Jednym z elementów przewrotu ideologicznego jest doprowadzenie do zniszczenia wszelkich norm panujących w atakowanym państwie. Jednym z obszarów, jaki stanowi cel ataku są normy witalne.
Jednym z elementów przewrotu ideologicznego, czyli zbioru mechanizmów dążących do bezkrwawego (militarnego) zniszczenia wrogiego państwa jest doprowadzenie do zniszczenia wszelkich norm w nim panujących. Powoduje to rozkład instytucji oraz struktury społecznej, umożliwiając wprowadzenie w ich miejsce ideologii i norm agresora.
Jednym z obszarów, jakie stanowią cel ataku są normy witalne. Na nich chciałbym się skupią w tej krótkiej i nieudolnej analizie. Normy witalne związane są ze stanem zdrowia społeczeństwa. Generalnie dotyczą aktywności społecznej związanej z zachowaniem bytu członków społeczeństwa. Determinują one co jest zdrowe i niezdrowe, szkodliwe i nieszkodliwe dla ludzi z punktu widzenia ich kondycji psychofizycznej i fizjologicznej. Precyzują metody ochrony zdrowia, zachowania bezpieczeństwa, warunków reprodukcji i przetrwania. Regulują one działanie służby zdrowia, służb bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego (siły zbrojne).
Normy witalne wpływają na pozostałe normy, ponieważ efektywność pozostałych norm jest nierozerwalnie związana ze stanem psycho-fizycznym wynikającym z norm witalnych. Głównym czynnikiem jest tu sprawne działanie służby zdrowia. Jak widać i na tym polu nasz rząd dał się poznać przez wiele lat jako genialny "majster popsuj". Nie mówiąc już o blokowaniu możliwości rezygnacji z haraczu i możliwości ubezpieczenia się gdzie indziej niż w NFZ...
Wszyscy z którymi rozmawiam narzekają na polską służbę zdrowia, wskazują na niegospodarność najpierw Kas Chorych, obecnie NFZ, opieszałości lekarzy, limity leczenia itp. Jednocześnie niektórzy wskazują na możliwość dużo lepszego zabezpieczenia własnego zdrowia w prywatnych placówkach. No ale właśnie: po co płacimy na tą rzekomą ochronę zdrowia i gdzie te pieniądze wsiąkają. Bo że wsiąkają i nikt ich nie widzi (a przynajmniej nieliczni) to widzą wszyscy.
Jak to możliwe, że szpitale publiczne, finansowane z pieniędzy publicznych wciąż się zadłużają, a placówki prywatne potrafią przynosić zyski ? Dlaczego lekarze pracują po godzinach, w kilku poradniach i jeszcze prowadzą praktykę prywatną ? Wreszcie dlaczego tak ochoczo korzystają ze "wsparcia" firm farmaceutycznych ?
Za taki stan rzeczy w głównej mierze winny jest wprowadzony w naszym raju system punktowy. Postaram sie państwu go przybliżyć, ponieważ dla mnie, jako młodego człowieka, rzadko korzystającego ze "służby" zdrowia, istnienie takiego systemu było nie lada szokiem, ale poznanie zasady jego działania było szokiem jeszcze większym. Zwłaszcza, że 90% pacjentów z istnienia takiego systemu nie zdaje sobie sprawy. Wiedza, którą w szczątkowej postaci poniżej państwu przekażę sprawi, że przestaniecie dziwić się kolejkom w poradniach, zadłużeniom szpitali i ośrodków zdrowia, temu że lekarz nie chce wysłać was na badania do specjalisty, za to zacznie kiełkować w was bunt przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Jednocześnie, choć istnienie i działanie tego systemu sprawia, że w polskiej służbie zdrowia istnieje wiele patologii nieformalnych i formalnych, spowodowane jest to tym, że lekarze, choćby o najczystszych sercach, wtłoczeni w ramy tego systemu, muszą sobie po prostu radzić, by przeżyć. W żaden jednak sposób ich nie usprawiedliwiam, ponieważ prawdziwej służby drugiemu człowiekowi nie da się wtłoczyć w ramy nawet najbardziej chorego systemu. Można zawsze znaleźć inny rynek, na którym będzie można realizować swoje marzenia o pomocy. Tylko ile osób może sobie na to pozwolić ?
