Felieton • Radio Maryja • 4 marca 2010
Szanowni Państwo!
Nic tak nie gorszy, jak prawda, więc nic dziwnego, że nasze postępactwo tak się oburza na porównywanie Unii Europejskiej do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. A przecież trzeba porównywać wszystko ze wszystkim, bo w przeciwnym razie nie wiedzielibyśmy, czy na przykład redaktor Adam Michnik był mądrzejszy od Bronisława Geremka, czy odwrotnie. Nie wiedzielibyśmy, czy Stefan Michnik był większym zbrodniarzem od, dajmy na to, Stanisława Zarako-Zarakowskiego, czy Adolf Hitler był lepszym socjalistą od Józefa Stalina, a przede wszystkim – czy Unia Europejska jest lepsza od Związku Radzieckiego. Postępactwo twierdzi, że jest lepsza, więc choćby dla udokumentowania tej wyższości porównanie jest konieczne. W takim razie – skąd te nerwy?
Przypuszczam, że stąd, iż między Unią Europejską a Związkiem Radzieckim zachodzi sporo podobieństw, co daje się zauważyć zwłaszcza ostatnio. Na przykład w roku bodajże 1960 ówczesny władca Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow ogłosił program „dogonienia i przegonienia” Stanów Zjednoczonych. Zamierzenia były ambitne, ale wyszło, jak zawsze, a w dodatku w roku 1964 Nikita Chruszczow został obalony przez Leonida Breżniewa, pod którego władzą Związek Radziecki wkroczył w okres tak zwanego „zastoju”. To wszystko jest bardzo podobne do przyjętej przez Unię Europejską tak zwanej „strategii lizbońskiej”. Najważniejszym elementem tej „strategii” było... – a cóż by innego, jeśli nie „dogonienie i przegonienie” Stanów Zjednoczonych? I ciekawa rzecz – chociaż „strategia lizbońska” zakrojona była szalenie ambitnie, to jej rezultaty okazały się bardzo podobne do osiągniętych w Związku Radzieckim. Żeby zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie, Rada Komisarzy Ludowych, to jest pardon – oczywiście Komisja Europejska, opracowała nową strategię, „Strategię 2020”, która tym razem już na pewno... Ciekawe, że to akurat może się udać, bo chociaż podstawowym celem nowej strategii jest oczywiście „dogonienie i przegonienie” – to jednak polegać ma ona na pompowaniu pieniędzy w kraje bogate, przy pozostawieniu krajów biedniejszych nie tyle może własnemu losowi, co na własnym wikcie. Trudno się temu dziwić; skoro wszyscy bezmyślnie ratyfikowali traktat lizboński, to nie ma już potrzeby nikogo kokietować i wieloletnie inwestowanie w „jedność europejską” musi wreszcie zacząć przynosić dochody inwestorom.
Ta nowa, niezbyt dla nas przyjemna mądrość etapu musiała niemile zaskoczyć nawet takich oddanych europejsów, jak profesor Leszek Balcerowicz. Profesor Balcerowicz zauważył bowiem, że ustawodawstwo Unii Europejskiej systematycznie odchodzi od wolności gospodarczej w kierunku biurokratyzacji. Ciekawe, że podobna sytuacja panowała w Związku Radzieckim, gdzie ta tendencja znalazła nawet wyraz instytucjonalny, bo tamtejszą gospodarką, podobnie zresztą, jak i całym państwem, zarządzało Biuro, wprawdzie Polityczne, niemniej jednak Biuro. A cóż może wyniknąć z rządów Biura, jeśli nie biurokratyzacja? A ponieważ – co przyznał ostatnio nawet jeden utytułowany Niemiec – 80 procent obowiązującego w Unii Europejskiej prawa projektowane jest przez brukselskie Biuro Polityczne, to siłą rzeczy biurokratyzacja gospodarki dotyka również wszystkie kraje członkowskie. Ciekawe co na to powiedzą wszyscy utytułowani łgarze, zapewniający, że po przyłączeniu do Unii Europejskiej Polska nie utraci suwerenności? Suwerenność, jak wiadomo, jest to zdolność do samodzielnego kształtowania własnych praw. Skoro zatem co najmniej 80 procent obowiązującego u nas prawa projektowane jest przez brukselskich biurokratów, to znaczy, że z naszej politycznej suwerenności pozostały znikome szczątki.
