"jakim trzeba być durniem, żeby dewizą działania i kluczem do rozwoju stosunków Polska-USA zrobić nie Polaków w Ameryce, ale Schnepfa, rodzinę Applebaumów i lożę masońską B'nai B'rith, a stosunki polsko-amerykańskie zamienić w stosunki polsko-żydowskie."
Na początek kilka zdań o czasach odległych. Tylko dlatego, że coś przypominają. Gdy dobiegały końca rządy Marka Belki, Rotfeld w obliczu nieuchronnej klęski wyborczej SLD pospiesznie przekazuje MSZ ludziom Geremka, którzy według wszelkich znaków na niebie (i magdalenkowych instrukcji Kiszczaka) mieli zwyciężyć w wyborach. I zwyciężyli, bo ku zaskoczeniu zwolenników braci Kaczyńskich, ministrem został Stefan Meller, a przy premierze głównym doradcą w sprawach zagranicznych jego przyjaciel Ryszard Schnepf. Także obecnie PiS nie radzi sobie z przejeciem kontroli nad MSZ.
W 2005 r. doszło do powtórki sytuacji z 1997 r., gdy AWS zwyciężył, a rządziła UW. W czasie formowania kadry kierowniczej w MSZ, Schnepf blokował ludzi spoza korporacji Geremka. W książce nieżyjącego już Mellera, pojawił się zapis, że to od Schnepfa wpłynęła do MSZ lista proskrypcyjna ludzi do zwolnienia. Jako główny doradca Marcinkiewicza, Schnepf szczególnie gorliwie zajmował się lobbingiem na rzecz organizacji żydowskich z USA, domagających się od Polski miliardowych odszkodowań. Dopuścił się też czynu, który można uznać za zdradę dyplomatyczną - nieodpowiedzialną, szkodliwą dla Polski wypowiedź w kwestii Rurociągu Północnego na dnie Bałtyku. Zamiast odejść ze stanowiska, i to w dożywotniej hańbie, PiS potraktowało go zaskakująco łagodnie. Odszedł, ale do MSZ, gdzie objął funkcję pełnomocnika minister. W MSZ stanął na czele alternatywnego układu rozgrywającego swoje interesy, przekonanego, że Anna Fotyga jest postacią przejściową i MSZ trafi wkrótce powtórnie i niepodzielnie w ręce Mellera. Pierwsze skrzypce grał w nim Schnepf. W kilka dni po przejęciu ministerstwa przez Sikorskiego, „Wyborcza” pisała, że na dzień dobry dostanie plan „defotygizacji ministerstwa”. W ślad za tym co kilka dni publikowała listy pracowników, których Sikorski powinien się pozbyć. Układ przejął w MSZ władzę, a Schnepf... „zabrał się” za Polonię w Ameryce. To on stał za odwołaniem ambasadora Zdzisława Ryna, uznanego naukowca i znawcę regionu, ale sympatyka Jana Kobylańskiego. Opróżniona posada bardzo się przydała, ambasadorem w stolicy Argentyny został Jacek Bazański – przedstawiciel dynastii przez Michnika zwanej „żydokomuną”, a na placówkach w Ameryce zaroiło się od swojsko brzmiących nazwisk: Perlin, Minz, Hinz.
Polacy w Ameryce przypomnieli się w 2008 r., gdy Sikorski wysunął kandydaturę Schnepfa na ambasadora w Madrycie. W petycji do Lecha Kaczyńskiego protestowali: Plany te patriotyczna Polonia odbiera z ogromnym oburzeniem, ponieważ osoba kandydata nie spełnia pod żadnym względem warunków koniecznych do godnego reprezentowania Rzeczypospolitej. Schnepf dał się poznać od jak najgorszej strony i wielokrotnie środowiska polonijne próbowały bezskutecznie interweniować w kwestii skandalicznego i niegodnego dyplomaty postępowania tego osobnika. Widocznie chroni go w Polsce jakaś potężna i ukryta mafia (prezydent „naciskom” nie uległ i osobnik nominację otrzymał). Polonia przeciwna była też wysłaniu Schnepfa do Waszyngtonu, naiwnie wierząc, że placówki dyplomatyczne powołane są do dbania o polską rację stanu. Ale i tu poparcia PiS nie zyskała. Gdy w lipcu 2013 r. kandydaturę Schnepfa na stanowisko ambasadora zatwierdziła sejmowa komisja sprawa zagranicznych, głosowali za tym posłowie PiS, w tym obecny minister spraw zagranicznych.
