Maciej Giertych: Jaruzelski - zjw, moja opinia
Opoka nr 72 (OwK nr 72) pod redakcją Macieja Giertycha zawiera bardzo ciekawy tekst pt : „ Jaruzelski”. Wiele
możemy dowiedzieć się z tego tekstu i wiele nauczyć. Bez wątpienia jest to tekst, który można polecić do
przeczytania każdemu. Jednak tekst ten w mojej opinii niepotrzebnie krytykuje postępowanie Młodzieży Wszechpolskiej (pikiety pod domem generała Jaruzelskiego 13 grudnia) a przede wszystkim nie przysłuży się wychowaniu nowej generacji narodowców. Nie byłoby w nim
nic nadzwyczajnego, głos i opinia jak każda inna, gdyby nie napisał go sam prof. Maciej Giertych.
Bo kim jest Profesor nikomu nie trzeba przypominać i jak silny i znaczący jest jego głos w środowiskach narodowych
wszyscy doskonale wiemy. Ale dla mnie ta właśnie opinia nie jest do końca potrzebna aby wypowiedzieć ją głośno i to
ustami samego prof. Giertycha.
Ja mam odmienne zdanie co do oceny postępowania młodych narodowców z MW.
Także inaczej oceniam potrzebę tego typu wystąpień.
Krytyka „chłopców z Młodzieży Wszechpolskiej” jest niepotrzebnym „dodatkiem” przy wyjaśnianiu swojego stanowiska
co do oceny wprowadzenia stanu wojennego przez generała Jaruzelskiego i jego współpracowników. Z opinią i oceną
Macieja Giertycha co do Wojciecha Jaruzelskiego na pewno wiele osób się zgadza, ale to nie ujmuje jego moralnej
odpowiedzialności za zniszczenie polskich dążeń do wolności i rozbicie silnego reprezentanta narodu jakim mogła stać
się Solidarność.
MG- „W istocie spór dotyczy jedynie oceny decyzji o ogłoszeniu stanu wojennego – była korzystną czy niekorzystną
dla Polski? Pikieta przed domem Jaruzelskiego w dniu 13 grudnia tego dotyczy, a nie oceny całościowej PRL-u czy
osoby Jaruzelskiego.”
Tak można przedstawić ocenę tej pikiety i wystąpień MW, ale myślę że zarówno ja, jak i sam Maciej Giertych zdaje
sobie sprawę że jest to dość zawężona ocena. Bo trzeba pamiętać do kogo piszemy, a więc do młodych ludzi z MW,
dla których sam Jaruzelski jest uosobieniem zła stanu wojennego, zła komunizmu i jego wiernym sługą.
Protestując pod domem generała 13 grudnia , właśnie w rocznice wprowadzenia stanu wojennego młodzi ludzie
protestują przeciwko temu co Jaruzelski reprezentuje swoja osobą, jako żyjący przedstawiciel systemu totalitarnego.
Protestują przeciwko układowi , który pozwala bezkarnie chodzić i korzystać z wolności tym, którzy wtedy i dziś są
uosobieniem, niemocy prawa w wolnym ponoć kraju.
Wielu ludzi w tym i prof. Maciej Giertych wydaje się nie myśleć i nie pamiętać o tym że zarówno Jaruzelski jak i
wszyscy , którzy wprowadzili stan wojenny powinni być ukarani. Wprowadzili go niezgodnie nawet z konstytucją PRL-u
i choćby za to należy im się niesława, a nie zaszczyty.
Można się zastanawiać ile istnień ludzkich oszczędziło wprowadzenie stanu wojennego, można też gdybać co by było
gdyby stan wojenny nie został wprowadzony. Ale jedno jest pewne to nie Młodzież Wszechpolska ma przedstawić
scenariusz takich wydarzeń i nie oni mają komukolwiek udowadniać że mają racje, bo gdyby było tak jak oni wymyślili
było by lepiej.
Młodzi Panie profesorze nic tu nie potrzebują wymyślać i niczego nie potrzebują udowadniać. Większość z tych
młodych ludzi dorosła już po stanie wojennym i ocenia Jaruzelskiego i jego czyny takimi jakimi one są, bez nadmiaru
politycznej roztropności i przewidywania, ale trzeźwo i konkretnie.
