Libijczycy przetrwali pięć tysięcy lat bez ropy i w przeciwieństwie do kompanii całkiem dobrze mogą się bez niej obejść
Anthony Sampson ujawnia, że KOSZT WYDOBYCIA w Arabii Saudyjskiej wynosił wtedy 7-10 centów za baryłkę. Pułkownicy, szejkowie i „Siostry” kłócili się o jednego centa na poziomie 3.30 dolara. Obecnie, w dniu „autopsji” ciała Kaddafiego (22.X. 2011), cena baryłki wynosi około 110 dolarów.
Z książki „Siedem Sióstr”, Anthony Sampson, Książka i Wiedza, 1981, str. 336
[Sytuacja po przejęciu władzy przez płk. Kaddafiego, a przed powstaniem kartelu OPEC i przed embargiem naftowym roku 1973. Proszę zwrócić uwagę na negocjowane ceny za baryłkę (160 l) - i styl rozmów. MD]
Pułkownik Kaddafi szybko stanął do konfrontacji z koncernami naftowymi. Oświadczył 21 firmom, że jeśli nie podniosą cen, to podejmie jednostronne kroki. Aby udowodnić, że nie żartuje, nowy rząd wkrótce przeprowadził rozmowy w Moskwie, badając możliwości otwarcia wschodnich rynków dla libijskiej ropy. Zaczął także rozmawiać z poszczególnymi firmami naftowymi. (str. 315)
Domek z kart
Rozmowy w Trypolisie rozpoczęły się w cztery dni po zawarciu porozumienia w Teheranie [pierwsze porozumienie cenowe serio MD]. Libijczycy byli zdecydowani nie pertraktować z połączonym blokiem firm. George Piercy z Exxonu przybył trzy tygodnie wcześniej, aby przewodniczyć ekipie koncernów, lecz Libijczycy ignorowali go, zamierzając rozmawiać z każdą kompanią z osobna. Popierały ich wszystkie naftowe kraje rejonu śródziemnomorskiego - Algieria, Irak i Arabia Saudyjska - które wkrótce zagroziły ustanowieniem embarga, gdyby koncerny nie wyraziły zgody na warunki stawiane przez Libię. Dwa z nich, Irak i Arabia Saudyjska, były także producentami w rejonie Zatoki. Saudyjczycy, którzy, uprzednio odnosili się przychylnie' do koncernów, byli obecnie zaniepokojeni niebezpieczeństwem wysadzenia ich rurociągu w powietrze przez palestyńskich partyzantów, gdyby nie przyłączyli się. do zwolenników embarga. Jedność umacniana była przez wrogość do Izraela.
Na czele ekipy libijskiej stał major Abdul Salaam Dżallud, którego tłumaczem był wytrawny dyplomata Ali Mabruk. Podkreślali oni, że Libijczycy przetrwali pięć tysięcy lat bez ropy i w przeciwieństwie do kompanii całkiem dobrze mogą się bez niej obejść. Następnie zaprosili kolejno przedstawicieli firm na osobne rokowania, co oznaczało długotrwałe czekanie, po którym następowały afronty i perorowanie. Gdy przedstawiciele Socalu i Texaco zjawili się ze swymi ofertami, Libijczycy dosłownie rzucili je na podłogę. Nafciarze jak niepyszni podnieśli je - był to symboliczny hołd złożony przez "straszliwych bliźniaków". Rozbieżności między wielkimi koncernami, które najważniejsze interesy prowadziły poza Libią, a "niezależnymi", rozpaczliwie dążącymi do utrzymania niskiej ceny libijskiej ropy, stały się widoczne. Wielu "niezależnych" podejrzewało, że ich ciężka sytuacja nie martwi zbytnio wielkich koncernów.
W marcu 1971 r. firmy zaproponowały 3,30 dol. za baryłkę jako katalogową cenę dla ropy libijskiej - stanowiło to wzrost o 76 centów, do którego dochodziły inne uboczne korzyści. Śródziemnomorscy ministrowie ds. nafty nalegali na 3,75 dol., grożąc wstrzymaniem wszelkich dostaw. OPEC wystąpiła z demonstracją solidarności, wicepremier Syrii udał się do Trypolisu, Nigeria zapowiedziała przyłączenie się do OPEC, a w końcu przybył do Libii Jamani.
