Bliski współpracownik Bronisława Komorowskiego kieruje żydowską lożą w Warszawie, skupiającą wpływowych naukowców, dziennikarzy i polityków.
Synowie Przymierza
Tydzień przed Wielkanocą odbyła się manifestacja przeciwko budowie na warszawskiej Ochocie meczetu. To pierwsza tak głośna akcja dotycząca problemu, który w zachodniej Europie od dawna rozbudza emocje. Ale zwolennicy powstania muzułmańskiej świątyni w stolicy Polski nieoczekiwanie znaleźli wsparcie w pewnej organizacji, o której istnieniu większość Polaków nie ma pojęcia, choć skupia znaczące postaci życia publicznego.
Otóż zaraz po manifestacji ukazało się oświadczenie B’nai B’rith Polin, przedstawiającego się jako „stowarzyszenie polskich Żydów”. W oświadczeniu czytamy, że „protest przeciwko budowie meczetu w Warszawie jest niezrozumiały i niczym niewytłumaczalny. Rozbudzanie nastrojów antyarabskich w niczym nie różni się od podsycania antysemityzmu. (…) Ten obecny protest nielicznych – na szczęście – warszawiaków jest jak przeniesiony z czasów nawoływań do pogromów antyżydowskich przed stu laty w carskiej Rosji czy czasów tworzenia imperium Hitlera w III Rzeszy”. Na koniec B’nai B’rith Polin wzywa protestujących, by „przestali kalać dobre imię Polaków i Polski, kraju szczycącego się tysiącletnią tradycją tolerancji”.
Oświadczenie opublikował w całości stołeczny dodatek „Gazety Wyborczej”, nie informując jednak czytelników, czym jest owo stowarzyszenie. Tymczasem założone w 1846 r. w Nowym Jorku B’nai B’rith (po hebrajsku: Synowie Przymierza) to najstarsza i bodaj najbardziej wpływowa żydowska organizacja na świecie. Oficjalnie przedstawia się jako ruch filantropijny i oświatowy, w dodatku neutralny w kwestiach religijnych i politycznych – ale to samo zawsze mówiła o sobie europejska masoneria, co nie przeszkadzało jej w odgrywaniu istotnej roli politycznej i w walce z Kościołem katolickim. To porównanie nie jest zresztą przypadkowe, gdyż B’nai B’rith zorganizowana jest właśnie tak jak masoneria – jej członkowie skupiają się w lożach. Członków jest ok. pół miliona w 58 krajach.
Spotkanie w ambasadzie
Polski oddział tej organizacji – B’nai B’rith Polin – istnieje niespełna 3 lata, choć tradycje ma znacznie starsze. Pierwsze loże na ziemiach polskich powstały pod koniec XIX w., a w II RP istniało aż 10 lóż. Końcem ich działalności był listopad 1938 r., kiedy to prezydent Ignacy Mościcki wydał dekret o rozwiązaniu organizacji masońskich, do których została zaliczona także B’nai B’rith.
Istniejąca obecnie B’nai B’rith Polin powstała we wrześniu 2007 r. Nie pisały o tym gazety, nie informowała telewizja, ale wzmiankę na ten temat można znaleźć na stronie internetowej Ambasady USA w Polsce. Warto zacytować ją w całości, bo jest bardzo wymowna: „9 września przy okazji otwarcia nowej loży B’nai B’rith w Warszawie ambasador Victor Ashe spotkał się z działaczami tej organizacji – prezesem Moishem Smithem i wiceprezesem Danem Mariaschinem. Omówiono m.in. sprawę ustawodawstwa dotyczącego zwrotu mienia oraz kwestie związane z Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Otwarcie warszawskiej loży B’nai B’rith oznacza odrodzenie się tej organizacji żydowskiej w Polsce po niemal 70 latach nieobecności”.
Pierwszym prezydentem polskiego oddziału B’nai B’rith został prof. Andrzej Friedman, lekarz-neurolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Wojewódzkiego Szpitala Bródnowskiego, a przy tym syn Michała Friedmana, dawnego politruka LWP i szefa Wydawnictwa MON, który po usunięciu z wojska (w stopniu pułkownika) i z partii w 1968 r. został czołowym tłumaczem literatury hebrajskiej i jidysz.
