Potrzeba wykopania z gabinetów lewactwa, którego igraszki zagrażają istnieniu naszej cywilizacji
Marek Pyza
Każdego dnia pojawia się tyle oczywistych argumentów za paleniem w Europie czerwonej latarni wobec muzułmańskiego najazdu, że aż dziw bierze, jak można je tak ignorować.
Te fakty, twarde dane zachodnich rządów, międzynarodowych organizacji, odrobina wiedzy od ludzi nauki znających specyfikę świata arabskiego, a wreszcie słowa samych muzułmanów – bardziej i mniej wpływowych – są ciężką maczugą, która powinna nas otrzeźwić.
Przed tygodniem głośno było o usuniętym z facebookowego wydarzenia promującego zachwyt nad nawałą imigrantów poście blogerki Iwony Koniecznej. To głos zdrowego rozsądku, z przypomnieniem podstawowych faktów, o których media europejskie, a wraz z nimi większość silnych jeszcze mediów nad Wisłą nie chce mówić: m.in. o łączeniu rodzin azylantów, co w najbliższym czasie zwielokrotni liczbę przyjętych nieproszonych gości na Starym Kontynencie; o ich zasadzie nieasymilowania się i niespecjalnego szukania pracy skoro są zasiłki; o nieuniknionych problemach mieszkaniowych, edukacyjnych, zdrowotnych; o ukrytych wśród imigrantów terrorystach i wielu innych. Przypominam ten wpis, bo to ważny głos w dyskusji, czego dowodzi próba zakneblowania go.
Tym, którzy jeszcze nie czytali, polecam też analizę Wiktora Repetowicza z Defence24 „Wojna hybrydowa: atak bronią D na Europę?”. Dowodzi on, że setki tysięcy „uchodźców” to narzędzie militarne – broń demograficzna. Wspomina o rosnących w siłę salafitach i ich otwartym planie islamizacji Europy. Wskazuje na tragiczne migracyjne konsekwencje arabskiej wiosny, na odpowiedzialność rządów zachodniej Europy, ale i na interesy tak terrorystów z Państwa Islamskiego i Al Kaidy wykorzystujących masy ludzkie do kamuflowania swoich żołnierzy na terenach „innowierców”, Arabii Saudyjskiej (dziwnie nieskorej do przyjęcia muzułmańskich „uchodźców”) zaangażowanej w religijną kolonizację Europy, wspierającej Asada Rosji czy Turcji żywotnie zainteresowanej kłopotami Unii z napływem imigrantów, by spokojniej „rozwiązywać swój problem” z Kurdami.
Warto przeczytać, by szerzej spojrzeć na problem dalekiego świata, który w mgnieniu oka stanął u naszych bram.
Wreszcie rzecz, która wstrząsa najbardziej, a o której pisała wczoraj Marzena Nykiel.
CZYTAJ WIĘCEJ: Islam nadciąga! Kilka faktów, o których milczy lewica. Czy zaślepiona Europa ma szanse przetrwać starcie cywilizacji?
To, że mamy do czynienia z wojną cywilizacyjną powinno być oczywiste dla każdego trzeźwo myślącego i średnio wyedukowanego Europejczyka. Przesada? Czarnowidztwo? Przywołam fragment tekstu Marzeny:
Terroryści z Państwa Islamskiego w Libii podjęli nową kampanię pod hasłem: „Libia to drzwi prowadzące do samego Rzymu”. Na Twitterze pojawiła się seria obrazków, ukazujących Wieczne Miasto w płomieniach, a nad nim mapa Libii z czarną flagą kalifatu. Prof. Roberto de Mattei alarmuje, że jeden z bojowników ISIS – Abu Gandal el Barkawi – wzywa dżihadystów do „marszu na Rzym, przechodzącego przez Libię, drzwi do Rzymu”.
Niepokojące są także sygnały z samego Watykanu. Od pewnego czasu codziennie rano w okolicach Placu św. Piotra pojawiają się tabuny młodych muzułmanów, którzy zaczepiając przechodniów pytają: „Czy kochasz Allaha? Czy przyjmiesz Allaha?”. Z uniesionym w górę Koranem zapraszają przy tym na wspólną modlitwę.
