Ze zdumieniem obserwuję to co Unia Europejska i blisko związane z nią siły polityczne w Polsce robią w związku z odmową przez rząd Beaty Szydło zgodny na „relokację” tzw. „uchodźców”, czyli przyjęcie imigrantów – w większości ekonomicznych – z muzułmańskich krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz Afryki Północnej.
Ze zdumieniem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że Polska po raz pierwszy od 1939 roku stanęła w obliczu agresji. I to nie ze Wschodu – skąd spodziewa się jej obóz polskiej rusofobii – ale z Zachodu.
Nie można bowiem inaczej jak agresją właśnie nazwać gróźb padających ze strony Komisji Europejskiej, przewodniczącego Rady Europejskiej – pod którego rządami jeszcze niedawno Polska była „państwem teoretycznym”, jak to określił jeden z jego ministrów – ekstrawaganckiego prezydenta Francji i kanclerz Niemiec, w której gabinecie wisi portret Katarzyny II i której od 12 lat wydaje się, że jest carycą Europy – oraz całej rzeszy mniejszych i większych polityków zachodnioeuropejskich.
Nie można inaczej jak agresją nazwać potwornej nagonki medialnej, w którą zostały wprzęgnięte czołowe media zachodnioeuropejskie oraz powiązane z nimi polskie – te które przez ćwierć wieku popierały neoliberalną „transformację” i „prywatyzację” oraz zaciekle tępiły na każdym kroku „polski nacjonalizm”. Nagonka ta osiągnęła szczyt po wystąpieniu premier Szydło na uroczystościach 14 czerwca w Oświęcimiu, gdzie stwierdziła ona, iż „Auschwitz to lekcja tego, że należy uczynić wszystko, aby chronić swoich obywateli”. Rozjuszone media liberalne zaczęły krzyczeć, że premier Szydło „wykorzystuje pamięć o Holokauście, by straszyć uchodźcami”.
Nikt w tych mediach nie zauważył, że uroczystości 14 czerwca (rocznica pierwszego transportu Polaków do KL Auschwitz) nie były poświęcone pamięci ofiar Holokaustu, ale pamięci Polaków deportowanych i zamordowanych w KL Auschwitz – czyli pamięci pierwszych chronologicznie ofiar tego obozu i drugich liczebnie.
Poziom i skala tej nagonki również przeszły moje oczekiwania, bo niemieckie media posunęły się do absurdalnego oskarżenia narodu polskiego o udział w zagładzie Żydów, a oskarżenie to natychmiast powielił rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. To już nie jest zwykła nagonka medialna, ale wojna psychologiczna. A wojna psychologiczna jest zwykle częścią wojny rzeczywistej. Na razie Polsce grozi się sankcjami ekonomicznymi, ale nie jest to zapewne ostatnie słowo Berlina i Brukseli zważywszy, że Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania uruchomiły plan utworzenia sił zbrojnych UE, uśpiony w Traktacie Lizbońskim. Wymowne też jest, że z niezwykłym entuzjazmem na tę decyzję zareagował przewodniczący Rady Europejskiej1. Czyżby liczył na to, że siły zbrojne UE pomogą mu objąć urząd prezydenta RP po zakończeniu kadencji przewodniczącego Rady Europejskiej, czyli – mówiąc słownictwem jego środowiska – „uratują demokrację” w Polsce?
Nie można nie zauważyć, że gdyby doszło do wdrożenia sankcji ekonomicznych UE przeciw Polsce, to powstałaby bardzo ciekawa sytuacja polityczna. Polska byłaby bowiem drugim obok Rosji – która jest poza strukturami UE – państwem Europy objętym przez UE sankcjami ekonomicznymi z przyczyn politycznych. Oba te kraje – jako te przeciw którym została skierowana agresja polityczna UE i globalistów – znalazłyby się zatem na tej samej płaszczyźnie. Czy ktoś w obozie rządzącym to zauważył i potrafi z tego wyciągnąć wnioski? Czy ktoś ma tam świadomość, że należałoby zastanowić się nad prowadzoną przez PiS skrajnie antyrosyjską polityką i filozofią upatrującą niebezpieczeństwa agresji ze strony Rosji? Czy ktoś w obozie rządzącym potrafi wyciągnąć wniosek, że należałoby doprowadzić do deeskalacji stosunków z Rosją przynajmniej na poziomie neutralnym, bo życzliwość Rosji może być przydatna nie tylko w obliczu konfliktu z Zachodem, ale także w obliczu coraz bardziej agresywnych poczynań nacjonalistów ukraińskich. W polityce nie ma sentymentów i wiecznych wrogów, są tylko wieczne interesy. Męża stanu rozpoznaje się właśnie po tym, że o tym wie. Czy jest w Polsce taki mąż stanu?