Ulubiony dziennikarz marszałka
Znacznie ciekawsza jest jednak postać obecnego prezydenta B’nai B’rith Polin, który podpisał wspomniane oświadczenie w sprawie meczetu, ale także wcześniejsze, ze stycznia br., w którym ostro skrytykowano biskupa Tadeusza Pieronka za głośny wywiad dotyczący holokaustu. Otóż od lutego 2009 r. prezydentem tym jest znany dziennikarz Jarosław J. Szczepański. Od połowy lat 70. pracował w „Expressie Wieczornym”, gdzie zajmował się tematyką gospodarczą, zwłaszcza górnictwem. W 1981 r. był szefem działu informacyjnego „Tygodnika Solidarność”, później współpracował z podziemnymi strukturami związku na Śląsku, dzięki czemu w 1989 r. znalazł się przy „okrągłym stole” jako sekretarz strony „solidarnościowej” w podzespole górniczym. Niedługo potem wrócił do „Tygodnika Solidarność” – już jako sekretarz redakcji – ale nie na długo, bo ostentacyjnie odszedł stamtąd, gdy kierownictwo gazety objął Jarosław Kaczyński. Od początku lat 90. związany był z Telewizją Polską, a w latach 1997-2000 przebywał w USA, gdzie jego żona, również znana dziennikarka Dorota Warakomska, była korespondentką TVP. Po powrocie do kraju Szczepański został wiceszefem Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i choć w 2002 r. stracił posadę na Woronicza, to wrócił tam już po dwóch latach – tym razem jako rzecznik prasowy nowego prezesa Jana Dworaka, starego znajomego jeszcze z początku lat 80. (Dworak był wówczas sekretarzem redakcji „Tygodnika Solidarność”, którą kierował Tadeusz Mazowiecki).
Gdy Dworaka w TVP zastąpił Bronisław Wildstein, Szczepański ostatecznie odszedł z telewizji. Niedługo potem, na początku 2007 r., jego nazwisko znalazło się w raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych – jako niejawnego współpracownika WSI. Podczas pracy w TAI miał on informować WSI o „planach w zakresie zmian personalnych co do zagranicznych korespondentów TVP”, a po opuszczeniu telewizji „oferował WSI gotowość infiltracji »Rzeczpospolitej« lub »Wprost« bądź »innej związanej z jego profesją instytucji«”. On sam stanowczo zaprzeczył tym informacjom, wytoczył proces sądowy Ministerstwu Obrony Narodowej (sprawa jeszcze się nie skończyła), opublikował też list otwarty do prezydenta Kaczyńskiego. Do dziś twierdzi, że jego współpraca z WSI polegała tylko na tym, że w 2002 r. na prośbę znajomego oficera z ataszatu wojskowego w Waszyngtonie przywiózł z Rosji zakupiony w księgarni komplet map jeziora Bajkał i okolic, gdzie przebywał na urlopie.
Kilka tygodni po publikacji raportu ówczesny wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski zatrudnił Szczepańskiego jako swojego doradcę medialnego. Polityk PO mówił wówczas: „z Jarosławem Szczepańskim znam się od stu lat”, przekonywał: „mamy do siebie zaufanie, poza tym ma świetną opinię”, trudno jednak nie dostrzec w tym geście wyraźnej deklaracji politycznej: oto jedyny polityk Platformy, który od początku konsekwentnie sprzeciwiał się likwidacji WSI, zatrudnił dziennikarza oskarżonego o współpracę z tymi służbami. Co więcej, gdy jesienią 2007 r. Komorowski został marszałkiem, od razu powołał Szczepańskiego na stanowisko szefa Biura Prasowego Kancelarii Sejmu. Nie pełnił tej funkcji długo, bo zaledwie pół roku, ale nawet w tak krótkim czasie „zasłynął” odebraniem stałych przepustek dla dziennikarzy niektórych mediów, w tym „Naszej Polski”, „Naszego Dziennika”, „Tygodnika Solidarność”, telewizji Trwam (nasza redakcja wystosowała wówczas protest do marszałka Sejmu).