Robi wam się zimno na takie opisy? Nie? To niebawem zrobi wam się gorąco, gdy graficzki śniadych chłopców z karabinami zamienią się w ruchome obrazki z europejskich miast pokazywane na żywo w towarzystwie żółtych i czerwonych pasków.
Ksenofobiczne straszenie? To sprawdźmy, co mówił Davidowi Cameronowi minister edukacji Libanu:
CZYTAJ WIĘCEJ: Libański minister: na każdych 100 przybyszów z Syrii 2 to wyszkoleni przez Państwo Islamskie fanatycy
Polska ma przyjąć – według ostatnich „propozycji” 12 tys. „uchodźców”. Daje to ćwierć tysiąca bojowników IS. Cudownie!
Zachęcam też do przeczytania krótkiej rozmowy z Witoldem Gadowskim, który dobrze wie, o czym mówi, gdy opisuje przemyt terrorystów organizowany przez Państwo Islamskie.. Niewielu jest w Polsce dziennikarzy, którzy znają Bliski Wschód i mogą liczyć na informatorów z tamtego regionu.
Sygnałów ostrzegawczych mamy aż nadto, ale upycha się je pod trzeszczącą europejską podłogą. Kolanem, kijem, mikrofonem. Przedwczoraj we wszystkich trzech wiodących środkach do prania mózgów zobaczyłem te same zdjęcia łodzi przybijającej do Lesbos z ojcem wysadzającym kilkuletnie dziecko na brzeg i całującym je w radości, że dotarli szczęśliwie. Tak jest codziennie – o najeźdźcach tylko dobrze. Przecież to chore!
Odpalam parówkowy portal, bo ktoś gdzieś na Facebooku zaalarmował, jakie dyrdymały można tam znaleźć. Faktycznie, jeden z autorów najwyraźniej sam rzucił się na odcinek muzułmańskich imigrantów, bo w kolejnych tekstach wyłazi z siebie rzecznikując islamistom i pouczając tych, którzy ostrzegają, czyli wykazują się zdroworozsądkowym myśleniem. (Nie zauważa przy tym wywiadu, jaki jego redakcyjny kolega przeprowadził z szefem sieci knajp z kebabami, a który otwarcie przyznaje, że imigranci chcą zasiłków i łatwego życia w Europie, a wcale nie musieli uciekać z domów przed wojną.) Szkoda Państwa czasu na szerszą analizę tych publikacji, ale do jednej muszę się odwołać, bo wspina się na szczyty idiotycznej lewackiej propagandy medialnej. Autor twierdzi, że choć „przyjęło się uważać, że imigranci zabierają pracę, zaniżają płace i generalnie mają negatywny wpływ na gospodarkę”, to „statystyki i doświadczenia, jak niemieckie i brytyjskie, mówią nieco co innego”. Dalej następują niepoparte żadnymi konkretami, enigmatyczne powyrywane z kontekstu cytaty z badań niewiadomego pochodzenia, o tym m.in. jak to imigranci wcale nie żerują na zasiłkach bardziej od mieszkańców Wysp Brytyjskich (ciekawe, że w takiej Szwajcarii jest zupełnie inaczej – oto dowód), czy że… tworzą miejsca pracy i przyczyniają się do wzrostu płac. Jak? Nie wiadomo. Ale wiadomo za to, że imigranci ratują niemiecki system emerytalny – pieje z zachwytu autor, jednocześnie krzycząc, że nasz jest w jeszcze gorszym stanie. Mamy więc otwartą sugestię – tysiące, a może i więcej obcych kulturowo, a wręcz wrogich ludzi ratunkiem dla przyszłości Polski. Parówkowe pióro przekonuje też, że uchodźcy to w dużej części ludzie wysoko wykwalifikowani. Zaś kończy swój pseudo-ekonomiczny wywód tak:
Widać więc, że wystarczy odejść od stereotypowego postrzegania uchodźcy jako bezrobotnego biedaka bez kwalifikacji, by z potencjalnego problemu zrobić korzyść. Polska może się na niemieckim przykładzie uczyć.
Nie wiem, czy on tak sam z siebie, czy należy wiązać to z wszechobecnymi na jego portalu reklamami pewnego banku, którego nazwa nie pozostawia złudzeń co do pochodzenia kapitału. Druga ewentualność wydaje się aż nieprawdopodobna…
Obrzydliwa i samobójcza propaganda medialna w momencie szalenie trudnego wyzwania, jakie staje przed naszym światem, współgra z działaniami europejskich elit politycznych. I Polska wcale nie jest tu wyjątkiem.
