Z całą moją sympatią dla popularnego "URzeta", którego czytuję co tydzień, uważam że jego autorzy powinni trzymać się jak najdalej od tematyki wojskowej - dowodem choćby niedawne wypociny red. Talagi. Niestety, redakcja postanowiła wypowiedzieć się na ten temat jeszcze raz, choć tym razem ustami Artura Bilskiego, porucznika rezerwy i autora poczytnych książek o tematyce około wojskowej - choćby "Polskiej armii na posyłki". Problem w tym, że tekst Bilskiego, zamieszczony w 85 numerze "Uważam Rze", to zbiór stwierdzeń fałszywych, lub opartych na nieprawdziwych informacjach, mocno nacechowany serwilizmem wobec zagranicznych koncernów, a w dodatku... kompletnie wewnętrznie sprzeczny. Mówiąc szczerze - po pierwszym przeczytaniu miałem wrażenie, że autorem jest albo ktoś cierpiący na schizofrenię, albo autorów jest dwóch - o sprzecznych poglądach.
Tak "bilsko", a tak daleko...
Głównym bohaterem tekstu por. Bilskiego jest państwowa Grupa Bumar - zrzeszenie polskich producentów zbrojeniowych i maszynowych. Krytykę Bumaru (w rozumieniu jako całości grupy, a nie spółki o nazwie "Bumar") autor zaczyna od przytoczenia ubiegłorocznej straty wynoszącej 500 milionów złotych. Bilski uważa to za główny powód, dla którego państwo polskie nie powinno inwestować w grupę skupiającą niegdyś ok. 20 mniejszych spółek (obecnie większość z nich zostało połączonych). Bilski uważa też, że Bumar cierpi na "brak inwestycji w nowe technologie i zanik eksportu".
W związku z powyższym rodzi się pytanie: jak Bilski wyobraża sobie inwestycje w nowe technologie w sytuacji minimalnego wkładu państwa w rozwój spółki? I kto ma kupować sprzęt wojskowy, którego nie wykorzystuje nawet własna armia? Por. Bilski nawołując do swego rodzaju "bojkotu" Grupy Bumar i jej produktów zapomina, że stan firmy jest efektem dokładnie takiej samej, "bojkotowej" polityki, którą od 2007 roku prowadzą rządy Donalda Tuska. Samo istnienie Grupy Bumar, i jej ciągły rozwój, jest efektem programu, który zapoczątkował minister obrony narodowej, śp. Aleksander Szczygło. Programy stworzenia Grupy, oraz włączenia jednostek specjalnych wojska do Dowództwa Wojsk Specjalnych, były świadectwami kompetencji ministra, których zabrakło poprzednikowi ("Radkowi" Sikorskiemu) i następcy (Bogdanowi Klichowi). Cud jedynie sprawił, że Klich, kompletny ignorant w dziedzinie wojskowości, zdecydował się te dwa programy kontynuować. Jednakże sam program nie wystarczy, i brak zamówień ze strony rządu spowodowały niedofinansowanie Bumaru, a w efekcie - pół miliarda straty.
Bilski nie ma jednak racji pisząc o "braku inwestycji w nowe technologie". Od 2005 roku doszło do niemal całkowitej wymiany oferty spółki, wdrażane są nowe technologie produkcji, jak i produkty nowszych generacji. Dowodami są nie tylko zaprezentowana w 2010 roku platforma ANDERS, ale też rozpoczęcie budowy nowej fabryki amunicji, i nowej fabryki broni strzeleckiej. Podobnie jest z kwestią "zaniku eksportu" - czołgi PT-91Ex znalazły się w uzbrojeniu Malezji, wygrały też anulowany przetarg w Peru. Również w Peru (i również w anulowanym przetargu) Bumar był częścią konsorcjum (wraz z izraelskim Rafael i amerykańskim Northrop-Grumman), które wygrało przetarg na dostawę kompleksowego systemu obrony przeciwlotniczej. Należy przy tym zauważyć, że ogólnoświatowa tendencja powoduje, że Bumarowi trudno skutecznie zareklamować swoje produkty, gdyż większość z nich nie jest wykorzystywana przez Wojsko Polskie. Zagraniczne koncerny tymczasem, podstawę swoich dochodów uzyskują ze sprzedaży wewnętrznej (nie zagranicznej) i są nieustannie wspomagane przez własne rządy - choćby przez obecność wysokich oficerów na ekspozycjach targowych. W Polsce takiego podejścia brak, czego przykładem tekst por. Bilskiego.