Elita z recyklingu
W USA żyje kilkanaście milionów osób o polskich korzeniach. Budowanie tam polskiego lobby, w oparciu o największe i najbardziej patriotyczne skupisko Polaków na świecie, powinno być rzeczą priorytetową. Tymczasem niemal ze wszystkich środowisk napływały informacje o tworzeniu pod egidą polskich placówek grup polonijnych, których jedynym celem było rozbicie starych organizacji i tworzenie nowych, służalczych wobec ambasady. Zadanie dyrygowania Polonią powierzono Schnepfowi. Pomijając fakt, że nagrodzenie tego osobnika takim stanowiskiem było aktem niebywałej bezczelności i pogardy dla państwa, jakim trzeba być durniem, żeby dewizą działania i kluczem do rozwoju stosunków Polska-USA zrobić nie Polaków w Ameryce, ale Schnepfa, rodzinę Applebaumów i lożę masońską B'nai B'rith, a stosunki polsko-amerykańskie zamienić w stosunki polsko-żydowskie.
Blisko 60 lat temu Sowieci skierowali do ambasady PRL w Waszyngtonie na stanowisko attaché wojskowego Maksymiliana Sznepfa. Wcześniej, od 1940 r. służył w Armii Czerwonej, po wojnie walczył w oddziałach NKWD z „bandami”, czyli Żołnierzami Niezłomnymi, a później służył w bandyckiej Informacji Wojskowej. Wiemy więc za jakie zasługi został wysłany do Waszyngtonu. A za jakie młody Schnepf? To modelowy przykład „recyklingu” elit w Polsce po '89, gdy dyplomacja padła łupem opcji politycznej i etnicznej związanej z nomenklaturą PRL sprzed marca '68, w znacznej części tych samych, co za czasów Bieruta i Bermana, elit władzy. Sowieccy agenci i stalinowscy oprawcy, pułkownicy UB i Informacji Wojskowej - oto antenaci elity III RP. Wszyscy dobrze się znają, wspierają, tworzą jednolite, silnie zintegrowane środowisko. Na próżno wśród elity szukać potomków oficerów katyńskich czy żołnierzy wyklętych. Na dyplomatycznych stołkach siedzi już drugie, a nawet trzecie pokolenie stalinowskich władców Polski. Schnepf to modelowy przedstawiciel generacji dyplomatów, nad którymi zbratana z Kiszczakiem okrągłostołowa sitwa od pierwszych dni wolnej Polski rozpostarła parasol ochronny. Pierwszy, niezwykle znamienny gest - zawołanie Michnika „Odpieprzcie się od generała” - był zapowiedzią, że każdy kto odważy się grzebać w ich przeszłości spotka się z potępieniem. Dziś zawołaniem takim jest: Odpieprzcie się od Schnepfa.
Kogo dotują Aborygeni znad Wisły
Schnepf zabrał się więc za tworzenie własnych organizacji polonijnych. MSZ sfinansował mu Szkołę Liderów Polonijnych, którzy po kursach mieli budować „Polonię ambasadzką”. Bal Polonijny w Miami to jeden z punktów programu Pangea Network, organizacji założonej za pieniądze MSZ, po przejęciu od Senatu funduszy przeznaczonych dla polskich organizacji. Na balu, którego gościem honorowym był Lech Wałęsa, brylował Schnepf z małżonką, opowiadając się tym samym manifestacyjnie w ogniu sporu o agenturalną przeszłość „Bolka”, po stronie b. prezydenta. A propos senackich pieniędzy – okazało się, że Polacy na Kresach zostali pozbawieni ich części. Mały, ale jakże wymowny przykład – polskie dzieci z Wołynia przebywające na wakacjach w Polsce nie miały za co wrócić do domów, bo MSZ nie kupił biletów powrotnych i trzeba było zebrać kilka tysięcy złotych po parafiach. W tym samym czasie Sikorski dofinansował żydowskie organizacje na Wschodnim Wybrzeżu. Za poradą Schnepfa 250 tys. złotych przyznał mającemu siedzibę w USA Centrum Taubego Odnowy Życia Żydowskiego w Polsce, którego statutowym celem jest: łączenie Żydów na całym świecie, wzmacnianie tożsamości i poczucia wspólnoty żydowskiej. 100 tys. złotych dał Fundacji Shalom na organizację Festynu Kultury Żydowskiej w N. Jorku. Nie zapomniał o Fundacji - Festiwal Kultury Żydowskiej w USA, która 70 tysięcy otrzymała na projekt pod nazwą „Odnawiamy żydowskie więzi Polonii z Polską”. Grosza nie poskąpił Forum Dialogu USA-Izrael-Australia. Na co? Na odnowę więzi Żydów amerykańskich z polskimi Aborygenami?
