Po upadku Związku Radzieckiego państwo to podzieliło się na szereg – formalnie odrębnych, chociaż powiązanych ze sobą więzami różnorodnych zależności politycznych, gospodarczych, a nawet mafijnych układów – państw. Państwem niepodległym stała się również Ukraina, sąsiadująca z Polską. Relacje pomiędzy naszymi narodami – polskim i ukraińskim – układały się na przestrzeni zwłaszcza ostatniego, XX wieku, rozmaicie. Aby je zrozumieć, należy skrupulatnie i obiektywnie badać źródła historyczne, aby dzięki nim dostrzec, jakie były przyczyny konfliktów pomiędzy nami oraz jakie są możliwości wzajemnego porozumienia. Wydaje się, że wysiłek taki nie pójdzie na marne – pozwoli nam bowiem wypracować na przyszłość strategię działania politycznego na Wschodzie, pozbawioną nieuzasadnionych uprzedzeń i emocji.
Problematyką ukraińską zajmował się w swej publicystyce Feliks Koneczny, który jako redaktor „Świata Słowiańskiego”, pisma podejmującego szeroko rozumianą problematykę słowiańską[1], poświęcił jej stosunkowo wiele miejsca, pisząc jeszcze przed I wojną światową na ten temat szereg artykułów. Nasz publicysta zajmował stanowisko w wielu sprawach dotyczących relacji polsko – ukraińskich, zwłaszcza w zaborze austriacko – węgierskim, gdzie narody te ze sobą sąsiadowały i pozostawały ze sobą w różnego rodzaju relacjach: politycznych, kulturowych, gospodarczych.
O politykach ukraińskich i polityce polskiej w Galicji
Ukraiński ruch polityczny w Galicji w ramach monarchii austro-węgierskiej rozwijał się w innych zupełnie warunkach niż polski, ze względu na specyficzne uwarunkowania historyczne i bytowe tego społeczeństwa oraz skomplikowane i trudne możliwości jego rozwoju. Ukraina bowiem nigdy nie była do końca XX wieku państwem niepodległym, a nawet suwerennym. Świadomość narodowa mieszkańców tego kraju kształtowała się powoli, znacznie wolniej niż wśród Polaków czy też społeczeństw Europy Zachodniej. Po 1868 roku – a więc od czasu, kiedy to Galicja uzyskała autonomię w ramach monarchii habsburskiej – zasadniczym postulatem Rusinów stało się równouprawnienie języka ukraińskiego z polskim we wszystkich dziedzinach życia politycznego tam, gdzie stanowili oni liczebnie dużą siłę. Mogli oni wysuwać swoje żądania odnoszące się do kultury i polityki tylko w państwie Habsburgów, ponieważ szanse ich rozwoju pod panowaniem rosyjskim nie istniały. Jak to trafnie napisał współczesny nam historyk Piotr S. Wandycz, „austriacka Galicja stała się również ukraińskim Piemontem i «otwartym oknem» na otaczający świat.”[2] Wysuwali oni żądania podziału Galicji na dwie części: wschodnią (ze Lwowem), i zachodnią (z Krakowem). Ukraińcy powiększali liczbę szkół z własnym językiem wykładowym, wydawali też własną prasę. Powstawały także ukraińskie partie polityczne, z reguły niechętnie lub nawet wrogo nastawione do Polaków. Do nich m.in. należała założona przez Iwana Franko (1856-1916) i Mychajło Pawłyka (1853-1915) Ukraińsko-Ruska Partia Radykalna (1890). Potem I. Franko powołał do życia Ukraińską Partię Narodowo-Demokratyczną (1899), również nieprzyjaźnie nastawioną do narodu polskiego[3]. Część zaś Rusinów nie związanych ze wspomnianymi ugrupowaniami utworzyła społeczny ruch o charakterze moskalofilskim i ulegała wpływom rosyjskiej propagandy oraz rosyjskich polityków[4]. Według koncepcji ukraińskich polityków, we wschodniej Galicji mieliby w przyszłości – i to niezbyt odległej – dominować liczebnie Rusini, w zachodniej zaś – Polacy. Linią zaś graniczną pomiędzy obydwoma nacjami miała być rzeka San. Jak pisze T. Wituch, „urzeczywistnienie takiego podziału oznaczałoby/.../ że na prawie 60% spornego terytorium przypadałoby około 40% ludności ukraińskiej”[5]. Nic więc dziwnego, że dążenia takowe – jako niesprawiedliwe – spotkały się z negatywną reakcją Polaków i stały się przedmiotem długotrwałego sporu.