Jak pisałem w poprzednim wpisie wprowadzenie systemu punktowego w różnych dziedzinach życia ma na celu odhumanizowanie relacji międzyludzkich i zniszczenie ich. Jest to według mnie długofalowe celowe działanie, realizowane przez zakamuflowanych agentów wpływu i pożytecznych idiotów, ulokowanych w kluczowych miejscach systemu (rządu, instytucji i samorządów), niezależnie od ilości doktoratów i habilitacji, jakie posiadają. Analogiczna sytuacja jest w Ministerstwie Edukacji. Działania tych osób i instytucji powodują powstanie przystosowania wstecznego, a przez to degenerację związanych z niszczonymi normami mechanizmów społecznych.
Czym w takim razie jest i jak działa wspomniany system punktowy w ramach służby zdrowia ?
W ramach służby zdrowia istnieją dwa systemy punktowe: edukacyjny (system punktowy związany z edukacją lekarzy) i zdrowotny (związany z finansowaniem podstawowej działalności lekarskiej, czyli diagnostyki i leczenia)
O edukacyjnym systemie punktowym napisano krótki, ale treściwy artykuł tutaj: http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/312526,ni... , dlatego nie będę strzępił języka a zajmę się tym, co nas pacjentów interesuje najbardziej.
Otóż od pewnego czasu, według terminologii NFZ, pacjent przestał byc pacjentem, a przekształcił się w coś, co w terminologii formalnej nazywa się jednostką chorobową. Każda jednostka chorobowa ma przypisaną jej odpowiednią liczbę punktów. Każdy punkt natomiast jest to jednostka, uprawniająca lekarza do pobrania za niego wynagrodzenia. Obecnie, w 2010 roku jeden punkt wg NFZ ma wartość 55 PLN. Każda jednostka służby zdrowia (mowa o szpitalach) ma przypisane, w zależności od specjalizacji odpowiednią pulę jednostek chorobowych, jakie może obsłużyć. Ale o tym za chwilę. Wszystko dla laika wygląda fajnie na papierze: przychodzi pacjent, leczymy go i za to dostajemy punkty, a za te punkty pieniążki od NFZ. Skąd wobec tego te wszystkie kolejki, zadłużenie szpitali itp ? Wszystkie problemy z systemami punktowymi mają swoje źródło w systemie dystrybucji punktów.
Otóż pomimo tego, że każda jednostka chorobowa ma przypisaną odpowiednią liczbę punktów, lekarz nie dostaje za nią bezpośrednio pieniędzy. Zdiagnozowanie takiej jednostki chorobowej wpisuje na jego konto w ramach obsługi danego pacjenta (in plus) ilość punktów przypisanych danej jednostce chorobowej. I sprawa mogłaby skończyć się w tym momencie, gdyby nie trzeba było zrobić żadnych specjalistycznych badań. Jeśli jednak takie badania są konieczne do diagnostyki, lekarz wysyłający pacjenta na badania, traci z tej puli tyle punktów, ile przypisane jest do tych badań. Bardziej obrazowo: przychodzimy z podejrzeniem choroby X, za której diagnozę lekarz może otrzymać 20 punktów. Niestety, aby ją poprawnie zdiagnozować, a następnie wyleczyć, musi wysłać nas na specjalistyczne badania. Załóżmy, że konieczne są 2 takie badania (opinie lekarza specjalisty), jedno za 4 punkty, drugie za 7 punktów. W tym momencie z pierwotnej puli lekarza, wynoszącej 20 punktów za pacjenta, zostaje mu 20-11=9 punktów. I to za tę różnicę płaci mu NFZ (w tym przypadku: 55 PLN * 9 punktów). Jeżeli dodatkowo jeszcze konieczne będą kolejne badania, pula ta dodatkowo się uszczupla. W rażący sposób system niejako zmusza ekonomicznie lekarzy do tego, by preferowali raczej nie posyłać pacjentów na badania do specjalisty, niż posyłać. Co więcej, lekarz, do którego przychodzi pacjent z kilkoma jednostkami chorobowymi, otrzyma od NFZ pieniądze tylko za jedną taką jednostkę ! O skutkach takiego systemu dystrybucji punktów za chwilę.