Libijscy ministrowie Dżallud i Mabruk zaproponowali w końcu przedstawicielowi Gelsenburga, Enno Schubertowi, podjęcie rokowań w imieniu wszystkich firm. Przypuszczalnie spodziewali się, że będzie on czuł się szczególnie uzależniony od Libii. Schubert poprosił, aby towarzyszył mu reprezentant Mobilu, Andrew Ensor, cierpliwy były dyplomata z długoletnim doświadczeniem w polityce naftowej. Spędzili oni siedem godzin na maratońskich przetargach z dwoma Libijczykami, w toku których Ensor wczuł się w swoją rolę.
Wreszcie klasyczny dialog doprowadził do zawężenia dzielącej ich różnicy do dwóch centów:
"Mabruk: Major [Dżallud] naprawdę docenia wyłożenie przez pana kart na stół.
Ensor: Rzeczywiście zrobiłem to. Jest wielce frustrujące różnić się jedynie o dwa centy - jeden stały, jeden tymczasowy.
Dżallud: No cóż, posunę się do mojej ostatecznej, ostatecznej ostateczności. Mogę zginąć, ale zgadzam się, aby oba centy były tymczasowe.
Ensor (po dalszej chwili namysłu): Majorze, poszedł nam pan nadzwyczajnie na rękę. Zna pan naszą sytuację. Przekroczyliśmy już o półtora centa to. czym dysponujemy. Niemniej jednak był pan tak pomocny, że musimy podjąć ostatni wysiłek. aby usunąć rozbieżności. Jeżeli może pan, tutaj i teraz, podzielić między nas różnicę na poziomie 3.29 dolara, to my pójdziemy na to. Mogę dostać wymówienie tylko raz. Jeżeli zostałbym zwolniony za półtora centa, to niech już będzie, że zaryzykuję to za dwa i pół centa.
Dżallud: Był pan bardzo szczery. Ja także będę szczery. Absolutnie nie mogę zejść poniżej 3,30 dolara. Powiedziałem Radzie Rewolucyjnej. że dostaniemy 3,45, i mogę ich przekonać, iż konieczne jest zejście poniżej tego, ale absolutnie nie poniżej 3.30. Musi pan zrozumieć, że to jest sprawa psychologiczna; 3,29 wydaje się kwotą o wiele niższą niż 3,30. Tak więc doceniam pańską ofertę. ale nie mogę jej przyjąć. Zginąłbym.
Ensor: Żałuję. ale rozumiem. Muszę wycofać swoją ofertę i pozostajemy przy różnicy dwóch centów ceny tymczasowej. Gdyby mógł pan wyrazić zgodę na około godzinną przerwę. zalecalibyśmy to. Powiemy im, jak bardzo starał się pan iść nam na rękę, i mamy nadzieję wrócić z tymi dwoma centami.
Dżallud: Doskonale. Zejście niżej oznaczałoby więzienie, przynajmniej dla mnie..."
Nastąpiła przerwa na posiłek, po czym rozmowy trwały dalej do pierwszej nad ranem. Uzgodniono cenę katalogową 3,30 dol. z premiami podnoszącymi ją do 3,45 dol.
2 kwietnia, w sześć tygodni po porozumieniu teherańskim, rząd libijski podpisał w Trypolisie pięcioletnie porozumienie z 15 kompaniami. W ciągu następnych tygodni zawarto porozumienie z Nigerią, Irakiem oraz (jak zwykle ostatnią) Arabią Saudyjską.
Porozumienia z Teheranem i Trypolisem miały zachować ważność przez pięć lat. Przetrwały dwa lata, lecz od początku widoczna była ich słabość. Szach był oburzony, gdy usłyszał o warunkach libijskich, zdając sobie sprawę, że również mógł uzyskać więcej. Wkrótce też dostał dodatkową premię za koszty portowe. Drzwi zaczęły się uchylać w drugą stronę.
W Teheranie i Trypolisie koncerny ujawniły swą podstawową słabość - nie były w stanie współpracować ani ze sobą, ani ze swymi rządami. Załamanie wspólnego frontu zaakcentowało ich niemoc, a OPEC przekonała się, że blefują, i na nowo nabrała pewności siebie. Istniała ponadto poważna możliwość światowego niedoboru lub przynajmniej braku nadmiernej podaży: projekty poza OPEC - na Alasce i Morzu Północnym - nie były realizowane wystarczająco szybko, aby zaspokoić głód ropy na Zachodzie. Jak ostrzegał Piercy'ego Jamani, koncerny nie byłyby w stanie wytrzymać wstrzymania dostaw przez kluczowego eksportera.