Przyznam, że go nie widzę. Obóz rządzący przypomina swoich protoplastów z lat 1926-1939, którzy aż do marca 1939 roku mieli opracowany tylko plan wojny z ZSRR, gdy tymczasem pierwsze uderzenie przyszło z kierunku przeciwnego.
Znacznie gorzej jest z opozycją liberalną, która w całości przyłączyła się do politycznej agresji UE przeciw własnemu krajowi. Schetyna, Lewandowski, Liberadzki, Frasyniuk, Cimoszewicz i dziesiątki innych nazwisk. Tych samych nazwisk, które przez ostatnie ćwierćwiecze były wizytówkami kampanii i działań osłabiających Polskę – tzw. „prywatyzacji”, wielu nieudanych i szkodliwych „reform” oraz nieodłącznej walki z „polskim nacjonalizmem”. Ich wypowiedzi nawet nie warto cytować, by nie szarpać sobie nerwów. Obecnie znów walczą z „polskim nacjonalizmem”. Teraz jednak chcą zafundować narodowi coś znacznie gorszego niż „prywatyzację”, strukturalne bezrobocie, pauperyzację i emigrację zarobkową.
Mają tego pełną świadomość, bo trudno, żeby jej nie mieli, gdy od 2015 roku islamiści dokonali wielu zamachów terrorystycznych we Francji, Belgii, Holandii, Niemczech, Szwecji, Włoszech i Wielkiej Brytanii. Trudno, żeby nie mieli świadomości co chcą sprowadzić na Polskę po tym jak informacje o aktach terroru i przestępstwach kryminalnych ze strony zalewających Europę Zachodnią islamistów napływają już niemal każdego dnia. Mamy np. informację, że kierowca polskiego samochodu spłonął pod Calais w karambolu, do którego doszło z powodu ustawienia przez imigrantów na drodze blokady z pni drzew [2].
Ta informacja – jak i wiele jej podobnych – nie robi jednak żadnego wrażenia na panu Lisie, Michniku, Cimoszewiczu, Schetynie i innych uczestnikach kampanii na rzecz przyjmowania „uchodźców”. To jest rzeczywistość, jaką oni chcą zafundować narodowi. No bo nie sobie. Ich ta rzeczywistość przecież nie dotknie. Żyją bowiem w oderwaniu od narodu polskiego nie tylko w sensie politycznym, ale także codziennym – mieszkając w bezpiecznych, chronionych całodobowo rezydencjach, na zamkniętych i monitorowanych osiedlach, poruszając się w pancernych limuzynach i jadając w lokalach, do których „zwykli ludzie” nie mają dostępu. To nie oni będą ginąć od wybuchów bomb w metrze, pod kołami ciężarówek wjeżdżających w tłum na chodniku, ciosów noża na ulicy i strzałów karabinowych w restauracjach.
Zdumiewające jest również to, że do unijnej kampanii na rzecz „relokacji” islamskich imigrantów w Polsce dali się włączyć niektórzy hierarchowie Kościoła katolickiego z arcybiskupem Wojciechem Polakiem na czele.
Z obecnego kryzysu politycznego wypływa jeszcze jeden bardzo ważny wniosek. Zachód po raz kolejny w historii pokazał swoje nieprzyjazne Polsce i cyniczne oblicze. Wszyscy tam przecież wiedzą – od pani kanclerz Merkel poczynając, a na sprzedawczyni w supermarkecie kończąc – że polityka otwarcia w 2015 roku granic dla „uchodźców”, czyli imigrantów ze świata islamu, była straszliwym błędem. Była samobójstwem w sytuacji, gdy od początku było wiadome, że w morzu imigrantów przenikną „żołnierze” tzw. Państwa Islamskiego i innych struktur rewolucyjnego islamu, by przenieść „świętą wojnę” (dżihad) do Europy.