Parada Pułaskiego to dzień, w którym Polska króluje na Manhattanie. To swoiste Święto Polonii organizowane jest na cześć bohatera obojga narodów. 5. Aleją maszerują tysiące Polaków. Wszyscy ubrani w biało-czerwone koszulki powiewają flagami i transparentami z narodowymi symbolami. Udział w przemarszu rodaków dumnych z Polski i jej historii, biorą także parafie rzymskokatolickie, polskie szkoły i dziesiątki polonijnych organizacji społecznych. Oglądając paradujących widzi się jak wiele my, w Polsce moglibyśmy się od nich nauczyć, ale widzi się też, że ci, którzy rządzą w ambasadzie nie chcą tego dostrzec. Dość powiedzieć, że na ostatniej paradzie, która przebiegła pod hasłem „Marsz, marsz Polonia, marsz dzielny narodzie” nie było Schnepfa. A ambasador RP powinien tam być! Schnepf odmówił dzieciom z polskiej szkoły zorganizowania w pomieszczeniach ambasady tradycyjnej Choinki Bożonarodzeniowej. Dodajmy - w pomieszczeniach, w których wcześniej gościł imprezę promocyjną książki kucharskiej żony Sikorskiego i hucznie obchodził święto chanuki. Co do dzieci, ale także obrazu Polski w USA - Schnepfowie posyłają dwoje swoich do szkoły amerykańskiej; pobierają na nie dodatek socjalny, bo przedłożyli oświadczenie o niskich zarobkach, tyle że fałszywe. Zapomnieli zadeklarować, że oprócz pensji w złotówkach mają kilka tysięcy dolarów dodatku, i że Dorota Wysocka-Schnepf jest korespondentem TVP z miesięcznym dochodem 12 tysięcy zł.
Sowiecka szkoła propagandy
A propos kłamstw - ojciec Schnepfa był sowieckim agentem, syn wypełniając ankietę związaną z dostępem do informacji niejawnych nie powiadomił o tym ABW i powinien natychmiast utracić taki dostęp. Jako ambasador Polski, jako historyk, ale także jako syn osób, które ratowały Żydów z warszawskiego getta - tak kłamał syn sołdata Armii Czerwonej, który jeśli kręcił się to koło Katynia, a nie koło getta. Do rządu, do MSZ od przedstawicieli Polonii śledzących mocarne wysiłki naszych dyplomatów w obronie polskich interesów, płyną dziesiątki alarmujących doniesień i publikacji. Wszystkie wpadają w próżnię. Schnepfy są jedyną grupą urzędniczą, której PiS nie chce się narazić. Nie wolno im wypominać popełnionych świństw, bo - jak się nieoficjalnie mówi - mogłoby to prowokować antypolskie nastroje w USA. Motywacją prawdziwą i słabo ukrywaną jest po prostu strach przed nimi. Oni takich skrupułów nie mają. Na wszelkie sposoby Polskę dyskredytują i kompromitują.
