Wraz z Adwentem w diecezji warszawsko-praskiej rozpoczęła się nieustanna modlitwa, która trwać będzie przez cały rok. Czy inicjatywa Jerycha Różańcowego, która obejmie sukcesywnie wszystkie parafie, to nie jest ukazanie tego, w czym tkwi nasza siła jako ludzi wierzących?
– Już w moim kazaniu inauguracyjnym pięć lat temu mówiłem, aby się nie fascynować zagrożeniami, ale wychodzić im naprzeciw, podejmować wyzwania. Odważnie iść do przodu siłą swojej tożsamości i modlitwy. Z Bogiem pokonamy wszystkie mury zła. To jest podstawowe przekonanie całej historii zbawienia od Starego Testamentu do Nowego. Jezus Chrystus, gdy posyłał swych uczniów, mówił: „Posyłam was jak owce między wilki” (Łk 10, 3). Ale ich posyłał. My dziś mamy więc również iść do przodu, a nie chować się i czekać, aż nas zagryzą wilki. Bo my sami czasami budujemy mury, które przeszkadzają nam iść dalej. A jak wtedy zdobywać świat i ludzi dla Ewangelii? Mamy ogromne zasoby energii życiowej. Tylu jest katolików w Polsce. Nie ma co się chować i bać. Nasza siła jest w wierze i modlitwie.
Inicjatywę Jerycha Różańcowego chciałbym najpierw usytuować w kontekście kolejnego roku duszpasterskiego. To niezwykle ważny rok dla Kościoła powszechnego, Kościoła w Polsce i w naszej diecezji. To rok kanonizacji dwóch wielkich Papieży – bł. Jana XXIII i bł. Jana Pawła II, Papieża Polaka. Rok „Radości Ewangelii” Franciszka. Jest to też pierwszy rok z czteroletniego cyklu duszpasterskich wyzwań, jakie stawiamy sobie, przygotowując się do 1050. rocznicy chrztu Polski. Jego hasłem są słowa: „Wierzę w Syna Bożego”. Tajemnica Syna Bożego, który „stał się człowiekiem dla naszego zbawienia”, powinna być ciągle zgłębiana i powinna być w centrum naszej uwagi. Silna i głęboka wiara nie wynika jedynie ze znajomości katechizmu, ale wynika z osobistego spotkania z Chrystusem. Dlatego tak ważny jest tu nurt modlitewny, który w diecezji warszawsko-praskiej będzie związany przede wszystkim z modlitwą różańcową. Ona ma też tę swoją swoistą formę w postaci Jerycha Różańcowego. Poprzez tę modlitwę chcemy stawiać czoło wyzwaniom i przeciwnościom, jakie spotykamy na naszej drodze wiary.
W czym tkwi siła tej modlitwy, która odwołuje się do siedmiodniowego oblężenia Jerycha?
– Modlitwa Jerycha Różańcowego jest związana z dwoma ważnymi symbolami. Pierwszy to symbol wytrwałości. To jest niezwykle istotne. Modlitwa ma być wytrwała, nie ma być przelotna, chwilowa, podyktowana emocjonalnym impulsem. Ma być stabilnym nurtem naszego życia. Jej siła wynika z bezgranicznego zaufania Bogu. Drugi symbol związany jest z biblijnym znaczeniem liczby siedem, która oznacza pełnię. Jerycho jest więc taką symboliczną modlitwą pełni, która doprowadza do tego, że Bóg interweniuje. Poprzez taką modlitwę człowiek, który przecież ma ograniczone siły, przyzwala na interwencję Boga w życiu osobistym, rodzinnym, ale też społecznym, narodowym…
Jakie dziś mury zła powinny runąć, aby nastąpiło odrodzenie?
– Jerycho Różańcowe to modlitwa skonfrontowana z wieloma murami. Pierwsze mury, które trzeba przede wszystkim obalić, to mury w nas samych. Wszystko to, co izoluje nas od Boga, izoluje nas od drugiego człowieka, przez brak miłości bliźniego. Wszystko to, co powoduje jakieś wewnętrzne rozdarcie pomiędzy Bożym światłem a ciemnością naszego grzechu. To jest najważniejszy mur. Jeśli go pokonamy i wprowadzimy światło do naszego życia, wówczas oczywiście będziemy tym światłem promieniować na nasze otoczenie, rodzinę, środowisko pracy, Naród i państwo.