Jaruzelski jest zamachowcem na narodowe aspiracje, zrobił to nielegalnie i nigdy nikt nie raczy nawet teraz powiedzieć
że zrobił to wbrew prawu. Nieprotestowanie przeciw niemu i tego typu działaniom jest nie sprawiedliwe i nie moralne i
właśnie młodzi ludzie czują to najwyraźniej.
Mamy w historii przypadek i doświadczenie kiedy zamach na legalny rząd, zamach na władzę ale podkreślam że
udany, doprowadził do zrodzenia się kultu jednostki, która nie do końca na to zasłużyła.
Do czego to doprowadziło Polskę wszyscy wiemy. Dziś możemy jego trumnę odwiedzać na Wawelu.
Możemy także usłyszeć jak to on był „jedynym” twórcą państwa polskiego. Mamy kult udanego zamachu stanu, a
pochwalając (czyt. akceptując) Jaruzelskiego czy chcemy powtórzyć historię ?.
Nikt lepiej od Pana, Profesorze, nie powinien znać skutków tego typu działań. Wtedy krytyka marszałka była karalna, a czy dziś Pan
chce dołączyć do grona strażników „kultu jednostek – udanych zamachowców stanu”?
MG-”Tymczasem „Solidarność” czuła się coraz silniejszą i parła do konfrontacji. Została opanowana przez elementy
lewacko-rewolucyjne. Kraj był paraliżowany strajkami i blokadami. Gospodarka padała. Gdy Jaruzelski ogłosił stan
wojenny i dał sobie radę sam, bez interwencji wojsk radzieckich, nawet tych już stacjonujących w Polsce, ....”
Nikt nie ujmuje prawdy w powyższym zdaniu i naprawdę ciężko byłoby je podważyć jakimiś dowodami, bo nikt nie
będzie nigdy wiedział jak potoczyłyby się losy Polski i narodu , gdyby stanu wojennego nie było i nie byłoby rozbicia
Solidarności. Nie wiemy też jak wyglądałaby Polska gdyby Jaruzelski okazał się polskim patriotą i po stanie
wojennym wprowadził reformy gospodarcze, wolne wybory i wolność , którą mógł poprzeć. Ale Jaruzelski patriotą nie
jest i większość to wie lub czuje.
MG- „Pytanie do młodych z MW: jaki scenariusz sobie wyobrażacie bez stanu wojennego? I czy był on w grudniu 1981
r. realny? Bez odpowiedzi na te pytania Wasze pikiety 13.XII są bez sensu.”
Nie są pozbawione sensu bo w roku 2010 nikt nie potrzebuje scenariusza wydarzeń, ale młodzi ludzie potrzebują
potępienia zła by nie dopuścić do powstania kultu Jaruzelskiego na wzór tego co zrodziło się po zamachu majowym, i
za to im jestem wdzięczny.
A postawa prof. Giertycha przypomina mi postawę JP II , który nadgorliwie czasami manifestował swoją tolerancję dla
innych wyznań takich jak islam czy judaizm, osłabiając w ten sposób pozycję Kościoła Katolickiego.
Krytyka MW mimo subiektywnie dobrych intencji jest obiektywnie sprzeczna z tym co moim zdaniem czują Polacy w
stosunku do Jaruzelskiego.
Byłoby inaczej gdyby Jaruzelski dostał jakikolwiek wyrok za to co zrobił, gdyby niezawisły sąd wydał wyrok (choćby) w
zawieszeniu, biorąc pod uwagę „dobro wynikające ze stanu wojennego”, ale tak się nie stało i my wszyscy powinniśmy
czuć że coś jest nie tak , nie tylko MW i garstka młodych ale trzeźwo myślących ludzi.
Dlatego myślę że prof. Giertych nie jest w zbyt dogodnej pozycji , aby bronić Jaruzelskiego i jego decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego
bo słowa z ust seniora ruchu narodowego skierowane do młodych powodują wielkie osłabienie wiarygodności tego
ruchu, obiektywne zgorszenie dla młodzieży oraz utwierdzenie byłych komunistów w ich błędach i potwierdzenie, że
udany zamach można zawsze zalegalizować i pochwalić.