"Tarcza", "tarczy" nierówna
Dalsza krytyka Bumaru w wykonaniu por. Bilskiego skupia się wokół nieudanych projektów spółki, oraz nadchodząchych projektów. Wszystkie wyssane z palca. Bo co można powiedzieć o zarzutach wobec Bumaru, które dotyczą projektu budowy korwety Gawron? Co prawda później Bilski reflektuje się, że za Gawrona odpowiada Stocznia Marynarki Wojennej, ale krytyka projektu znów sprowadza się do wskazania "braku środków i technologii" w Stoczni, bez podania winnych tego stanu. Wracając jednak do Bumaru, autor twierdzi, że MON Tomasza Siemoniaka ma rzekomo zlecić spółce wykonanie dwóch projektów (o łącznej wartości 40 mld. zł.): "tarczy antyrakietowej" i "narodowego programu pancernego". Nic tylko usiąść i płakać...
Bilski w swoim artykule nie odróżnia bumarowskiej "Tarczy Polski", od wspomnianej "tarczy antyrakietowej" - enigmatycznego projektu forsowanego niegdyś przez George'a W. Busha, a obecnie naszego, pożal się Boże, Bronisława Komorowskiego. Projektu, którego wpływ na bezpieczeństwo Polski będzie pewnie zerowy. Należy wyraźnie zaznaczyć - "Tarcza Polski" jest systemem kompleksowej obrony przeciwlotniczej. W dodatku, nie jest to jakiś miraż na horyzoncie, któremu zagraża "brak technologii" (główny zarzut Bilskiego) - elementy tego systemu już istnieją, a to czego nie wyprodukuje Bumar i polscy kooperanci będzie sprowadzone zza granicy. Bo cechą charakterystyczną "TP" jest możliwość współdziałania z uzbrojeniem pochodzącym z różnych źródeł: w projekcie peruwiańskim (który ma dużo wspólnych elementów z "TP") było to wyposażenie amerykańsko-izraelskie, w docelowej "Tarczy" ma być to sprzęt francusko-niemiecki.
Tymczasem zarzuty Bilskiego dotyczą nie tyle projektu Bumaru (która to "Tarcza" nie potrafi zdobyć zainteresowania polskiego rządu od kilku lat), lecz projektu Komorowskiego. Bilski tej różnicy nie wyłapuje. To właśnie na BBN-owską tarczę mają zostać przekazane pieniądze z budżetu, a udział w niej Bumaru nie jest przesądzony, gdyż jej budowa ma być "podzielona na kilka etapów", a dostawcy będą wybierani w przetargach. Wygląda więc na to, że zamiast jednego systemu, zdolnego do współdziałania z NATO-wskimi systemami obrony, będziemy mieli do czynienia z kilkoma różnymi rozwiązaniami, co jest szczególnie niekorzystne choćby ze względu na kwestie zaopatrzeniowe. Bilski zamiast więc wskazywać realne problemy z nadchodzącą budową nowego systemu obrony przeciwlotniczej, krytykuje krajowego producenta, którego projekt prawdopodobnie nigdy nie zostanie wcielony w życie. Skąd taka postawa u porucznika rezerwy, nie wiadomo.