G
dy w połowie 2015 roku otwarto granice Europy Zachodniej dla islamskich imigrantów, prof. Bogusław Wolniewicz nazwał ich „nachodźcami”, ironicznie przekształcając nieadekwatne do skali zjawiska słowo „uchodźcy”, oraz stwierdził, że jest to zorganizowany najazd i bez rozlewu krwi się nie obejdzie. Stało się tak jak przepowiedział, chociaż za te słowa Stowarzyszenie „Otwarta Rzeczpospolita” nasłało na niego policję i groziło mu sądem.
Nie tutaj miejsce, by rozważać dlaczego caryca Merkel wpuściła masy islamskich imigrantów do Europy. Czy była to realizacja domniemanego planu George’a Sorosa likwidacji państw narodowych poprzez stworzenie w nich narodowościowej, kulturowej i religijnej mieszanki? Czy raczej stały za tym oczekiwania globalistów i ponadnarodowych korporacji na dopływ taniej, tzn. niewolniczej siły roboczej? To wymaga głębszych studiów i dostępu do wiarygodnych źródeł informacji. Faktem jest, że globaliści od dawna uważają państwo narodowe za swojego głównego wroga, a konieczność jego zniszczenia ideologowie globalizacji zapowiadali już wielokrotnie.
Bez względu na to, jakie były motywy działania pani, która jest przekonana, iż stanowi współczesne wcielenie Katarzyny II, oraz legionu jej podobnych polityków zachodnich – oderwanych od rzeczywistości i wyalienowanych ze swoich narodów – nie ulega wątpliwości, że Europa Zachodnia znalazła się w sytuacji krytycznej. Jej społeczeństwa płacą teraz straszną cenę za alienację swoich liberalnych elit, a także za wcześniejsze stulecia kolonializmu oraz dziesięciolecia neokolonializmu – wyniszczania krajów Trzeciego Świata przez neoliberalną „doktrynę szoku” i „wojny o demokrację”.
Dlaczego jednak tę cenę mają płacić Polska, Czechy, Słowacja i Węgry? Dlaczego współczesna Katarzyna II, zamiast przyznać się do błędu i porażki oraz ustąpić z urzędu – co podobno jest standardem liberalnej demokracji – chce przerzucić skutki swoich działań na kraje, które nie ponoszą winy za neokolonializm i neoliberalizm? Dlaczego dziwaczny prezydent Francji ultymatywnie żąda od tych krajów zgody na „relokację” głosząc przy tym, że woli imigrantów islamskich od polskich? [3]. Dlaczego wreszcie przedmiotem ich ataku, wspieranego przez panów Schetynę, Cimoszewicza, Lewandowskiego i innych, są tylko kraje tzw. „nowej Unii”?
Przecież nie tylko Polska, Czechy, Słowacja i Węgry odmówiły przyjmowania imigrantów. Uczyniły to także Izrael i Stany Zjednoczone. Premier Netanjahu oświadczył jesienią 2015 roku, że Izrael jest państwem za małym i przyjęcie imigrantów zagrozi jego politycznej egzystencji. Czy ktoś mu zarzucił rasizm i ksenofobię? Czy ktoś groził w związku z tym Izraelowi sankcjami, organizował medialne nagonki, straszył politycznymi konsekwencjami?
Stanowisko rządu PiS wobec próby zmuszenia Polski do zgody na „relokację” imigrantów nie tylko powinno, ale musi zostać poparte przez te środowiska patriotyczne, które z różnych względów są wobec tego rządu krytyczne. Dlaczego w ogóle rząd PiS zajął stanowisko negatywne w kwestii islamskich imigrantów? Dlatego, że jest to stanowisko zdecydowanej większości narodu – także wielu wyborców PO i SLD – i nie ma obecnie w Polsce szansy utrzymania się jakikolwiek rząd, który by woli tej większości nie uwzględnił. Po raz pierwszy od 1989 roku rząd zrobił coś zgodnie z wolą większości narodu i to musi budzić jeszcze większą wściekłość UE niż sam brak jego zgody na „relokację”.