Wczoraj TVP pokazała widzom „Amerykańskiego korespondenta” – znakomity dokument o Julienie Bryanie, dziennikarzu z USA, który wrzesień 1939 r. spędził w Warszawie. Udokumentował i pokazał światu niemieckie bestialstwo wobec ludności polskiej stolicy. To byłby świetny punkt wyjścia do dyskusji na temat solidarności europejskiej, o której frazesy tak chętnie wypowiadają zapijaczone usta Jeana Claude’a Junckera.
W filmie tym Bryan cytuje prezydenta Starzyńskiego o Hitlerze: „Jak w dzisiejszych czasach premierem może być człowiek, który tak kłamie?” Jakże to aktualne w dzisiejszej Europie…
Jak wspomniałem, Polska nie jest wyjątkiem, bo rząd w Warszawie tradycyjnie robi to, czego chce albo na co godzi się Berlin. Rzekomo twarda postawa naszych ministrów zaczęła się objawiać, gdy swój kurs ws. imigrantów kanclerz Merkel zmieniła o 180 stopni, być może zdając sobie sprawę, jaki kataklizm ściągnęła na Stary Kontynent wcześniejszą postawą.
Lepiej późno niż wcale. Ale co było wcześniej? Słowa Ewy Kopacz o „zwiększeniu zaangażowania” w pomoc „uchodźcom”. Albo kolejne kompromitacje rzecznik sztabu wyborczego PO. Nie wiem, kto gorzej życzy Polsce i Europie: międzynarodowa masoneria, która przekonuje, że „obecna tragedia musi stać się tyglem odrodzenia i odnowienia europejskiego marzenia” i wzywa rządy do „ochrony bezpieczeństwa i godności” najeźdźców, czy też Joanna Mucha, która bredzi, że imigranci „ubogacą” nas kulturowo.
Ręce opadają. A potem jest jeszcze gorzej. Przychodzi bowiem moment ważnej narady w Brukseli z udziałem ministrów spraw wewnętrznych i człowiek uświadamia sobie, że z cywilizacyjnym problemem będzie się tam mierzyć reprezentująca Rzeczpospolitą… ekhm… grrr… ten tego ten… Teresa Piotrowska. NASZA TERESA! Zbladłem, gdy uświadomiłem sobie ten fakt.
Na szczęście okazało się, że czasem w Platformie ktoś podpowie coś mądrze i do Belgii pojechał wiceminister. Naszej Teresie wyznaczono zadanie specjalne: wizytację granic. Teresa objechała więc posterunki, odebrała meldunki, skontrolowała czujność straży na najbardziej newralgicznych szlakach leśnych i dziś zdała raport. Co prawda okazało się, że nie odróżnia statusu od statutu, że świetnie dałaby sobie radę na plenum w Sali Kongresowej parę dekad temu, ale przynajmniej nie kompromitowała nas zagranicą.
Jak jednak świadczy o rządzie TEGO KRAJU, o premier TEGO RZĄDU, powoływanie na funkcję ministra spraw wewnętrznych kogoś takiego? Czy widzą to Państwo tak samo? W obliczu napływu do Polski tysięcy muzułmanów, wśród których czai się wielu terrorystów, za bezpieczeństwo w NASZYM kraju odpowiada… Nasza Teresa. Nasze państwo naprawdę istnieje tylko teoretycznie.
A znajduje się w dość nietypowej dziś roli (historycznie mniej dziwacznej), w której przed najazdem muzułmanów musi bronić nie tylko siebie, lecz m.in. także i Niemców. W naszym własnym interesie.
Na co dzień jestem niepoprawnym optymistą, lecz tym razem, po raz pierwszy od dawna, naprawdę się boję. Nie tego, co mogą nam zrobić nasi wrogowie, bo chcieli i będą chcieć tego zawsze. Ale tego, że nie mamy na ważnych stanowiskach ludzi, którzy będą potrafili nas obronić. Którzy będą tego chcieli.
Europa potrzebuje mądrych i silnych rządów. Potrzebuje wykopać z gabinetów lewactwo, którego igraszki zagrażają istnieniu naszej cywilizacji. Zacznijmy od siebie.