Zadowolone są też media, bo w sezonie ogórkowym jakim są wakacje mają co relacjonować. Nie muszą szukać tematów. Szczęśliwi są komentatorzy, bo są zapraszani przez stacje telewizyjne i mogą sobie pogadać na wizji lansując się na wielkich intelektualistów. Cały happy jest też ojciec Rydzyk, bo znowu mógł błysnąć i pokazać jaki z jego rozgłośni jest bastion katolicyzmu. Pod krzyżem pojawił się ksiądz Stanisław Małkowski a za jego plecami można było zobaczyć znanego prowokatora Leszka Bubla. Przyszedł także Wojciech Cejrowski trzymając w rękach obraz Matki Bożej. Po drugiej stronie pokazała się Kazimiera Szczuka (a jakże!).
Tłum też był szczęśliwy, bo był świadkiem ciekawego zajścia. Otóż gwoździem całej tej hucpy okazała się walka dwóch ludków, którzy wyszli na latarnie i ku uciesze gapiów okładali się po twarzach (wisząc na tych latarniach!). W końcu obydwaj spadli z tych latarni i ustawka zakończyła się. Na naszych oczach, niemal niepostrzeżenie miejsce, które było punktem, w którym gromadzili się Polacy bez względu na poglądy i sympatie polityczne w celu pomodlenia się w intencji ofiar smoleńskiej katastrofy przerodziło się w Hyde Park. W ciągu kilkudziesięciu dni Krakowskie Przedmieście z miejsca, które łączyło Polaków stało się symbolem głębokiego podziału narodu i swoistej politycznej wojny domowej.
Na to wszystko z cokołu, w milczeniu i zadumie patrzy dumnie książę Józef Poniatowski i wie, że to szaleństwo nie ma nic wspólnego z patriotyzmem i zdrowym rozsądkiem, bo to co się działo w ostatnich godzinach przed Pałacem Prezydenckim, to już nie była nocna zmiana bluesa. To nawet nie był- jak mawiają młodzi- hardcore. To postpunk i nihilizm. Z obydwu stron.