Niemniej o ile wcześniejsza krytyka Bumaru przez Bilskiego była może oparta na nieprawdziwych przesłankach, ale jednak w pewnym stopniu była sensowna i zrozumiała, o tyle kiedy Bilski zaczyna krytykować "program pancerny" to osiąga szczyty absurdu - a zorientowany w temacie czytelnik ma okazję do śmiechu. Na początku autor podaje rzekome kwoty zakupu czołgu ekspedycyjnego ANDERS produkcji Bumaru. Skąd Bilski wziął te 15 milionów złotych? Nie wiadomo, wszak ANDERS to na razie prototyp modułowego pojazdu bojowego, i na dzień dzisiejszy składa się z jednego podwozia i czterech rodzajów wież strzeleckich. I nikt nie wie kiedy ANDERS zostanie wprowadzony do produkcji. Pojawia się jednak kolejne pytanie: co ma ANDERS do "programu pancernego" MON, na który ma być wyłożone (wg Bilskiego) 20 milionów złotych?
Leopard przeciw Leopardowi, i Abrams z Hollywood
Odpowiedź znajduje się w następnym akapicie tekstu, w którym autor, powołując się na dziennik "Rzeczpospolita", twierdzi, że z inicjatywy Waldemara Skrzypczaka (byłego generała służby czynnej, autora krytykowanego przez Bilskiego "narodowego programu pancernego") MON zakupi 200 KTO Rosomak, oraz planuje zakupić "w Bumarze 500 czołgów i 1 tys. gąsienicowych bojowych wozów piechoty" (pisownia oryginalna). A jakież to czołgi i bwp ma zakupić MON w Bumarze? PT-91 i BWP-1M Puma, odrzucone przez MON na początku urzędowania Siemoniaka? Przecież celem "programu pancernego" Skrzypczaka ma nie być zakup nowych polskich czołgów, lecz modernizacja posiadanych przez Polskę Leopardów 2A4. Czyżby Bilski znowu nie miał pojęcia o czym pisze? A może ta krytyka Bumaru za czyny niezawinione ma głębszy sens? Zobaczmy co Bilski pisze dalej.
Autor krytykuje posunięcia Skrzypczaka, które mają doprowadzić do rzekomego zakupu nieistniejących polskich produktów. Jednocześnie, jako remedium na braki w wojskach pancernych, wskazuje możliwość zakupu nowych, lub używanych, czołgów typu... Leopard. Tak, tych samych Leopardów, które intensywnie promuje Skrzypczak, tak krytykowany przez Bilskiego. Różnica w podejściu byłego pułkownika i w planach byłego generała polega na tym, że Skrzypczak planuje pewien udział polskich przedsiębiorstw w projekcie nowego Leoparda, a Bilski proponuje zakup gotowych czołgów. Może więc dlatego Bumarowi dostaje się od porucznika rezerwy w kontekście programu Skrzypczaka? Sęk w tym, że rzeczywisty udział polskiego przemysłu w czołgu nazwanym Leopard 2PL jest... minimalny. W koncepcji "minimalistycznej", która ma największe szanse zrealizowania, polskim elementem jest jedynie... kamera cofania. Nie pochodząca zresztą od Bumaru. W wersji bardziej spolonizowanej, i od początku określanej przez MON jako raczej niemożliwą do zrealizowania, Bumar ma dostarczyć jedynie automatyczną wieżyczkę Kobuz, oraz kilka elementów systemu kontroli ognia, pracy i łączności (pozostałe elementy elektroniczne w tym wariancie miałyby dostarczyć inne polskie przedsiębiorstwa). Reszta (a więc napęd, opancerzenie, uzbrojenie - wszystkie te elementy mają odpowiedniki polskie) ma pochodzić od koncernu Rheinmetall AG. Czyżby więc Bilskiemu przeszkadzał, "aż" tak "duży" udział narodowych przedsiębiorstw w "narodowym programie pancernym"? Może dla Bilskiego byłoby korzystniej, gdyby elektronikę również dostarczył Rheinmetall i jego poddostawcy? Bo już dziś wiadomo, że modernizacji naszych Leopardów 