Wedle powszechnie panującej opinii na szczeblu samorządowym załatwia się jedynie przyziemne potrzeby ludności, przez co radny, wójt, burmistrz czy urzędnik niższego szczebla może być wolny od dylematów światopoglądowych. Takie przekonanie jest z gruntu błędne. Wojna totalna, jaką siły promujące rewolucję wydały chrześcijaństwu, ogarnia każdą dziedzinę życia ludzkiego. Antykultura niszcząca cywilizację chrześcijańską wspierana dyrektywami i pieniędzmi płynącymi z Unii Europejskiej rozprzestrzenia się po całym kraju. Niepokojące trendy, wpływy lewackich idei i organizacji pojawiają się także w przestrzeniach, za które odpowiedzialność ponosi administracja samorządowa. Zjawisko to, mniej zauważalne w gminach wiejskich, oddalonych od wielkich metropolii, w dużych miastach, w których łatwiej o anonimowość oraz pieniądze rozdawane przez urzędników, jest na porządku dziennym.
Przykłady znajdujemy na każdym kroku: Malta Festival – impreza, która wypromowała w Polsce bluźnierczy spektakl Golgota Picnic – otrzymuje wsparcie między innymi od samorządu województwa wielkopolskiego; władze Warszawy na preferencyjnych warunkach wynajmowały do niedawna wydawcy „Krytyki Politycznej” położony w atrakcyjnym miejscu miasta lokal, dofinansowując tym samym w sposób pośredni ważny ośrodek lewackiej ideologii; ostatnio prezydent stolicy zwolniła z pracy dyrektora Szpitala Położniczo‑Ginekologicznego imienia Świętej Rodziny, gdy ten znalazł się na celowniku lobby aborcyjnego; władze lokalne sponsorowały liczne spotkania w ramach Żywej Biblioteki – cyklicznej imprezy szerzącej ideologię gender. Przykłady można by długo mnożyć. Wniosek za to nasuwa się jeden: samorządowcy również stoją na linii frontu w wielkiej wojnie cywilizacji życia z cywilizacją śmierci.
System demokratyczny, w którym żyjemy, obciąża wszystkich obowiązkiem wzięcia na siebie odpowiedzialności za rzeczywistość społeczno‑polityczną. Skoro przez dwadzieścia pięć lat istnienia rzekomo wolnej ojczyzny nie udało nam się wybrać ani jednego parlamentu, który stanąłby na gruncie budowy państwa opartego na wartościach chrześcijańskich, starajmy się przynajmniej zagwarantować sobie przyjazne, nieagresywne otoczenie.
Kto je zapewni? Burmistrz czy wójt – praktykujący katolik, świadomy, że wyborcy wymagają od niego nie tylko remontu drogi, ale także zagwarantowania szkoły niezagrożonej przez gender czy inne toksyczne ideologie naszych czasów.
Wprawdzie hasło: Katolik głosuje na katolika brzmi dla uszu człowieka współczesnego co najmniej gorsząco, jednak przyjęcie takiej zasady wydaje się obecnie jedynym sensownym rozwiązaniem. Oczywiście nie chodzi o głosowanie na każdego ochrzczonego, których nominalnie jest w Polsce ponad 95 procent, ale o ludzi, którzy poważnie traktują obowiązki płynące z Dekalogu i stosują je we własnej praktyce zawodowej oraz społeczno‑politycznej.
A jeśli ktoś zgorszony zawoła: – Dlaczego z góry przekreślać innych?! Są przecież tolerancyjni lewacy, rozmiłowani w życiu rodzinnym rozwodnicy, wstrzemięźliwi homoseksualiści, uduchowieni ateiści i tym podobni. Nieraz słyszymy takie argumenty z ust ludzi z uporem wierzących w istnienie szlachetnego dzikusa lepszego od dyżurnej dewotki biegającej do kościoła, a skłóconej ze wszystkimi sąsiadami – odpowiedzmy słowami znanego biskupa: Wszystko to być może, jednakże ja to między bajki włożę.
Adam Kowalik