Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Jeśli nawet Prawo i Sprawiedliwość nie powinno zostać zdelegalizowane ze względu na „podpalanie państwa” i „podżeganie do nienawiści”, to z całą pewnością trzeba zrobić z nim porządek z powodu notorycznego zasmucania środowisk narodowych skupionych wokół „Jednodniówki Narodowej”. Co prawda środowiska narodowe w swoim czasie notorycznie zasmucały profesora Geremka, ale czyniły to ze słusznych, a nawet - jedynie słusznych pozycji. O ile bowiem profesor Geremek na poprzednich etapach nieubłaganie tkwił na jedynie słusznym stanowisku przewodniej roli partii i sojuszu ze Związkiem Radzieckim, to później się zbisurmanił i zaczął odczuwać niepohamowany tropizm do NATO, podczas gdy środowiska narodowe - wychodząc z założenia, że „niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma, ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje” - niezmiennie dochowały wiary Związkowi Radzieckiemu aż po dzień dzisiejszy. Nic zatem dziwnego, że na widok poczynań „rusofobów”, którzy próbują oprzeć „całą politykę wobec Rosji na Katyniu”, całe narodowe poczucie realizmu przewraca się im razem z tak zwanymi bebechami. Inna rzecz, że tego narodowego poczucia realizmu niewiele już zostało. To nawet dobry przykład epigonów, którym myśl Romana Dmowskiego kojarzy się już wyłącznie z kurczowym trzymaniem się Rosji. „Takiej dostał dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii”. Niestety! „W tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz” - przypomina poeta.

Tymczasem ruscy szachiści wolą „pojednywać się” z naszym mniej wartościowym narodem albo przy pomocy „Żydów”, albo za pośrednictwem „Chamów”, na skutek czego narodowcy miłości swojej nie mogą skonsumować. Szalenie ich to frustruje i w rezultacie przyczyn swego odrzucenia przez Moskalików skłonni są upatrywać po stronie rusofobów, to znaczy - wszystkich, którzy ich nieszczęśliwej miłości nie podzielają. Najgorsze są nieproszone rady, ale skoro mamy Wielkanoc, kiedy wypada być dobrym dla wszystkich, a przynajmniej takiego udawać, radzę, by przypomnieli sobie przestrogę Józefa Mackiewicza, który ani o rusofobię, ani o bolszewickie ciągoty podejrzewany być nie może. W powieści „Droga donikąd” przytacza on przykład takiego kandydata na przyjaciela Sowieciarzy, któremu oficer NKWD dał po mordzie wyjaśniając, że „nam wspólników do władzy nie potrzeba”. Nie wyklucza to oczywiście możliwości ewentualnego podczepienia się pod FSB, której można by denuncjować „rusofobów” i w ten sposób przywracać naszemu biednemu narodowi właściwy pion moralny. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że to nie musi być wcale przestroga. Przeciwnie - może być potraktowane jako zachęta do jeszcze większej mobilizacji.

Bo tak się akurat szczęśliwie składa, że Sojusz Lewicy Demokratycznej, typowany przez Siły Wyższe na politycznego kierownika koalicji, która jeszcze w tym roku „pojedna” nas z Rosją, no i zaspokoi Żydów do ostatniego srebrnika - zapowiedział rozszerzenie penalizacji „mowy nienawiści” nie tylko na tle antysemickim i ksenofobicznym - co narodowców musi z pewnością szalenie ekscytować, ale również z powodu „orientacji seksualnej” oraz „tożsamości płciowej”. Domyślam się, że panu przewodniczącemu Napieralskiemu musiały już do żywego dokuczyć docinki, jakoby był „zniewieściały” i postanowił położyć im kres przy pomocy kodeksu karnego. W tej sytuacji cóż by szkodziło dodać do tego jeszcze „rusofobię”? Za jednym pociągnięciem pióra można by wyleczyć rusofobów z ich szaleństwa. Niechby potem ktokolwiek zechciał pisnąć choć słówko o Katyniu! Od razu powędruje do ciupy, a zresztą - gdzie tam piśnie, skoro wszystkie niezależne media dostaną rozkaz, żeby o Katyniu nie wspominać nawet słówkiem, a jeśli - to najwyżej przypomnieć, że wszystkiemu winni są Niemcy.