Kolejne mury zła, które muszą popękać, jeśli chcemy myśleć o przyszłości, to wszystko to, co osłabia rodzinę. Bo rodzina jest najbliższą wspólnotą, jest wspólnotą socjotwórczą, szkołą prospołecznego zachowania. Chodzi przede wszystkim o rodzinę, która ma kilkoro dzieci, bo wówczas dzieci uczą się współżycia ze swoimi rówieśnikami już i jeszcze w domu.
Czy z tym nie wiążą się kolejne dwa ogromne problemy Polski: spadek dzietności i emigracja ludzi aktywnych?
– Uważam, że one są absolutnie kluczowe dla przyszłości Polski. Te dwa problemy drenują Polskę, pozbawią ją dynamizmu życiowego. To jest hipoteka przyszłości Polski. Bo Polska bez obywateli, bez ludzi, którzy tworzą to społeczeństwo i ten Naród, przestaje istnieć. Dziś obawiam się jednego, że spadek dzietności połączony z emigracją młodych może już być procesem nieodwracalnym. A wiemy, czym grozi brak zastępowalności pokoleń. Katastrofą w wielu wymiarach życia społecznego i państwowego. A dlaczego Polacy nie chcą mieć więcej dzieci? To świadczy o braku wiary w przyszłość. Od lat nie możemy się doczekać skutecznej polityki prorodzinnej, brakuje też prorodzinnej kultury. A obawa, lęk przed przyszłością przekłada się na lęk przed dzieckiem. To zjawisko ma wyraźne podłoże bardziej mentalnościowe niż np. ekonomiczne, skoro wiemy, że w krajach bardzo biednych rodzi się bardzo dużo dzieci. Jednocześnie w krajach bogatych, gdzie ekonomiczna polityka prorodzinna jest na wysokim poziomie (np. Niemcy), dzietność jest drastycznie niska.
Oczywiście są też w świecie inne mury, które się z tym wiążą i stawiają tamę Bożej łasce i Bożemu światłu. To np. problem społeczeństw nasyconych konsumpcyjnym stylem życia. One w końcu tracą radość, popadają w smutek i depresję. Potrzebują sztucznej stymulacji, aby osiągnąć już nie tyle radość, co choćby chwilową przyjemność. I tu dochodzimy do tych wszelkich ideologii, które niszczą Boży zamysł wobec człowieka. To mury zła, które są coraz trudniejsze do pokonania.
Które z nich dziś są najgroźniejsze?
– Niewątpliwie jest to cały paradygmat, który zmienia całkowicie wizję człowieka. W przeciwieństwie do czasów apostolskich, kiedy mnożyły się herezje teologiczne, zwłaszcza chrystologiczne, dzisiaj mamy – i nie waham się użyć tego słowa – herezje antropologiczne. To jest, moim zdaniem, największe wyzwanie dla Kościoła dziś. To jest też dominująca tragedia naszych czasów. Ludzie tak są zwiedzeni owymi „herezjami”, że nie są już w stanie odpowiedzieć na pytanie, kim jest człowiek, skąd pochodzi, do czego zmierza, jaki jest cel jego życia i jaki jest jego sens. I to – pozostając w terminologii biblijnego Jerycha – kolejny mur do pokonania, czyli prześwietlanie tej ciemnej rzeczywistości Bożym światłem. Jest to trudne, bo za herezjami antropologicznymi oczywiście stoją określone środowiska, stoi określona kultura. Bardzo wyraźnie wspierają je znaczne siły polityczne. Z nimi wiążą się obecne próby budowy jakiejś nowej, rozmytej cywilizacji. Ale ona nie będzie miała przyszłości. „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana” jest z nami i kto za Nim idzie – zwycięży.
Czy ideologia gender nie jest dziś taką herezją antropologiczną?
– Oczywiście, że jest. I to bardzo groźną. Chodzi w niej o zakwestionowanie różnicy płciowej i jej wrodzonej determinacji. A przecież ludzie są równi, ale nie są jednakowi. To jest istota rzeczy. Ideologia gender próbuje wprowadzić jednakowość i zamienność płci. Jest ona dzisiejszą herezją antropologiczną, bo zrywając elementy komplementarności kobiety i mężczyzny, rozrywa bardzo istotne związki społeczne oraz prowadzi do atomizacji społeczeństwa. Proszę zauważyć, że połowa ludzkości jest męska, połowa żeńska. To jest strukturalne zjawisko zakodowane w całym akcie stwórczym Boga. Ostatecznie więc ideologia gender jest zanegowaniem planu Bożego w stosunku do człowieka. Propagowanie takich ideologii zanegowania różnicy płciowej ogromnie oczywiście krzywdzi i kobiety, i mężczyzn, ale woła o pomstę do Nieba, gdy dotyka już wychowania dzieci. To jest bardzo niebezpieczne.
