35 lat temu pojawiła się na krótko w Polsce nadzieja dla ludzi pracy i całego społeczeństwa ale zakończyła się po 16. miesiącach wprowadzeniem stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku klęską, której skutki doznajemy do dziś i długo jeszcze będziemy odczuwań.
Po porozumieniu się z komunistami w 1989 roku grupa kolaborantów, oszustów, złodziei, hochsztaplerów przejęła władzę w kraju pod uzurpowanym podstępnie szyldem NSZZ „Solidarność” i sprawuje ją do dziś pod różnymi nazwami: Związku Chrześcijańsko-Demokratycznym, Unii Demokratycznej, Unii Wolności, Unii Pracy, Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Unii, ZSL (obecnie PSL) a działo się to wszystko za cichą lub oficjalną aprobatąKościoła, a nawet Papieża JP II (słowa do Polaków podczas pielgrzymki „nie lękajcie się”, zamiast przestrogi – lękajcie się oszustów). Dziś chętnie i wstydliwie o tym się milczy.
Prasa i inne media milczą albo jak zawsze przeinaczają fakty lub wręcz kłamią. Również byli członkowie, działacze i kierujący po 1989 roku obozem„Solidarności” wspominając tamte wydarzenia ograniczają się jedynie do wymieniania skutków jakie spowodował dla wielu obywateli stan wojenny, a świadomie pomijają jego przyczyny. Zwykła ludzka i obywatelska uczciwość, przyzwoitość, szacunek dla prawdy, dla społeczeństwa, wymagają przypomnienia faktycznych przyczyn tamtych wydarzeń. Przemilczanie ich, ukrywanie prawdy pod pretekstem nie rozdrapywania jeszcze niezabliźnionych ran jest błędem, oszustwem i nieuczciwością. Taka postawa toruje bowiem drogę do utrwalania czasowo w świadomości społeczeństwa kłamstwa, które wcześniej lub później zostanie zdemaskowane. Zdumiewające, że zarówno obóz postsolidarnościowy, jak i postpezetpeerowski oraz Kościół, solidarnie dążą do przemilczania i przeinaczania faktycznych przyczyn poprzedzających wprowadzenie stanu wojennego. Dzieje siętak dlatego, że ludzie tych obozów pragną ukryć, przemilczeć lub przeinaczyć fakty dowodzące, że po sierpniu 1980 roku toczyła sięzażarta walka o władzę w państwie. Tylko o władzę, o korzyści płynące z jej sprawowania, o przywileje jakie może ona zapewnićsprawującym, a nie o żadne wartości moralne, społeczne, religijne, cele narodowe. Walka toczyła się o dostęp do żłobu, do koryta, a nie o żadne wartości; choćby przekład Wałęsy, Frasyniuka, Rulewskiego, braci Kaczyńskich, Zdrojewskiego…
Dlatego wywodzący się z ówczesnego obozu rządzącego PRL, a następnie z III RP, są dziś tak samo przeciwni powracaniu pamięci o niewygodnych, sierpniowych wydarzeniach, do przypominania Umowy z Rządem z sierpnia 1980 roku, do wynegocjowanych 21 postulatów, przypominania przyczyn wprowadzenia stanu wojennego; bo to kompromituje obie strony i Kościół. Z reguły początki buntów sierpniowych 1980 zaczynają od przedstawiania daty 13 grudnia 1981 roku a następnie przeskakujądo 1989 roku, do spotkań zaaranżowanych przez SB w Magdalence do doboru uczestników „okrągłego stołu”. Przed tą datą, ich zdaniem, nic się interesującego godnego przypomnienia nie działo co Polacy powinni wiedzieć. A działo się bardzo wiele. Trwała walka o zachowanie pracowniczego charakteru ruchu związkowego NSZZ. Szczególnie we Wrocławiu i na całym Dolnośląskim toczyła sięzażarta walka ludzi pracy z przeciwnikami sierpniowych osiągnięć pracowniczych i zamierzonych zmian.