To nawet bardzo możliwe za sprawą innego wybitnego polityka prawicowego, posła pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Filipa Libickiego. Na widok polityków PiS w Radiu Maryja ten wpływowy mąż stanu nie posiada się z oburzenia, ale nie jako polityczny konkurent, co to, to nie, niech Bóg broni! Nie posiada się z oburzenia przede wszystkim jako katolik, ponieważ politycy PiS - jak powszechnie wiadomo choćby z publikacji pana red. Jacka Żakowskiego - notorycznie pogrążają się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, zasmucając nie tylko redaktorów „Jednodniówki Narodowej”, ale i prostych lecz żarliwych katolików. Bo trzeba nam wiedzieć, że pan poseł Libicki nie jest w swoim oburzeniu odosobniony. Ostatnio do Radia Maryja dzwonią różne osoby, w identycznych słowach dając wyraz swemu oburzeniu politycznym zaangażowaniem tej rozgłośni, co pokazuje, że Wojskowe Służby Informacyjne musiały uzyskać sukces werbunkowy również w środowisku gospodyń domowych. Na to wskazuje ów schematyzm wypowiedzi. Widać, że i Siły Wyższe ulegają schematyzmowi - takiemu samemu jak razwiedka niemiecka, która w czasie II wojny światowej wysyłała agentów do Wielkiej Brytanii. Mieli oni nie tylko angielskie kalesony i koszule, ale też byli absolwentami brytyjskich uczelni. Cóż jednak z tego, kiedy centrala wyekwipowała wszystkich w identyczne nesesery?

Tak czy owak, grunt do przygotowania odporu został więc odpowiednio uprawiony, więc kierowana przez panią Joannę Kluzik-Rostkowską partia Forsa... to znaczy pardon - jaka tam znowu „forsa”? Nie żadna „forsa” tylko Polska! Polska Jest Najważniejsza! Więc Polska Jest Najważniejsza zamierza wystąpić z inicjatywą ustawodawczą, by w przypadkach, gdy rozgłośnia angażuje się politycznie, musiała przestrzegać zasady równowagi - tak, jak media publiczne. Znaczy - jak dopuści na antenę kogoś z PiS, to zaraz po nim musi wystąpić ktoś z SLD, albo nawet - z „Jednodniówki Narodowej”. Z pobożnego oburzenia na radiomaryjne bezeceństwa pan poseł Libicki gotów jest wymusić dostęp do toruńskiej rozgłośni Sojuszowi Lewicy Demokratycznej, czy Januszu Palikotu, żeby mogli propagować tam wszystkie postępowe wynalazki w rodzaju jednopłciowych małżeństw i aborcji na życzenie. Czegóż innego mogłyby sobie życzyć środowiska niechętne temu Radiu - na przykład michnikowcy, czy Zakon Synów Przymierza, który - obok wyszlamowania Polski do ostatniego srebrnika - pacyfikację Radia Maryja umieści na drugim miejscu listy swoich priorytetów? „Stąd dla żuka jest nauka”, że zbytnia pobożność i gorliwość może okazać się tak samo niebezpieczna, jak jej brak, a może nawet niebezpieczniejsza, bo zaprawiona polityczną wścieklizną. Tak czy owak, możliwości tresowania tubylczego społeczeństwa już wkrótce mogą gwałtownie się powiększyć, co niewątpliwie przybliży osiągnięcie rozmaitych ideałów.

Jest to prawdopodobne tym bardziej, że od kilku dni bawi w Warszawie delegacja rosyjskich prokuratorów, którzy mają przesłuchiwać rozmaitych świadków, nie wyłączając tubylczych dygnitarzy, na okoliczność zaniedbań i błędów przy organizacji lotu prezydenta Kaczyńskiego z delegacją do Katynia. Lista przesłuchiwanych jest tajna, więc tylko możemy się domyślać, że wśród nich może znaleźć się również minister Sikorski, czy minister Arabski, nie mówiąc już o mężach stanu drobniejszego płazu. W ten sposób może nastąpić rekonstrukcja tubylczego rządu jeszcze przed wyborami, jeśli rosyjska prokuratura zakończy do tego czasu śledztwo. Pamiętamy bowiem spiżowe słowa prezydenta Miedwiediewa, że „nie dopuszcza” myśli, by wyniki polskiego śledztwa różniły się od wyników śledztwa rosyjskiego. A nie trzeba chyba nikomu przypominać, że wyniki śledztwa rosyjskiego będą takie, jakich zażyczy sobie partia. Zatem środowiska skupione wokół „Jednodniówki Narodowej” mogą mimo wszystko czuć się udelektowane. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Rosja spełnia wszystkie ich życzenia, chociaż sprawia wrażenie, jakby w ogóle ich nie słuchała. Widocznie jednak wie o nich skądinąd, a może nawet je uprzedza?

Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    23 kwietnia 2011

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2017