Gazeta Polska, 12 listopada 2008
Czy pamięć o bohaterach przegra z igrzyskami?
Mało kto wie, że tym bezimiennym polskim bohaterem, który pochowany jest w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, a któremu składają hołd wszystkie delegacje państwowe i zagraniczne, jest młody obrońca Lwowa i Kresów Wschodnich. Jak do tego doszło? Jak ciało kresowego "orlęcia" trafiło do stolicy odrodzonej Polski? Historia ta jest już dziś zapomniana, dlatego tym bardziej zasługuje na przypomnienie.
W czasie I wojny światowej na wszystkich frontach, głównie w Europie Zachodniej, zginęły setki tysięcy żołnierzy. Pod samym Verdun prawie 800 000 Francuzów i Niemców, z których większość pochowano jako bezimienne ofiary w masowych grobach. Z tego więc powodu we Francji powstała myśl zbudowania pomnika-mauzoleum, który w sposób symboliczny upamiętniałby te ofiary. Bezpośrednim pomysłodawcą jego budowy był pewien Francuz, który na wojnie stracił trzech swoich synów. W ten sposób w Paryżu już w 1920 r. powstał Grób Nieznanego Żołnierza, do którego przeniesiono trumnę żołnierza spod Verdun. W tym samym roku powstało analogiczne mauzoleum w Londynie, a następnie w stolicach wielu innych krajów.
Również w Warszawie starano się w podobny sposób upamiętnić bezimiennych bohaterów. Trwały ożywione dyskusje. Przecięte zostały one przez Zjednoczenie Polskich Stowarzyszeń Rzeczypospolitej, które ufundowały marmurową płytę z wyrytym znakiem krzyża i napisem "Nieznanemu Żołnierzowi, poległemu za Ojczyznę". Płytę tę jej fundatorzy w sposób anonimowy pozostawili pewnej nocy pod pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego, stojącym w tamtych latach przy Pałacu Saskim, w którym swoją siedzibę miał Sztab Generalny Wojska Polskiego. To zadecydowało, że komitet organizacyjny, w którego skład wchodzili m.in. Stefan Żeromski i gen. Józef Haller, wybrał kolumnadę owego pałacu za miejsce budowy polskiego Grobu Nieznanego Żołnierza. Stanął on w 1925 r.
Kolejne dyskusje dotyczyły sprawy, czyje ciało tam spocznie. Najpierw wybrano 15 pobojowisk, a następnie w drodze losowania (losował najmłodszy kawaler Orderu Virtuti Militari, ogniomistrz Buczkowski) wskazano na Lwów. Z kolei na osobę, która miała wskazać konkretną trumnę, wybrano Jadwigę Zarugiewiczową, polską Ormiankę z Kut nad Czeremoszem. Jej syn zginął pod Zadwórzem, "Polskimi Termopilami", gdzie w 1920 r. zaledwie 330 młodych ochotników powstrzymało armię Budionnego, ratując w ten sposób Lwów od zagłady. Prawie wszyscy oni zginęli, a wśród nich 19-letni Konstanty Zarugiewicz, uczeń szkoły średniej, "lwowskie orlątko", który za swe bohaterstwo już w 1918 r. został odznaczony Virtuti Militari. Jego grobu nigdy nie odnaleziono. Pani Zarugiewiczowa, kierując się instynktem macierzyńskim, wskazała na jedną z trzech trumien odkopanych z pobojowiska. Znajdowało się w niej ciało młodego żołnierza z licznymi ranami od kul. Nie miał on żadnej szarży, jedynie czapkę maciejówkę na głowie zamiast hełmu, co wskazywało, że był ochotnikiem. Ciało to 1 listopada 1925 r., w siódmą rocznicę wybuchu powstania lwowskiego, przewieziono do Warszawy. W czasie pochówku, w obecności prezydenta i najwyższych władz, ks. Antoni Szlagowski (późniejszy biskup) powiedział: "Kim jesteś ty? Nie wiem. Gdzie dom twój rodzinny? Nie wiem. Kto twoi rodzice? Nie wiem i wiedzieć nie chcę i wiedzieć nie będę, aż do dnia sądnego. Wielkość Twoja w tem, żeś nieznany".
Dlatego tym bardziej gorzko brzmią słowa listu otwartego stowarzyszeń kresowych i kombatanckich do ministra obrony narodowej Bogdana Klicha: "Z ubolewaniem stwierdzamy, że od pewnego czasu, podczas uroczystości państwowych (m.in. ubiegłorocznego Święta Niepodległości i tegorocznego dnia Wojska Polskiego) w czasie apelu poległych przy grobie Nieznanego Żołnierza - nie są wzywani do apelu Obrońcy Lwowa i żołnierze walczący o Polskę na Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej. Nie przypuszczamy, aby czynniki odpowiedzialne za przygotowanie listy pól bitewnych nie posiadały stosownej wiedzy historycznej. Tej wiedzy dostarczają umieszczone wokół Grobu Nieznanego Żołnierza tablice, na których wyszczególnione są miejsca chwały polskiego oręża; również te za naszą obecną wschodnią granicą. Widnieje na nich także Krzyż Virtuti Militari przyznany za najwyższe zasługi w obronie Ojczyzny zbiorowemu bohaterowi: miastu Lwów. Czy zasługi te w czymkolwiek umniejszać może fakt, ze Lwów znajduje się obecnie poza granicami Polski? Pozostaje nam domniemywać, że przyczyną obecnego stanu rzeczy i wybiórczego potraktowania poległych podczas uroczystych apeli, są niczym niewytłumaczalne dla nas zabiegi o poprawność polityczną za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną miałyby być: prawda historyczna i szacunek dla ofiary życia naszych przodków walczących o Polskę".
Gorzka była też nieobecność prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego na dzień 1 listopada br., czyli na 90. rocznicę wybuchu powstania "orląt", do Lwowa nie był łaskaw zaprosić bawiący tam Wiktor Juszczenko. Prezydent III RP nie zapalił więc znicza na mogiłach polskich bohaterów. O bohaterach tych nie ma też żadnej wzmianki na stronie internetowej kancelarii prezydenckiej, ani w komunikacie z ostatniego spotkania min. Łopińskiego z ambasadorem Ukrainy, ani ze spotkania obu prezydentów w Doniecku. Za to dużo jest informacji o prezydenckiej trosce o Euro 2012. Co do mistrzostw piłkarskich, to w pewnym mieście na Wołyniu jest boisko zbudowane na zrównanym z ziemią polskim cmentarzu. Świetnie nadawałoby się ono na rozegranie meczu inaugurującego owych mistrzostw.
Za: Blog ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 12 listopada 2008