2A4 do standardu 2PL ma towarzyszyć wycofywanie czołgów T-72M oraz PT-91, na naprawach których zarabia Bumar. Czemu Bilski, tak zaniepokojony stanem polskiej armii, nie zapyta jaki jest sens modernizacji 30-letnich Leopardów, zamiast modernizacji PT-91 do standardu PT-91Ex? Nie jest tajemnicą, że model 2A4 jest ostatnim z tak zwanej "pierwszej generacji" Leoparda 2, a następne warianty zostały poddane dużym zmianom konstrukcyjnym (całkowicie nowa wieża). Wariant 2PL tak naprawdę ma być odpowiednikiem wariantu 2A6, tylko, że dużo droższym - ze względu na konieczność wykonania wielu zmian w strukturze istniejących maszyn. Tu Bilski ma rację - już lepiej zakupić używane Leopardy, gdyż wyjdzie to taniej. Nie to jednak stanowi treść krytyki Bilskiego, tylko rzekomy udział Bumaru w programie Skrzypczaka - który to zarzut jest zwykłym wymysłem.
Zresztą, Bilski o czołgach nie ma zielonego pojęcia. Wg niego na rynku międzynarodowym liczą się jedynie Leopard 2 i amerykański M1 Abrams, które, jak słusznie zauważa Bilski, były opracowywane przez całe lata 70. Autor nie wspomina jednak, że program MBT-70 (z którego wywodzą się Leopard i Abrams) był swego rodzaju amerykańsko-niemieckim Gawronem - podczas rozwoju tego "super-czołgu" utopiono masę pieniędzy, co spowodowało rozejście się dróg niemieckich i amerykańskich. Opracowane już samodzielnie Leopard 2 i M1 stanowią właściwie rozwiązania tymczasowe, które miały zniwelować finansowe straty (spowodowane projektem MBT-70), i pozwolić na opracowanie zdecydowanie lepszych konstrukcji - których nie ma do dziś. Mimo to, dla Bilskiego te konstrukcje stanowią pancerny "hi-tech", a Abrams, wg autora, "jest w stanie w pojedynkę poradzić sobie z kilkoma czołgami wroga naraz"!
Powyższy cytat, wzięty albo z filmu, albo gry komputerowej, świadczy, że Bilski nie powinien się wypowiadać na ten temat. Bilski swoją ocenę wywodzi z analizy wojen irackich, zapomina jednak, że wojska pancerne Saddama Husajna (składające się z chińskich czołgów Typ 54 i radzieckich T-72) zostały zniszczone przez lotnictwo USA, a to czego nie zniszczyły bomby wchodzi obecnie w skład wojsk "demokratycznego" Iraku. Zresztą dziwne jest, że Bilski w swoim tekście, pisząc o nowoczesnych czołgach nie wspomina ani słowem o brytyjskim Challengerze 2, ani izraelskiej Merkavie - zdaniem wielu będącej najlepszym czołgiem na świecie (którego twórcy, note bene, chwalili projekt ANDERS). Zamiast tego możemy przeczytać kolejną krytykę rosyjskiego T-90 i powiązanych z nim konstrukcji. I chociaż wspomniany przez Bilskiego generał Postnikow swoją krytykę wynosił raczej z pozycji politycznych (o czym już pisałem), to można (dla podtrzymania wątku) zgodzić się, że T-90 w obecnych czasach zaczyna się już starzeć. Jednakże istnieje też (zakupiona przez Indie) zmodernizowana wersja T-90S, oraz polski PT-91Ex Bumaru - również wywodzący się z czołgu T-72. I te konstrukcje mogą już konkurować z nowymi Leopardami. Dowodem tego choćby decyzja Singapuru o modernizacji swoich Leopardów 2A4 do standardu 2SG, po tym gdy zakończyły się dostawy malezyjskich PT-91M produkcji Bumaru. Zresztą - już podstawowa konstrukcja Abramsa (czołgu uważanego za lepiej opancerzony od Leoparda) mogła łatwo się poddać T-72: armata mniejszego kalibru, oraz tzw. wysoki profil, który powoduje większą widoczność i dużo mniejszą szansę na zrykoszetowanie pocisku.
