Dziesiątki tysięcy Polaków wzięło udział w Marszu Niepodległości, który przemaszerował ulicami Warszawy 11 listopada br. w 93 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
Ta wielka narodowa demonstracja rozpoczęła się na Placu Konstytucji, a miejscem docelowym był pomnik Romana Dmowskiego stojący przy Placu na Rozdrożu, w sąsiedztwie Urzędu Rady Ministrów, Kancelarii Premiera, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Ministerstwa Edukacji Narodowej, oraz w pobliżu Ministerstwa Sprawiedliwości.
Tym bardziej dziwią jednostronne relacje mediów, które skupiały się wyłącznie na wydarzeniach dziejących się niejako na zapleczu Marszu Niepodległości, zupełnie pomijając wspaniałą demonstrację z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości.
Z perspektywy zwykłego uczestnika powyższego marszu, dramatyczny medialny przekaz nie miał nic wspólnego z rzeczywistą atmosferą panującą wśród jego uczestników.
A może właśnie o to chodziło, aby zafałszować, spłycić i skompromitować piękną ideę?!
Chuligańskie ekscesy, którymi tak raczyły nas media, miały przecież miejsce poza kolumną Marszu, niejako na jego marginesie, przed i po jego zakończeniu. Zapewne każdy uczestnik Marszu Niepodległości miał nieodparte wrażenie, że demonstracja, w której uczestniczył, oraz przekaz medialny, odnosiły się do dwóch zupełnie innych wydarzeń.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wszyscy prowokatorzy i chuligani powinni zostać surowo ukarani. Zwłaszcza wobec jednoznacznych słów Premiera wypowiedzianych w czasie odpowiedzi na pytania w Sejmie o "ataku polskich chuliganów w szalikach klubowych na policjantów" oraz o popierających ich politykach. Waga zarzutów i ranga osoby je wypowiadających, jak również ich adresat, powinny spowodować całkowite wyjaśnienie powyższej sprawy.
Odpowiednie służby państwowe muszą wyciągnąć wnioski wobec spełnionych, niestety, zapowiedzi uczestnictwa w planowanych burdach niemieckich uczestników, oraz odpowiedzialności tych, którzy takich "gości" do Polski zaprosili.
Przecież wśród zatrzymanych przeszło 200 chuliganów, prawie połowa to cudzoziemcy.
Również wielką odpowiedzialność za zaistniałą sytuację ponoszą władze Warszawy, skoro wydały pozwolenia na zapowiadane lewicowe demonstracje, czy marsze, które w założeniu i z premedytacją miały blokować legalny Marsz Niepodległości.
Stanowiło to niejako akceptację i przyzwolenie na działania z możliwymi do przewidzenia i widocznymi obecnie skutkami. Wydaje się oczywiste, że również siły porządkowe nie stanęły na wysokości zadania. Stwierdzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, że zagraniczni uczestnicy lewicowych organizacji byli obserwowani, wydaje się zupełnie nie na miejscu i, delikatnie mówiąc, zupełnie nie wystarczające.
Wyraźnie zabrakło działań prewencyjnych i zabezpieczających legalny Marsz Niepodległości.
Wnioski jakie należy bezwzględnie wyciągnąć po tegorocznym Marszu Niepodległości powinny kategorycznie odrzucać, pojawiające się niestety, sugestie ograniczania praw obywatelskich w kontekście zgromadzeń publicznych, ale iść w kierunku przestrzegania i egzekwowania prawa oraz działań prewencyjnych, co przy dzisiejszych możliwościach technicznych jest możliwe i konieczne.
Z drugiej strony należy odrzucić, pojawiające się, zbyt zachowawcze, ostrożne i karkołomne ostrzeżenia przed organizowaniem podobnych demonstracji w przyszłości ze względu na możliwą prowokację.
Trzeba oczywiście maksymalnie zabezpieczyć się przed takim zagrożeniem, choćby poprzez wzmocnienie własnych służb porządkowych, jednak nie wolno ustępować przed szantażem, groźbami, czy lewicowymi bojówkami z Niemiec.
Bo to przecież my, Polacy, jesteśmy u siebie, we własnej Ojczyźnie i nie możemy się lękać demonstrować przywiązania do wartości narodowych i patriotycznych!
W tegorocznym Marszu Niepodległości uczestniczyli również licznie przybyli członkowie i sympatycy Ligi Polskich Rodzin, a przedstawiciele Zarządu Głównego, na zakończenie Marszu, złożyli biało-czerwony wieniec pod pomnikiem Romana Dmowskiego.
Powyższe próby zakłócania narodowej uroczystości przez organizacje lewicowe i Niemców stanowią jednak pewną analogię, mają bardzo ważne odniesienie do wydarzeń historycznych sprzed 93 lat.
W listopadzie 1918 roku również Niemcy, przy pomocy lewicy, chcieli pozbawić Polskę owoców zwycięstwa w kończącej się wojnie. W tym właśnie celu przywieźli, specjalnym pociągiem, Józefa Piłsudskiego i oddali mu władzę, aby wykluczyć Polskę z obozu państw zwycięskich w I wojnie światowej i zachować swoje wpływy w postaci marionetkowych, od nich zależnych rządów.
Demonstracje narodowe uniemożliwiły ten niemiecki plan, wymuszając zerwanie stosunków dyplomatycznych z Niemcami i odesłanie ambasadora Kesslera do Berlina, a gdy tylko pojawił się w Polsce przedstawiciel Komitetu Narodowego Polskiego Ignacy Paderewski, zaraz został premierem.
Polska pozostała wśród państw antyniemieckiej koalicji, co w konsekwencji doprowadziło do odzyskania niepodległości.
Jak widać, historia jest istotnie nauczycielką życia, bądźmy więc pojętnymi uczniami i korzystajmy z mądrości naszych narodowych przywódców i wychowawców.
Musimy uważać, aby w dobrej wierze nie zaciągnąć się pod sztandar spadkobierców tradycji PPS Frakcji Rewolucyjnej taktycznie operujących hasłem "niepodległości" z niemieckiego nadania.
Witold Bałażak
Za: http://www.lpr.pl/?sr=!czytaj&id=6879&dz=kraj&x=0&pocz=0&gr=
Nadesłał: Ryszard