Tylko czy tego właśnie chcemy?
Bo tego na pewno nie chcą młodzi narodowcy.
zjw.
Tekst prof. Macieja Giertycha:
Maciej Giertych: Jaruzelski
Jak co roku, 13 grudnia pod mieszkaniem Wojciecha Jaruzelskiego odbyła się demonstracja jego przeciwników. Już
drugi raz w tej demonstracji uczestniczyli chłopcy z Młodzieży Wszechpolskiej. Udział ten spotkał się z krytyką
redaktora Myśli Polskiej Jana Engelgarda. Wywiązała się z tego długa polemika na różnych blogach. W polemice tej
obie strony odwoływały się do publicznych wypowiedzi moich i mego ojca Jędrzeja z pozytywną oceną ogłoszenia
stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Engelgard odwoływał się do autorytetu Jędrzeja Giertycha i mojego w
omawianej sprawie, równocześnie generalnie dystansując się od naszej linii politycznej w ramach ruchu narodowego.
Młodzi chyląc czapkę przed nami, zasłaniali się „nowymi” informacjami, jakie wypłynęły na temat Jaruzelskiego,
których w 1981 r. nie mogliśmy znać, jako powód, by obecnie oceniać go negatywnie. Cała debata odbywała się jakby
obok istoty rzeczy. Ani jedna, ani druga strona nie odnosiły się do uzasadnień naszego stanowiska.
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że zdania nie zmieniłem. Ogłoszenie stanu wojennego w grudniu 1981 r. uważam za
decyzję dla Polski korzystną i w owym czasie konieczną. Nie ma to nic wspólnego z oceną Jaruzelskiego jako
komunisty, działacza PZPR, wysokiego urzędnika PRL, jej jawnych i tajnych służb itd. Mieści się on w tej samej
kategorii co Gomułka, Gierek, Cyrankiewicz, Jaroszewicz itd., a także Kwaśniewski, Miller, Oleksy, Cimoszewicz czy
inni ex-komuniści działający na obecnej scenie politycznej. Nie pochwalam ich dróg życiowych ani decyzji
politycznych, jakie w swym życiu podejmowali. Jako środowisko polityczne są mi obcy, jestem i zawsze byłem wobec
nich w opozycji. Jestem przeciwnikiem komunizmu, socjalizmu i wszelkiej formy lewactwa.
Jestem również przeciwnikiem wszelkich działań rewolucyjnych. To wyróżniało ruch narodowy od socjalistów przed
1914 rokiem, że dążył do niepodległości drogą ewolucyjną i na bazie realiów geopolitycznych, a nie drogą powstańczą,
która się okazała nieskuteczną. W latach 1945-1989 Polska stopniowo wyzwalała się spod dominacji sowieckiej, ale
nie w wyniku konfrontacji zbrojnych, tylko w konsekwencji stopniowej polonizacji aparatu władzy i wykorzystywania
realiów geopolitycznych.
Nie jestem w stanie podniecać się rewelacjami filmu „Towarzysz Generał” nadanego w TVP1 w dniu 1.II.10,
oskarżającymi Jaruzelskiego o wszelkie zło okresu PRL. Główni oskarżyciele w filmie, Lech Kowalski i Paweł
Wieczorkiewicz to też komuniści, członkowie PZPR. Jaruzelski ma rację broniąc się, że nie był sam. Cały aparat
władzy PRL, wraz z jego zapleczem w postaci członków PZPR i tajnych współpracowników, ponoszą wspólną
odpowiedzialność za to, co się w owym okresie działo złego i dobrego. Ogólny bilans jest negatywny, ale daleki jestem
od potępiania wszystkiego w czambuł. Wiem, że były też działania pozytywne, przynoszące Polsce korzyść. Dałem
temu wyraz w artykule „PRL to też Polska” (OwK nr 62), który przedrukowała Myśl Polska i co w omawianej debacie
było podnoszone. W istocie spór dotyczy jedynie oceny decyzji o ogłoszeniu stanu wojennego – była korzystną czy
niekorzystną dla Polski? Pikieta przed domem Jaruzelskiego w dniu 13 grudnia tego dotyczy, a nie oceny całościowej
PRL-u czy osoby Jaruzelskiego.