Profesor od ateizmu
Od początku funkcjonowania B’nai B’rith Polin jej wiceprezydentem jest prof. Jan Woleński (właściwie Hertrich-Woleński), filozof i logik z UJ, w latach 1965-1981 członek PZPR, później związany z „Solidarnością”. W czasach głębokiego PRL działał w urzędowym, antykatolickim Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, dziś zasiada w Komitecie Honorowym Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów – organizacji o podobnym charakterze, która od kilku lat propaguje m.in. „śluby humanistyczne”, czyli ateistyczne parodie religijnych ceremonii ślubnych (także jednopłciowych). W maju 2007 r. prof. Woleński był jednym z założycieli krakowskiego Ruchu na rzecz Demokracji, zainicjowanego przez Kwaśniewskiego, Wałęsę i Olechowskiego przeciwko rządom PiS. Dał się poznać również jako zagorzały przeciwnik lustracji – napisał nawet na ten temat książkę pt. „Lustracja jako zwierciadło”.
Tropiciel antysemitów
W zarządzie B’nai B’rith Polin znajdziemy także inną charakterystyczną postać elity III RP. Sergiusz Kowalski – bo o nim mowa – to jeden z najostrzejszych publicystów z kręgu „Gazety Wyborczej”, bez wahania i bez umiaru zarzucający przeciwnikom politycznym antysemityzm i ksenofobię, nazywający ich „czarną sotnią”, „ciemnogrodem” itp. W 2003 r. Kowalski wraz z pisarką Magdaleną Tulli opublikował książkę pt. „Zamiast procesu. Raport o mowie nienawiści”, zawierający liczne cytaty z prasy prawicowej (w tym z „Naszej Polski”), w których autorzy doszukali się antysemityzmu. Wśród „oskarżonych” przez parę Kowalski-Tulli znaleźli się liczni kapłani katoliccy z Prymasem Glempem na czele, arcybiskupami Michalikiem i Majdańskim, biskupami Lepą i Stefankiem. Taka „bezkompromisowość” Sergiusza Kowalskiego, rzadka nawet na tle środowiska „GW”, do złudzenia przypomina postawę jego dziadka, Władysława Kowalskiego ps. „Grzech”, członka władz Komunistycznej Partii Polski, szybko jednak usuniętego i potępionego przez Komintern za ultralewicowe sekciarstwo.
Ludzie z cienia
W obecnym zarządzie B’nai B’rith Polin znajdziemy też dwie inne, mniej znane, ale jakże charakterystyczne osoby. Funkcję skarbnika pełni Agnieszka Milbrandt, dyrektor Społecznej Szkoły Podstawowej nr 30 i Społecznego Gimnazjum nr 5 w Warszawie, a równocześnie skarbnik Towarzystwa Oświaty Niepublicznej, skupiającego dyrektorów prywatnych szkół z całej Polski. Natomiast sekretarzem zarządu B’nai B’rith Polin jest dr Jonathan Britmann, psycholog pracujący w Szpitalu Psychiatrycznym w Tworkach i wykładający na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, pochodzący zaś z Izraela, gdzie był funkcjonariuszem służb specjalnych. Korzystając ze swoich doświadczeń, Britmann założył w Polsce Izraelską Akademię Treningu Walki „Sayeret” zajmującą się doradztwem i szkoleniem w zakresie bezpieczeństwa i ochrony firm. Ten wszechstronny Izraelczyk jest także redaktorem naczelnym magazynu internetowego „Forum Żydów Polskich”.
Warto też wymienić kilka nazwisk spośród tych założycieli polskiej loży B’nai B’rith, którzy nie występują oficjalnie jako członkowie jej władz. Mamy tu więc np. byłych posłów Jana Lityńskiego (z Unii Wolności) i prof. Pawła Śpiewaka (z PO), byłego wiceministra spraw zagranicznych, obecnie ambasadora w Hiszpanii Ryszarda Schnepfa, dyrektora tworzonego Muzeum Historii Żydów Polskich Jerzego Halbersztadta, a nawet Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, katolickiego księdza i wykładowcę KUL, który swego czasu „odkrył” swoje żydowskie pochodzenie i od tej pory jest ulubieńcem arcybiskupa Życińskiego. Towarzystwo ciekawe, a przede wszystkim jakże wpływowe…
Paweł Siergiejczyk
Za: Nasza PolskaZa: http://www.bibula.com/?p=20601
Nadesłał: "RG"