† † †
Bezpodstawne pomówienia o rzekomą zdradę Solidarności
A oto jeden z wymownych przekładów tej walki: pomówienie przez kierownictwo ówczesnej Solidarności opanowanej przez KOR i innych szubrawców. Każdego odmiennie myślącego pomawiano o zdradę, współpracę z SB, z PZPR, szczególnie kto miał inne zdanie na temat statusu powstającego Związku NSZZ, kto demaskował szulerów politycznych inspirowanych przez rodzimych i obcych agentów i wrogów nienawidzących Polski i Polaków, kto sprzeciwiał się niszczeniu majątku wielu poprzednich pokoleń. Ilustruje tę walkę poniższy przykład z Wrocławia zawarty w książce autorstwa prof. Włodzimierza Suleji „Solidarnośćna Dolnym Śląsku” Występujący pod pseudonimem Stanisława Stefańskiego aktywista partyjny, a w okresie Solidarności dyrektor Oddziały IPN we Wrocławiu. Autor książki zarzuca mi m.in. że byłem przeciwnikiem upolitycznienia nowych związków i pisze „Po przekształceniu się MKS w MKZ /.../ Skonka wziął w swoje ręce szkolenie przyszłych działaczy związkowych. On to inaugurowałpierwsze spotkanie tego typu 4.09.(1980 roku), kiedy nie tylko budynek, ale i plac przed budynkiem okupowany był przez delegatów zakładów, a samo spotkanie odbywać się musiało w kilku turach. On opracował program pierwszych szkoleń podczas których miano analizować treść Porozumienia Gdańskiego, zapoznać się z międzynarodowymi i krajowymi aktami prawnymi gwarantującymi wolnośći niezależność związków zawodowych, przedyskutować założenia programowe nowych związków, zastanowić się nad ich strukturą i wreszcie uczyć się zasad skutecznego działania przez pokazywanie typowych błędów popełnianych przez niedoświadczonego działacza społecznego. Nie ulega więc wątpliwości, że sporo tych pożytecznych skądinąd informacji przekazywał swoim słuchaczom. Nieszczęście polegało na tym, że nikt z prezydium wykładów tych nie kontrolował. Skonka zaś nie poprzestał jedynie na realizowaniu opracowanego przez siebie programu. Niepokoju nie wzbudzały jeszcze zgłaszane przez niego propozycje organizacyjnych rozwiązań, jak choćby pomysł tworzenia wspólnych rad zakładowych z liczbą członków proporcjonalną do liczby członków poszczególnych związków./.../ Zaniepokojenie wzbudzać natomiast powinny próby formułowania diagnoz o charakterze politycznym w odniesieniu do ruchu związkowego, które zaczęły zajmować wykładowcy znacznie więcej czasu aniżeli sprawy organizacyjno-związkowe. Skonka, jak relacjonował dziennikarz „Słowa Polskiego”, czuł się powołany do składania deklaracji, że związki w żadnym przypadku nie są siłą o charakterze politycznym. Nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie dalszy ciąg tego wywodu. Wykładowca twierdził bowiem, że były próby, i być może będą jeszcze w przyszłości - przekształcenia NSZZ w nową siłę o charakterze głównie politycznym. Jest wspólnąsprawą robotników - brzmiała konkluzja - dać odpór tym nieodpowiedzialnym i na szczęście nielicznym tendencjom. Skonka nie operował, tak jak dziennikarz „Słowa” aluzjami. Przekonywał swych słuchaczy, że jedynym wewnętrznym zagrożeniem dla związku są ludzie nasłani doń przez KOR. Nie oszczędzał też władzy, a zwłaszcza tych jej reprezentantów, którzy przeciwni są zaspokajaniu słusznych robotniczych postulatów"./.../ Personalnie swój atak Skonka skoncentrował na dziale informacyjno-wydawniczym oraz Modzelewskim, którego wejściu do MKZ od początku się sprzeciwiał.”
A w więc przyczyny walki i wprowadzenia stanu wojennego były takie, że Obóz PRL bronił wówczas posiadanej przez nich władzy, a kierownictwo Związku opanowanego przez KOR i inne wrogie Polsce siły walczące pod szyldem Solidarności, chciały mu ją odebrać lub bardzo uszczuplić i dążyć do osiągnięcia tego, co dziś mamy w kraju. Stan wojenny nie był skierowany przeciw społeczeństwu ani spowodowany zagrożeniem z zewnątrz np. interwencją Związku Radzieckiego i państw Bloku Sowieckiego. Zagrożenie było wewnętrzne – możliwość utraty władzy lub poważne jej ograniczenie dla rządzących.
