Joe Quinn
Sott.net
25 lipca 2016
Czy wszyscy zauważyli, co się dzieje? Czy wszyscy dojrzeli „krawędź”, nad którą teraz stoimy? Lipiec 2016 roku był miesiącem absolutnego chaosu na całym świecie, z brutalnymi i krwawymi atakami terrorystycznymi zdarzającymi się niemal wszędzie. Wiele z nich było bez wątpienia zorganizowanych i przemyślanych, podczas gdy inne były wynikłym z nich owocem „spontanicznego” szaleństwa. Jednak głównym wydarzeniem była bez wątpienia próba zamachu stanu w Turcji, która – jak by na to nie patrzeć – była aktem agresji największego państwa członkowskiego NATO wymierzonym przeciwko drugiemu co do wielkości członkowi Paktu.
To, co wydarzyło się w Turcji 15 lipca, było ewidentnie sponsorowaną bądź wspieraną przez USA próbą zamachu stanu, udaremnioną w 11. godzinie prawdopodobnie przez Rosję w postaci pomocy wywiadowczej i doradztwa dla Erdogana i S-ki. Czy oczekujemy zaakceptowania takiej bezczelności przez ekscepcjonalne supermocarstwo światowe? To mało prawdopodobne. Jeśli naczelni globalni podżegacze wojenni czegokolwiek się nauczyli w ciągu ostatnich 70 lat, to tego, że to oni rządzą światem, a każdy kraj, który ma czelność stanąć im na drodze, będzie surowo ukarany.
Kiedy Erdogan z przyjaciółmi przeprowadza wykorzenianie natowskiej piątej kolumny w Turcji (3 z 5 oddziałów tureckiej armii, jakie wzięły udział w puczu, wchodziły [od 2003 r.] w skład natowskich Sił Szybkiego Reagowania), anonimowe brytyjskie „źródła związane z ministerstwem obrony” już puszczają w obieg możliwość kolejnego zamachu stanu: „Jeśli nastąpi kolejna próba zamachu stanu, to po niej przyjdzie wojna domowa. Jeśli tak się stanie, nastąpi poważny kryzys międzynarodowy” – jak opublikował w niedzielę brytyjski tabloid Daily Star.
„Wojna domowa” i „poważny kryzys międzynarodowy”, czyli po prostu scenariusz z grupy tych, w których wprowadzaniu polityczni psychopaci z USA i Wielkiej Brytanii mają duże doświadczenie i dzięki którym rozkwitają. Jeśli Erdogan ma choć odrobinę zdrowego rozsądku, jeśli się czegokolwiek nauczył na temat prawdziwej natury zachodnich mocarstw w ciągu ostatnich 9 miesięcy (i dziesięciu lat na stanowisku premiera, zanim w 2014 roku został prezydentem), to nie będzie miał żadnych wątpliwości co do tego, co ma teraz zrobić i co czeka Turcję, jeśli tego nie zrobi.
Wystarczy, że spojrzy na sąsiada Turcji, Syrię, i jej historię z ostatnich 5 lat. Szalejące w całym kraju najemne armie dżihadystów, 300 tysięcy zabitych, zniszczone duże połacie kraju, miliony przesiedlonych ludzi, najlepszy ze wszystkich do tej pory „kryzys uchodźczy”, a wszystko to jest umyślnym produktem fabryki wojen „domowych” zachodnich rządów.
Z pozytywnej strony, istnieją oznaki, że Erdogan wreszcie otwiera oczy na niektóre trudne realia geopolityczne. W końcu to jego decyzja, żeby zwrócić się ku Rosji i zmienić swoje wojownicze stanowisko w sprawie Syrii, sprowokowała ruch ze strony angloamerykańskiej osi „twórczej destrukcji”, zmierzający do pozbycia się go. Był to akt desperacji zachodnich mocarstw, ale niemal im się udało. W czasie, kiedy to piszę, w Waszyngtonie i Londynie bez wątpienia pitrasi się „plan B”. Zamachy stanu są bezpośrednią i jawną próbą zmiany reżimu. Gdy te zawodzą, stosuje się zazwyczaj wypróbowane i przetestowane skryte metody.
Czego więc może się spodziewać Erdogan, jeśli nie zmierzy się z egzystencjalnym zagrożeniem dla choćby umiarkowanie niezależnej Turcji ze strony zachodnich podżegaczy wojennych? Szeregu dużych zamachów bombowych i innych ataków terrorystycznych w dużych miastach tureckich, nagłego wzrostu agresywności kurdyjskich kampanii na rzecz własnej ojczyzny wyciętej z obszaru Turcji, nagłej decyzji „ISIS” o rozszerzeniu ich wojny na terytorium tureckie, napaści ekonomicznej w postaci finansowego terroryzmu i niemal jednogłośnego międzynarodowego okrzyknięcia Erdogana nowym „rzeźnikiem własnego narodu”.
Nie jest to ładna perspektywa. Ale można jej uniknąć, jeśli Erdogan zdecyduje się opowiedzieć po stronie Rosji, Iranu, Syrii i Iraku. Razem mogą wysłać bardzo wyraźny sygnał do zachodnich mocarstw i ich pełnomocników w regionie, że chaos i masowa śmierć, zasiane w Syrii, nie będą mogły się rozprzestrzenić dalej.
Zamach stanu uwypuklił to, z czego Erdogan chyba zdał sobie sprawę na krótko przed podjętą próbą puczu: że przymykając oko na terroryzm w Syrii (wszystkich ugrupowań poza dotychczasowymi winnymi, syryjskimi Kurdami), naraża Turcję na masowe rozprzestrzenienie się tegoż terroryzmu także na tej terytorium.
