Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
NATO nie ma alternatywy jako główny zewnętrzny czynnik bezpieczeństwa Polski. Nie jest nią bynajmniej unijna Wspólna Polityka Bezpieczeństwa i Obrony. Europejska kultura strategiczna nie niesie ze sobą na razie realnych zdolności militarnych, a bez potężniejszego sojusznika zza oceanu ma tendencję do naiwnego pacyfizmu. Pakt Północnoatlantycki zawdzięcza z kolei swą kulturę organizacyjną okresowi zimnej wojny, z której wyszedł jako niekwestionowany zwycięzca. Bez NATO w tamtym okresie USA musiałyby zająć bardziej izolacjonistyczne pozycje, co umożliwiłoby “rozegranie” państw europejskich i przejęcie kontroli nad kontynentem przez Związek Sowiecki.
Sojusz Północnoatlantycki jest dla nas ważny nie tylko jako zabezpieczenie przed powrotem na ekspansjonistyczną ścieżkę przez naszego wschodniego sąsiada. Dysponuje rozległym aparatem dowódczym i administracyjnym, który umożliwia współpracę sił zbrojnych państw członkowskich, a także pomaga w podwyższaniu ich efektywności.
 
Demilitaryzacja Zachodu
Szczyt Sojuszu w Chicago jeszcze przed jego rozpoczęciem został obwołany spotkaniem bez wielkich ambicji, a jego przebieg nie rozwiał tych mało optymistycznych przewidywań. NATO przeżywa niestety trudny okres, który symbolizuje fakt, że w jego najtrudniejszej od lat misji ISAF w Afganistanie celem nie jest całkowite zwycięstwo, ale wycofanie w warunkach pozwalających na zachowanie twarzy i niedopuszczenie, aby przerodziło się ono w ucieczkę na wyścigi. Ta operacja nie dotyczy naszych bezpośrednich interesów i jej zakończenie pozwoli na uwolnienie części środków na modernizację techniczną naszych sił zbrojnych. Jej względne powodzenie jest jednak dla nas ważne, gdyż będzie wpływało na ogólną wiarygodność Sojuszu.

W Chicago trudno było spodziewać się wielu przełomowych decyzji także z innych powodów. Trudnym zadaniem było pogodzenie zasadniczo rozbieżnych interesów sojuszników. Administracja Baracka Obamy jest od samego początku kadencji mało zainteresowana Starym Kontynentem, a obecnie z powodu chińskich zbrojeń ma dodatkowe powody do zwrócenia się w stronę innych obszarów świata, w tym szczególnie Pacyfiku. W związku z tym Amerykanie chcieli wykazać własnym obywatelom, że europejscy sojusznicy mają wolę wspólnego zmierzenia się ze strategicznymi wyzwaniami na świecie. W tym samym czasie jednak w wyniku kryzysu finansów publicznych wydatki obronne europejskich członków NATO drastycznie spadają, prowadząc do demilitaryzacji Europy Zachodniej, i zmniejszają jej użyteczność jako sojusznika Ameryki. Część z położonych na wschodzie i północy członków Sojuszu, takich jak Polska czy Norwegia, jest z kolei bardziej zaniepokojona remilitaryzacją Rosji i jej coraz bardziej agresywną postawą. W efekcie czują większą potrzebę zwiększenia zdolności obronnych na potrzeby obrony własnej i sąsiedztwa niż uczestnictwa w kolejnych zamorskich eskapadach. W tych warunkach trudno było o przełomowe postanowienia.
 
