Leszek Żebrowski
Nie możemy pozwolić, aby oceny dotyczące historii, polityki i kultury narzucali nam spadkobiercy komunizmu
Generał Leopold Okulicki w 1995 r.  otrzymał pośmiertnie Order Orła Białego. Niedawno otrzymał go także Adam  Michnik, obrońca "honoru" gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który dokonywał  terrorystycznych aktów "ustanawiania i utrwalania władzy ludowej",  podczas gdy gen. Okulicki konał na Łubiance. To przez brak dekomunizacji  tak łatwo jest obecnie mieszać bohaterstwo z zaprzaństwem, czyny  heroiczne ze zdradą, bohaterów z kanaliami.
Smoleńska  katastrofa wydobyła z Polaków dawno nieukazywane tak silnie emocje. Poza  naturalnym wobec takiego wydarzenia bólem i złączeniem w żałobie  pojawiło się coś jeszcze. Niezwykle mocno wyraził to podczas pogrzebowej  Mszy św. za parę prezydencką w bazylice Mariackiej Janusz Śniadek,  wówczas przewodniczący NSZZ "Solidarność". Wspominając śp. Lecha  Kaczyńskiego, powiedział m.in. "Przypomniałeś nam, co to znaczy być  Polakiem. (...) Nie ma dzisiaj Warszawy ani Krakowa, ani Gdańska. Jest  jedna Polska zadumana w żałobie. (...) W czasie tych swoistych  rekolekcji uświadamiamy sobie, że rezygnując z wartości, tracimy  poczucie wspólnoty, tracimy Polskę. Nie ma wolności bez wartości.  Wyśmiewani za niemodny patriotyzm, wierni Bogu i Ojczyźnie podnieśliśmy  głowy. Zróbmy wszystko, aby rozpalony w sercach i umysłach płomień nie  wygasł". Okres żałoby zakłócany był przez szydzących z tych wartości w  niewielkim stopniu. Ale po pogrzebie znów podnieśli głowy i przystąpili  do ataków ze zdwojoną siłą. Sprzyjał temu okres prezydenckiej kampanii  wyborczej. Mogliśmy przekonać się, że zamiast jednej Polski mamy dwie, i  są one bardzo różne. Wyrastają z dwóch różnych tradycji, mają całkiem  odmienne cele i sprzeczne systemy wartości.
Sowiecka piąta kolumna
Aby  lepiej zrozumieć te procesy, musimy sięgnąć do historii. Nie jest  prawdą, że po 123 latach niewoli wszyscy mieszkańcy tworzącej się w  końcu 1918 r. II Rzeczypospolitej byli zgodni w swych wizjach Ojczyzny.  Były już wówczas siły, którym ością w gardle stała odzyskiwana z takim  trudem niepodległość i ciężkie walki o kształt granic. Byli ludzie i  całe środowiska, dla których godło państwa, czyli Orzeł Biały, było  tylko "białą gęsią", a Polska stała się tym, co dosadnie wyraził dwie  dekady później sowiecki komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow,  nazywając naszą Ojczyznę "pokracznym bękartem traktatu wersalskiego".  Warto tu przypomnieć, że podobnego określenia użył wówczas także Adolf  Hitler...
Sowiecka orientacja polityczna, która wykształciła się w  postaci Komunistycznej Partii Polski (KPP), od początku była przeciwna  niepodległości Polski. Podczas wojny polsko-sowieckiej komuniści byli  jawną agenturą sowieckiego agresora, który "po trupie Polski" zamierzał  podbić całą Europę. W II RP siły te działały w konspiracji, głosiły  bowiem konieczność zniszczenia "pańskiej Polski" i powołanie sowieckiej  republiki, a na terenach dawnego zaboru pruskiego - przyłączenie ich do  Niemiec. 
Tuż po sowieckiej agresji 17 września 1939 r. komuniści,  działający w przedwojennej Polsce, tworzyli zbrojne bojówki do  udzielania pomocy wkraczającej Armii Czerwonej. 
W latach 1939-1941  aż do 22 czerwca trwał ścisły sojusz obu totalitaryzmów. Zwolennicy  Związku Sowieckiego, byli kapepowcy i wszyscy "postępowcy" nie widzieli  jakoś zła w nazizmie, w jego odmianie ludobójstwa, w antysemickiej  czystce. Sojusznik to sojusznik i z jego wolą zgadzano się bez  zastrzeżeń. Już tylko to powinno wystarczyć do zastosowania po wojnie  bezwzględnego ostracyzmu wobec środowisk komunistycznych, ich prawnego i  moralnego rozliczenia. Stało się jednak inaczej. Związek Sowiecki jako  ofiara swego niedawnego brunatnego pobratymcy stał się nagle  "sojusznikiem naszych sojuszników", a wielka polityka uwolniła się z  krepujących ją więzów moralnych.