Na początku XIX wieku Rusini byli – poza niewieloma wyjątkami – prawie wyłącznie chłopami, a tylko nieliczną część tamtejszego duchowieństwa greckokatolickiego można było zaliczyć do grona inteligencji. Chłopi ukraińscy byli z reguły dosyć ubodzy, a co z tym się wiąże – słabo lub w ogóle niewykształceni[6]. Ich zaś postawa względem narodu polskiego była raczej nieprzychylna. Wrogo ustosunkowywali się oni do tradycji szlacheckiej, utożsamiając jej twórców z warstwą bezwzględnych wyzyskiwaczy, najczęściej Polaków (ich zdaniem nie liczących się i nie rozumiejących potrzeb i mentalności ruskiego chłopa). Partie polskie, niezależnie od ich programów i osób stojących na ich czele, były oceniane jako ugrupowania mające typowo „pański”, szlachecki charakter. Nawet socjaldemokraci pod przewodnictwem Ignacego Daszyńskiego, jak pisał w 1895 roku na łamach niemieckiego pisma „Die Zeit” Iwan Franko, nie byli w stanie wyzbyć się reliktów wielkopańskiego myślenia o sprawach ludu ukraińskiego. „Polacy – twierdził on – obojętnie, czy nazywają się konserwatystami, postępowcami, demokratami, czy nawet socjaldemokratami, nie potrafią w sobie stłumić dawnych cech szlacheckich i wcześniej czy później /.../ zwracają się przeciw chłopom”[7]. W historiografii ukraińskiej końca XIX i początków XX stulecia zaczęły pojawiać się z coraz to większym nasileniem poglądy, jakoby Polska już od zarania swej państwowości we wczesnym średniowieczu dążyła do agresywnej polonizacji ziem ruskich zajętych przez władców naszego kraju, nie licząc się z interesem narodowym i aspiracjami tamtejszych mieszkańców. W takim świetle oceniał nasze wzajemne powiązania na przestrzeni dziejów ukraiński historyk Michał Drahomanow, potępiając jednoznacznie m.in. politykę wewnętrzną króla Kazimierza Wielkiego i szlachty polskiej po zawarciu Unii Lubelskiej jako skierowaną przeciwko ludowi ukraińskiemu.[8] Był też wspomniany powyżej uczony przeciwnikiem polskich ruchów narodowowyzwoleńczych, obawiając się ewentualnej odbudowy Rzeczypospolitej w granicach sprzed I rozbioru, co – jego zdaniem – wiązałoby się z utratą szansy na utworzenie przez Ukraińców własnego, niepodległego państwa[9].
Działalność propagandowa i polityczna Narodowej Demokracji w Galicji – partii dosyć prężnie rozwijającej się i zdobywającej coraz to liczniejszych zwolenników – spowodowała zaostrzenie stosunków polsko-ukraińskich w tym kraju. Wynikało to, jak się wydaje, z dwóch powodów. Po pierwsze, ukraiński ruch narodowy obawiał się wpływów silnie zorganizowanej formacji mającej za zadanie wzmocnić siłę i integralność narodu polskiego na pograniczu etnograficznym polsko-ruskim; po wtóre, działacze tego ugrupowania, szczególnie od początku XX wieku, negowali istnienie narodu ukraińskiego, dzieląc ludność zamieszkałą w Galicji na dwie kategorie: Polaków i będących pod wpływem propagandy moskalofilskiej Rosjan. Ponieważ zaś żywioł otwarcie przyznający się do narodowości rosyjskiej i wyznania prawosławnego nie był liczny, ze względów taktycznych popierano go, aby osłabić działalność lewicowych i radykalnie antypolskich sił przypisujących sobie przynależność do nacji ukraińskiej.[10]
Na początku XX wieku stosunki polityczne w Galicji stały się jeszcze bardziej skomplikowane niż w poprzednich latach. Działalność bowiem polskich stronnictw politycznych na rzecz rozbudzenia aktywności narodowej ludności polskiej w Galicji wschodniej doprowadziła – czego zresztą należało się spodziewać, do nasilenia się konfliktu polsko-ukraińskiego. Opinia publiczna – zwłaszcza inteligencja polska – zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego też pisano na ten temat dosyć często w ówczesnej prasie. Na łamach petersburskiego „Kraju” jeden z tamtejszych dziennikarzy w 1904 roku tak przedstawiał zaistniałą sytuację: „Tylko niepoprawna lekkomyślność może lekceważyć nastrój wśród Rusinów. Tam wre i kipi. Rej wiodą desperaci i osobniki psychopatyczne. Kto zetknął się z nimi, wie, że dążą świadomie, z całym namysłem do wywołania katastrofy, do rzucenia sfanatyzowanego chłopa na dwory, ażeby, jak obiecują sobie, zmusić rząd wiedeński do uregulowania polsko-rusińskiego stosunku”[11]. W związku z perspektywą przeprowadzenia reformy wyborczej w monarchii austro-węgierskiej[12] stronnictwa ukraińskie wzmogły swoją agitację polityczną wśród ludności po to, aby w przyszłych wyborach uzyskać jak największe wpływy. Władze austriackie natomiast w obawie przed wzrostem radykalizmu ruskiego starały się ograniczyć zasięg agitacji ukraińskiej w Galicji wschodniej, m.in. wydając różnego rodzaju zarządzenia. W tym celu na przykład namiestnik A. Potocki wydał w 1906 roku specjalne rozporządzenie, które umożliwiało starostom rozwiązywanie zgromadzeń wiejskich. Sam zaś zamiar zreformowania systemu wyborczego na korzyść Ukraińców spotkał się z gwałtowną reakcją Koła Polskiego w Wiedniu.[13] To jego stanowisko w tej kwestii sprawiło, że uchwalona ostatecznie przez Radę Państwa w styczniu 1907 roku reforma wyborcza stała się dla Rusinów niekorzystna, bowiem jeden poseł polski miał po wejściu jej w życie reprezentować 52 tysiące wyborców, natomiast ukraiński – 102 tysiące.[14] Rusini rozpoczęli w związku z tym agitację przeciwko Polakom, a stosunki polsko-ukraińskie uległy zaostrzeniu.[15]