Dlatego po 35 latach, od sierpniowych buntów pracowniczych i wprowadzenia stanu wojennego elementarna uczciwość obywatelska i zwykła ludzka przyzwoitość nakazują mówienia ludziom prawdy o tamtych wydarzeniach, o ludziach zaangażowanych tzw. wyklętych aktywistach związkowych represjonowanych po roku 1989, gnębionych przez rządzące przez kolejno ekipy do dziś, czyli także w w rzekomo Wolnej i Niepodległej Polsce. Choć prawda może być niewygodna, wstydliwa, bolesna dla wielu dawnych i obecnych działaczy postsolidarności trzeba o niej mówić, a nawet krzyczeć. Ówczesne kierownictwo PZPR i rozczarowani i oszukani działacze Solidarności, nie mają prawa do przemilczanie lub fałszowanie prawdy, w imię rzekomo wyższych celów. Nie ma wyższych celów, niż mówienie Narodowi prawdy. Prawdy domagają się dziś szczerze i autentycznie ludzie zatroskani o dalsze losy kraju, o jego przyszłość, a przede wszystkim oczekują tego młode i nowe postsolidarnościowe i postpezetperowskie pokolenia. Ponieważ upłynęło już 35 lat od tamtych wydarzeń i wiele faktów zatarło się w ludzkiej pamięci to trzeba przypominać je.
Od samego początku SB nadzorowała postawy rodzącego się nowego ruchu pracowniczego - Wolne Związki Zawodowe zainicjowane przez Kazimierza Świtonia na Śląsku.
Po zakończeniu strajków sierpniowych w 1980 r. ruch zawodowy ludzi pracy został, jego kierownictwo, przy dyskretnym sterowaniu nim, od samego początku, przez Służby Specjalne, zwłaszcza SB i centralne kierownictwo PZPR, opanowany przez rożne gangi przestępcze, wszelkiej maści szumowinę,karierowiczów i zwykłych szubrawców. Sprzyjała temu ludzka naiwność, łatwowierność, nieświadomość, niewiedza, lenistwo myślowe otumanionych przez KOR i podobnie wrogie siły antynarodowe i anty polskie, które wykorzystały instrumentalnie ludzi pracy pchając i ich do walki o obalenie istniejących rządów i zagarnięcia władzy dla siebie. W tym celu opanowali kierownictwo Związku „Solidarność” i przekształcili NSZZ w partiępolityczną, nazwaną – eufemicznie „ruchem społecznym”. Usunęli z „Solidarności” aktywnych i zaangażowanych działaczy związkowych, a na ich miejsce wprowadzili karierowiczów, serwilistów, ludzi bezideowych, sprzedajnych, nijakich, obcych społecznie i narodowo, obiecując im uczestnictwo w przyszłości w sprawowaniu władzy i korzyściach z niej wypływających. Zaczęli też systematycznie dezorganizować życie społeczne i gospodarcze kraju i nie pozwolili, choćby na doraźną poprawę sytuacji gospodarczej , w tym żywnościowej. Przejmowanie władzy przez partie pn. Solidarność odbywało się pod znanym wówczas hasłem TKM (Teraz Kurwa My). Ówczesny premier gen. Wojciech Jaruzelski np. prosił tylko o 90 spokojnych, bez strajkowych dni, by można było doraźnie poprawić sytuację żywnościową w kraju. Przez 16. miesięcy istnienia „Solidarności” nie było ani jednego bez strajkowego dnia. Ówczesne kierownictwo „Solidarności” nakazywało zakładom strajkować z byle jakiej przyczyny, a nawet bez powodu. Wałęsa często żalił się, że jeździ po kraju i gasi strajki, a ktoś je na nowo wznieca. Zachęcano, namawiano nawet więźniów do manifestacji i buntów (Karol Modzelewski). Wreszcie zmęczona walką narzuconą przez Solidarność ekipa PZPR zgodziła się na podział władzy, ale ludzie faktycznie kierujący „Solidarnością” żądali wówczas zbyt wiele, zaś PZPR była gotowa podzielić się władzą z Solidarnością, ale dawała ich zdaniem zbyt mało. Toteż 4 grudnia 1981 r. w Radomiu, Krajowa Komisja Koordynacyjna ”Koro-Solidarności” postanowiła, że przejmie rządy w Polsce 17 grudnia 1981 roku ogłaszając strajk powszechny, to znaczy sparaliżuje gospodarkę, administrację i wszystkie sfery życie kraju. To właśnie w Radomiu zapadła ostateczna decyzja podjęcia decydującej o rozstrzygającej walce o władzę w Polsce. jak mówił Wałęsa „targaniu się po szczękach” i tam też sowiecki żyd Karol Modzelewski zapowiedziałzwycięstwo „Solidarności” i ostateczną klęskę PRL – mówiąc, że „bój to ich będzie ostatni”. Generał Jaruzelski uprzedził KORo-Solidnośćwprowadzając stan wojenny trzy dni wcześniej.
