Wszystko wydaje się zmierzać w dobrą stronę, ale nie łudźmy się, że złodzieje tak łatwo zwrócą nam skradzioną ćwierć wieku temu ojczyznę.
Jeżeli skorpion wyczuje, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia popełnia spektakularne samobójstwo. Uderza on kolcem jadowym gdzieś w okolice własnego głowotułowia, po czym pod wpływem działania jadu ginie zamieniając się w galaretowatą masę. Właśnie taką bezkształtna masę zaczyna przypominać partia rządząca z tym, że jad, który sobie sama, co chwilę aplikuje działa nieco wolniej niż w przypadku skorpiona.
Opowiedzenie się po stronie banków w konflikcie z frankowiczami doprowadziło do tego, że Platforma dorobiła się kilku milionów przeciwników, bo na tyle można szacować ofiary banksterów wraz z rodzinami.
Zaciekły atak na propozycję dopisania do wrześniowego referendum trzech dodatkowych pytań istotnych, dla co najmniej sześciu milionów obywateli to kolejna samobójcza porcja jadu zaaplikowana sobie na własne życzenie. Tymczasem prezydent jak stary polityczny wyga przeczekał spokojnie medialną wrzawę dziennikarskiej salonowej psiarni i te niedopisane pytania postanowił zadać w kolejnym referendum przeprowadzonym 25 października podczas wyborów parlamentarnych. Lepiej było się zgodzić na dopisanie pytań licząc na niską frekwencję i krótką pamięć Polaków, którzy o całym zamieszaniu do dnia wyborów pewni by już zapomnieli. Tymczasem wszystko odżyłoby w październikową wyborczą niedzielę, kiedy to i wyższa frekwencja zdaje się być zagwarantowana. Dlatego senat tak ochoczo i błyskawicznie przyklepujący referendum Komorowskiego tym razem będzie przeciw.
Także zafundowana Andrzejowi Dudzie krytyka zdaje się trafiać w próżnię, z racji tego, że ludzie pamiętają jeszcze decyzje o referendum ogłoszoną między pierwszą, a drugą turą wyborów przez spanikowanego widmem porażki Bronka. Obecny prezydent wyraźnie zadbał o to, aby jego decyzja poprzedzona była konsultacjami z przedstawicielami i reprezentantami tych sześciu milionów rodaków, którzy złożyli swoje podpisy sprzeciwiając się prywatyzacji lasów państwowych, obowiązkowi szkolnemu dla sześciolatków i wydłużeniu wieku emerytalnego do 67 roku życia. Tymczasem konsultacje Bronka ograniczyły się do nocnej narady z Wujcemi Lityńskim.
Podobnie sprawy mają się z tym całym objazdowym cyrkiem, w jaki przekształcił się gabinet Kopaczowej. Panika po wyborczej klęsce Komorowskiego kazała im natychmiast zapakować się do pociągów Intercity i bratać z ludem pracującym. Nikt nie pomyślał, że kontynuowanie tego maratonu z takim natężeniem niemal do końca października musi spowodować zmęczenie materiału, a efekt nowości i zaskoczenia zamieni się dość szybko w festiwal drwin, a na końcu wiać będzie totalną nudą. Nie pomogą nawet całe watahy Kraśków, Tadli, Kuźniarów i Lisów podbijających bębenek i udających orgazm na widok Kopaczowej i Miśka w pendolino. W tym objazdowym szaleństwie Kopaczowa nie zauważa, że coraz bardziej potrzebne są jej wizyty w lokalnych partyjnych strukturach. Już nie zwykłych Polaków trzeba mobilizować, ale własne środowisko partyjne. Są sygnały, że teren nie zaangażuje się w wybory tak jak tego oczekuje góra. Powodem są tak zwani spadochroniarze umieszczeni przez Kopaczową na listach wyborczych. No, ale jak się mówi to nie mój cyrk i nie moje małpy. Z dziką satysfakcją będę przyglądał się jak ten groźny kiedyś skorpion zdycha i przeobraża się w bezkształtną galaretę.
Wszystko wydaje się zmierzać w dobrą stronę, ale nie łudźmy się, że złodzieje tak łatwo zwrócą nam skradzioną ćwierć wieku temu ojczyznę.
Tekst opublikowany w Polsce Niepodległej
Nowy numer Warszawskiej Gazety już w kioskach
kokos26