By zrozumieć ocenę pozytywną stanu wojennego w kręgach narodowych, w kraju i za granicą, nie potrzebna nam
wiedzy o tym, co Jaruzelski robił w 1970 czy 1968 roku i wcześniej. Nawet nie potrzebna nam wiedza o tym, czego w
owych dniach chcieli władcy Kremla. Nie trudno się domyśleć, że chcieli, aby Polska poradziła sobie z „Solidarnością”
sama. Natomiast, jeżeli ktoś uważa, lub wtedy w grudniu 1981 roku uważał, że ZSRR pozwoliłby Polsce wyjść z bloku
sowieckiego lub oddać władzę siłom anty-kremlowskim, ten żyje w obłokach i po prostu nie zna się na polityce. Tam u
władzy był Leonid Breżniew i obowiązywała „doktryna Breżniewa”, polegająca na tym, że w razie upadku władzy
komunistycznej w jakimś kraju bloku Rosja „przyjdzie z pomocą”.
O co więc chodziło z tym „stanem wojennym”?
Tu potrzeba trochę geopolityki, studiowania której wymagał Roman Dmowski. Był to czas zimnej wojny. Dwa
supermocarstwa atomowe wzajemnie sobie groziły totalnym zniszczeniem, doktryną MAD (mutual assured destruction
– wzajemnie gwarantowane zniszczenie). Świat był podzielony na strefy wpływu i obie strony próbowały swoje strefy
poszerzyć kosztem drugiej, ale bez prowokowania wojny wzajemnej, której konsekwencją byłoby MAD. Rywalizacja
między mocarstwami polegała na podżeganiu niezadowolonych w strefie wpływu przeciwnika do konfrontacji z
uzależnionymi od niego władzami. Metodę tę stosowano w przeszłości i stosuje się ją dziś. Nasze
dziewiętnastowieczne powstania były na zamówienie i w interesie obcych. Nam przynosiły klęskę, pożogę, zsyłki,
emigrację i ... legendę bohaterstwa pokonanych – gloria victis. W ostatnich latach mieliśmy podżeganie Iraku, by zajął
Kuwejt czy Gruzję, by pacyfikowała Osetię. Wiemy kto odniósł korzyści. W czasie zimnej wojny Rosja podburzała
Koreę, Wietnam, Nikaraguę, czy Grenadę do konfrontacji z USA, a USA podżegały Węgry, Czechosłowację czy
Polskę, by buntowały się wobec Rosji. Wiadomo było, że USA z pomocą wojskową nie przyjdzie, a nasze bunty
(poznański czerwiec, Budapeszt, Październik, Praska wiosna) zostaną stłumione siłą – jeżeli trzeba z udziałem wojsk
radzieckich. Im większa rozróba, tym większa kompromitacja dla utwierdzającego swe wpływy mocarstwa, a więc
pożytek dla drugiego mocarstwa.
Oczywiście, wszelkie ruchy wolnościowe w bloku sowieckim miały poparcie medialne, logistyczne i finansowe z
amerykańskich ośrodków dywersyjnych. Od roku 1951 był w ramach CIA specjalny oddział (International Organisations
Division), kierowany przez Tomasza W. Bradena, powołany do „prowokowania niepokojów w krajach satelitarnych”
ZSRR. Odbywało to się za pośrednictwem Komitetu Wolnej Europy dysponującego Radiami Liberty i Wolna Europa
(Richard J. Aldrich, 1997 „OSS, CIA and European Unity: The American Committe on United Europe, 1948-60”
Diplomacy & Statecraft, 8(1); 184-227).