Czy można było uniknąć konfrontacji ?
Otóż tak. Trzeba było jednak od początku członkom Związku i społeczeństwu uświadomić, że „Solidarność” powołana została jako związek zawodowy i powinna pozostać związkiem zawodowym, i tylko związkiem i niczym więcej. Związek zawodowy, żaden związek nie nadaje siędo uprawiania polityki, a tym bardziej rządzenia państwem. Może i powinien realizować tylko cele związkowe i spełniać oczekiwania pracownicze. Nie powinna zajmować się polityką, bo temu celowi służą partie i organizacje polityczne. Jeśli było ich za mało lub były niewłaściwe, to należało zorganizować nowe. Jeśli ludzie pracy, strajkujący w sierpniu 1980 roku, chcieli uwolnićruch związkowy od kurateli i wpływów politycznych PZPR, to niewolno było nowemu związkowi narzucać celów politycznych i oddawać jego kierownictwo politykom typu KOR i takim ludziom, jak Mazowiecki, Kuroń, Michnik, Modzelewski, Frasyniuk, Blumsztajn, Geremek, Szlajfer, Dojczgewant, Edelman, Glajgewicht, Ludwik Turko, Barbara Labuda…
Od początku istniały w Związku dwie główne tendencje: Jedna słabsza, związkowa, pro pracownicza, pro społeczna, pro narodowa, pro polska, występująca m.in. pod hasłem – „socjalizm tak, wypaczenia – nie; więcej socjalizmu, mniej wypaczeń”, która chciała realizować „Porozumienie Gdańskie”. I druga silniejsza, wspierana przez Zachód, wywiady, agentury w Polsce, Kościół, Izrael (Mossad) „polski ciemnogród” – anty pracownicza, antyspołeczna, antynarodowa, antypolska, pro kapitalistyczna.
Pierwsza chciała rozszerzyć i umacniać socjalne, społeczne, obywatelskie oddziaływanie i zdobycze ludzi pracy, budować niezależny ruch zawodowy. Przewodzili jej m.in. Anna Walentynowicz, Jan Zapolnik, Andrzej Gwiazda w Gdańsku, Kazimierz Świtoń w Katowicach, Jerzy Piórkowski i Leszek Skonka na Dolnym Śląsku, Marian Jurczyk w Szczecinie, BolesławĆwikła w Lublinie, Andrzej Woźnicki w Łodzi... Druga tendencja po zakończeniu sierpniowych strajków zmierzała do zerwania Umowy Gdańskiej i pchnięcia związkowców do walki politycznej, o zdobycie dla siebie władzy w państwie za pośrednictwem związkowców.. Tej drugiej orientacji przewodził w walce o władzęgłównie obóz KOR-u i tacy ludzie, jak Lech Wałęsa, Lech i Jarosław Kaczyńscy, Adam Michnik, Jacek Kuroń, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Karol Modzelewski, Jan Lityński, Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec, Jan Józef Lipski, Bogdan Borusewicz, Władysław Frasyniuk, Mirosław Chojecki, Antoni Macierewicz, Zbigniew Romaszewski, Piotr Naimsk, Barbara Labuda i im podobni.
Jak mógł i powinien postąpić obóz rządzący w grudniu 1981r. ?