Korupcja, ale kto kogo?
W ostatnich akapitach Bilski pisze: "Brakuje polskiej drogi w obronności, jest za to fascynacja zamieniona z sowieckiej na amerykańską". Problem w tym, że tekst Bilskiego nie próbuje wskazać tej "polskiej drogi", lecz jest nieuzasadnioną krytyką największej polskiej firmy zbrojeniowej i reklamówką amerykańskich i niemieckich czołgów. Sam Bilski, na początku swego tekstu, wspomina o korupcji przy zamówieniach dla wojska. Z kontekstu wynika, że chodzi o sprzęt produkcji polskiej, prawdopodobnie zamówienie na system łączności Fonet (produkcji ożarowskiego WB Electronics), który (w wersji uproszczonej) firma Harris produkuje dla armii USA (sama "afera" polega na tym, że firmy, w porozumieniu z 17 Brygadą Zmechanizowaną, całkowicie wyposażyły jeden pododdział w nowoczesny sprzęt, w celu dowiedzenia, że polscy producenci są w stanie produkować sprzęt najwyższej klasy - fakt ten wykorzystała Prokuratura Wojskowa, by zasłonić nielegalne działania w śledztwie smoleńskim).
Bilski szuka "polskiej drogi" i krytykuje polskich producentów, nie wspominając o prawdziwych aferach, które stały się udziałem dostawców zagranicznych. Przykład pierwszy z brzegu: bezzałogowe statki latające dla kontyngentu w Afganistanie, które wypożyczono (w cenie zakupu), co spowodowało znaczne utrudnienia wykorzystania ich w walce - to to słynne zamówienie, którego żądał gen. Skrzypczak, i które uważa za sukces. Albo też przetarg na F-16, których mamy 48 (miało być 60), nie działają jak trzeba, a przy okazji pozbyliśmy się zakładów produkcyjnych w Mielcu (do czego jeszcze musieliśmy dopłacić). Czemu Bilski, mający w dorobku książkę "Polska armia na posyłki", nie wskazuje tych gigantycznych nadużyć?
Już raz na tych łamach pisałem, że przemysł zbrojeniowy jest jednym z najbardziej upolitycznionych. Wolny rynek tu nie istnieje. I 99% osób, które mają z tym przemysłem związek, działa z upoważnienia (i z pieniędzy), któregoś z "wielkich graczy" - w tym wszelcy dziennikarze "zbrojeniowi". Zresztą - tekst porucznika Bilskiego w "Uważam Rze" został umieszczone w dziale "Biznes", a nie "Opinie" czy "Kraj". Tutaj każdy sobie rzepkę skrobie tak, by zyskać jak najwięcej. A najwięcej uzyskuje się skrobiąc dla kogoś pochwalne teksty, w których umieszcza się informacje nieprawdziwe, a czasem więc komiczne: choćby twierdzenia o tym, że dana konstrukcja potrafi sama pokonać kilka analogicznych maszyn wroga. Porucznik Bilski nie jest tu pewnie wyjątkiem, ale dla dobra debaty, którą chce przeprowadzać "Uważam Rze", przydałoby się gdyby porucznik wyjawił swoje sympatie, albo pracodawcę. Bo ja osobiście nie mam wątpliwości, że następnym dyskutantem będzie ktoś z otoczenia generała Skrzypczaka, który będzie udowadniał, że Bilski nie ma racji, a najlepszym rozwiązaniem dla polskiego wojska jest niemiecki Leopard.
Krzychuzokecia