Emocje dotyczące usunięcia godła państwowego z koszulek piłkarzy reprezentacji Polski już opadły, bo PZPN wycofał się ze swojego szalonego pomysłu i przeprosił za to, ale pozwolę sobie przypomnieć i nawiązać w tym kontekście do artykułu jednego z publicystów narodowej prawicy. Otóż chodzi mi o tekstMacieja Eckardta pt. „Orzeł na wolności”, bowiem autor postawił w nim bardzo ciekawą tezę, a mianowicie taką, że dobrze się stało, iż usunął godło państwowe z koszulek polskiej reprezentacji narodowej.

Po pierwsze, polski orzeł biały nie będzie miał okazji żyrować tego, co się składa na polską piłkę nożną, a więc korupcji, tandety i tupeciarstwa, a także chamstwa, bandyterki i mentalności stadnej. Po drugie pojawia się szansa, że na murawę z orłem białym na piersiach nie będą wybiegać renciści, naturalizowani „gwiazdorzy” oraz różnego rodzaju ściemniacze, którzy z gry w reprezentacji uczynili swoje koryto. Po trzecie wreszcie jest to dobra okazja do rozpoczęcia dyskusji nad dewaluowaniem się symboli narodowych w przestrzeni publicznej.
Paradoksalnie zatem, PZPN w bezmiarze obciachu jaki sobą reprezentuje, zrobił nareszcie coś pożytecznego. Mimochodem co prawda, ale jednak. Ech, żeby tak jeszcze hymn narodowy…”.
Tyle Maciej Eckardt. O ile z diagnozą jaką postawił autor omawianego artykułu temu, co się dzieje w PZPN i z reprezentacją naszego kraju można się zgodzić, to wnioski i konkluzje autora są zdumiewające i kuriozalne. Maciej Eckardt twierdzi, że jeśli PZPN jest jaki jest, a Polskę reprezentują marni piłkarze i pseudogwiazdorzy, to dobrze się stało, że panowie z centrali piłkarskiej wpadli na obłąkany pomysł usunięcia godła z koszulek. Ba! Odwołujący się do endeckiej tradycji autor w ostatnim zdaniu marzy o tym, aby hymn Polski nie był grany przed meczami reprezentacji. Tym samym doszło do komicznej sytuacji, bo odsądzani od czci i wiary przez narodową prawicę premier Donald Tusk i prezydent Bronisław Komorowski byli zwolennikami przywrócenia godła państwowego na koszulkę, a reprezentant myśli endeckiej (a raczej postendeckiej) cieszył się z usunięcia orła. Takich mamy współczesnych endeków – gdy praktycznie cały naród (od kibiców przez ludzi świata kultury aż po polityków praktycznie wszystkich opcji ) zjednoczył się w jednej sprawie (co ostatnio rzadko mu się zdarza) przywrócenia godła na koszulki, to przedstawiciel endecji uważa, że PZPN dobrze zrobił. W ten sposób doczekaliśmy się ciekawego, nieformalnego sojuszu: Macieja Eckardta i działaczy PZPN z Grzegorzem Lato na czele.
Podążając za logiką i tokiem myślenia Macieja Eckardta należałoby usunąć godło państwowe z Sejmu, URM i innych instytucji państwowych. Przecież polityka w Polsce jest jaka jest i parafrazując autora omawianego tekstu orzeł biały nie żyrowałby tego, co się składa na polską politykę, a więc korupcji, tandety i tupeciarstwa, a także chamstwa i mentalności stadnej. To, co napisał Maciej Eckardt w swoim tekście także doskonale odzwierciedla poziom polskiej polityki. Dlaczego więc nie był konsekwentny i np. nie zdjął godła państwowego w swoim gabinecie, gdy był wicemarszałkiem województwa kujawsko – pomorskiego? Przecież Maciej Eckardt będąc czynnym uczestnikiem życia politycznego, piastując wysokie stanowisko na szczeblu samorządowym sam kreował rzeczywistość polityczną i był (w niewielkim, bo niewielkim stopniu, ale jednak) współodpowiedzialny za jej stan na poziomie dna i trzech metrów mułu.