Gwarancje NATO

Kurs zapoczątkowany na poprzednim szczycie NATO w Lizbonie w 2010 r. dokonał pozytywnej, z naszego punktu widzenia, korekty w polityce Sojuszu. W poprzedniej dekadzie w większym stopniu zwracano uwagę na misje i wyzwania poza obszarem Europy niż na zapewnienie kolektywnej obrony terytorium sojuszników. W tym czasie jednak wzrastająca wraz z wydatkami militarnymi asertywność Rosji doprowadziła do tak alarmistycznych wydarzeń jak wojna w Gruzji czy cybernetyczny atak na Estonię. Sojusznikiem zaniepokojonych państw wschodniej flanki Sojuszu w tej kwestii stało się także “jastrzębie” lobby Pentagonu. Dodatkowym czynnikiem była trzeźwa konstatacja, iż misje ekspedycyjne są powiązane z wiarygodnością mechanizmu kolektywnej obrony: sojusznicy, którzy nie będą pewni, czy NATO przyjdzie z pomocą w obronie ich terytorium, nie będą skłonni wysyłać swych wojsk na misje ekspedycyjne.
W rezultacie w przyjętej w Lizbonie nowej koncepcji strategicznej paktu reafirmowano rolę artykułu V Traktatu Północnoatlantyckiego, stanowiącego mechanizm zobowiązujący do kolektywnej obrony państw sojuszniczych. Podkreślono, że państwa członkowskie NATO odstraszą i odeprą każdą groźbę agresji wobec jednego z nich. Uwypuklono konieczność utrzymania w tym celu zarówno zdolności konwencjonalnych, jak i nuklearnych, a także wprost potwierdzono konieczność planowania na wypadek ataku na terytorium państw członkowskich. Podtrzymano decyzję o budowie na terenie nowych członków infrastruktury związanej z przyjęciem wzmocnienia sojuszniczego. Do katalogu zadań NATO wprowadzono także bezpieczeństwo cybernetyczne i energetyczne (ochrona bezpieczeństwa dostaw i infrastruktury). Podjęto też decyzję o zaadaptowaniu do ram NATO amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, zwiększając wartość Sojuszu zarówno dla “starych”, jak i dla “nowych” członków.
 
Rosyjskie cele

W tej najważniejszej, z punktu widzenia Polski, dziedzinie NATO podtrzymało w Chicago swe ustalenia. W deklaracji wieńczącej szczyt znalazło się odniesienie do ćwiczeń Steadfest Jazz, które mają być zorganizowane na terytorium Polski i państw bałtyckich. Między wierszami dyplomatycznych frazesów są one odczytywane jako odpowiedź na agresywne, wymierzone we wschodnie i północne państwa NATO, organizowane co trzy lata, rosyjsko-białoruskie manewry Zapad. Co prawda deklaracja nie przesądza, czy będą to realne, czy tylko sztabowe manewry, ale zdaniem pracowników Kwatery Głównej NATO nadanie im takiego ciężaru w deklaracji politycznej będzie sprzyjało przyjęciu bardziej ambitnego wariantu.

Także przegląd polityki odstraszania nuklearnego zakończył się z naszego punktu widzenia wynikiem zadowalającym, czyli bez postanowień o jednostronnej redukcji, do czego wzywały Niemcy. Rozsądne wydaje się też postawienie postulatu wprowadzenia do rozmów rozbrojeniowych USA – Rosja tematyki taktycznej broni nuklearnej. Od lat 80., a szczególnie po amerykańskim sukcesie w operacji Pustynna Burza w 1991 r., to Rosja ma poczucie, że jest stroną słabszą w ewentualnym konflikcie. Dlatego w strategii Rosji zwiększyła się rola broni nuklearnej, tańszej i skuteczniejszej niż zaawansowana konwencjonalna. Dotyczy to także taktycznej broni nuklearnej w formie bomb lotniczych, pocisków artyleryjskich czy głowic słynnych pocisków rakietowych typu Iskander. Racjonalne państwa nie użyją broni jądrowej, jeśli nie będą zagrożone ich egzystencjalne interesy. Niestety, Rosja stopniowo obniża swój próg użycia tej broni, otwarcie deklarując możliwość opcji “pierwszego użycia”. Dziś szacuje się, iż Rosja dysponuje w Europie dziesięciokrotną przewagą w dziedzinie taktycznej broni nuklearnej. Tym ważniejsze jest zapewnienie Polsce efektywnej obrony powietrznej.