Po (przy i pod) okrągłym stołem przedstawiali się jako uosobienie wszelkich cnót i zasług, a swych przedstawicieli wprowadzili do wszystkich struktur rządowych (i antyrządowych na wszelki wypadek). Okazało się, że w suwerennej RP, aby zostać ambasadorem najlepiej być marcowym kombatantem. Gdy w dodatku pochodzi się z rodziny sowieckich agentów – kariera jest zagwarantowana. Jakże przewrotnie w tym świetle brzmią żądania organizacji żydowskich (dla których Schnepf lobbuje): „zadośćuczynienia za krzywdy, jakich doznała ludność żydowska na skutek komunistycznych prześladowań”. Moim prześladowcom powiem tylko tyle: fala antysemickich hejtów dotarła za ocean, skutecznie burząc z mozołem budowany przeze mnie wizerunek Polski tolerancyjnej, bez rasizmu i antysemityzmu - tyle Schnepf na Facebooku. Prawdą jest natomiast, że od zarania swej misji nie zajmował się niczym innym jak rujnowaniem tego wizerunku. Przykład: na Festiwalu Filmów Żydowskich promował „Pokłosie”. William Wolf z „NYT” zachwycając się festiwalem i filmem pisał: „akt oskarżenia pod adresem Polaków, zatrważający rachunek ich win i zbiorowej odpowiedzialności za los Żydów w Polsce”. Na tym tle „mozolne budowanie” wizerunku Polski wygląda wprost heroicznie. Wypominanie ojca to dla Schnepfa wzorce z 1968 r. i fala antysemickiego hejtu, sięgające do nazistowskiej tradycji oczerniania rodziny, grzebania w korzeniach. W USA, gdzie urzęduje, jest rzeczą oczywistą, że opinia publiczna ma prawo znać przeszłość ludzi, którzy w jakikolwiek sposób decydują o jej losach. Prześwietlany jest każdy, nie wyłączając kierowcy ambasadora.
Schnepf doskonale wyraża techniki sowieckiej propagandy przywleczone do Polski przez ojca, i że do dziś obowiązują tu sowieckie dyrektywy nazywania przeciwników faszystami. Dla sitwy, która swymi mackami opanowała całe państwo, wszelkie pytania i rozważania o rodzinnych korzeniach są ohydnym „grzebaniem w życiorysach”. A wszystko po to, aby nie wyszła na jaw porażająca prawda o tym, kto w III RP rządzi i kto rozdaje karty. Szantaż „antysemityzmem” to dla Schnepfa nie pierwszyzna. W latach 2001-05 był ambasadorem w Kostaryce. Gdy MSZ poinformowało go o końcu misji, też uciekł się do tego argumentu. A wiedzieć trzeba, że ministrem był wówczas „żydożerca” Cimoszewicz, a prezydentem „antysemita” Kwaśniewski. Nawiasem mówiąc, min. Waszczykowski nie powinien mieć trudności w przekonaniu Amerykanów, że oskarżenia Schnepfa to bzdury. Niezwykle tolerancyjny jest bowiem naród, w przeważającej mierze katolicki, który wybrał sobie niegdyś prezydenta mającego żydowskich przodków, ministra-syna rabina, premiera-wnuka żołnierza Wehrmachtu i zaczytuje się w żydowskiej gazecie.
Jak wytłumaczyć impotencję Waszczykowskiego? Czy to w ogóle można wytłumaczyć? Portal WP opisuje: między Waszczykowskim i Schnepfem, którzy prywatnie znają się od lat, doszło do stanowczej rozmowy, ambasador dostał mocną reprymendę. Minister, który - jak wiadomo - udał się nam nad podziw, powiedział: myślę, że przesadził, nie ma w Polsce antysemickiej nagonki. Kombinacja operacyjna „Schnepf” przyniesie jeden fatalny skutek. Zdradził to Sikorski: powołałem do Waszyngtonu dyplomatę o żydowskim pochodzeniu, żeby przeciwstawić się opiniom o polskim antysemityzmie. I trudno wyobrazić sobie w przyszłości ambasadora RP w Waszyngtonie o innym pochodzeniu. Przez wiele lat politycy PiS i związane z nimi media mówili o „wygaszaniu” państwa. Wyborca miał prawo oczekiwać, że po objęciu rządów odwołają Schnepfa i agentów V kolumny. Jak zatem wytłumaczyć abdykację partii w MSZ? Inne dziś mamy uwarunkowania, i nie da się kopiować Romana Dmowskiego. Ponadczasowa jest jednak jego doktryna głosząca, że Polska może się układać na arenie międzynarodowej z każdym państwem, jednak z ośrodka, który wytwarza polską myśl polityczną, należy wypchnąć wszelkie wpływy zewnętrzne, uzależnienia agenturalne i ideologiczne.
Krzysztof Baliński
(artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie” 6 maja 2016 r.)