Przyznam szczerze, że polityka w Polsce wzbudza we mnie obrzydzenie. Nie ma w niej troski o losy państwa i narodu. Nie ma w niej rzeczowej, merytorycznej dyskusji i działań o charakterze strategicznym, długofalowym. Jest tylko prymitywne partyjniactwo i podjudzanie różnych grup społecznych przeciwko sobie przez macherów od propagandy będących na garnuszku partii politycznych. Jednakże nigdy, przenigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby patrząc na skorumpowanych i kłótliwych polityków różnych opcji domagać się usunięcia godła państwowego z instytucji państwowych czy hymnu narodowego, bo jak napisał w 1902 r. Roman Dmowski, polityk do tradycji i spuścizny którego Maciej Eckardt się odwołuje:
„(…) Jestem Polakiem – to znaczy, że należę do narodu polskiego na całym jego obszarze i przez cały czas jego istnienia, zarówno dziś, jak w wiekach ubiegłych i w przyszłości; to znaczy, że czuję swą ścisłą łączność z całą Polską; z dzisiejszą, która bądź cierpi prześladowanie, bądź cieszy się strzępami swobód narodowych, bądź pracuje i walczy, bądź gnuśnieje w bezczynności bądź w ciemnocie swej nie ma nawet poczucia narodowego istnienia; z przeszłą – z tą, która przed tysiącleciem dźwigała się dopiero, skupiając koło siebie pierwotne, pozbawione indywidualności politycznej szczepy, i z tą, która w połowie przebytej drogi dziejowej rozpościerała się szeroko, groziła sąsiadom swą potęgą i kroczyła szybko po drodze cywilizacyjnego postępu, i z tą, która później staczała się ku upadkowi, grzęzła w cywilizacyjnym zastoju, gotując sobie rozkład sił narodowych i zagładę państwa, i z tą, która później walczyła bezskutecznie o wolność i niezawisły byt państwowy; z przyszłą wreszcie, bez względu na to, czy zmarnuje ona pracę poprzednich pokoleń, czy wywalczy sobie własne państwo, czy zdobędzie stanowisko w pierwszym szeregu narodów. Wszystko co polskie jest moje: niczego wyrzec się nie mogę. Wolno mi być dumnym z tego, co w Polsce jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na naród za to, co jest w nim marne”.
Nie jestem endekiem i nigdy nim nie byłem. Jestem zwykłym, przeciętnym kibicem wychowanym na Żylecie, ale wierzę, iż kiedyś Polska doczeka się polityków, którzy będą umieli się pięknie różnić i stać na gruncie polskiej racji stanu. Pomimo tego, że obecnie polska polityka to obraz nędzy i rozpaczy zmiksowany z groteską, to jestem przekonany, iż doczekamy się w przyszłości polityków dla których Patria, a nie partia będzie najważniejsza i dlatego nigdy by mi do głowy nie przyszło, aby wpaść na pomysł usuwania godła z urzędów państwowych.
Przytoczone wcześniej słowa człowieka, który podpisał Traktat Wersalski uważam za ponadczasowe i pasujące nie tylko do polityki i historii państwa polskiego. Słowa Dmowskiego idealnie pasują także do tego, co obecnie się dzieje w polskiej piłce nożnej. Nie sztuka być kibicem reprezentacji Polski, gdy ona odnosi sukcesy. Sztuka być kibicem i walczyć o jej dobro i godność w czasie, gdy jest ciężko. Właśnie na takim zakręcie historycznym w jakim znajduje się obecnie polski futbol, gdy struktury piłkarskiej centrali opanowali ludzie pokroju Grzegorza Lato (nomen omen w przeszłości genialnego piłkarza). Walka o godło państwowe na koszulkach piłkarzy to była walka o ciągłość polskiej reprezentacji znaczonej sukcesami Orłów Kazimierza Górskiego, trzeciego miejsca na Mundialu w 1982 r. i srebrnego medalu na Olimpiadzie w Barcelonie w 1992 roku. Walka o godło to była walka o tożsamość i charakter reprezentacji w przyszłości. Prawdą jest, że była to walka nawet wbrew niektórym piłkarzom typu Wojciech Szczęsny, który uznał, że dobrze się stało, iż usunięto orła, bo to „krok w stronę Europy”. Utożsamiam się – podobnie jak setki tysięcy kibiców w całej Polsce – z tą reprezentacją nie dlatego, że uwielbiam Szczęsnego, Obraniaka czy Eugena Polanskiego, bo nie wzbudzają ci piłkarze mojego zachwytu, ale właśnie dlatego, że stanowi ona ciągłość z tradycją Orłów Górskiego, sukcesów w Hiszpanii w 1982 r. i tej z Olimpiady z Barcelony w 1992 roku.