Tu mała dygresja. Pracujący w Radiu Wolna Europa Polacy, zarówno krytykowany przez Engelgarda Jan Nowak
Jeziorański, jak i wychwalani Wiktor Trościanko czy Wojciech Wasiutyński, to byli pracownicy amerykańskiego
aparatu propagandy. Nic w tym zdrożnego. Dobrze, że w aparacie tym byli Polacy, bo przynajmniej w jakimś zakresie
mogli dbać o polskie interesy (dobrze, że w PRL rządzili Polacy, a nie Rosjanie, bo w jakimś zakresie mogli dbać o
polskie interesy). Ale nie miejmy złudzeń – realizowali oni politykę amerykańską, a nie polską (władcy PRL realizowali
politykę radziecką, a nie polską). W wielu sprawach mogły to być interesy zbieżne (utrwalenie granicy na Odrze i Nysie
było elementem polityki rosyjskiej, a zarazem w naszym interesie). Duchowo Ameryka jest nam bliższa niż Rosja i
współpraca z nią nikogo nie kompromituje. Natomiast niewłaściwym jest określanie tych ludzi jako polityków polskich.
Polską politykę mogą prowadzić tylko ludzie niezależni od jakichkolwiek obcych wpływów, za własne, a więc polskie
pieniądze. Oto przykład: gdy ktoś ujawnił, że na wypadek wojny z ZSRR Stany Zjednoczone planują atomowe
bombardowanie wszystkich mostów na Wiśle, by odciąć wojska w NRD od dostaw (bez krzywdzenia obywateli NRD),
krzyk podniósł Kongres Polonii Amerykańskiej. Specjalną broszurę po angielsku – apel do światowej opinii publicznej –
wystosował mój ojciec, ale Radio Wolna Europa i jego polscy „politycy” milczeli, nie dlatego, że tak chcieli, ale dlatego,
że nie było im wolno informować o tym kraju. Podobnie w PRL media milczały w sprawie Katynia, nie dlatego, że
redaktorzy, czy choćby Jaruzelski, tak chcieli, ale dlatego, że poruszać tematu nie było im wolno.
Jestem wielkim zwolennikiem polityki Ronalda Reagana. Uważam, że to on doprowadził do upadku ZSRR. Pokonał go
wyścigiem zbrojeń i ekonomicznym, również mistyfikacją w sprawie „gwiezdnych wojen”, czyli przechytrzył Rosjan. Nie
zmienia to jednak faktu, że był on politykiem amerykańskim, a nie polskim. Dbał, bo taki był jego obowiązek, o
interesy swojego kraju, a nie naszego. Dbanie o nasz interes to obowiązek polityków polskich (czy wszyscy o tym
pamiętają?). W roku 1980 były w USA wybory prezydenckie. Urzędujący prezydent Jimmy Carter walczył o drugą
kadencję. Reagan go pokonał. W kampanii wyborczej Reagan zarzucał Carterowi, że okazał się mięczakiem: dał się
sparaliżować losem 52 amerykańskich zakładników przetrzymywanych w Teheranie i nie wykorzystał okazji
zareagowania na rosyjskie wkroczenie do Afganistanu – a mógł przecież w tym momencie, tytułem retorsji, odebrać
Rosji Kubę. Już po wyborach, ale zanim Reagan objął władzę, w grudniu 1980 r., Rosja miała zamiar wkroczyć z
Paktem Warszawskim do Polski i zrobić porządek z „Solidarnością” – to potwierdzają wszyscy historycy.
Powstrzymana została przez USA, które zagroziły sankcjami gospodarczymi. W owym czasie przy prezydencie
Carterze sekretarzem stanu był Edmund Muskie, a doradcą do spraw bezpieczeństwa Zbigniew Brzeziński. Ci dwaj
amerykańscy politycy polskiego pochodzenia zapewne nie chcieli tragedii w Polsce i stąd taka polityka USA. Oto
przykład, że warto by Polacy, czy ludzie polskiego pochodzenia, uczestniczyli w życiu politycznym innych państw, ale
to nie czyni ich politykami polskimi. Gdy w styczniu 1981 r. prezydenturę objął Reagan do władzy doszli tzw.
„jastrzębie”, czyli zwolennicy bardziej konfrontacyjnej polityki USA wobec ZSRR. Sekretarzem stanu został gen.
Aleksander Haig, były dowódca wojsk NATO w Europie. Pomoc dla „Solidarności” poszła szerokim strumieniem.