Bardziej dalekowzroczni nafciarze zdawali sobie sprawę, że zawarte porozumienia były bardzo kruche, że mówiąc słowami Johna Rockefellera I - były "sznurami z piasku". Jak powiedział jeden z delegatów, porozumienie teherańskie to "domek z kart", który czeka na przewrócenie przez następny mocniejszy podmuch wiatru. Nowojorski konsultant naftowy Walter Levy ostrzegał, że przemysł naftowy stoi w obliczu "huraganu zmian". Porozumienia dały czas zarówno koncernom, jak i rządom krajów konsumentów na przygotowanie się do następnego kryzysu. Ale nie uczyniono niemal nic. Koncerny o szerszych horyzontach, zwłaszcza Shell i Mobil, próbowały ostrzegać swe rządy i społeczeństwa. Większość wolała jednak przedstawiać się w roli panów sytuacji. Koncerny nadal grały rolę Atlasa dźwigającego świat na swych barkach, lecz w cichości podejrzewały, że świat ten jest już poza ich kontrolą
Zdaniem niektórych przedstawicieli firm wina leżała raczej po stronie rządów zachodnich, które były najwyraźniej nie przygotowane do przejęcia odpowiedzialności za rozwój wydarzeń. Oto spostrzeżenia jednego z negocjatorów z ramienia firm:
Rządy krajów-konsumentów wolały załamywać ręce, potwierdzać brak odpowiedniego personelu do tego rodzaju rokowań i swe pragnienie "nie mieszania tych spraw z polityką", spierać się ze sobą oraz rozpatrywać wymierzone przeciwko sobie posunięcia w myśl zasady: ,,Ratuj się, kto może". Włosi, Francuzi i Japończycy dostrzegali słabość kompanii i planowali odrębne inicjatywy wobec OPEC. Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy zachodni i Holendrzy woleli liczyć na to. że huragan przeminie, nie powodując zbyt wielkich szkód. .
Nikt spośród nich nie dostrzegał jednak tego, co było naprawdę potrzebne jako praktyczny cel polityczny - a tym czymś była solidarność. Francuzi byli zbyt antyamerykańscy, Brytyjczycy zbyt oszołomieni swym długiem wobec Pompidou, Włosi zbyt pod wrażeniem pozostałej po Matteim
[właśnie zginął w „wypadku lotniczym” z całą ekipa nafciarzy włoskich MD] spuścizny niechęci wobec Siedmiu Sióstr, a Japończycy byli zbyt przestraszeni reakcją OPEC, aby można było rozpocząć jakąkolwiek dyskusję na temat tego, co należało zrobić.
Wszystkim tym rządom, brakowało rozeznania co do skali katastrofy, na jaką narażały się brakiem inicjatywy i solidarności. W tym klimacie koncerny nie widziały żadnych innych rozsądnych rozwiązań. Wyglądało na to, że zostaną potępione, jeśli coś zrobią i jeśli nic nie zrobią. Pewne jest, że publiczne zwrócenie uwagi na własną słabość, co według obecnych twierdzeń niektórych krytyków należało zrobić, byłoby nie tylko wbrew naturze (nikt nie przyznaje się chętnie, że jest podciętym kłosem), lecz co ważniejsze - mogło jedynie przyspieszyć katastrofę. Byłoby to dla OPEC publicznym zaproszeniem do posuwania się. dalej i szybciej.
Anthony Sampson ujawnia, że KOSZT WYDOBYCIA w Arabii Saudyjskiej wynosił wtedy 7-10 centów za baryłkę. Pułkownicy, szejkowie i „Siostry” kłóciły się o jednego centa na poziomie 3.30 dolara. Obecnie, w dniu „autopsji” ciała Kaddafiego, cena baryłki wynosi około 110 dolarów.
W artykule Libia delenda est. Dlaczego? Autor przypomina, że za okrutnego reżimu Kaddafiego benzyna dla ludzi była tańsza od wody - 0,14 dolara za litr. Obecnie o cenie w Tripolisie nie można mówić - są „chwilowe przerwy w dostawach”. Ale ustabilizują się wkrótce - zapewne na poziomie „międzynarodowym”.
Anthony Sampson
Za: http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=4609&Itemid=138438434287