Jak już napisałem wcześniej nie jestem endekiem, ale co nieco Dmowskiego się czytało. Jednym z wniosków, jaki wyciągnąłem po lekturze jego książek, to podejście realistyczne, że nawet w krytycznym momencie, gdy się przegrywa trzeba umieć wyzyskać dla sprawy jak najwięcej – tyle, ile w danym momencie jest możliwe. W tym kontekście należy uznać, że mamy czas, w którym przegrywamy wojnę o polski futbol, ale potrzebą chwili jest bronić tego, co można jeszcze obronić. I walczyć. Walczyć o czystkę w PZPN. Szczerze wierzę, że przyjdzie czas, iż w piłkarskiej centrali na miejscu ludzi pokroju Grzegorza Lato znajdą się młodzi menedżerowie, byli piłkarze, którzy grali w Europie Zachodniej i poznali smak profesjonalnego futbolu i nowoczesnego systemu szkolenia. Wierzę, że w efekcie tego w przyszłości polska kadra narodowa będzie się składała z zawodników, którzy umieją mówić po polsku i będą ograni na europejskich boiskach. I dlatego byłem i jestem w grupie setek tysięcy kibiców, którzy byli za powrotem godła państwowego na reprezentacyjne koszulki.
Okazuje się, że te rzesze kibiców w Polsce, którym Maciej Eckardt zarzucał w swoich poprzednich artykułach „stadność” i „kibolstwo” wykazało nie tylko wolę walki, ale przede wszystkim instynkt państwowy. Obrażanie się na rzeczywistość i pochwalanie rewolucji jaką było usunięcie orła z koszulek reprezentacji oraz pomysł z brakiem hymnu przed meczami polskiej reprezentacji, to nic innego jak forma jakobinizmu. Ta reprezentacja pod każdym względem jest najgorszą jaką widziałem w swym kibicowskim życiu – takie są fakty i nie będę z nimi polemizował, ale to jest nasza, polska reprezentacja i obrażanie się, odwracanie od niej to oddanie pola różnej maści cwaniakom z mentalnością z poprzedniej epoki. Kiedyś, gdy sytuacja w polskim futbolu unormuje się, bo unormować się musi, to nikt nie będzie pamiętał piłkarzy typu Eugen Polanski. Będzie się patrzyło na jej wyniki i na fakt, że to była właśnie reprezentacja Polski. Dlatego parafrazując słowa Dmowskiego jestem dumny z tego, co w historii naszej reprezentacji jest wielkie, ale muszę przyjąć i upokorzenie, które spada na nią i na całą polską piłkę za to, co jest w niej marne.
Stąd zdumienie kuriozalnym, napisanym w jakobińskim duchu artykułem Macieja Eckardta odwołującego się przecież do endeckiej tradycji. Może się powtarzam, ale napiszę to raz jeszcze: nie byłem i nie jestem endekiem, ale na Legii nauczono mnie walki. Walki o swój klub, swoje miasto i swój kraj. Nawet w beznadziejnej z pozoru sytuacji: wbrew działaczom, politykom czy piłkarzom. Dlatego powyżej zacytowane słowa Dmowskiego uznaję za ponadczasowe i doskonale pasujące też do tego co się obecnie dzieje w polskiej piłce nożnej. Analizując publicystykę odwołującego się do endeckiej tradycji autora artykułu „Orzeł na wolności” wnioski nasuwają się same: Panie Boże strzeż nas przed takimi endekami jak Maciej Eckardt, bo z wrogami i okupacją PZPN przez niekompetentnych ludzi poradzimy sobie sami.
Marcin Dalbowski
Za: http://diarium.pl/2011/12/boze-chron-nas-i-polska-pilke-nozna-przed-takimi-endekami/
Nadesłał: Łukasz