Portal TVP Info donosi o niezwykle tajemniczej sprawie kradzieży dokonanej w jednym z polskich banków. Spółka należąca do obywateli Turcji oraz USA przelewała na Ukrainę miliony skradzionych złotych. Proceder miał miejsce w trakcie „euromajdanu”. Oprócz tego firma sprowadziła na teren Unii Europejskiej obywateli Turcji, a o wizy dla 174 osób starała się w Ambasadzie RP w Ankarze.
Przelewy do 29 obywateli Ukrainy nie zwróciły uwagi Generalnego Inspektoratu Informacji Finansowej, ani departamentu bezpieczeństwa banku, mimo iż niektóre przekraczały 30 tys. zł. Aferę odkryli szeregowi policjanci zajmujący się przestępstwami gospodarczymi oraz prokurator z Olsztyna.
Tajemnicze przelewy zaprowadziły ich do… urzędów pracy, następnie spółki zlokalizowanej na warszawskim Solcu i do… ambasady RP w Ankarze i do USA.
W styczniu 2012 roku dwóch obywateli RP z Warszawy założyło spółkę. Mieli w niej po 50 proc. akcji. Firma niczym nie zajmowała się przez pół roku. Jak tłumaczyli jej założyciele, celem powstania spółki była jej sprzedaż. To nastąpiło 30 maja 2012 roku. Wtedy do stolicy przybyli Azrak Salim S. i Tanju Dawid O. Pierwszy z nich jest obywatelem Turcji, drugi USA.
Już pierwszego dnia obecności udali się pod adres, gdzie zarejestrowana była spółka. Dzień później dokonali jej zakupu. Następnie zmienili nazwę firmy na anglojęzyczną i sugerującą prowadzenie działalności logistycznej, co wykorzystali później w polskiej ambasadzie w stolicy Turcji.
Do września 2013 roku spółka wciąż nic nie robi. Dopiero wtedy przejawiła aktywność, składając w urzędach pracy Małopolski oraz Warmii i Mazur atrakcyjne ogłoszenia o pracę w sektorze logistycznym. Wykupili również ogłoszenia w prasie ogólnopolskiej. Za pracę „kontrolera przemieszczania ładunku” oferowali 4,5 tys. zł. Ogłoszenie przyciągnęło wiele osób.
Firma przekonywała, że jest znaną w sektorze logistycznym. Ogłoszeń nikt nie weryfikował. Nikt nie zainteresował się faktem, że jedyną formą kontaktu był e-mail.
Aplikujący na atrakcyjne stanowiska bezrobotni otrzymywali e-mailem umowy, w których mieli podać swoje numery kont. „Testem” na umiejętność obsługi bankowości przez nowych pracowników było polecenie przelania otrzymanych przez nich pieniędzy na podane przez „pracodawcę” numery kont. Dane przekazywano osobnym mailem lub telefonicznie (wtedy rozmówca mówił płynną polszczyzną, jednak dotąd nie wiadomo kim była ta osoba).
Wszyscy „zatrudnieni” (tak naprawdę umowy nie były nigdy zarejestrowane) otrzymywali na swoje konta znaczne kwoty, które następnie przelewali do Ukraińców mieszkających w Krzywym Rogu, Mikołajewie, Oczakowie czy Wozneseńsku w Obwodzie Mikołajewskim na Ukrainie – informuje badający temat portal tvp.info. Rekordzista miał otrzymać ponad 200 tys. zł. Zwykle kwoty były jednak mniejsze.
„Pracownicy” będący nieświadomymi „słupami” otrzymywali prowizje od transakcji, zwykle „końcówki” kwot. Po dokonaniu przelewu na Ukrainę, gdzie trwał wtedy Euromajdan, spółka urywała kontakt z Polakami.
Z ustaleń Prokuratury Okręgowej w Olsztynie wszystkie pieniądze przekazywane na Ukrainę pochodziły z przestępstwa. Kradziono je z kont klientów biznesowych jednego z dużych banków działających w Polsce.
Kradzieży dokonywano przy pomocy wirusa atakującego komputery klienta banku. Co ciekawe, infekowano maszyny należące do osób odpowiedzialnych za przelewy: księgowych lub prezesów. Nie wiadomo skąd hakerzy wiedzieli, które komputery należy zaatakować.
Nadzorujący śledztwo prokurator z Białegostoku uważa, że złamano system zabezpieczeń na poziomie banku. Wirusy na komputerach klientów miały jedynie odwracać uwagę. – Poza tym dziwnie wyglądało też to, że nikt w departamencie bezpieczeństwa banku nie zauważył kilkuset wychodzących przelewów z których każdy opisany był jako „test” – powiedział cytowany przez TVP Info prokurator.
Akta śledztwa pokazują, że kradzieży dokonywano, gdy na kontach firmy były znaczne kwoty. Transakcji trwających od października 2013 do maja 2014 roku nie zauważył Generalny Inspektorat Informacji Finansowej, który – jak przypomina TVP Info – śledzi każdą transakcję przekraczającą 30 tysięcy złotych.
Prokuratura przyjrzała się sprawie dopiero, gdy zgłosili się do niej okradzeni klienci banków oraz bezrobotny, którzy brał udział w „teście” spółki. Przestraszył się otrzymanych tysięcy złotych. Z kolei przedstawiciele banku twierdzą, że klienci sami dokonywali przelewód na konta osób, których nie znali.
Co więcej, firma Azrak S. i Tanju O. w roku 2014 wystąpiła do polskiej ambasady w stolicy Turcji o wizy dla 174 osób. Obywatele Turcji mieli być kierowcami. Cześć z nich otrzymała wizę i wjechała na teren Unii Europejskiej. Nikt z nich nie był jednak kierowcą, nigdy nie podjęli oni pracy na terenie UE. Do dzisiaj nie wiadomo kim byli i gdzie przebywają.
Strona polska zwróciła się o pomoc w rozwikłaniu sprawy do Ukraińców i Turków. Pierwsi mają – na prośbę Polaków – przesłuchać osoby, które otrzymywały pieniądze. Z kolei Turków nasze służby poprosiły o informacje o założycielach spółki.
Źródło: tvp.info