Tymczasem „Solidarność” czuła się coraz silniejszą i parła do konfrontacji. Została opanowana przez elementy
lewacko-rewolucyjne. Kraj był paraliżowany strajkami i blokadami. Gospodarka padała. Gdy Jaruzelski ogłosił stan
wojenny i dał sobie radę sam, bez interwencji wojsk radzieckich, nawet tych już stacjonujących w Polsce, USA były
wyraźnie niezadowolone. Jak pisze w swych pamiętnikach Aleksander Haig ("Caveat: Realism, Reagan and Foreign
Affairs" – Ostrzeżenie: realizm, Reagan i polityka zagraniczna, 1984) Stany posiadały plany jak zareagować na
interwencję wojskową ZSRR, ale nie na ewentualność opanowania sytuacji tylko siłami polskimi. Nie pisze, jakie to
były plany. Rąbka tajemnicy uchylił ex-prezydent Richard Nixon. W swej książce „Leaders” (Przywódcy) 1982,
opowiada o rozmowie w 1981 r. z Anwarem Sadatem, prezydentem Egiptu, na temat rozwoju sytuacji w Polsce. Z
rozmowy tej wynikało, że realną reakcją USA na wkroczenie wojsk radzieckich do Polski winno być zajęcie Kuby.
To oczywiste, że nie planowano bombardowania atomowego Moskwy ani wysłania komandosów do Gdańska. Jeżeli
Radio Wolna Europa (i jego wtyki w Polsce) prowokowało do konfrontacji między „Solidarnością” a rządem, to w
interesie polityki amerykańskiej, a nie polskiej. To, że w Polsce poleje się krew, że jak obiecywano NRD za udział w
opanowaniu Polski dostanie obszar na zachód od linii Szczecin-Katowice (o takich ustaleniach między ZSRR a NRD
pisała prasa RFN – Die Bunte 25.II.82 i National-Zeitung 2.IV.82), że nieudolnego Jaruzelskiego zastąpi jakiś nowy
Rokosowski, Berman czy Bierut, to wszystko było ceną, którą USA były gotowe zapłacić za zlikwidowanie radzieckiej
kolonii w pobliżu swoich granic. Wszak Reagan był prezydentem USA, a nie Polski i trudno mieć do niego o to
pretensje.
To, że Jaruzelski nie okazał się nieudolnym, że opanował sytuację bez pomocy radzieckiej, szybko i sprawnie, z
niewielkim rozlewem krwi, zasługuje nie na krytykę, ale na uznanie. W niczym nie zmienia to oceny jego postaci w
pozostałych wątkach jego życiorysu. Uznanie to było powszechne w krajowych kręgach narodowych owego czasu.
Nikt z nas nie miał wówczas wątpliwości, że ci, co politycznie opanowali Solidarność, KOR-owcy, dysydenci z PZPR z
lat sześćdziesiątych, trockiści i lewica laicka, realizowali niepolskie interesy. Niestety, gdy w Rosji przyszła odwilż,
„glasność” i „pierestrojka” Gorbaczowa i ZSRR zaczął się sypać, ci sami ludzie dogadali się z Jaruzelskim i przy
okrągłym stole ustalili jak podzielić się władzą.
Dziś okazuje się, że w owym czasie był sygnał z Rosji, by władza dogadała się właśnie z środowiskiem KOR-u, a nie
z Kościołem, co ponoć zamierzała. Większość dokumentacji szyfrogramów z polskiej ambasady w Moskwie do MSZ w
owym czasie została brutalnie wydarta z odpowiedniej teczki archiwum MSZ, czyli kogoś kompromitowała
(http://blog.rp.pl/ziemkiewicz 13.II.10). Tu trzeba szukać winnych „okrągłego stołu” i utrzymania się post-PZPR-owców
w życiu politycznym III RP.
Pytanie do młodych z MW: jaki scenariusz sobie wyobrażacie bez stanu wojennego? I czy był on w grudniu 1981 r.
realny? Bez odpowiedzi na te pytania Wasze pikiety 13.XII są bez sensu.
Za: http://opoka.giertych.pl/owk72.htm
uważamy za ważne lub ciekawe.