Feliks Koneczny, odnosząc się do bieżących wydarzeń politycznych, dokonał oceny stosunków pomiędzy Polakami i Ukraińcami na łamach swego czasopisma. Wysunął też szereg własnych postulatów z nimi związanych. Aby obronić polskie wpływy w Galicji wschodniej oraz zadbać o interesy narodowe naszego narodu w tym kraju, należy – wg redaktora „Świata Słowiańskiego” – przede wszystkim unikać konfrontacji z Rusinami, a wykorzystując stosowne środki administracyjnego przymusu, eliminować agitację na tamtejszych obszarach organizacji skrajnie lewicowych i radykalnych wśród tamtejszego ludu. Dlatego dobrze byłoby, jak uważał, aby wpływy mieli tam przede wszystkim: konserwatyści i Narodowa Demokracja. Stronnictwa owe muszą w związku z tym podjąć szeroko zakrojoną współpracę, bo musi być „pomiędzy nimi podział pracy. Łudzi się, kto mniema, że tylko jedno jakieś stronnictwo pożyteczne jest sprawie narodowej”[16] Narodowa Demokracja trafia bowiem ze swym programem politycznym do mieszczaństwa i inteligencji miejskiej w całej niemalże Galicji. Cenna jest zwłaszcza jej działalność propagandowa i duże osiągnięcia na polu walki z ideologią socjalistyczną. Stronnictwa konserwatywne zaś, zdaniem naszego uczonego, miały dosyć duże poparcie na wsi. Głosiły one bowiem program podniesienia poziomu ekonomicznego kraju, w tym także hasła modernizacji i mechanizacji rolnictwa. Stąd też redaktor „Świata Słowiańskiego” pisał: „mniemam przeto, że konserwatywne żywioły wschodniej Galicji miałyby tu wdzięczne przed sobą zadanie i że wszechpolacy nie powinni w tym przeszkadzać. Tak nastąpiłby podział pracy po miastach i na wsi.”[17]
Ze sceptycyzmem F. Koneczny ustosunkowywał się do pomysłów, które miały na celu utworzenie wspólnego stronnictwa, reprezentującego na arenie monarchii habsburskiej interesy zarówno ludu polskiego, jak też i ukraińskiego. Uważał bowiem, że byłoby to bardzo trudne do praktycznej realizacji przedsięwzięcie, zwłaszcza że sami Ukraińcy nie byli w stanie stworzyć ugrupowania, które – nie popadając w spory i kłótnie – byłoby w stanie reprezentować ich interesy polityczne.[18] Takie próby jednakże mogłaby podejmować polska inteligencja, która – pracując wśród ludu ukraińskiego na stanowisku chociażby np. nauczyciela – znałaby nastroje tam panujące i, ciesząc się autorytetem w lokalnych społecznościach, mogłaby podejmować praktyczne działania na rzecz poprawy jej materialnego i kulturalnego bytowania.[19]
Publicysta uważał, że w celu poprawienia stosunków polsko-ukraińskich należy także skutecznie zwalczać propagandę moskalofilską wśród Rusinów. Było to – jak się wydaje – ważne spostrzeżenie, bo od dawna już Rosjanie, propagując hasła antypolskie poza granicami swego państwa, starali się pozyskać dla swych politycznych celów społeczność ukraińską. Chociaż sami nie uznawali zasadniczo odrębności narodu ukraińskiego, domagali się przyznania wielu przywilejów Rusinom w Galicji. Jeden z nich, profesor Jerzy Radecki, który przebywał w monarchii habsburskiej przez pewien czas, szerzył nieprawdziwe pogłoski o rzekomym niezwykle bolesnym prześladowaniu Ukraińców przez Polaków.[20] Koneczny przeciwny był też radykalnym wystąpieniom I. Franki, który kompilując różnego rodzaju fakty historyczne oraz dokonując ich fałszywych – jak uważał nasz publicysta – interpretacji, przyczyniał się do wzrostu niepokojów społecznych w Galicji i narastających konfliktów polsko-ruskich. „Argumentowaniem na podstawie dziejów, wobec publiczności nie mającej pojęcia o historii, obniża się tylko poziom umysłowy społeczeństwa. W Polsce dawno już tego zaprzestano, na Rusi kwitnie ciągle ten rodzaj rozumowania. Jest on ogromnie łatwy: Na postawienie twierdzenia wystarczy jedno zdanie, jeden wiersz; ażeby udowodnić, że to nieprawda, trzeba całego tomu.”[21]
Sytuację polityczną w Galicji znacznie pogorszyło zamordowanie przez studenta filozofii, Ukraińca Mirosława Siczyńskiego, namiestnika Andrzeja hrabiego Potockiego 12 kwietnia 1908 roku. Zabójca był związany z ruskimi radykalnymi organizacjami terrorystycznymi i nieprawdą jest twierdzenie współczesnego nam historyka T.A. Olszańskiego, że „był to akt indywidualny i nie stała za nim żadna organizacja czy spisek.”[22] Po wspomnianym zabójstwie, będącym z pewnością szokiem dla polskich działaczy dążących do nawiązania współpracy pomiędzy narodami ruskim i polskim, konflikt narodowościowy się pogłębił. Szczególnie stronnictwa ukraińskie podjęły wówczas akcję skierowaną przeciw ludności polskiej w Galicji pod hasłem „Lachy za San”. Z powodu licznych rozruchów o wyraźnie bandyckim charakterze władze austriackie zmuszone były do skierowania tam dodatkowych sił żandarmerii w celu uśmierzenia wystąpień.[23]
Po zabójstwie Andrzeja Potockiego wielu polityków polskich podjęło zdecydowaną krytykę narodowych stronnictw ukraińskich oraz wystąpiło z pozytywną oceną działalności zmarłego tragicznie namiestnika Galicji.[24] Krótkie dzieła poświecone Potockiemu napisali m.in. Stanisław Tarnowski[25], ksiądz Wincenty Miś[26], Stanisław Tomkowicz[27], Mikołaj Rybowski[28] i Stanisław Zieliński.[29] Na uwagę zasługują tu szczególnie pozycje dwóch pierwszych autorów. Stanisław Tarnowski stwierdził, że Potocki chciał zgody z Rusinami i dążył do ogólnospołecznego porozumienia w Galicji. „Jego zdolność, charakter, patriotyzm, znało się z całego jego życia.”[30] Ksiądz Wincenty Miś natomiast podkreślał, że motywem zabójcy ukraińskiego i jego popleczników była pozbawiona racjonalnych przesłanek, „zwierzęca” wprost nienawiść. „Zazdrość, nienawiść, złość iście kainowska mierzyła brauningiem Siczyńskiego mordercy w skroń Andrzeja Potockiego za to jedynie, że był Polakiem i jako namiestnik – Polak miał wielkie znaczenie i wpływy w Wiedniu, że krajem dobrze rządził, że przekonawszy się o zgubnej robocie radykałów Ukraińców, opierał się im ze wszystkich sił”[31]. Taki ton wypowiedzi dominował u wszystkich wspomnianych wyżej autorów prac powstałych tuż po śmierci namiestnika Galicji.
