Przedwczoraj obejrzałem program Bronisława Wildsteina, w którym ten dziennikarz i publicysta przedstawił nam zagadnienie zagrożenia ataku ze strony ościennego państwa. Jako potencjalnego agresora przedstawił nam sąsiadującą z nami Białoruś. Scenariusz ataku miałby być taki, jak podczas wojny gruzińsko- osetyjskiej, że wojska białoruskie (zamiast rosyjskich) wkraczają na wschodnie tereny Polski w celu obrony „uciskanej przez Polaków mniejszości białoruskiej”.
Po pierwsze podobno jesteśmy w NATO, więc skąd te obawy Wildsteina? Czyżby wątpił w naszych zachodnich sojuszników? Po drugie to nie Białoruś, ani Rosja wysuwa roszczenia terytorialne wobec Polski. Takowe roszczenia mają pewne, coraz bardziej wpływowe koła polityczne w Niemczech, a więc kraju który jest członkiem NATO więc te dywagacje Wildsteina nijak się mają do rzeczywistości. To nie mniejszość rosyjska, czy białoruska domaga się nazw miejscowości i urzędów w ich języku w Polsce, ale właśnie niemiecka. Zresztą na Opolszczyźnie normą są dwujęzyczne nazwy: niemieckie i polskie.
To nie mniejszość białoruska w Polsce tworzy związki i organizacje uzurpujące sobie autonomię. Taki proceder ma miejsce na Górnym Śląsku, gdzie działa tzw. Ruch Autonomii Śląska. To nie Rosjanie i Białorusini przejęli w Polsce sektory: bankowy, ubezpieczeniowy i prasowy, ale Niemcy. To nie Rosjanie i Białorusini zaskarżają Polskę do międzynarodowych Trybunałów w sprawie ziem i majątków, ale Niemcy, a pani Erika Steinbach nie jest obywatelem Białorusi, czy Rosji, ale Niemiec. I to Niemcy mają nie usunięty do tej pory zapis w swojej Konstytucji o granicach z 1937 r., w świetle którego Szczecin, Wrocław i część Górnego Śląska, z Warmią i Mazurami są niemieckie.
To nie Łukaszenkę czy Putina widzieliśmy wczoraj w telewizji ściskających się serdecznie z frau Steinbach na przyjęciu Związku Wypędzonych, ale kanclerz Niemiec Angelę Merkel. To nie Łukaszenko i Putin obiecali dać kasę na Muzeum Wypędzeń, ale frau Merkel.
Po co więc te strachy na lachy w wykonaniu Wildsteina? Po co on i jemu podobni dziennikarze i publicyści podpuszczają Polaków na Rosję i Białoruś? Odpowiedzi udzielił nam już kilka wieków temu król pruski Fryderyk II Wielki, który w latach 70-tych XVIII wieku tak pisał do swego posła o działalności pruskich agentów wpływu w Polsce: „Gdy Rosja jest niezadowolona z Polaków, to nam może tylko dogadzać. Stajemy się przez to niezbędnymi dla tego państwa. Życzyć więc bardzo należy, aby tam u was ludzie robili wszystkie możliwe głupstwa, aby drażnili Rosję i ściągali na siebie jej zły humor” (Władysław Konopczyński- „Fryderyk Wielki a Polska”, Poznań 1947).
Amator