Na takie mówienie o gender przez polskich biskupów i księży poskarżyły się niedawno w liście do Papieża Franciszka feministki…
– Ten list jest przede wszystkim próbą zmanipulowania samego słowa gender. Przecież jego sygnatariuszki w istocie rzeczy nie dotknęły sedna tej ideologii. One nie piszą o zakwestionowaniu przez gender płci biologicznej, ale o równouprawnieniu kobiet w życiu społecznym. A to jest przecież zagwarantowane w prawach człowieka, ale także, a może najbardziej w Kościele, który przez całe wieki przyczyniał się do promocji kobiety i ochrony jej godności. Równouprawnienie to zupełnie nie ten problem, o którym my mówimy przy okazji krytyki ideologii gender. Objawy dyskryminacji, prześladowania, form okrucieństwa związane są nie tyle z płcią, co z bardziej elementarnymi problemami, jakim jest np. brak miłości bliźniego w ogóle, jakaś znieczulica, brak poszanowania życia, godności osoby ludzkiej. Kościół i w tych sferach zawsze piętnuje wszelkie zło.
No właśnie. Jerycha Różańcowe odbywać się będą w wielu kaplicach szpitalnych. Będzie to okazja do szturmu modlitewnego w intencji lekarzy, którym chce się ograniczyć możliwość powołania się na klauzulę sumienia.
– To kolejne pole ważne dla naszej przyszłości: obrona klauzuli sumienia. Choć nie jest to oczywiście specyfika tylko polska. W tej walce nie chodzi o jakieś drugorzędne sprawy, chodzi o tak istotną sprawę, jaką jest życie człowieka. Ograniczanie lekarzom sprzeciwu sumienia to nurt narzucany politycznie po to, aby wykonać pewien program polityczny anty-life. Przecież z praktyki aborcji czy eutanazji chce się uczynić prawo człowieka. Legalizuje się zabójstwo człowieka pod pozorem zupełnie niebywałych tez, jakoby nie wiadomo było, kiedy jego życie się zaczyna. To byłoby wyjątkiem w całym świecie żyjącym, że tylko o człowieku nie wiadomo, kiedy się zaczyna jego życie osobnicze. Dlatego powinniśmy bronić sumienia lekarzy, bo medycyna pozbawiona sumienia staje się medycyną wrogą dla człowieka, często medycyną kryminalną.
Jerycha Różańcowe to też wynagradzanie Bogu za grzechy, profanacje, medialne nagonki na ludzi Kościoła.
– Trzeba Boga przepraszać za wszelkie zło. Dziś dla wielu sposobem na zaistnienie jest wywołanie szoku. A najłatwiej go wywołać, profanując świętość, pomawiając ludzi Kościoła, przedstawiając grzechy kogoś, kto upadł, w wielkościach liczbowo monstrualnych i niemal powszechnych. To nie jest zjawisko tylko polskie. Taka np. fala profanacji przetacza się obecnie przez Francję. Zjawisko szargania świętości komuś z takich czy innych względów się opłaca. To wiąże się w dużej mierze z tym, jak dziś funkcjonują media, które często służą siłom, którym Kościół przeszkadza, a szczególnie jego rola społeczna. Dobrze wiemy, że media są takie, jacy ich właściciele. To też jest środowisko komercyjne, więc buduje oglądalność i czytelność swoich produktów medialnych na bazie reakcji afektywnych, emocjonalnych. I w takich kategoriach należy odbierać epatowanie odbiorców wszystkim, co szokuje, pornografią czy okrucieństwem. Media dziś mają jeszcze jedną wadę – nim poinformują, już interpretują. Nim coś wyjaśnią, już wydadzą wyrok, choćby tytułem. Trzeba to dostrzegać.
Dziękuję za rozmowę.
Sławomir Jagodziński
Za: http://www.naszdziennik.pl/mysl/61797,gender-jest-herezja.html