Również F. Koneczny z oburzeniem oceniając ostatnie wydarzenia lwowskie pisał: „zbrodnia Siczyńskiego nie przywiodła ogółu ruskiego do opamiętania, lecz przeciwnie, spotkaliśmy się w ostatnich tygodniach z całym szeregiem objawów stwierdzających, jak radykalizm bierze tam coraz bardziej górę.”[32] Jak twierdził, próba utworzenia przez polityków polskich stronnictwa umiarkowanych ukrainofilów ostatecznie po wspomnianych wydarzeniach skończyła się fiaskiem, bo ten, kto zdawał się być jej zwiastunem, „cofał się zazwyczaj z wielką skwapliwością przed natarciem prasy radykalnej, zawstydzony, zażenowany, skarcony, jak żak, że zachciało mu się być trochę odmiennym od masy swego społeczeństwa.”[33] Na radykalne wystąpienia Rusinów, zdaniem redaktora „Świata Słowiańskiego”, również powinny odpowiednio reagować także władze w Wiedniu, a nie tylko polska prasa i opinia publiczna. Rząd w razie jakichkolwiek rozruchów powinien użyć „od razu całej energii i okazać całą siłę, ażeby zgnieść zło w zarodku”[34]. Nie można bowiem w państwie, w którym społeczeństwa i narody mają – ograniczoną co prawda – możliwość wyrażania swoich poglądów i realizacji własnych interesów politycznych, tolerować wszczynanych przez ugrupowania radykalne niepokojów społecznych i przewrotów. Nie tylko ruski, ale także polski radykalizm – będący niejednokrotnie reakcją na wystąpienia ukraińskich nacjonalistów – jest szkodliwy. Wychodzi on bowiem „na dobre tylko najczerwieńszemu ukrainizmowi.”[35] Dlatego też, zdaniem F. Konecznego, zamiast głosić hasła będące tylko czczymi frazesami, wszyscy powinni zająć się pogłębianiem i utrwalaniem polskiego stanu posiadania na ziemi polsko-ruskiej, a więc tam, gdzie interes narodowy jest faktycznie zagrożony. Każde polskie stronnictwo polityczne powinno tak działać, aby swoją pracą przyczyniać się do realizacji wspólnego dobra, a więc nie zwalczać innych partii, lecz wspólnymi siłami uprawiać rozsądną politykę polską. Pluralizm zaś polityczny i społeczny jest w Galicji potrzebny, ponieważ „dążenie do monopolu pracy publicznej byłoby zarazem wykluczaniem od niej innych, ograniczaniem więc ilości głów roboczych, skazywaniem części społeczeństwa na bezczynność, na usunięcie się od życia publicznego – co za tym idzie – na deprawację polityczną.”[36]
O szkolnictwie ukraińskim
Kolejną drażliwą kwestią, jaka pojawiła się w stosunkach polsko-ukraińskich były konflikty związane z Uniwersytetem Lwowskim. Już od końca XIX wieku wpływowi politycy ukraińscy domagali się od władz austro-węgierskich w Wiedniu utworzenia dla Rusinów osobnej, wyższej uczelni.[37] Ponieważ zaś Ukraińcy nie mieli dostatecznej liczby kadry dydaktycznej, zamierzenia ich nie mogły zostać – z oczywistych względów – w stosunkowo krótkim czasie zrealizowane. Postanowiono więc stopniowo doprowadzić do utrakwizacji, a potem przekształcenia w ukraiński polskiego Uniwersytetu we Lwowie.
