Kapitan Narodowych Sił Zbrojnych Władysław Kołaciński – „Żbik", ur. w Piekarach w pow. piotrkowskim 11 III 1911 r., podoficer Marynarki Wojennej, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 na Wybrzeżu należy do najbardziej znanych partyzantów. Przypadkowo związał swe losy z Narodową Organizacją Wojskową w 1940. Po aresztowaniu w lipcu 1943 w Częstochowie i ciężkim śledztwie, uciekł z transportu do Oświęcimia. Powrócił do konspiracji w Narodowych Siłach Zbrojnych stając we wrześniu 1943 na czele jednego z większych oddziałów partyzanckich tej organizacji, który w czerwcu 1944 wszedł w skład 204 pp NSZ, a następnie Brygady świętokrzyskiej. W styczniu 1945, podczas ofensywy Armii Czerwonej, wykonywał zadanie ubezpieczające, które uniemożliwiło mu odejście z macierzystą jednostką na zachód poprzez linie frontu.
W nowych warunkach politycznych rozwiązał swój oddział, by odtworzyć go ponownie w kwietniu 1945. Działał na terenie powiatu piotrkowskiego oraz radomszczańskiego i włoszczowskiego do września (?) 1945, kiedy to zdecydował się na zaprzestanie walki i opuszczenie Kraju. Następnie wyjechał przez Szczecin udając się do II Korpusu gen. Władysława Andersa we Włoszech. Potem służył w Kompaniach Wartowniczych w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec. Od 1950 przebywał na stałe w USA. Po ciężkim wypadku samochodowym, chory powrócił do Polski. Jest autorem słynnych wspo mnień „Między młotem a swastyką” 1, a także bohaterem wielu publikacji w Polsce Ludowej, omawiających głównie jego współpracę z Niemcami w czasie II wojny światowej 2.
Poniżej publikujemy, zachowując oryginalną pisownię, list jaki kpt. „Żbik" wystosował do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Piotrkowie pod koniec lipca 1945. Zachował się on w formie potwierdzonego odpisu w dawnych aktach Archiwum Korpusu Bezpieczeństwa znajdujących się obecnie w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Autor wspominał o nim w swoim pamiętniku, określając jednak datę jego powstania na nieco późniejszą, jeśli przyjąć, że wkrótce po jego wysłaniu zakończył swój żywot partyzanta.
Oddział „Żbika” istniał krótko, kilka miesięcy, i był typowym oddziałem samoobrony. Przewinęło się przez niego około 250 ludzi. Na co dzień operowano mniejszą grupą, reszta przebywała na placówkach. Nie była to jednostka NSZ-to-wska.3 Składała się w większości z byłych AK-owców, potem doszli również dezerterzy z Ludowego Wojska Polskiego. Po kilku miesiącach istnienia jego dowódca uznał bezsens utrzymywania takiej siły ponieważ „zdawał sobie sprawę z masy wojska rosyjskiego w Polsce, silnej organizacji komunistycznej, zwłaszcza na Kielecczyźnie i łatwości infiltracji oddziału przez wroga" 4.
Do
Komendy Służby Bezpieczeństwa w Piotrkowie
W związku z ogłoszeniem w prasie o amnestii dla wszystkich oddziałów leśnych komunikuję, że w najbliższych dniach zdajemy broń i resztę oddziałów rozpuszczam.
W tej chwili stan broni w terenie Piotrkowskim wynosi: 10 RKM, 15 automatów.Powołując się na zapewnienie wolności bezpieczeństwa, proszę o zaopiekowanie się pozostałymi ludźmi. Podkreślam, że są ludzie ci z A. K. i B. Ch. niewielu z N. S. Z.
