Niemcy starzeją się, dzieci rodzi się coraz mniej. Opustoszałe miejsca pracy białych ludzi częściowo zajmują Turcy. Ale potrzeby są duże, więc Niemcy kierują wzrok w kierunku Polski. To głównie od nas chcą zwerbować młodych ludzi do pracy w warsztatach, kuchniach i halach produkcyjnych. Przyczyną pustoszenia niemieckich szkół zawodowych jest niż demograficzny i zły stan przygotowania absolwentów szkół. Z oceny niemieckich ekspertów gospodarki wynika, że co czwarty absolwent szkoły ma takie luki w wiedzy, że nie nadaje się do kształcenia zawodowego. Przeciętny młody Niemiec nie chce się uczyć zawodu i nie chce pracować fizycznie.
Prezes Niemieckiej Izby Gospodarczej - Otto Kaiser przyznaje, że werbowanie za granicą młodocianych cudzoziemców do nauki zawodu może stać się sprawą politycznie drażliwą. Jednak potrzeby są tak wielkie, że od paru lat trwają indywidualne zabiegi przedsiębiorców niemieckich o „narybek” z Polski. Na Opolszczyźnie składają oferty na wsparcie finansowe i doposażenie szkół zawodowych w niezbędne narzędzia, aby kształcić uczniów w konkretnych specjalizacjach. W Szczecinie we wrześniu b.r. odbyło się duże spotkanie na którym ofertę kształcenia Polaków złożyło przedstawiciele m.in. Fabryki maszyn drukarskich Heidelberger Druck, restauratorzy i hotelarze. Jak pisze Ewa Wesołowska w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, niemiecki system edukacyjny w porozumieniu z pracodawcami przygotowuje specjalną ofertę dla młodych Polaków.
Za trzyletnią naukę w szkołach zawodowych niemieckich izb rzemieślniczych i udział w praktykach zawodowych tamtejszych zakładów pracy, młodzi Polacy mogą zarobić na pierwszym roku od 600 do 750 euro, a na trzecim nawet 1,5 tys. euro! Dodatkową zachętą jest oferta pracy w tamtejszych fabrykach po zakończeniu kształcenia.
Propozycja ponad 50 niemieckich izb rzemieślniczych wspólnie z przedsiębiorcami i lokalnymi władzami skierowana jest do zamierzających uczyć się zawodu gimnazjalistów z Europy Środkowo-Wschodniej. Na młodych Polaków czekają w Brandenburgii, Saksonii, Meklemburgii czy Turyngii. Tam liczba chętnych do nauki zawodu w ciągu 7 lat spadła o 50 – 60 proc. Tylko w Brandenburgii w 2003 r. w zawodówkach uczyło się 35 tys. osób, a dziś niespełna 18 tys.
Niemal w całym kraju pustkami świecą wielkie ośrodki szkolenia zawodowego. Niektóre z nich, np. w Poczdamie, to bardzo duże kompleksy. Oprócz sal wykładowych i internatów są tam nowoczesne warsztaty mechaniczne, elektroniczne, a także fryzjersko-kosmetyczne czy gastronomiczne. Połowę zajęć przeznaczonych na naukę uczniowie spędzają jednak nie w ośrodku, ale pracując w firmach zrzeszonych w izbach rzemiosła. I dostają za to pieniądze: na pierwszym roku od 600 do 750 euro, a na trzecim nawet 1,5 tys. euro.
Niemieckie izby na to stać, ponieważ są dofinansowane z budżetów landowych, a także ze środków federalnych. Różnice widać już w wynagrodzeniach uczniów: ci w Polsce, którzy uczą się zawodu, praktykując np. w zakładzie fryzjerskim lub warsztacie samochodowym, dostają od 100 do 200 zł miesięcznie. W systemie mistrz – czeladnik uczy się dziś w Polsce ok. 90 tys. osób. Ponad drugie tyle chodzi do zasadniczych szkół zawodowych. Poziom nauki w zawodówkach od lat budzi wiele zastrzeżeń. Pracodawcy narzekają na słaby poziom przygotowania do zawodu, uczniowie na niedostosowane do wymagań rynku pracy programy.
Brzmi niewinnie, ale nie trzeba być znawcą, żeby przewidzieć jakie mogą być skutki tak długiego rozstania nastolatka ze swoją rodziną i środowiskiem. Skutki społeczne będą dla Polski bolesne. Rodziny utracą swoje dzieci, a Polska „wygna” kolejną grupę swoich obywateli. W latach „80” Polskę opuścili wygnańcy polityczni, w ostatniej dekadzie – wygnańcy za chlebem, a teraz przyszedł czas na młodocianych. Nie jedna rodzina stanie przed dylematem – zapewnić dziecku zawód, pracę i ulżyć swojej biedzie, albo mieć dziecko przy sobie, ale bez perspektyw.
Jak zawsze, tak i przy tej okazji kompromituje się polski rządowy system kształcenia młodzieży i służby do zwalczania bezrobocia. Według danych GUS 52 proc. absolwentów w Polsce ląduje na zasiłku dla bezrobotnych. Niemcy to wykorzystują bezwzględnie. Dlatego już dziś w punktach informacyjnych, w których można uzyskać informacje o nauce zawodu za Odrą, telefony się urywają. Przymus ekonomiczny rozstrzyga…