W związku z usiłowaniem ukraińskich działaczy politycznych przekształcenia polskiego Uniwersytetu Lwowskiego na placówkę naukową z ukraińskim i polskim językiem wykładowym, co w konsekwencji doprowadziłoby do stopniowej utraty wpływów i znaczenia polskiej elity intelektualnej w tym mieście, zarówno ugrupowania konserwatywne, jak i narodowe stanowczo przeciwstawiały się tej koncepcji, zwłaszcza że zdecydowana większość ówczesnych wykładowców była Polakami, co spowodowałoby, że staliby się oni warstwą ludzi służących wzmocnieniu siły intelektualnej Rusinów przy jednoczesnym osłabianiu elity umysłowej Polaków. Przeciwstawiano się także szerzeniu się rozruchów o charakterze radykalnym na uczelni, co, jak podkreślano, nie służyło budowaniu wzajemnego zrozumienia i realizowaniu programów badawczych i zadań uczonych w ramach uniwersytetu.[38] Zgadzano się jednocześnie na koncepcję powstania odrębnego uniwersytetu ukraińskiego, co, jak się wydaje, było niemożliwe z powodu braku kadry profesorskiej, która podjęłaby na nim ewentualne wykłady.[39]
Pisząc o stanowisku społeczeństwa polskiego wobec dążeń Ukraińców mających na celu utworzenie dla nich uniwersytetu we Lwowie F. Koneczny pisał, że „ogół polski obawia się, żeby Rusini nie zechcieli przemienić stopniowo polskiego Uniwersytetu we Lwowie na ruski; stąd też niechętne, podejrzliwe odnoszenie się do nowych ruskich katedr i genetyczno-zazdrosne strzeżenie wyłączności języka polskiego we wszelkich czynnościach uniwersytetu”[40]. Obawy Polaków są według publicysty „Świata Słowiańskiego” uzasadnione – uniwersytet jest bowiem skarbem kultury narodowej, o którego utrzymanie i rozwój w szczególny sposób należy zabiegać. Każdy naród dąży do powiększania liczby własnych wyższych uczelni, ma bowiem świadomość, że od ilości wykształconych na nich obywateli zależy poziom kultury narodowej i przyszłość społeczeństwa. Nasz redaktor nie kwestionował faktu, że również uniwersytet ukraiński jest w Austro-Węgrach potrzebny. Rusini bowiem także mają prawo do kształcenia swej młodzieży, zwłaszcza że tak jak wszyscy pozostali mieszkańcy monarchii habsburskiej płacą podatki i zobowiązani są do służby wojskowej. Skoro tak jest – to moralnie uzasadnione jest również to, że domagają się oni i dla siebie należnych im praw do oświaty i nauki. W związku z tym F. Koneczny postulował, aby możliwie wszyscy – także Polacy – czynili starania o powstanie nowego ukraińskiego uniwersytetu. Zastąpienie zaś polskiej uczelni – jak tego chcą Ukraińcy – rusińskim – po pierwsze jest nierealne (Ukraińcy nie mają własnej, wykwalifikowanej kadry profesorskiej mogącej sprostać takim wymogom), po drugie zaś – niesprawiedliwe (Uniwersytet Lwowski jest polski, ma już swe własne tradycje, znakomitych wykładowców, a także studentów, zaś społeczeństwo nasze partycypuje w kosztach jego funkcjonowania, płacąc podatki na ten cel). Także uniwersytet utrakwistyczny, tj. polsko – ruski, byłby w mieście Lwowie niewskazany, bowiem stałby się on tylko miejscem niepotrzebnych utarczek i walk pomiędzy młodzieżą, „jako wieczysta hodowla «borb», zapewniających tryumf ich starej dewizie: divide et impera”[41]. Zadania zaś wyższej uczelni są przecież zupełnie inne, i nie należy w związku z tym pozwolić na to, aby stała się ona siedliskiem niezgody pomiędzy narodami, a nie miejscem, gdzie uprawia się naukę i prowadzi badania mające na celu odkrywanie prawdy o rzeczywistości i poszerzanie horyzontów intelektualnych wykładowców i studentów. Nasz uczony dodawał, że żądania Ukraińców w omawianej kwestii są popierane przez Niemców, o czym świadczą zwłaszcza ich wypowiedzi na łamach prasy zarówno w Niemczech, jak też i w Austro-Węgrach. Nie było to, jak uważał, przypadkowe, bowiem Rusini bardzo często występowali przeciwko Polakom w przymierzu z Niemcami, ci ostatni zaś świadomie podsycali wzajemną nienawiść wśród narodowości zamieszkujących Galicję Wschodnią, dążąc do osłabienia realnego wpływu naszego narodu na kształtowanie się tam stosunków społecznych i politycznych.[42]
Wypowiedzi naszego publicysty na temat Uniwersytetu Lwowskiego popierało wielu ówczesnych polskich polityków. Dla przykładu, M. Zdziechowski – podobnie jak F. Koneczny – przeciwstawiał się zdecydowanie żądaniom Ukraińców do utrakwizacji Uniwersytetu Lwowskiego. Uczelnia ta, jego zdaniem, zabezpieczała w sposób naturalny potrzeby kilkunastu milionów Polaków w zakresie kształcenia uniwersyteckiego młodzieży. Rusini zaś nie mieli nawet dostatecznej kadry do obsadzenia katedr uniwersyteckich, a ich wpływy „kulturalne” we Wschodniej Galicji były – w porównaniu np. z polskimi – niewielkie.[43] Taką opinię dotyczącą omawianej kwestii wyrażali inni przedstawiciele polskiego świata kultury i polityki, min. T.T. Jeż[44], oraz J.L. Popławski.[45]