Nic nie zwolni nas z budowy własnych zdolności obronnych w tym wymiarze, ale pozytywnie należy w tym kontekście ocenić także podtrzymanie decyzji o rozwoju w ramach NATO tarczy rakietowej. Było to zapewne jednym z powodów wymownej nieobecności “starego-nowego” prezydenta Rosji Władimira Putina. Prawdziwym powodem nie jest naruszenie równowagi odstraszania nuklearnego, gdyż tarcza ma do tego celu zbyt ograniczoną skalę. Może ona jednak potencjalnie ograniczyć możliwości rosyjskiego nacisku na państwa wschodniej flanki Sojuszu użyciem bądź groźbą użycia taktycznej broni nuklearnej. Poważna amerykańska instalacja wojskowa na terytorium naszego kraju podniesie dla Rosji ryzyko takiego ruchu. Pozytywną stroną użycia pocisków typu SM3 w nowej koncepcji tarczy rakietowej jest także ich użyteczność w przypadku rakiet, które miałyby spaść na terytorium naszego kraju. Pod znakiem zapytania jest jednak sprzęgnięcie ich z systemami rozpoznawczymi, które mogłyby wykryć pociski taktyczne nadlatujące ze wschodu. Słabą, z naszego punktu widzenia, stroną nowej koncepcji jest większa możliwość zastąpienia jej innym systemem, np. bazującym na okręcie wojennym. Nie będzie więc aż tak istotna dla USA jak poprzedni projekt, uzgodniony za prezydentury George´a W. Busha. To oznacza z kolei, że nawet ta gwarancja bezpieczeństwa będzie miała swoje ograniczenia.
 
Pomoc ograniczona

Ograniczenia dotyczą zresztą innych koncepcji zwiększenia wiarygodności artykułu V Paktu Północnoatlantyckiego. Sam artykuł V mówi bowiem, że państwa członkowskie przedsięwezmą środki, jakie uznają za stosowne. Można sobie więc wyobrazić, że któreś z państw, podobnie jak Francja czy Wielka Brytania w 1939 r., uzna za wystarczające zrzucenie nad agresorem ulotek wzywających do zaprzestania wrogich działań. Nawet niewątpliwy sukces, jakim jest przyjęcie decyzji o ćwiczeniach Steadfest Jazz, i aktualizacja planów pomocy sojuszników nie daje całkowitej pewności, iż wszyscy, którzy obecnie deklarują swój udział w pomocy, dotrzymają słowa. Istotną funkcję w planach pomocy pełni przecież choćby nasz zachodni sąsiad, którego łączy z Rosją sieć coraz głębszych wzajemnych interesów.

Eksperci z czołowego republikańskiego think tanku Heritage Foundation sugerują więc, że amerykańskie dowództwo operacyjne Europy powinno przygotować samodzielne plany pomocy, biorąc pod uwagę najbardziej prawdopodobnych uczestników operacji. Można więc zasugerować wniosek, że w razie obcej agresji pomoc sojuszników może być ograniczona. Przyczyny tego stanu rzeczy mogą być polityczne, a także związane z brakiem wystarczających sił, będącym wynikiem wspomnianej drastycznej redukcji sił zbrojnych państw europejskich, jak i wycofania części sił amerykańskich. Ograniczenia mogą dotknąć skali bądź też charakteru, gdyż ta kwestia ma również swoją zróżnicowaną wagę polityczną. W efekcie możemy liczyć w największym stopniu na wsparcie wywiadowcze, rozpoznawcze, logistyczne, potem na wsparcie z powietrza i morza, a dopiero na końcu na wystarczającą do odparcia obcej agresji obecność sił sojuszniczych na lądzie. Te uwarunkowania powinny być wzięte pod uwagę w narodowych planach obrony, a także w ich implikacjach dla rozwoju sił zbrojnych.
 
Tomasz Szatkowski jest prawnikiem i absolwentem Wydziału Studiów Wojennych King´s College London. Pracował na stanowiskach kierowniczych m.in. w KPRM, Bumarze sp. z o.o. oraz TVP SA. Ekspert ds. polityki obronnej w Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej oraz w Instytucie Kościuszki. Autor jest stałym współpracownikiem Rzeczy Wspólnych.
 
Tekst ukazał się w “Naszym Dzienniku” 31.05.2012
 
 
Nadesłał: Jacek