Na ten temat od 35 lat panuje zmowa milczenia. Solidarność unika tego pytania i odpowiedzi na nie. Czy PZPR np. powinna 17 grudnia 1981 roku oddać bez oporu władzę w ręce „Solidarności”? KOR-u, Kościoła? Ale konkretnie, komu? Organizacji, pn. „Solidarność”, ludziom z nią związanym; ale personalnie, komu? Kuroniowi, Geremkowi, Rulewskiemu, Frasyniukowi, Modzelewskiemu, Mazowieckiemu, Wałęsie? Chodziło także o procedurę techniczno-organizacyjno-prawną przekazania władzy. Czy ludzie z tego obozu pretendujący do władzy byli gotowi do jej przejęcia i rządzenia krajem, państwem, także w terenie i czy rządziliby lepiej, bardziej sprawnie, uczciwiej, niż obóz PZPR? Dzisiejsza rzeczywistość świadczy, że kierowaliby państwem jeszcze gorzej, jeszcze bardziej nieudolnie, jeszcze bardziej nieuczciwie i niesprawiedliwie. Czy gdyby się wówczas tak rzeczywiście stało, nie oznacza to, że sytuacja, jaką dziś mamy w kraju nastąpiłaby już wcześniej, czyli wszystko byłoby sprzedawane, rozkradane, rozgrabiane, zniszczone 8 lat wcześniej?
Wreszcie pytanie logiczne, pragmatyczne – czy PZPR mając do dyspozycji takie potencjalne siły, jak wojsko, milicja, SB, sądy, prokuratury, środki masowego przekazu, banki, aparat administracyjny, gospodarkę, poparcie formalne 3 milionów członków PZPR, ZSL, SD, PAX-u, chrześcijańskich związków, poparcie państw ościennych, w tym ZSRR itp. mogła rzeczywiście oddać bez walki, bez oporu sprawowaną przez 35 lat władzę, i to w niewiadome, bardzo niepewne ręce, zwykłym„pętakom”, jak ich w przyszłości nazwie abp. Józef Życiński i „popaprańcom”, jak ich określi Lech Wałęsa. Jeśli rzeczywiście tak by się stało, czy nie postawiono by dziś zarzutu rządzącym wówczas w PRL, że oddali lekkomyślnie władzęgówniarzom, hochsztaplerom, oszustom, karierowiczom, miernotom i dlatego ponoszą odpowiedzialność za obecny stan kraju: bezrobocie, nędzę społeczeństwa, ruinę gospodarczą, ekonomiczną?
Wprowadzając stan wojenny, choćnieudolnie, ówczesna ekipa rządząca ma dziś pewne moralne alibi, choćby we własnym mniemaniu, że nie chciała dopuścić do sytuacji, jaka panuje dziś w Polsce.
Spóźniona reakcja Jana Pawła II na błędy Solidarności
Papież był od początku mocno i bezpośredni zaangażowany w tworzenie „Solidarności” i jest odpowiedzialny także za obecne negatywne skutki jej działania, za powrót zwierzęcego, dziewiętnastowiecznego kapitalizmu, za zniszczenie majątku narodowego, pauperyzację społeczeństwa, za nędzę i poniżenie robotników, ludzi pracy, za wypędzenie z ojczyzny milionów gównie młodych Polaków. Przecież to nie Papieżi nie Kościół leczM. Ghandi uważał, że „nie ma większej zbrodni niż doprowadzić ludzi do życia w nędzy”.
Dlatego w jednym z artykułów zamieszczonym w Internecie wyraziłem pogląd, że Papież JP II powinien przeprosić ludzi pracy w Polsce za słowa „nie lękajcie się” i za „Solidarność”.