Wypowiadając się na temat ukraińskich dążeń i aspiracji do zapewnienia sobie prawa do rozwoju kultury narodowej F. Koneczny twierdził, że jego wysiłki publicystyczne i działalność w Klubie Słowiańskim zawsze zmierzały ku temu, aby umożliwiono Ukraińcom rozwój ich własnej kultury narodowej. Świadczyło chociażby o tym to, że poparł dzieło polskiej fundacji dla Rusinów[46], powstałej dzięki finansowemu zaangażowaniu Konstantego Wołodkiewicza, Aleksandra Barwińskiego i Bohdana Łepkiego.[47] Miała ona przecież szczytne cele – wspieranie oświaty i nauki tegoż narodu (stypendia dla niezamożnej młodzieży). Zaskoczyło jednakże redaktora „Świata Słowiańskiego” to, że inicjatywa ta spotkała się z krytyką ukraińskich polityków na łamach pism „Diło” i „Hajdamaki”. „Znaczy to – pisał nasz uczony z oburzeniem – że młodzież ruska może mieć zaufanie tylko do takich, którzy rozniecają waśń z Polakami, a młodzi ruscy uczeni powinni się starać przede wszystkim o to, żeby sobie pozyskać opinię zaciekłych wrogów Polski.”[48]
Wobec Kościoła unickiego we wschodniej Galicji
F. Koneczny uważał, że Polacy (zwłaszcza stanu duchownego), aby stali się skuteczni w swoim dążeniu do złagodzenia konfliktów narodowościowych we wschodniej Galicji, powinni prowadzić wśród Rusinów szeroko zakrojoną akcję ewangelizacyjną, nawracając ich na katolicyzm. Jest to istotne, ponieważ właśnie nienawiść do Rzymu jest jedną z najważniejszych przeszkód na drodze do porozumienia się obydwu narodów, gdyż Polacy są z reguły katolikami. Zarówno prawosławie, jak też i obrządek grekokatolicki (a więc wyznania, które praktykują w przeważającej części Rusini), powinny być traktowane jako te, które polskim interesom narodowym nie przynoszą żadnego zgoła pożytku. „Unia jest we wschodniej Galicji tworem sztucznym, który runąłby od razu, gdy miał sam stać o własnych siłach, bez opieki z zewnątrz /.../ Wszystkie zabiegi o poprawę kleru unickiego nie zdały się na nic – i dziś jest on nie tylko gorliwym hajdamactwa zwolennikiem, ale w znacznej części jego twórcą (nawet z kazalnicy!). Wobec tego trzeba zaprzestać wreszcie marnować siły na podtrzymywanie obrządku greckiego, a użyć ich lepiej na wzmocnienie łacińskiego”[49] – twierdził nasz publicysta. Należy więc dbać o budowę kościołów katolickich i rozwój tamtejszej sieci parafialnej, wykorzystując w tym celu niezwykłą wprost ofiarność społeczeństwa polskiego, zwłaszcza duchowieństwa. Konieczne jest też dbanie o seminaria duchowne i wzrost powołań kapłańskich w Galicji Zachodniej, gdyż potrzebne są one do tego, aby misje cywilizacyjno-religijne katolików polskich na wschodzie były stałe i systematyczne. Podjęcie akcji mającej na celu wzmocnienie instytucjonalne Kościoła rzymskokatolickiego w Galicji Wschodniej było konieczne, a sugestie F. Konecznego w tej dziedzinie słuszne, o czym może świadczyć to, że duchowieństwo rzymskokatolickie nie mogło dobrze wypełniać swoich obowiązków, ponieważ rozproszenie wiernych i stosunkowo mała ich liczba, a także brak kościołów, były bardzo dlań uciążliwe. Zdarzało się, że kościół rzymskokatolicki oddalony był od parafian nawet o 40 kilometrów (przeciętnie zaś o 18). Wierni, nie mogąc niejednokrotnie wziąć udziały we Mszy św., udawali się do cerkwi greckokatolickich i prawosławnych. Ulegali w związku z tym stopniowej rutenizacji.[50] Aby zapobiec umacnianiu się cerkwi – zwłaszcza prawosławnej – w Galicji Wschodniej, podejmowano już stosowne działania, a polskie partie polityczne, m.in. Narodowa Demokracja, deklarowały już na początku XX stulecia, że budowa kościołów rzymskokatolickich jest jednym z priorytetowych zadań programowych.[51]
Podsumowanie
F. Koneczny uważał, że możliwa jest współpraca dwóch sąsiednich narodów: polskiego i ukraińskiego; zwłaszcza na obszarach, gdzie wzajemne sąsiedztwo jest dosyć bliskie, a brak takowego współdziałania mógłby wpływać niekorzystnie na rozwój gospodarki, kultury i nauki obydwu społeczności. Jednakże układanie wzajemnych relacji pomiędzy Rusinami a Polakami powinno opierać się na wzajemnej życzliwości i poszanowaniu, a nie radykalnej walce o wpływy polityczne. Uczony był zdania, że kultura polska – również ta polityczna – jest o wiele bardziej wartościowa od ruskiej. Wynika to chociażby z faktu, że ma ona dosyć bogatą historię i tradycję. Ten fakt powinni uszanować Rusini. Polacy zaś mają obowiązek rozkrzewiania katolickiej wiary i łacińskiej kultury na Wschodzie, ponieważ są one warunkiem sine qua non istnienia ich narodu. Stopniowy wzrost poziomu oświaty i kultury politycznej i obyczajów wśród Ukraińców może – w co wierzył F. Koneczny – stać się początkiem lepszej, opartej na poszanowaniu dobra wspólnego, egzystencji całej ludności żyjącej w Galicji, zwłaszcza wschodniej.
Artykuł ukazał się drukiem w „Zeszytach Społecznych KIK” 2008.
[1] Zob.: R. Polak, Feliks Koneczny wobec Rosji i jej cywilizacji, „Cywilizacja” 2005, nr 15, s. 82-101; tenże, Konecznego ocena relacji polsko-rosyjskich, „Cywilizacja” 2006, nr 16, s. 119-140.
[2] P. S. Wandycz, Cena wolności. Historia Europy Środkowo-Wschodniej od średniowiecza do współczesności, Kraków 1995, s. 283.
[3] O działalności politycznej i dorobku pisarskim I. Franko zob. m.in.: I. Doroszenko, Ivan Franko – literaturnyj krytyk, Lwów 1966.
[4] Z. Fras, Galicja, Wrocław 1999, s. 209-210; D. Gibas-Krzak, Ukraina między Rosją a Polską, Toruń 2004, s. 19-20.
[5] T. Wituch, Terytoria sporne w Europie po roku 1815, Pułtusk 2001, s. 90.
