Stosunki pomiędzy Polską a jej wschodnim sąsiadem - Rosją są złe od dawna. Lech Kaczyński dokonał cudu - jeszcze je pogorszył, choć już się to wydawało niemożliwe.
Wizyta w Polsce ministra Siergieja Ławrowa mogła być małym kroczkiem w stronę polepszenia sytuacji. Nikt nie liczył na to, że wizyta ta przyniesie od razu ocieplenie lecz można było ją wykorzystać w dobrym kierunku.
Gdy tylko zaświtała malutka iskierka do akcji wkroczył Prezydent naszego kraju i jego otoczenie.
Szef kancelarii Prezydenta wypowiedział się w tonie sugerującym, że naszą politykę wschodnią będziemy kreować przez pryzmat rozbiorów i 17 września 1939 r. Każdemu normalnie myślącemu człowiekowi włos stanął na głowie. Ja już zacząłem sobie wyobrażać, że z Niemcami zaczniemy rozmawiać o bieżących sprawach kierując się Bitwą pod Grunwaldem, a ze Szwedami - Potopem.
O historii pamiętać należy i ją pielęgnować. Lecz głupotą jest przekładanie historii na bieżące problemy.
Dzisiaj Marszałek Putra próbował znów dyskredytować wizytę Łagrowa twierdząc, że jest ona sukcesem Rosji a nie Polski. Logicznie rzecz biorąc Polska niewiele znaczy w polityce zagranicznej Rosji, gdyż ani nie jest ona od nas słabsza, ani w jakikolwiek sposób uzależniona, ani mniejsza. Udowodnili, że gazociąg mogą sobie poprowadzić z pominięciem naszego kraju i generalnie nie wsłuchują się w nasz głos. Interesy prowadzą z Niemcami, czy z Francją a nawet Prezydent USA się z nimi liczy. To naszym władzom powinno zależeć na dobrych relacjach z Rosją - przynajmniej poprawnych. Choćby dlatego, że w przyszłym roku kończy nam się kontrakt na gaz.
Szef kancelarii Prezydenta zapytany czemu Lech Kaczyński nie spotka się z Łagrowem stwierdził, że spotkanie Prezydenta z ministrem obcego państwa byłoby wyróżnieniem dla tego drugiego. To fakt, tylko, że to Łagrow nie chciał się spotkać z Kaczyńskim. Tego już kancelaria Głowy Państwa nie dodała.
Krzysztof Kocur