Jeden z Internautów pan Opolski, replikował na moją wypowiedź pisząc: „Odpowiedź na artykułdra Leszka Skonki - Czy Ojciec Święty przeprosi? Myślę że można też zadać takie pytanie, kto przeprosi Ojca Świętego za naciski jakie były skierowane na Jego Osobę. O ile sobie przypominam, to OjciecŚwięty kilka razy oficjalnie krytykował to, co się dzieje za czasów rządów tzw. prawicy. Raz doszło do tego, że wołałpodczas audiencji ogólnej – „co zrobiliście z Polską, to jest też i moja Ojczyzna”. Nawet doszło do tego, że w pewnym momencie zrezygnował z odwiedzenia Polski; to było wtedy, gdy przyjechał na Mszę św. pod granicę Polski, o ile wiem, to jużwszystko było przygotowane na to, aby Ojciec Święty miałspotkania też w województwach przy granicy z Czechami i Słowacją,po naszej stronie granicy. Jednak Ojciec Święty nie zgodził się.Tak samo raz doszło do sytuacji, że Prymas (Józef Glemp przyp. L. Skonka) nie miał zamiaru pofatygować się na powitanie i spotkanie z Ojcem Świętym. A takim wyraźnym sygnałem, że coś nie jest w porządku była nagła rezygnacja z transmisji na żywo z Watykanu, nawet i Radio Maryja nie transmitowało. Dopiero zaczęli transmitować, gdy swoje już przeprowadzili, lub Ojciec Święty złagodniał. Z tym się nie mylę, zresztą sam brałem udział w jednej z Akcji zainicjowanej przez Ojca Świętego. No cóżpóźniej okazało się, że silniejsza od nas jest późniejsze AWS. Mogę dodać, że dla jednej z gazet katolickich, skończyło się tym, że musieli zawiesić działalność, byli zbyt dobrzy...” IAR/PAP, MFi/ 2003-11-11 16:15:00)
„Solidarność” popełniła błąd
Jan Paweł II wielokrotnie, choćnie od razu, wytykał błędy „Solidarności”. „Solidarność” popełniła błąd zajmując się polityką - powiedział Jan Paweł II do dwóch tysięcy działaczy Związku, którzy złożyli mu wizytę w Watykanie w dniu Święta Narodowego (11 listopada 2003 r. przyp. L.S). Dopiero po latach Papież wezwał związek do powrotu do korzeni i obrony ludzi pracy. Jan Paweł II zapewnił, „że jak zawsze los ludzi pracy w Polsce jest mu stale bliski". (…)
Stwierdził jednak, że nie wystarczająco troszczy się ona (Solidarność, przyp. L.S) o „losy pracowników małych prywatnych przedsiębiorstw, supermarketów, szkół, szpitali i innych podmiotów gospodarki rynkowej, które nie mają tej siły, jakąmają kopalnie i huty”. Niesprawiedliwością „wołającą o pomstę do nieba” nazwał papież niewypłacanie ludziom zarobków.
Zdaniem Jana Pawła II „Solidarność” zawiodła nadzieje świata pracy, gdy nastąpiło „upolitycznienie związku”,co „doprowadziło do jego osłabienia”.
„Niech mi wolno będzie powiedzieć - stwierdził na zakończenie - że dziś „Solidarność”, jeśli prawdziwie pragnie służyć narodowi, winna wrócić do swych korzeni, do ideałów, jakie przyświecały jej jako związkowi zawodowemu”. Czyli do przestrzegania 2-go punktu Umowy Sierpniowej z Rządem, który brzmiał: „Nowe związki zawodowe będą bronić społecznych i materialnych interesów pracowników i nie zamierzają pełnić roli partii politycznej. Stają one na gruncie zasady społecznej własności środków produkcji stanowiącej podstawę istniejącego w Polsce ustroju socjalistycznego”.
Oczywiście, cenzura rzekomo wolnych mediów zablokowała tę i podobne wypowiedzi Papieża. Szkoda, że dopiero po 24 latach Papież nawoływał do odpolitycznienia Związku i powrotu do jego związkowych korzeni. Pomijając fakt, że powrót taki jest już dziś niemożliwy, choćby dlatego, że w„Solidarności” nie ma prawdziwych, ideowych działaczy związkowych, są politycy, i nie ma ludzi, którzy chcieliby i potrafiliby pozyskać zaufanie i poparcie społeczeństwa. Dziś, żeby odzyskać odrobinę społecznego zaufania, zarówno Kościół, jak i owe resztki „Solidarności” musiałyby zacząć od przyznania się do błędów i naprawienie krzywd wyrządzonych w imieniu Związku i Kościoła, milionom Polaków. W tym hipotetycznym procesie ekspiacji musiałby uczestniczyć także Kościół, jako współwinny nagromadzonego zła.
