W XIX wieku polski naród - wtenczas jeszcze integralnie katolicki - był przewodzony przez rozmaitych rewolucyjnych i antyklerykalnych wolnomularzy i karbonariuszy, którzy myśleli tylko i wyłącznie o obaleniu autorytetu Kościoła, wygnaniu księży, zaborze kościelnego mienia.
Wysiłkiem zbiorowym Domu Wydawniczego "Ostoja" i kilku partnerów wydawniczych (pośród których jest Klub Zachowawczo-Monarchistyczny) polski Czytelnik dostał do ręki istne arcydzieło endeckiej historiografii, a mianowicie wydane na emigracji Kulisty Powstania Styczniowego Jędrzeja Giertycha z roku 1965. Książkę tę czytałem z wielką przyjemnością, ponieważ jest to rozprawa historyczna Giertycha "dojrzałego", a nie tego zapalonego młodzieńca piszącego o Żydach i masonach, jakiego wielu z nas widzi w wyobraźni.Nie będę tutaj omawiał całości tej ważnej książki, nawet nie wspomnę o jej głównych tezach. Zamierzam skupić się na genialnym spostrzeżeniu Giertycha ze wstępu do książki, który nie dotyczy samego tytułowego Powstania Styczniowego, lecz raczej pewnej ogólnej refleksji nad polską polityką od XVIII stulecia. Giertych niezwykle krytycznie wypowiada się o epoce stanisławowskiej i jej dorobku edukacyjnym twierdząc, że polityki uprawianej przez polskie elity w XIX i XX wieku nie da się zrozumieć bez zwrócenia uwagi na ludzi wyedukowanych w duchu patriotycznym w szkołach tego periodu historycznego. Dlatego pisze: "Klęski Polski, jej rozbiory i jej niezdolność w ciągu życia czterech pokoleń do wydobycia się z niewoli są bezpośrednim 'skutkiem' odrodzenia stanisławowskiego, które poprowadziło Polskę po błędnej drodze" (s. 6). Dalej zaś czytamy, że te niewątpliwie patriotyczne, ale zarazem laickie elity zdominowały nasze życie polityczne. Skutkiem tego "nie było w Polsce prądu integralnie katolickiego, który by się zaznaczał w życiu umysłowym, przeciwstawiał prądom antykatolickim jako zbiorowej sile, zdobył się na krytykę błędnej filozofii, rozkładającej się moralności i szkodliwej polityki. (...) choć jesteśmy narodem z odwiecznej tradycji katolickim, w XIX wieku w naszej orientacji politycznej i w naszym życiu umysłowym i kulturalnym zajmowaliśmy w istocie raczej postawę antykatolicką niż katolicką. W rezultacie, związaliśmy się z ogólnoeuropejskim obozem rewolucji, który wbrew naszym złudzeniom pragnął naszej zguby, pragnął dlatego, bo uważał nas za naród nieuleczalnie katolicki" (s. 6-7).
Prawda to straszna i szczera aż do bólu. Rzeczywiście, w XIX wieku polski naród - wtenczas jeszcze integralnie katolicki - był przewodzony przez rozmaitych rewolucyjnych i antyklerykalnych wolnomularzy i karbonariuszy, którzy myśleli tylko i wyłącznie o obaleniu autorytetu Kościoła, wygnaniu księży, zaborze kościelnego mienia. W drugim rzucie ograbione ze wszystkich dóbr i wygnane miało być ziemiaństwo. Wszyscy wiemy jak się to miało skończyć: rewolucyjną dyktaturą grupki "postępowych aktywistów", która w imię haseł ludowych i niepodległościowych, posługując się demagogicznie chrześcijańską frazeologią, chciała odbudować Polskę jako kraj "postępowy", republikański, socjalistyczny i laicki.
Jędrzej Giertych nie wychodzi w swoich rozważaniach poza wiek XIX, ale przecież piłsudczyzna nie była niczym innym. To grupka lewicowych rewolucjonistów, którzy posługując się hasłami patriotycznymi, nie cofając się przed nadużywaniem Kościoła, chciała w 1905 roku zafundować ziemiom polskim niepodległościowo-socjalistyczną rewolucję, po której z tradycyjnego świata nie zostałby nawet kamień na kamieniu. Ta grupka, niestety, doszła do władzy w 1926 roku, ale już mocno stonowana i gotowa na kompromisy z ziemiaństwem i Kościołem, choć w duchu antyklerykalna i antykatolicka. Sprawa ostatniego namaszczenia Józefa Piłsudskiego jest tu wielce znamienna. Znów, dudniąc patriotyzmem, radykałowie doszli do władzy i zaczęli przewodzić katolickiemu narodowi.
Czy to koniec tej historii? Bynajmniej. Z powodu swojej śmierci w 1992 roku Jędrzej Giertych nie zobaczył, że ta historia ma swój dalszy ciąg. W tej chwili polskiej katolickiej prawicy znowu przewodzą ludzie wychowani i wykształceni w tej samej tradycji laickiego patriotyzmu, rewolucyjnych karbonariuszy, różnych filomatów, filaretów, powstańców, piłsudczyków i sanatorów, dla których Krzyż Pański jest tylko "substytutem". Idee i symbole katolickie znów służą do wywołania kolejnych nastrojów rewolucyjno-powstańczych.
Problem ten dostrzegł nie tylko Jędrzej Giertych. Wszak to samo, z odległego Rzymu, zauważył papież Grzegorz XVI, który w Cum primum (1832) - potępiając Powstanie Listopadowe - pisał: "Gdy tylko doszła do nas wieść o strasznych klęskach, które w roku ubiegłym kwitnące wasze Królestwo nawiedziły, zaraz obudziło się w nas przypuszczenie, że one nie skądinąd pochodzą, jak od niektórych podstępu i kłamstwa sprawców, którzy pod pozorem religii (podkr. - A.W.) w czasach naszych smutnych przeciwko legalnej książąt władzy głowę podnosząc, ojczyznę swoją, spod należnego posłuszeństwa się wyłamującą, bardzo ciężką żałobą okryli".
Na czym polega więc polskie nieszczęście ostatnich 200 lat? Na tym, że problem widział Jędrzej Giertych i Grzegorz XVI, a nie widział go tłum polskich katolików, którzy w imię rewolucji raz po raz podrywani byli do kolejnych powstań. Niestety, ślepota panuje nadal...
Adam Wielomski
J. Giertych: Kulisty Powstania Styczniowego. Krzeszowice 2013.
Tekst ukazał się w "Najwyższym Czasie!"
Za: http://www.konserwatyzm.pl/artykul/9622/genialne-spostrzezenie-giertycha
Nadesłał: Ryszard