Dlaczego jednak Polacy nie chcą u siebie islamskich imigrantów? Dlatego, że są rasistami, plemiennymi nacjonalistami i zaściankowymi ksenofobami, jak głoszą to media powiązane z Zachodem politycznie, kapitałowo i ideologicznie? Nie. Nigdy w naszej historii nie odmawialiśmy pomocy innym narodom będącym w potrzebie. Hasło „Za naszą i waszą wolność” jest częścią polskiego etosu narodowego. Ale przecież w wypadku imigrantów islamskich, których UE chce przerzucić do Europy Środkowej, nie chodzi o pomoc żadnym „uchodźcom” i o tym wszyscy wiedzą.
Nie godzimy się na to, ponieważ chcemy zachować własne państwo narodowe. Nie chcemy mieć u siebie znaczącej liczebnie mniejszości narodowej, która nigdy nie zintegruje się z polską kulturą, która w naszym państwie będzie stanowić element politycznie destrukcyjny, prowadząc z nim ideologiczną i religijną wojnę. Nie chcemy mieć u siebie ludzi po prostu nam całkowicie obcych i niejednokrotnie nam wrogich, którzy będą dla nas fizycznym zagrożeniem i ekonomicznym obciążeniem. Nie chcemy współobywateli, którzy nie będą dla naszego kraju pracować i nie poniosą na jego rzecz najmniejszej ofiary.
Nie chcemy współobywateli, dla których polska historia i kultura będą nie tyle czymś obcym, co po prostu fikcją. Nie chcemy, by nasze miasta wyglądały tak jak szwedzkie Malmö, które opuściła duża część szwedzkiej ludności, ci, którzy pozostali boją się wychodzić ze swoich domów, a policja przestała przyjmować zgłoszenia o przestępstwach popełnianych przez gangi imigrantów [4]. Nie chcemy bać się chodzić wieczorem po ulicach. Nie chcemy, by wyjście w biały dzień na ulicę było – tak jak podczas okupacji niemieckiej – wyprawą w nieznane.
To nie jest rasizm i szowinizm. To jest nasze być i mieć. To jest polska racja stanu. Polska bowiem powinna trwać wiecznie – jak nam przykazał Wincenty Witos.
O ile rząd PiS w kwestii „relokacji” imigrantów islamskich zajmuje stanowisko zgodne z polską racją stanu, jak na razie dzielnie przeciwstawiając się UE, to nie można tego powiedzieć o jego stosunku do imigracji ukraińskiej, która liczy już 1,4 mln osób i rośnie. Ta cieszy się mianowicie zdecydowanym poparciem rządu. Wynika to z dwóch przyczyn. Z jednej strony mamy naiwne przekonanie, że dzięki przyjęciu imigracji ukraińskiej Bruksela odpuści nam islamistów, a z drugiej strony mamy w tej kwestii działania silnego w PiS (ale także w PO i obozie liberalnym) lobby ukraińskiego.
A przecież przyjęcie tej imigracji również oznacza, że przestajemy być państwem monoetnicznym, czyli pozbawionym konfliktów narodowościowych, co było jednym z największych atutów Polski po 1945 roku. Nie tylko przestaniemy być państwem monoetnicznym, ale będziemy mieli u siebie nawet wielomilionową mniejszość etniczną, która może być równie niebezpieczna jak mniejszość ukraińska w II RP. Współczesny naród ukraiński został bowiem zatruty rakiem tej samej ideologii, którą zatruwała go w latach 30. i 40. XX wieku Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Jej epigoni mają znaczące wpływy na pomajdanowej Ukrainie i nie są oni bynajmniej przyjaźnie nastawieni do Polski.
Tego niestety nie chcą widzieć elity w Warszawie, wśród których wciąż pokutują mity Giedroycia i prometeistów, mrzonki o Międzymorzu i sojuszu z Ukrainą przeciw Rosji.
Minęły już trzy miesiące od zamachu terrorystycznego na polski konsulat Łucku, który polski establishment polityczno-medialny tradycyjnie przypisał „rosyjskim służbom”. Strona ukraińska obiecała szybkie wykrycie sprawców, ale do dzisiaj tego nie uczyniła. Czy aby nie dlatego, że sprawcy ci wywodzą się z dominującej na zachodniej Ukrainie opcji neobanderowskiej? Od tamtego czasu miała miejsce próba podpalenia polskiej szkoły w Mościskach, polityczna nagonka neobanderowców na metropolitę lwowskiego – arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego – oraz wstrzymanie przez stronę ukraińską na żądanie naobanderowców ekshumacji ofiar ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego.
