Uznany polski uczony o. Mieczysław Krąpiec OP w obrazowy sposób zadrwił sobie pewnego razu z Kartezjusza, obłąkanego filozofa francuskiego, który jako jeden z pierwszych ośmielił się podłożyć dynamit pod podstawowe zasady zdrowego rozsądku: “siedział sobie René Descartes w swoim paryskim domku, znużony trudami wojny trzydziestoletniej popijał stare, dobre francuskie wino, i patrzył, patrzył z obłędem oczach w płonący w kominku ogień i dumał… dumał, i nie mógł wydumać czy ten ogień to rzeczywiście płonie czy też nie płonie.”
Z tego obłędu zrodził [się] bękart, będący największym nonsensem współczesnego świata, który nadzwyczaj harmonijnie koresponduje z ludzką pychą i egoizmem: zwątpienie w obiektywną prawdę, zwątpienie w pewność naszego poznania. Zabiegiem tego oszustwa jest nic innego jak pragnienie zwolnienia człowieka z odpowiedzialności i konsekwencji, które pociąga za sobą każdy akt poznania. Skoro to właśnie akt poznania pociąga za sobą dla nas konsekwencje moralnego zobowiązania, cały trud współczesnej fałszywej filozofii sprowadził się w zasadzie do nieustannej próby zdjęcia z człowieka tej odpowiedzialności poprzez sączenie zwątpienia co do pewności naszego poznania, a więc zarazem do wyeliminowania, usunięcie krzyża z naszego życia, jakie pociąga za sobą podążanie za prawdą. Wszystkie działa i armaty fałszywej filozofii za cel nr 1 swojego ostrzału przyjęły ludzki intelekt, tak aby prawda nie mogła swobodnie w nim spocząć.
Przed epoką nowożytnego szaleństwa akt poznania i jego pewność narzucał się intelektowi nieprzezwyciężalną siłą swej oczywistości: koń to jest koń, beczka wina to jest beczka wina etc. Dziś zwariowany świat topi się w bagnie idealizmu, gdyż zupełnie porzucił troskę o zgodność naszych sądów z rzeczywistością. Taki stan jest bardzo wygodny dla ludzi, którzy z tutejszego łez padołu pragną uczynić sobie raj na ziemi, raj gdzie nie będzie już walki, moralnych wyrzeczeń, poświecenia, krwi, ofiary… a tylko przemijające i ulotne przyjemności niczym dym papierosa. Dziś zwariowany świat przyznał każdemu prawo do publicznego wygłaszania i rozprzestrzenia jego subiektywnych “prawd”, ale tylko dlatego, że nie mogą już one nikogo wiązać i pociągać żadnych logicznych konsekwencji, gdyż istnieją tylko w chorej do cna głowie współczesnego człowieka. Współczesny liberalizm jest logiczną konsekwencją obłąkania, które jako zasadę, jako punkt wyjścia proklamowało, że prawda jest poza zasięgiem naszego poznania, a skoro tak, to ostatnim wnioskiem dla tej niedorzeczności musiało być zagwarantowanie przez prawo takiego samego statusu dla dwóch sprzecznych, wykluczających się wzajemnie na ten sam temat opinii, równego dla nich prawa, tej samej rangi w przestrzeni publicznej. Ten postulat pragnie z każdego uczynić niejako śmiertelnego bożka, gdyż podmiotowi nadaje prawo kreowania przedmiotu, przyznaje mu iluzoryczne prawo bycia panem i królem nad prawdą, nad rzeczywistością, zamiast pokornie się jej podporządkować i być jej wiernym. Nadto ten smutny stan kończy epokę antagonizmów, konfliktów, buduje naturalistyczny, subiektywistyczny porządek, gdzie polityczna poprawność stoi na straży światowego pokoju, aby nikt nikogo już nie miał czelności nawracać, głosić, że jest prawda obiektywna, która pociąga dla wszystkich bez wyjątku konsekwencje moralnego zobowiązania, a z czego każdy odpowie w dniu Sądu Chrystusa nad tym światem.