Proszę nie mieć pretensji do społeczeństwa, które dziś nie wie kogo się bać tylko pod terrorem musiało udzielać nam wyżywienia i kwater. Właściwie cała okolica wie, że w terenie jest ktoś mam wrażenie, że nawet milicja coś węszy, wszyscy milczą jednak w obawie o głowy. Z oddziałem w tutejszym terenie jestem od 9. 6. b. r. przeprowadziłem jedną tylko finansową akcję na Wolę Krzysztoporską, zabierając 135 kg drożdży i 140 tysięcy złotych, następnie sprzątnąłem jednego łobuza przedwojenny obecny złodziej, a za czasów niemieckich morderca, między innymi wymordował całą rodzinę Rakoczych.
Korzystając z okazji chcę wspomnieć coś o sobie: chcę odpowiedzieć na zarzucane mi oszczerstwa a więc:
Przytaczam szczegóły dlatego, aby Panowie mogli sprawdzić ponieważ i tu podła propaganda głosiła, że niemcy mnie zwolnili w 1944 r. Aresztowano za mnie siostrę i mordowano przez szereg miesięcy. Bracia wyrzuceni z własnych osiedli – tułali się z drobnymi dziećmi, żyjąc w nędzy, tym wszystkim dobili mi matkę i moją bratową – i mnie posądzacie o sentyment dla nich? Zresztą proszę dowody! Proszę Panów jeśli mi dacie dowód na jeden z zarzutów a to – że:
Jeśli mi dacie takich świadków – ja daję Wam panowie uroczyste żołnierskie słowo honoru, którego mundur ani sumienie Polskie nie zostało nigdy splamione żadnym haniebnym czynem wobec Ojczyzny i Narodu daję więc słowo, że zarządzam wtedy publiczne powieszenie mnie. Ja natomiast udowodnię panom kilkadziesiąt walk z niemcami – mogę postawić setki świadków: np. las Czarna Rózga (Koneckie) wrzesień 43 r. 3-ch zabitych i 5-ciu rannych niemców. Bogumiłek (Włoszczowa), gdzie ja straciłem 2-ch zabitych i 4-ch rannych. Antonielów (Włoszczowa) 7 czerwca 44 r. , gdzie sam byłem ranny. Czarnocin (Jędrzejowskie) 22 lipca 44 r. kilkunastu zabitych i rannych niemców – zdobyłem artylerię i dużo broni maszynowej – do niewoli wpadł mi ranny główny d-ca SS, mjr. Owszem zwolniłem go, ale nie z sentymentu, ale żeby ratować okolice, ponieważ zobowiązał się słowem i na piśmie, że nie będzie represji i faktycznie jej nie było.
Z aresztu wtedy w Czarnocinie zwolniłem 18 więźniów politycznych B. Ch. i nie był to przypadek, bo ludność i organizacja B. Ch. błagała. A głośna walka pod Olesznem (Włoszczowa) 27. 7. 44 r. , o której każde dziecko wie i mówi, gdy wyrżnąłem w pień SS 18-tu, a ja straciłem 4-ch zabitych i 6-ciu rannych – czy to też nazywa się romantyczny kontakt.
A Caców, a dwie walki pod Kurzelowem, a zasadzki na szosach, pod Maniowem było już cmentarzysko rozbitych przeze mnie w sierpniu 44 r. i. t. d. To są wszystko fakty na które mam setki świadków – tego nikt mi nie wydrze. Sami Panowie każecie sprawdzić. Fama – fama – cokolwiek kto zrobił, wszystko Żbik. Propagandą nie sprawdzonymi argumentami wyrządzacie mi Panowie krzywdę wielką moralną – proszę o rehabilitację. Broń Boże – broń zdaję czekam na sprawdzenie faktów i kiedy będziecie Panowie już je mieli proszę o ogłoszenie w prasie i plakatach.
— — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — — —
P.S. Władysław Kołaciński – „Żbik” zmarł w Warszawie 8 XI 1995 r. i został pochowany w grobie rodzinnym na cmentarzu parafialnym w Bogdanowie w pow. piotrkowskim.
Tomasz Lenczewski – „Mars” 2/1994, s. 323-326.