Eksterminacja elit
Od  lat 1944/1945 rządzili nami z sowieckiego nadania przedwojenni i wojenni  komuniści, czyli ci, którzy prowadzili zbrodniczą działalność przeciwko  II PR, a następnie w podziemiu zwalczali organizacje niepodległościowe,  przy zastosowaniu najbardziej niegodziwych metod (na przykład we  współpracy z Niemcami!). O własne zbrodnie oskarżali zaś bezwstydnie  największych polskich bohaterów, ludzi o nieposzlakowanej przeszłości,  skazując ich (lub mordując w śledztwach) pod zarzutem szpiegostwa,  zdrady, antysemityzmu. Tak zginęli m.in. gen. August Emil Fieldorf, rtm.  Witold Pilecki, por. Jan Rodowicz "Anoda" i tysiące innych. Wymordowano  tych, którzy stanowili resztki elity Narodu - straciliśmy ją  bezpowrotnie w wyniku represji i ludobójczej polityki niemieckiej,  sowieckiej, a po zakończeniu działań wojennych rodzimi (i nasłani ze  Wschodu) komuniści dopełnili dzieła zniszczenia. Ile było ofiar  zbrodniczej działalności komunistów w Polsce w latach 1944-1956?  Kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy? Tego do dziś nie wie nikt.  Badania z tego zakresu były przecież w Polsce Ludowej zakazane,  fałszowano wszelkie informacje, zacierano ślady, niszczono groby,  ukrywano lub preparowano dokumenty.
Ktoś jednak zajął miejsce tych  ludzi. Tak zwany awans społeczny zapełnił wolne miejsca w administracji  państwowej, wojsku, szkolnictwie, nauce. Tak, do dziś można prześledzić  ślady niektórych niezwykłych "karier" w naukach społecznych, zresztą  trudno to było nazwać nauką. I wytwarzała się zupełnie nowa "tradycja" w  Polsce, polegająca na przedstawianiu tych, którym zabrano życie lub  zdrowie, domy, miejsca pracy, resztki majątku, jako "faszystów",  "kułaków", reakcjonistów", "wrogów ludu" i "wrogów klasowych". W ten  sposób komuniści usprawiedliwiali swe straszliwe zbrodnie,  legitymizowali zagarnięcie i przejęcie cudzych majątków, traktowanie  znacznej części Polaków jako obywateli drugiej czy trzeciej kategorii.
Ten  sposób myślenia utrzymał się także po 1989 roku. To jest zresztą  paradoks - ci, którzy powinni na zmianach ustrojowych najwięcej stracić,  w sumie najwięcej zyskali. Utrzymali przede wszystkim swe majątki, do  których doszli w warunkach rzekomej "równości". Dzieci kształcili  (szczególnie w ostatniej dekadzie PRL) na zagranicznych uczelniach,  wysyłali je na elitarne stypendia, a przede wszystkim uzyskali - nie  bardzo wiadomo, dlaczego - całkowitą ochronę prawną i jakby  przedawnienie za to, czego dokonali do 1989 roku. Było to zgodne z  filozofią "grubej kreski". A przecież powinna mieć zastosowanie  filozofia sprawiedliwości i zadośćuczynienia. Skoro tak się nie stało,  to mamy powielanie elit w tych samych środowiskach, które uprzednio  eliminowały (czy wręcz eksterminowały) polskie elity.
Polska nasza czy wasza?
Przegraliśmy  i nadal przegrywamy walkę o naszą świadomość historyczną. Nie ma  cenzury, ale też nie ma prawdziwych, pełnych badań naszej niedawnej  przeszłości. "Ochrona danych osobowych" jest znakomitym narzędziem, aby  de facto uniemożliwiać publikowanie prawdziwych życiorysów wielu  postaci, albowiem ich dzieci (i już wnuki) nie życzą sobie tego. Państwo  prawa sprowadza się często do formalistyki. Przykładem takiego  podejścia może być wygrany przez Adama Michnika proces z Instytutem  Pamięci Narodowej, w którego publikacji pojawiła się wzmianka (w  przypisie!), że jego ojciec, Ozjasz Szechter, był przed wojną skazany  przez sąd II RP za szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego. A przecież  był skazany "tylko" za zdradę główną...
Rzecz sprowadza się do  wyjaśnienia, czy akceptujemy taki sposób argumentacji, czy dajemy sobie  narzucać "jedynie słuszną" interpretację tego, co stało się w Polsce po  wojnie, czy nie. Przecież komunistyczne państwo było tworem sztucznym,  całkowicie zależnym od Moskwy. Rządziła partia komunistyczna przy pomocy  swych instytucji siłowych, przede wszystkim Urzędów Bezpieczeństwa  (następnie Służby Bezpieczeństwa) oraz Informacji Wojskowej (następnie  Wojskowej Służby Wewnętrznej), a pozory praworządności zapewniały sądy i  prokuratury wojskowe i powszechne, całkowicie podporządkowane władzy.  Demokracja istniała tylko na papierze, realnie mieliśmy do czynienia z  "demokracją socjalistyczną". Różnica między nimi była taka, jak między  krzesłem a krzesłem elektrycznym. Kolejni dyktatorzy stojący na czele  Polski Ludowej nie mogli być jednocześnie polskimi patriotami i "ludźmi  honoru", a to przecież uporczywie nam się wmawia. Jeśli Wojciech  Jaruzelski leci do Moskwy 9 maja na defiladę przed Putinem z osobą  wówczas wykonującą obowiązki głowy państwa, to nie jest tylko gest  kurtuazji wobec jakiegoś wielce zasłużonego staruszka. Ma on bowiem  zasługi bardzo specyficzne, w postaci karnych procesów za masakrę  ludności cywilnej na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. oraz za zbrodnie stanu  wojennego 1981 roku! Dodajmy do tego, że został też zabrany przez  Bronisława Komorowskiego na cmentarz Doński w Moskwie, gdzie obaj -  ramię w ramię - "składali hołd" ostatniemu dowódcy Armii Krajowej gen.  Leopoldowi Okulickiemu przed jego symbolicznym grobem (bo prawdziwego  przecież nie ma). Wówczas, gdy na moskiewskiej Łubiance konał gen.  "Niedźwiadek", Wojciech Jaruzelski dokonywał terrorystycznych aktów  "ustanawiania i utrwalania władzy ludowej", jak to się wówczas  eufemistycznie nazywało...