Coraz bardziej powszechne staje się przekonanie, że Polska znalazła się w rękach oszustów, złodziei, karierowiczów, pospolitych kryminalistów, zwykłych łobuzów, miernot moralnych, dyletantów, prostaków. To oni rządzą na samej górze i na samym dole. Nie po raz pierwszy, ale tym razem bardzo dosadnie, wyraził swoją negatywną opinię na ten temat znany polityk Janusz Korwin-Mikke, który pisał w „Angorze” (nr 32/ 99):
„Ja naprawdę uważam, że rządząnami bandyci, złodzieje, oszuści i agenci bezpieki.”
Zdaniem autora właściwie rządzi w Polsce „trochę Rząd, trochę mafia, trochę Kościół Rzymsko-katolicki, trochę związki zawodowe, trochę masoneria, trochę Sejm, trochę konfederacje pracodawców, trochę sądy, trochę Senat... (...) Jeśli więc mówię, że jesteśmy rządzeni przez bandytów - to dotyczy to większości wymienionych powyżej ciał - nie tylko P.T. Członków Rządu! (Janusz Korwin-Mikke ).
Podobne opinie na temat rządu i rządzących ma wielu myślących obywateli ale środki masowego przekazu terroryzowane brutalnie przez nową cenzurę nie publikująich. Najbardziej ostro, poza Korwinem-Mikke, wypowiadał się na temat rządu Andrzej Lepper. On też nazywał rządzących bandytami, oszustami i złodziejami. Ale jego od czasu do czasu próbowano ścigać przez prokuratury, sądy, kolegia orzekające. Najczęściej po zatrzymaniu, aresztowaniu na kilka godzin – zwalniano go ośmieszając tym wymiar sprawiedliwości. A jak na to reaguje społeczeństwo. Dlaczego jest bierne? Wydaje się, że Polacy stracili wszelką nadzieję - nie wierzą już w możliwość zmiany istniejącej sytuacji zgodnie z interesem narodu, a tym samym nie widzą sensu podejmowania jakichkolwiek prób naprawy. Ten stan degeneracji obywatelskiej zaczął się już w pierwszych godzinach po zakończeniu sierpniowych strajków i trwa do dzisiaj , a zawdzięczamy to ludziom, którzy bezmyślnie oddali władzę w Związku owym łobuzom, karierowiczom, oszustom. I dlatego mamy to co mamy.
Leszek Skonka
Dr Leszek Skonka
1. Były nauczyciel akademicki na Politechnice Wrocławskiej, b. działacz opozycji demokratycznej, uczestnik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współorganizator i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu .
2. Członek prezydium w pierwszym składzie Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ. Organizator i prowadzący pierwsze kursy (jeszcze w czasie strajku) na temat organizowania i działania związkowego, a następnie w MKZ po zakończeniu strajku, dla działaczy i organizatorów nowych związków.
3. Sprzeciwiał sięwprowadzaniu KOR-u i upolitycznieniu Związku, zrywaniu Umowy Gdańskiej, awanturnictwu politycznemu. Chciał by związek nie wychodził poza swój statut. Za swą postawę oskarżony zostałpublicznie bez jakichkolwiek podstaw o sprzyjanie PZPR, działanie na szkodę Związku, współpracę z SB. Usunięty ze wszystkich funkcji, również ze Związku ”Solidarność”, spotwarzony publicznie, bez prawa do obrony, skazany na karę śmierci cywilnej 19 października 1980 r. Powodem represji ze strony władz Solidarności była wysłana przez dra Skonkę do Sejmu i Rządu Petycja podpisana przez ponad 10 tys. domagająca się naprawy krzywd ofiarom stalinizmu: przywrócenia represjonowanych do pracy oraz zadość uczynienia moralne, a w uzasadnionych wypadkach także materialne.
4. Założyciel i przewodniczący istniejącego od 1988 roku Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce oraz Instytutu Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, zbudowałw 1989 roku pierwszy w Polsce i na świecie Pomnik Ofiar Stalinizmu we Wrocławiu. Założyciel w 1990 r. Stronnictwa Sprawiedliwości Społecznej.
Za: http://www.owp.org.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=905&Itemid=1