Istnym kuriozum jest przypisanie do poszczególnych specjalności konkretnej puli jednostek chorobowych, za które lekarz dostanie pieniądze z NFZ. I tak, przykładowo, lekarz reumatolog nie może zdiagnozować choroby neurologicznej lub skórnej, bo za taka diagnozę nie otrzyma od NFZ pieniędzy. Krótko mówiąc: lekarzu/szpitalu, masz swoją działkę i koniec. Jakże to inne podejście od medycyny wschodu lub medycyny holistycznej. Dokładnie taka sama sytuacja ma się w przypadku szpitali. Szpital o specjalizacji ortopedycznej, jeśli wyląduje u niego pacjent z choroba wieńcową, którą lekarz w ramach szpitala stwierdzi, i wyśle pacjenta do specjalisty od tego typu chorób nie dość, że nie dostanie za swoją diagnozę punktów, to dodatkowo badanie specjalistyczne choroby wieńcowej uszczupli/obciąży jego pulę o punkty przypisane tej jednostce chorobowej (jeśli zostało wykonane w innym szpitalu). I stąd m.in. zadłużenia placówek (jak i pojedynczych lekarzy) !
Co więcej, jeśli w szpitalu ląduje pacjent z kilkoma jednostkami chorobowymi, w kartotece szpitalnej wyląduje diagnoza jednej z nich, i to takiej, która daje jak najwięcej punktów. Skutkiem tego praktycznie przestaje istnieć system statystyki chorób w Polsce. No bo jak ma się do rzeczywistości (pacjent z reumatycznym zapaleniem stawów + chorobą wieńcową + nadciśnieniem + egzemą skórną) do zgłoszonego do NFZ (np choroba wieńcowa) ? Nijak. I tu jest pies pogrzebany. Po kilku latach działania takiego systemu państwo nie ma ŻADNEJ informacji na temat rzeczywistego stanu zdrowia społeczeństwa, ponieważ pewne choroby po prostu w magiczny sposób "znikają" ze statystyk szpitalnych, za to okazuje się, że nagle kilka razy więcej osób choruje na inne schorzenia. W następnym roku NFZ, opierając sie na zafałszowanych statystykach, przyznaje więcej/mniej pieniędzy (punktów) bardziej/mniej popularnym jednostkom chorobowym, dodatkowo w przyszłym roku zwiększając niejako zafałszowanie danych. Uniemożliwia to sprawne działanie tego mechanizmu i reagowanie na realne zagrożenia.
Równie ciekawie ma się sprawa w przypadku lekarzy rodzinnych. Oni mają około 80 PLN/rok/pacjenta. Zarabiają wobec tego głównie na pacjentach, którzy się do nich przez ten rok nie zgłosili, bo każde badanie kosztuje, a każdy pacjent, który do nich przychodzi uszczupla tę pulę (przeciętny lekarz rodzinny ma około 2,5 tys pacjentów w swojej kartotece).
Czy już rozumieją państwo o co w tym wszystkim chodzi i do czego to prowadzi ?
Lekarze w ramach tego systemu niejako codziennie walczą o przetrwanie. Kombinują jak się da, ponieważ NFZ wciąż prawnie kombinuje jak się da, byle jak najmniej punktów i pieniędzy przyznawać lekarzom i szpitalom. cierpią na tym nie tylko pacjenci, ale też lekarze i szpitale. Cała służba zdrowia, będąca na służbie pacjenta. Nie cierpią tylko biurokraci rozdzielający środki. Jednocześnie dalsze trwanie takiego systemu skutecznie rozmontowuje swojego czasu w miarę sprawnie działający mechanizm.
Wnioski są generalnie dwa. Albo w Ministerstwie "Zdrowia" siedzą idioci, którzy sami odcinają sobie drogę do rzetelnej informacji na temat stanu zdrowia społeczeństwa. Odcinają sobie możliwość rzetelnego zbierania statystyk medycznych, a co za tym idzie rzetelnej pracy opartej na faktach. Jeśli tak, całe ministerstwo zdrowia, a przede wszystkim pomysłodawcy systemów punktowych powinni polecieć na ryj na bruk, jako niezdolni do pracy na swoich stanowiskach. Jeśli jednak nie są to beznadziejni debile, tym bardziej powinni być odsunięci od władzy i osądzeni jako agenci wpływu, których jedynym celem jest zniszczenie polskiej służby zdrowia i zdrowia obywateli tego kraju, działających na szkodą Państwa Polskiego, a być może i na zlecenie obcych mocarstw (wiadomo, jakie mocarstwa są żywotnie zainteresowane naszym krajem).
Ku przestrodze i rozwadze
Za: http://www.niepoprawni.pl/blog/2112/tredowaci
Nadesłał: Jacek