[6] Próby zorganizowania szkolnictwa ukraińskiego na terenach Cesarstwa Rosyjskiego podjęto co prawda po wybuchu rewolucji w 1905 roku. Korzystając wtedy ze „względnej” wolności będącej skutkiem osłabienia caratu, działacze ukraińscy wnieśli do trzeciej Dumy projekt ustawy o języku nauczania w szkołach powszechnych na terenach zamieszkałych przez ludność ukraińską. Znalazł się też w owym projekcie postulat, aby od roku szkolnego 1908-1909 dzieci ukraińskie były nauczane w ich ojczystym języku. Wspomniana inicjatywa, podobnie jak inne tego typu działania Ukraińców w Rosji przed I wojną światową, nie doczekały się realizacji. Zob. na ten temat: M. Hruszewśkyj, Pro ukrainśku mowu i ukrainśku szkołu, Kyjiw 1991, s. 13 in.
[7] M. Janowski, Inteligencja wobec wyzwań nowoczesności. Dylematy ideowe polskiej demokracji liberalnej w Galicji w latach 1889-1914, Warszawa 1996, s. 64. I. Daszyński z kolei, jak pisze W. Najdus, „szanując Iwana Frankę jako naukowca i literata /.../ sceptycznie oceniał jego uzdolnienia polityczne.” (W. Najdus, Ignacy Daszyński 1866 – 1936, Warszawa 1988, s. 56.)
[8] M. Janowski, Inteligencja wobec wyzwań ..., s. 65.
[9] Zob.: E. Hornowa, Ukraiński obóz postępowy i jego współpraca z polską lewicą społeczną w Galicji 1876-1896, Wrocław 1986, s. 22-23.
[10] M. Janowski, Inteligencja wobec wyzwań, s. 80-81; H. Wereszycki, Historia polityczna Polski 1864-1918, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1990, s. 141-143.
[11] N. N. Obrachunek Sieciecha, „Kraj” 1904, s. 6.
[12] 28 listopada 1905 roku rząd Paula Grontscha oświadczył, że uznaje potrzebę reformy wyborczej w kraju i nie wyklucza możliwości wprowadzenia powszechnego prawa wyborczego. Zob. szerzej: J. Gruchała, Rząd austriacki i polskie stronnictwa w Galicji wobec kwestii ukraińskiej (1890-1914), Katowice 1988, s. 71.
[13] Zob. szerzej: J. Buszko, Sejmowa reforma wyborcza w Galicji 1905-1914, Warszawa 1956.
[14] W. Rudnytsky, The Ukrainians in Galicia under Austrian Rule, London 1975, s. 38.
[15] T. Wituch, Terytoria sporne w Europie, s. 91.
[16] F. Koneczny, Co robić wobec Rusinów?, „Świat Słowiański” 1908, s. 580.
[17] Tamże, s. 584-585.
[18] Uczony pisał, że tam, gdzie spotyka się trzech Ukraińców, tam też próbują utworzyć trzy zwalczające się partie. Wzajemna nienawiść i zawiść wśród nich powodowały, że ostatecznie nie zdołali zrealizować wspólnych dążeń i zamiarów (uznania języka ukraińskiego za urzędowy tam, gdzie stanowili w Galicji Wschodniej przeważającą większość, utworzenia własnej uczelni wyższej itp.). Zob. F. Koneczny, Obecny stan Słowiańszczyzny. Ruś, „Świat Słowiański” 1907, s. 8.
[19]Tenże, Co robić wobec Rusinów?, s. 585.
[20] Zob.: F. K [Feliks Koneczny – R. P.], Oliwa do ognia. Z powodu wystąpienia prof. M. Radeckiego w sprawach polsko-ruskich, „Świat Słowiański” 1906, s. 116-122.
[21] F. Koneczny, Z powodu artykułu p. Iwana Franki, „Świat Słowiański” 1906, s. 48.
[22] T. A. Olszański, Zarys historii Ukrainy w XX wieku, Warszawa 1990, s. 28.
[23] Zob. szerzej: J. Buszko, Das tragische Ende des Grafen Andrzej Potocki als Stathalter Galiziens, Wiedeń 1948.
[24] Nie wszyscy jednakże byli tego samego zdania. Socjaliści próbowali usprawiedliwić czyn Siczyńskiego, twierdząc – jak np. I. Daszyński – że został on „spowodowany przez upośledzenie ludu ukraińskiego, rozpanoszone bezprawie, nadużycia, gwałty, bezczelność magnatów oraz «głuche rządy» obłudnej biurokracji, nie reagującej na niedolę ludu. W rezultacie powstało poczucie bezsilności, które popchnęło zrozpaczonego [? – R. P.] młodzieńca do terrorystycznego aktu” (W. Najdus, Ignacy Daszyński, s. 253.)
[25] S. Tarnowski, Andrzej Potocki. Wspomnienie pośmiertne, Kraków 1908.
[26] W. Miś, Portret hr. Andrzeja Potockiego, Stanisławów 1908.
[27] S. Tomkowicz, Andrzej hr. Potocki, Kraków 1908.
[28] M. Rybowski, Z lat pacholęcych śp. Andrzeja hr. Potockiego, Lwów 1908.
[29] S. Zieliński, Die Erdmordung des Stathalters Grafen Andreas Potocki, Wiedeń 1908.
[30] S. Tarnowski, Andrzej Potocki, s. 8.
[31] W. Miś, Portret hr. Andrzeja, s. 71.
[32] F. Koneczny, Co robić wobec Rusinów?, „Świat Słowiański” 1908, s. 577.
[33] Tamże.
[34] Tamże, s. 580.
[35] Tamże.
[36] Tamże.