Skoro neobanderowcy mogą dokonywać ataków na polskie instytucje i miejsca pamięci narodowej na Ukrainie, to kto zagwarantuje, że przeniknąwszy w masie imigrantów do Polski, nie zorganizują tutaj zamachu terrorystycznego? Zwłaszcza, że PiS daje im zielone światło rezygnując z ustawowego zakazu propagowania w Polsce banderyzmu jako formy totalitaryzmu.
Na razie ze strony ukraińskiej padają żądania wprowadzenia ukraińskiego jako drugiego języka urzędowego we Wrocławiu [5]. Na razie utworzono w tym mieście tylko klub piłkarski (Dynamo Wrocław), dostępny wyłącznie dla Ukraińców [6]. Mówi się też o klasach ukraińskich w szkołach w Krakowie [7]. Jutro padną żądania postawienia w Polsce pomników Bandery i UPA, a Unia Europejska je poprze, bo przecież imigranci mają prawo do swojej tożsamości.
Zagrożeń ze strony imigracji ukraińskiej oficjalnie w Polsce się nie dostrzega, ponieważ krytyczne spojrzenie na Ukrainę jest tutaj tematem tabu i od razu rodzi podejrzenie o „agenturalność” na rzecz Rosji. Ponadto ze strony tych środowisk, które popierają przyjęcie w Polsce imigracji islamskiej, padają w kwestii imigracji ukraińskiej propozycje wręcz zdumiewające. Tak oto były wicenaczelny dziennika „Rzeczpospolita” żąda, by dla Ukraińców otworzyć „uczelnie [ma na myśli stanowiska naukowe – przyp. BP], zarządy firm, a nawet armię”, znieść dla nich opłaty za studia i ułatwiać im nabycie obywatelstwa. Zdaniem pana Talagi „potrzebna jest bardzo odważna decyzja, żeby otworzyć nie tylko polski rynek pracy dla Ukraińców, ale żeby w ogóle Polskę otworzyć dla Ukraińców i żeby otworzyć perspektywy przyznawania obywatelstwa polskiego” [8].
Z kolei prezydent Wrocławia w wywiadzie dla portalu Onet ujawnił, iż jest szczęśliwy, że w jego mieście mieszka już 100 tys. Ukraińców i ma nadzieję, że pomogą mu oni w zwalczaniu „polskiego nacjonalizmu”. Zdaniem pana Dutkiewicza Ukraińcy mogą być „lekarstwem na polską ksenofobię, która jest groźnym zjawiskiem” [9]. Trzeba przyznać, że Ukraińcy już raz zwalczali „polski nacjonalizm” i „polską ksenofobię” – w latach 30. i 40. XX wieku, m.in. na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
W wypowiedziach Dutkiewicza i Talagi pobrzmiewa echo koncepcji „Ukrpolu”, wysuniętej swego czasu przez Adama Michnika. Tylko, że taki Ukrpol to już jednak nie będzie Polska. O ile to do tego zmierza, bo może zmierzać w kierunku znacznie bardziej niebezpiecznym.
Dlaczego bowiem Ukraińcy osiedlają się akurat we Wrocławiu i na Ziemiach Zachodnich? Dlaczego właśnie tam mieliby też być kierowani islamscy „uchodźcy” w ramach „relokacji”? Może jednak polityka w sprawie imigrantów uprawiana przez grzejącą się w cieniu portretu Katarzyny II kanclerz Niemiec i carycę Europy wcale nie jest taka bezmyślna, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Może kryje się za nią jakiś polityczny projekt. Po 1989 roku nie udało się w Polsce wykreować licznej mniejszości niemieckiej, chociaż czyniono w tym kierunku kosztowne zabiegi. Nie udało się też stworzyć „narodowości śląskiej”, mimo podjęcia zabiegów jeszcze kosztowniejszych. Może więc to o czym skrycie marzą niemieckie elity, ale czego głośno nie mówią i czego oficjalnie zdecydowanie się wypierają, uda się osiągnąć dzięki imigracji, zwłaszcza ukraińskiej. Szczególnie, że nacjonalizm ukraiński zawsze był proniemiecki.
