganistanu, albo nawet do muzułmańskich dzielnic w Paryżu, czy Londynie i przekonają islamistów, aby nie wieszali symboli islamskich w miejscach publicznych oraz żeby wyznawcy islamu nie eksponowali symboli swej wiary publicznie szanując laicki model państwa. Jeśli zwolennicy ściągania krzyży w miejscach publicznych udowodnią, że islamiści jako cała społeczność ustąpią i zgodzą się na pokojową koegzystencję z innymi religiami w ramach państwa laickiego, to jestem skłonny zgodzić się na ściąganie krzyży.
Chętnie zobaczyłbym taki dialog gardłujących za ściąganiem krzyży niektórych blogowych tolerancjonistów z islamistami. Jestem pewien, że mielibyśmy niezły ubaw.
Amator
Za: http://amator.blog.onet.pl/