[37] Jak ustalił C. Partacz, za pierwszą taką próbę można uznać interpelację posła ukraińskiego w austriackiej Radzie Państwa 20 XII 1898 roku księdza D. Taniaczkiewycza. Kolejne tego typu zabiegi miały też miejsce wielokrotnie później. Postulat ów wysunęła również w swym programie Ukraińska Narodowo-Demokratyczna Partia. Żądania Ukraińców stały się bardzo popularne wśród tamtejszego ludu. Zob. Cz. Partacz, Od Badeniego do Potockiego. Stosunki polsko-ukraińskie w Galicji w latach 1888-1908, Toruń 1997, s. 127.
[38] Wzrost nastrojów antypolskich na Uniwersytecie Lwowskim nastąpił wraz z objęciem przez Ukraińskiego profesora Mychajłę Hruszewśkiego Katedry Historii Europy Wschodniej. To on wpływał na tamtejszą kadrę profesorską oraz studentów, przyczyniając się do radykalizacji ich postaw. Na posiedzeniach Rady Wydziału Filozoficznego w lutym 1901 roku doszło także do jego konfrontacji z dziekanem, profesorem Kazimierzem Twardowskim, a „niedyplomatyczne” zachowanie się Hruszewśkyego odbiło się echem w całej monarchii habsburskiej, szczególnie na łamach wielu wpływowych czasopism. Zob. C. Partacz, Od Badeniego do Potockiego, s. 128.
[39] Zob.: M. Janowski, Inteligencja wobec wyzwań, s. 82.
[40] F. Koneczny, Swary uniwersyteckie we Lwowie, „Świat Słowiański”, 1906, s. 225.
[41] Tamże, s. 229.
[42] F. K. [F. Koneczny – R,. P.], Polak na Rusinów wyrzekający, „Świat Słowiański”, 1906, s. 292.
[43] Z. Opacki, W kręgu Polski, Rosji i Słowiańszczyzny. Myśl i działalność społeczno-polityczna Mariana Zdziechowskiego do 1914 roku, Gdańsk 1994, s. 209.
[44] T.T. Jeż, Sprawa Ruska w stosunku do sprawy polskiej, Lwów 1902, s. 77.
[45] T. Kulak, Jan Ludwik Popławski 1854 - 1908. Biografia polityczna, Warszawa 1989, s. 340-341.
[46] Fundacja ta powstała z inicjatywy polskiego milionera z Odessy K. Wołodkiewicza i miała swoją siedzibę przy Towarzystwie Pedagogicznym we Lwowie. Wkrótce po powstaniu ogłosiła konkurs na stypendia w wysokości 2000 koron rocznie dla młodych ukraińskich naukowców, pod warunkiem że osoba ubiegająca się o nie będzie zajmowała się działalnością polityczną. Radykalne ugrupowania ukraińskie a także prasa, m.in. „Diło” i „Hajdamaky”, przyjęły ten fakt z wielkim „oburzeniem” uznając, że Polacy chcą w ten sposób spacyfikować naukowe środowisko rusińskie. Zob. C. Partacz, Od Badeniego do Potockiego, s. 152-153.
[47] B. Łepkij był pisarzem i poetą zamieszkałym w Krakowie, który znany był z przyjaznego stosunku do Polaków i był zwolennikiem współpracy polsko-ukraińskiej. Z Klubem Słowiańskim nawiązał kontakt już na początku jego istnienia. Był on m.in. prelegentem na inauguracyjnym jego posiedzeniu w grudniu 1901 roku, poświęconym problematyce ukraińskiej. Zob. C. Partacz, Od Badeniego do Potockiego, s. 111.
[48] F. Koneczny, Czy można dogodzić Rusinom?, „Świat Słowiański” 1907, s. 406-407.
[49] F. Koneczny, Co robić wobec Rusinów?, „Świat Słowiański”, 1908, s. 589-590. Uczony był przeciwny wzmacnianiu wpływów Kościoła greckounickiego w Galicji wschodniej, ponieważ uważał, że wykorzystywali go instrumentalnie Ukraińcy, celem wzbudzania nienawiści pomiędzy nimi a Polakami. W jednym ze swoich dzieł pisał, że „Rusini zaczęli uważać za swoich wszystkich, którzy byli ochrzczeni w cerkwiach, tudzież ich potomków. Parochowie ruscy wiedli o te «dusze» z proboszczami łacińskimi nieraz gwałtowne i gorszące spory. Cerkiew zamieniała się na biurko ruskiej propagandy i zanim nasi księża się spostrzegli, już tysiące ludu polskiego i polskiej szlachty zagrodowej zruszczyło się. Wyliczono, że do roku 1909 łowienie dusz «łacińskich» przez duchowieństwo ruskie objęło 30 740 osób.” (F. Koneczny, Święci w dziejach narodu polskiego, Warszawa – Kraków 1988, s. 578.) Obawy historiozofa okazały się – ja się wydaje – słuszne, zwłaszcza, jeśli oceniamy je z perspektywy badań historyków nam współczesnych, którzy dowodzą, że duchowieństwo unickie w Galicji ulegało niejednokrotnie propagandzie rosyjskiej oraz wpływom ideologii lewicowych. Zob. np.: W. Kołbuk, Duchowieństwo unickie w Królestwie Polskim 1835 – 1875, Lublin 1992, s. 97 – 107.
[50] C. Partacz, Od Badeniego do Potockiego ..., s. 173 – 174.
[51] J. L. Popławski, Żywot polski w Galicji Wschodniej, „Przegląd Wszechpolski”, 1903, nr 5, s. 347. Zob. A. Wątor, Narodowa Demokracja w Galicji do 1918 roku, Szczecin 2002, s. 58.