Zważywszy na dziesiątki tysięcy ludzi ze wszystkich tureckich instytucji, usuniętych z pełnionych stanowisk lub aresztowanych, szybkość i skala „czystki” przeprowadzanej przez Erdogana wskazuje, że listy zostały sporządzone jeszcze przed zamachem stanu. Ignoranccy zachodni komentatorzy, którzy arogancko i obłudnie potępiają oczyszczanie tureckich sektorów politycznych, wojskowych i publicznych, nie rozumieją, że takie środki są niezbędne, jeśli zamierza się zapobiec „syrianizacji” Turcji. Jakkolwiek „obrzydliwym” i „niedemokratycznym” zachodnie media przedstawiałyby „sprzątanie domu” przez Erdogana, trzeba mieć na uwadze, że alternatywą są prawdopodobnie dziesiątki lub setki tysięcy zwykłych tureckich mężczyzn, kobiet i dzieci rozerwanych na kawałki w „wojnie domowej”.
Następnego dnia po tym, jak Turcy byli koszeni na ulicach Stambułu i Ankary przez wspieranych przez CIA puczystów, rozpoczęły się ataki na komisariaty w stolicach Armenii i Kazachstanu. Należy pamiętać, że to właśnie zbrojne ataki na komisariaty, przeprowadzane przez „protestujących”, szybko zmieniających się w „buntowników”, rozpoczęły „wojnę domową” (czyli kampanię destabilizacji pod przywództwem USA) w Libii i Syrii. W obliczu eurazjatyckich projektów integracyjnych, które mogą ominąć (i prawdopodobnie ominą) kierowaną przez USA globalną mafię z jej niezwykle kosztowną gangsterską „ochroną”, Imperium Chaosu „jest w agonii”, czego objawem jest oczywiście celowo prowokowany wszędzie chaos (w tym ataki terrorystyczne w Europie i zabijanie policjantów w USA).
W takim wypadku Turcja i Erdogan nie mogą sobie dłużej pozwalać na granie na dwa fronty. Nie mogą stać w kolejce po przyjęcie zarówno do Unii Europejskiej, jak i do Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Erdogan nie może już biernie pozwalać tureckim agencjom wywiadowczym na dyktowanie tureckiej polityki zagranicznej, w tym na dostarczanie broni i gotówki terrorystom w Syrii i manipulowanie przepływem uchodźców w celu destabilizacji Europy – i oczekiwać dobrych stosunków z Rosją. Krótko mówiąc, Turcja nie może być jednocześnie marionetką NATO i przyjacielem Rosji.
Czy zatem Turcja wystąpi z NATO? Nie jest to jedynie symboliczny gest – jest to przede wszystkim ogromne i jednocześnie delikatne przedsięwzięcie, które wymaga usunięcia raka z serca jej wszystkich instytucji. Być może ze względu na korzyści polityki wewnętrznej rząd turecki przedstawia swoje „oczyszczanie” ze zdrajców (jakimi wielu z nich na pewno jest) jako usuwanie siatki „gulenowskich terrorystów”, ale na pewno wie, że na zwolenników zamachu stanu wpływ miały nie tylko stosunkowo nowe ambicje samotnego, podstarzałego przeciwnika politycznego Erdogana, zadomowionego w USA.
Zachodnie wpływy w obrębie struktury wojskowej i politycznej Turcji – długoletniego członka NATO – są tylko jednym z nieuniknionych skutków tego członkostwa. Jednak na tym nie koniec. Długotrwała ekspozycja na amerykańskie wpływy oznacza, że dzisiaj sama tkanina tureckiego społeczeństwa – zwłaszcza wśród inteligencji – jest ukształtowana na podobieństwo „twórców rzeczywistości” z Waszyngtonu i Wall Street. Erdogan teraz wie, że może liczyć na większościowe poparcie społeczne, ale droga przejścia od bycia podporządkowanym NATO do euroazjatyckiej integracji będzie trudna, a Imperium niemal na pewno wykorzysta każdą brudną sztuczkę ze swojego repertuaru, żeby sprowadzić Erdogana i naród turecki na kolana. Jedyną szansą dla Turków na przetrwanie takiej burzy jest poszukanie bezpiecznej przystani w ramionach Rosji i przyjaciół.
Tłumaczenie: PRACowniA
Wkrótce potem:
Niedziela, 24 lipca, wieczorem wybuchł potężny pożar w pobliżu bazy NATO w dystrykcie Buca w prowincji Izmir na zachodzie Turcji
Huge fire breaks out near NATO base in western Turkey
Wtorek, 26 lipca – Wybuch w fabryce broni w Azerbejdżanie – jednym z nielicznych krajów, jakie wyraziły wsparcie dla Erdogana
Huge explosion at arms factory in Azerbaijan, people feared trapped
25-26 lipca – Turecki dziennik Yeni Safak, powołując się na źródła związane ze śledztwem, sugeruje, że za puczem mógł stać amerykański generał w stanie spoczynku i były dowódca sił NATO w Afganistanie John F. Campbell, działając w tandemie z organizacją Fethullaha Gülena. Wkrótce potem Newsbud/Boiling Frogs Post (Sibel Edmonds) ujawnia, że to najprawdopodobniej tenże generał puścił w obieg plotkę, za pośrednictwem NBC, że Erdogan szuka azylu w Niemczech – a zrobił to w najgorętszych godzinach puczu. Global Research uzupełnia informacje o Campbellu
Likely source behind fake NBC psyop during Turkey coup: Accused US mastermind Gen. John F. Campbell