Kiedy już imigranci z Ukrainy opanują katedry polskich uczelni i zarządy firm, a nawet armię, kiedy już uzyskają polskie obywatelstwo i własne szkolnictwo, to niewątpliwie stworzą też ukraińskie stowarzyszenia i partie polityczne, a ich przedstawiciele zasiądą w Sejmie i sejmikach wojewódzkich. Może w którymś z nich zdobędą większość. A wtedy mogliby zażądać np. secesji województwa dolnośląskiego i przyłączenia go do Niemiec. Mogliby nawet zorganizować w tej sprawie demokratyczny plebiscyt i go wygrać, gdyby wcześniej nastąpiła daleko idąca zmiana struktury etnicznej takiego województwa. Unia Europejska by to gorąco poparła, bo przecież w świetle jej ideologii mniejszości narodowe mają prawo do samostanowienia o sobie. Casus Kosowa jest tutaj precedensem.
Odejście od monoetniczności, które w Polsce właśnie się dokonuje – na razie na rzecz imigrantów z Ukrainy – zawsze niesie zagrożenia i faktu tego nie zmieni żaden poprawny politycznie bełkot.
Bohdan Piętka
[1] Unia zrobiła kolejny krok ku stworzeniu „niebieskich hełmów z żółtymi gwiazdkami”, www.wiadomosci.onet.pl, 23.06.2017.
[2] „Kierowca polskiego auta spłonął pod Calais! Uderzył w blokadę drogi ustawioną przez imigrantów”, www.wpolityce.pl, 20.06.2017. Co ciekawe sprawcy prawdopodobnie nie poniosą kary, bo nie posiadają dokumentów i twierdzą, że mają mniej niż 16 lat, zob.: „Calais: imigranci z Erytrei, którzy przyczynili się do śmierci polskiego kierowcy mogą uniknąć kary”, www.pch24.pl, 22.06.2017.
[3] „Unijne elity dalej swoje… Macron woli pseudouchodźców od ciężko pracujących imigrantów”, www.wpolityce.pl, 22.06.2017.
[4] K. Zuchowicz, „Szwedzi milczą i ustępują im miejsca. Ten kraj niedługo się rozleci”. W Malmö boją się. Miasto mocno się zmieniło, www.natemat.pl, 25.01.2017. „Prawie co noc jest strzelanina. Ich gangi ciągle mają jakieś porachunki. Ciągle słyszymy o napadach na sklepy. Rozbijają się po mieście najlepszymi samochodami, nie zatrzymują się na wezwanie policji. Podpalają samochody. Słyszymy, że ludzie boją się wieczorami wychodzić z domów. Nawet policja czasem apeluje o niewychodzenie z domów – opowiada nam jeden z mieszkańców (…). Malmö bardzo się zmieniło. Niedawno przy wjeździe z Ystad stanął duży, podświetlany meczet. Kupili ziemię w najlepszym miejscu, na wzgórzu. I dziś ten meczet króluje nad Malmö (…). Jest niebezpiecznie, np. w grudniu zastrzelili mężczyznę, który przez pięć lat studiował w Polsce stomatologię, a w Szwecji dopiero zaczął pracę. Jest też poczucie, że wszystko imigrantom się należy i nic im nie pasuje” – czytamy w artykule Katarzyny Zuchowicz.
[5] „Wrocław: ukraiński drugim językiem?”, www.kresy.pl, 13.06.2017.
[6] „We Wrocławiu powstał klub piłkarski tylko dla Ukraińców”, www.kresy.pl, 2.11.2016.
[7] M. Kursa, „W Krakowie powstaną dwujęzyczne, polsko-ukraińskie klasy”, www.wyborcza.pl, 17.06.2017.
[8] Talaga w „Rzeczpospolitej”: otwórzmy nasze uczelnie i armię dla Ukraińców, www.kresy.pl, 14.06.2017.
[9] „Dutkiewicz: Ukraińcy we Wrocławiu są błogosławieństwem i lekarstwem na polską ksenofobię”, www.kresy.pl, 21.06.2017.
Fot. Wikipedia
Za: Myśl Polska, nr 27-28 (2-9.07.2017)