Wspominam o tym między innymi dlatego, że wśród autorytetów stręczących nam przyłączenie do Unii Europejskiej pan profesor Leszek Balcerowicz zajmował miejsce szczególne; raz, jako światowej sławy ekonomista, a dwa – jako przewodniczący Unii Wolności, nie bez powodu nazywanej „partią zagranicy”. Teraz pan profesor Leszek Balcerowicz wpadł na pomysł kontrolowania unijnego ustawodawstwa, czy aby nie pogrąża się ono w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. Że się pogrąża – to rzecz pewna, ale jakże to „monitorować”? Zwłaszcza w warunkach legislacyjnej biegunki, jaka charakteryzuje Unię Europejską „monitorowanie” unijnego ustawodawstwa jest przedsięwzięciem szalenie praco i czasochłonnym, a więc – bardzo kosztownym. Skąd pan profesor Balcerowicz zamierza zaczerpnąć fundusze na to „monitorowanie”? Tego oczywiście nie wiem, bo pan profesor mi się nie zwierza, ale domyślam się, że od państwa – oczywiście za pośrednictwem jakiejś eleganckiej fundacji. Bo przecież to „monitorowanie” ma służyć dobru powszechnemu , przeto sprawiedliwe jest, by wszyscy zostali obciążeni jego kosztami, oczywiście, ma się rozumieć, „dobrowolnie”, czyli na zasadzie „świadomej dyscypliny”. Jak widać, ludzie operatywni ze wszystkiego potrafią szmal wydostać; raz ze stręczenia Unii, innym razem – z „monitorowania” jej ustawodawstwa. Nie żałuję, tylko podziwiam; niech panu profesorowi Leszkowi Balcerowiczowi będzie na zdrowie.
Ale oprócz rozwiązania problemów socjalnych, jakie skutki praktyczne może mieć owo „monitorowanie”? Co się stanie w sytuacji, kiedy, dajmy na to, pan profesor Leszek Balcerowicz zauważy, ze ustawodawstwo unijne pogrąża się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych? Jestem pewien, że nie zachowa tego spostrzeżenia dla siebie, bo przecież „nie jest światło, by pod korcem stało”. Zatem na pewno poinformuje o tym unijnych biurokratów, surowo przy tym im przykazując: „chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie!”. No dobrze – ale co będzie, kiedy unijni biurokraci w swojej zuchwałości puszczą przestrogi profesora Balcerowicza mimo uszu? Tutaj w Polsce trudno nam sobie to wyobrazić nawet w gorączce, bo każde dziecko wie, że profesor Leszek Balcerowicz jest wielkim ekonomistą. Problem wszelako w tym, że prof. Balcerowicz jest wielkim ekonomistą w Polsce, a w każdym razie – w powiecie warszawskim i nie wiemy, czy identycznej reputacji zażywa również w Brukseli, czy też jest tam tylko jednym z wielu tak zwanych autorytetów pacanowskich. Gdyby zatem się okazało, że również ten „monitoring” unijnego ustawodawstwa jest tylko dalszym ciągiem groźnego kiwania palcem w bucie, to sytuacja nasza bardzo by przypominała tę z czasów Związku Radzieckiego. Nic dziwnego, że w tej sytuacji postępaków tak denerwują wszelkie porównania.
Mówił Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdą środę o godz. 20.50 i powtarzany w czwartek. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.
Tu znajdziesz komentarze w plikach mp3 – do wysłuchania lub ściągnięcia.