Nie widać żadnej głębszej refleksji na temat kondycji naszego państwa z miesiąca na miesiąc redukującego swoje konstytucyjne zobowiązania wobec społeczeństwa. Nie niepokoi fakt, że w poszukiwaniu ratunku dla rosnącej jak na drożdżach dziury budżetowej rząd gotów jest zrobić wszystko, by oddalić własną katastrofę. Przykładem jest choćby pomysł - sprzedaży miliona hektarów polskiej ziemi, która trafi w obce ręce, a nie do polskiego rolnika pozbawionego gotówki i kredytów na jej zakup. Jak zwykle u nas zarobią zagraniczni spekulanci, którzy po wprowadzeniu przez UE w 2016 r. zasady wolnego obrotu ziemi zakupione polskie hektary będą mogli z zyskiem odsprzedać. Odsprzedać komu tylko zechcą, i to bez jakichkolwiek ograniczeń. Rząd nie podejmuje żadnej merytorycznej dyskusji na temat gospodarczych czy finansowych zagrożeń, a wszelką krytykę odbija jako "polityczny", nieuzasadniony atak.
Opozycja, za sprawą nieprzychylnej, a nawet wrogiej postawy większości mediów, które to wraz z władzą tworzą wspólną linię frontu, nie jest w stanie wypełniać swojej demokratycznej funkcji w państwie, czyli obserwatora i krytyka poczynań rządu. Można odnieść wrażenie, graniczące z pewnością, że prawdziwej opozycji, ma nie być w ogóle. Takie jest pragnienie władzy, mediów, oligarchów, rodzimych i obcych służb oraz wielu zaczadzonych propagandą obywateli. Tworzy się przedziwny, niedemokratyczny model państwa, na wzór Rosji, w którym opozycja pozbawiona jakiegokolwiek wpływu na politykę rządu traktowana jest jako największe zagrożenie.
Bezrefleksyjność znacznej części społeczeństwa bierze się z braku wiary w możliwość wpływu na własne państwo. Przypomina to tę bezradność z lat komuny. Ale nie brakuje igrzysk. Huczne obchody 30-lecia "Solidarności", która walczyła o wolność, dziś sprowadzają się do akademii, koncertów i do remontu historycznej sali BHP, gdzie w końcu sierpnia 1980 r. stoczniowcy podpisali porozumienie z komunistycznym rządem. Stoczniowcy, zwykli robotnicy pamiętający tamte dni, mają rzeczywiście prawo do dumy ze swojej patriotycznej postawy, ale nie mają już swoich stoczni, zakładów pracy, silnych związków zawodowych. „Solidarnościowe” elity pogodziły się z decyzjami Unii Europejskiej. W podziale pracy dla nowych członków UE Polska ma być krajem ludzi żyjących z handlu, usługi lokalnej administracji. Produkcja jest zastrzeżona dla krajów bogatszych i wpływowych.
Hipermarkety wyprowadzają zyski
Każdego roku zagraniczne sieci hipermarketów wyprowadzają z Polski ok. 40 mld zł zysku. Robią to bardzo umiejętnie. Z jednej strony kupują po zawyżonych cenach towary ze swoich krajów (wysoki koszt pomniejsza dochód, od którego liczone są podatki, o ile w ogóle są płacone), z drugiej zaś strony narzucają niskie ceny polskim dostawcom towarów, decydując o poziomie cen na rynku wewnętrznym. Dostawcom płacą, gdy towar zostanie sprzedany, często w ratach oraz po potrąceniu obowiązkowej opłaty za reklamę i inne wymyślone usługi własne.
W tym czasie "polskie" media mogą przekazać z nieukrywaną radością, w ramach tzw. michałków gospodarczych, że najbogatszym Francuzem... został w tym roku Gerard Mulliez, twórca sieci handlowej Auchan. Tylko ten jeden Francuz, któremu państwo polskie pomogło stworzyć warunki do biznesu, posiada osobisty majątek wartości 15 mld euro. Tuż za tym biznesmenem od międzynarodowego handlu, handlu, który nie tworzy żadnego potencjału gospodarczego, technologicznego ani żadnego knowhow, uplasowali się: właściciel sieci handlowej - także wyraźnie obecnej w Polsce - Bernard Arnault, kontrolujący sieć sklepów Carrefour, i Lihane Bettencourt, największa akcjonariuszka sieci L’Oréal. Nie wiadomo, jaki majątek ma Portugalczyk..., właściciel sieci Biedronka, który konsekwentnie buduje swoje, wcale nie takie małe, sklepypawilony w powiatowych i gminnych miasteczkach Polski, wypierając ostatnie parterowe sklepiki, które były jedynym miejscem zatrudnienia dla właścicieli i ich rodzin. Turyści omijają już te sklepy, zaopatrując się w Biedronce.
Nie wierzą w propagandowe hasła
Interesem dla bogatych krajów UE jest nie tylko polski rynek - 38 mln konsumentów, ale i to, że Polacy mogą świadczyć pracę poza swoimi granicami. Rozwijają gospodarkę, powiększają konsumpcję, płacą podatki i w olbrzymiej większości pozostaną w kraju zarobkowania na zawsze. Z 2 mln 200 tys. Polaków w Wielkiej Brytanii powróciło do kraju tylko 60 tys., mimo kryzysu w Anglii i zapewnień polskiego rządu o wspaniałym rozwoju naszej gospodarki. Dziś już w propagandowe hasła nie wierzą. Mają kontakt z Polską i nie chcą zasilić armii 1 mln. 800 tys. bezrobotnych.
Do zniesienia ograniczeń pracy dla Polaków gotowi są już Niemcy. Wkrótce ruszy za Odrę pół miliona Polaków, informatyków, matematyków, inżynierów i innych specjalistów. Dla ludzi wykształconych na polskich uczelniach praca będzie w pierwszej kolejności. Bo naszą specjalnością w Unii, oprócz bycia zbiorowym konsumentem produktów obcego handlu i usług, jest dostarczanie na europejski rynek pracy młodych, wykształconych i porządnych w zasadzie ludzi. Wychowanych w katolickich rodzinach, w tradycyjnej jeszcze kulturze, z gruntu uczciwych i pracowitych, ale także głęboko nieszczęśliwych, bo pozbawionych własnych politycznych elit, które zadbałyby o ich przyszłość w ojczystym kraju.
Wojciech Reszczyński - Nasz Dziennik
Za: http://www.aferyprawa.com/index2.php?p=teksty/pokaz&id=3650