Ponad pół miliarda kilogramów sera, głównie cheddara, znajdowało się się w amerykańskich chłodniach na koniec marca 2016. Było to o 11% więcej niż rok wcześniej, a w ogóle najwięcej w dziejach USA. Tego sera nie chcą ani Amerykanie, ani zagranica, i to mimo rekordowo niskich cen. Artykuł na temat serowego problemu ukazał się 17 maja na stronie "The Wall Street Journal" (link zewnętrzny).
Miałem kiedyś styczność z amerykańskim cheddarem. Zaskoczył mnie swą barwą. Popularne jest u nas określenie "żółty ser". Amerykański cheddar miał jednak barwę niemal pomarańczową. Mnie ten kolor raził, bo wyglądał na całkowicie sztuczny. Tak też zresztą było.
Klienci wolą, by ser był bardziej żółty, by żółtka jaj były bardziej żółte etc. Gdy krowy pasą się na pastwiskach, to w ich pożywieniu jest więcej beta-karotenu (prowitaminy A), który przechodzi do mleka, a potem do sera, powodując jego żółtą barwę. Krowy przebywające na okrągło w oborach mają w mleku mniej beta-karotenu. Ser z ich mleka jest więc bledszy. Oczywiście są też inne czynniki, wpływające na barwę sera.
Skoro klient woli bardziej żółty "żółty ser" a mleko jest z hodowli oborowej, to należy ser sztucznie zabarwić. Najlepiej po amerykańsku, na 200%, albo i na 300%. Ma być najżółciejszy na świecie. Intensywnie żółty kolor (często już pomarańczowy) robi się przez dodanie do sera barwnika annato, otrzymywanego z nasion arnoty właściwej (drzewo tropikalne).
Dopuszczalne dzienne spożycie annato to 2,5 miligrama na kilogram masy ciała. Człowiek o wadze 80 kg może więc spożyć dziennie 0,2 grama annato. Jak jednak zwykły Amerykanin ma ustalić, ile annato dziennie spożywa, skoro ładują mu to annato nie tylko do sera, ale też do olejów, margaryn, masła, ciast i gdzie nie tylko. Wszystko ma być tak pięknie żółte. Ludzie ostrożni mają więc dystans do serów barwionych annato.
Nie tylko annato odpycha klientów od amerykańskiego cheddara. Klienci boją się też tego, że amerykańskie krowy są karmione kukurydzą GMO (genetycznie modyfikowaną) i może to mieć negatywne skutki dla ludzi, spożywających produkty z ich mleka. Jest też problem jakości sera, który przez lata był zamrożony. Czy jego wartość jest taka sama jak wtedy, gdy był wyprodukowany?
Wielu klientów, zwłaszcza zamożniejszych, woli nie kupować amerykańskich serów. Są zdania, że zamiast apelować, by każdy Amerykanin, z niemowlętami włącznie, zjadł w ciągu roku dodatkowe półtora kilograma sera, rząd powinien raczej wykupić ten marny ser i wysłać go jako pomoc np. do Afryki. Rząd nie ma jednak na to pieniędzy. No i jest problem. Produkcja idzie na magazyn.
Co począć w takiej sytuacji? Najlepiej zająć się problemem nadmiernych zapasów w magazynach na Białorusi. Można też jeszcze robić propagandę, że te amerykańskie zapasy są absolutnie prawidłowe, tak jak prawidłowa jest reglamentacja mleka dla niemowląt w Niemczech i rozprowadzanie tegoż mleka dla niemowląt w systemie kartkowym w Wielkiej Brytanii (rolę kartek pełnią tam dla niepoznaki recepty).
Piotr Badura |
Za:http://www.prawica.net/4400