Zatem pytajmy: Polska nasza czy wasza?
Order orderowi nierówny...
Generał  Leopold Okulicki w 1995 r. otrzymał pośmiertnie Order Orła Białego.  Niedawno otrzymał go także Adam Michnik, którego wykładnia tego, co się  stało w Polsce po wojnie, i próba usprawiedliwienia tych "elit", które  bezwarunkowo stanęły po stronie sowieckiego okupanta, była następująca:  "Jest to zjawisko niezwykle charakterystyczne dla intelektualistów  naszej szerokości geograficznej, zjawisko uzasadniające niejednokrotnie  zgodę na przemoc i totalizm, zgodę, której usankcjonowaniem miały być  motywacje najszlachetniejsze". "Istnieje pogląd, że cała polityka  kulturalna, cała wizja kultury formułowana w owym czasie przez partię  komunistyczną w Polsce była wielkim bluffem, wielkim oszustwem w  stosunku do narodu, do społeczeństwa. Myślę, że to nieprawda". "Ich  [komunistów - przyp. L.Ż.] projekt kultury socjalistycznej był projektem  autentycznym. Byli rzeczywiście przekonani, że istnieje szansa  przekształcenia kultury polskiej, jej demokratyzacji i upowszechnienia,  że istnieje także możliwość przeciwstawienia się klasycznemu modelowi  rozumienia kultury polskiej, często zakładającemu zdecydowaną dominację  jej katolickiego charakteru, jej związków z Kościołem, związków, które -  dodajmy - nie zawsze wychodziły jej na zdrowie".
Naziści też nas  chcieli uczyć własnej kultury. Czyż nie byli w tym autentyczni? I mieli  podobne zdanie o polskim Kościele i jego wpływie na polską kulturę... 
16  listopada 1994 r. Sejm RP podjął uchwałę w sprawie zbrodniczych działań  aparatu bezpieczeństwa państwowego w latach 1944-1956: "Sejm  Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że struktury Urzędu Bezpieczeństwa,  Informacji Wojskowej, prokuratury wojskowej i sądownictwa wojskowego,  które w latach 1944-1956 były przeznaczone do zwalczania organizacji i  osób działających na rzecz suwerenności i niepodległości Polski, są  odpowiedzialne za cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich.  Sejm potępia zbrodniczą działalność tych instytucji".
Tak naprawdę  było to jednak pustosłowie, za słowami nie poszły czyny lub były na tyle  nieudolne, że nie udało się rozliczyć tychże zbrodniczych instytucji i  ich funkcjonariuszy. Co więcej, ich następcy wysoko podnoszą głowy i  zapiekle bronią "dobrego imienia" swych przodków. Zabrakło zdecydowanej  dekomunizacji i jednoznacznego potępienia okresu komunistycznego.  Dlatego teraz tak łatwo jest mieszać bohaterstwo z zaprzaństwem, czyny  heroiczne ze zdradą, bohaterów z kanaliami. Mamy do czynienia z  powszechną ignorancją, ograniczaniem nauczania historii, relatywizacją  zła i wynaturzoną "poprawnością polityczną".
Myślę, że gen. Okulicki nie chciałby stać w jednym szeregu z wieloma nosicielami orderów i odznaczeń przyznanych po 1989 roku.
Nie  możemy się potulnie zgadzać, aby standardy zachowań i oceny dotyczące  życia politycznego i społecznego, ale też szeroko pojętej kultury i  sztuki, narzucali nam ludzie z drugiej strony barykady. Bo to jest  barykada, a oni cały czas walczą, aby stworzyć z nas "ludzi szczególnego  pokroju", jak to wyraził ich niegdysiejszy patron i przywódca Józef  Stalin. Polska jest krajem o ponadtysiącletniej historii i kulturze,  której nie musimy się wstydzić. Jest częścią uniwersalnej cywilizacji  chrześcijańskiej. Jeśli pozwolimy zabrać sobie fundamenty naszej  cywilizacji, cały gmach runie, a nasze miejsce zagarną ludzie  cywilizowani inaczej, podrzuceni jak kukułcze jaja.
											