Przez kilkaset lat aż do chwili śmierci wielkiego papieża Piusa XII, Kościół katolicki niezwykle mężnie stawiał opór temu szaleństwu subiektywistycznego świata, któremu początek dała toksyczna filozofia koryfeuszy zła: Kartezjusza i Kanta. Katastrofa nastąpiła niespełna pół wieku temu. Przed czterdziestu pięciu laty nad zgromadzeniem powszechnym biskupów, które przeszło do historii pod nazwą II Sobór Watykański, przejęli kontrolę ludzie przepojeni duchem tego świata, ludzie, którzy zapomnieli, że przyjaźń ze światem jest nieprzyjaźnią z Bogiem, ludzie, których umysły uformowała fałszywa subiektywistyczna, idealistyczna filozofia nowoczesnego świata, filozofia przecząca zdrowemu rozsądkowi, podkopująca i wątpiąca w moc i zdolność inteligencji ludzkiej do poznania prawdy, zwłaszcza poznania istnienia Boga, filozofia relatywizująca porządek nadprzyrodzony i przyrodzony, godząca sprzeczności, negująca podstawowe zasady logiki a nade wszystko czyniąca nie z Boga lecz z człowieka i jego ontycznej rzekomo “godności” punkt odniesienia przy roztrząsaniu wszystkich zagadnień nowoczesnego świata. Odzwierciedlenie ich przewrotnych nauk znalazło nader silny wyraz w dokumentach samego soboru, gdzie z niezwykłą stanowczością odcięto i zanegowano nieomylne nauczanie wcześniejszych papieży, zwłaszcza wyartykułowane na kartach będących świadectwem heroicznego oporu Rzymu w obronie katolickiej prawdy jak słynny Syllabus errorum Piusa IX.
Następstwem niepojętego zła jakie wydarzyło 45 lat temu, zła, które abp. Marcel Lefebvre nazwał trzecią wojną światową jest m.in. dzisiejsze święto (17 stycznia) Kościoła posoborowego zwane dniem judaizmu. Dziś moderniści obchodzą dzień fałszywej religii, religii która neguje Bóstwo Jezusa Chrystusa, odrzuca Objawienie dane ludziom przez Boga. Jak katolik posiadający wiarę i zdrowy rozum może celebrować dzień zła, dzień fałszu, dzień błędu? I to jakiego błędu? Przecież to nie jest dzień błędu w rachunkach arytmetycznych, ale dzień błędu, którego złość sięga samego dna piekła, błędu który drwi z bolesnej męki Jezusa Chrystusa, błędu, który w najściślejszym znaczeniu tego słowa atakuje samego Boga. Jak można ogłaszać celebracje dnia religii, której cała intelektualna konstrukcja, zbudowana jest [na] kłamstwie żydowskich kapłanów, religii, której cała “wiarygodność” opiera się przecież na niczym innym jak zaufaniu do zeznania śpiących przy grobie Chrystusa rzymskich żołdaków? Niezwykle godni zaufania świadkowie… pijani i śpiący żołnierze. Oto czasy których doczekaliśmy! Czy ci ludzie mają wiarę? Czy katolik, który celebruje dzień judaizmu poważnie traktuje Boga czy poważnie traktuje swoje uczucia religijne? Czy dla nich wiara, dogmaty to baśnie, świat mrzonek i nieokiełzanych uczuć czy obiektywna prawda objawiona i potwierdzona autorytetem samego Boga?
“Przyjdzie bowiem czas gdy zdrowej doktryny nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości zgromadzą sobie nauczycieli – mając uszy chciwe pochlebstwa i od prawdy słuch z pewnością odwrócą, a obrócą się ku baśniom” (2 Tym. 4, 2-4).
Evan MacIan
Źródło: http://fides-et-ratio.pl/index.php/2012/01/evan-maclan-dzien-falszu/
Przeczytaj komentarz
Kapitalny tekst.
Jednak ośmielę się nie zgodzić z umieszczonymi tu słowami
"Jak można ogłaszać celebracje dnia religii, której cała intelektualna konstrukcja, zbudowana jest [na] kłamstwie żydowskich kapłanów, religii, której cała “wiarygodność” opiera się przecież na niczym innym jak zaufaniu do zeznania śpiących przy grobie Chrystusa rzymskich żołdaków? Niezwykle godni zaufania świadkowie… pijani i śpiący żołnierze."
Rzymska straż nie była pijana i śpiąca. Rzymscy żołnierze doskonale wiedzieli czym grozi picie na służbie i nierzetelne wykonywanie obowiązków, takie zachowanie na posterunku oznaczało podpisanie na siebie wyroku śmierci.
Proszę zwrócić uwagę na słowa z Ewangelii Świętego Mateusza 28.11-15.
11 Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. 12 Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy 13 i rzekli: «Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. 14 A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu». 15 Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.
Mamy tu do czynienia z jeszcze gorszym przestępstwem niż to opisane w tekście Evana Maclan'a. Kłamstwa nie oparto na informacjach zaczerpniętych od pijanych żołdaków. Świadectwo przynieśli wiarygodnie świadkowie, którzy widzieli wszystko i doświadczyli całego wydarzenia, wynika to ze słów "... i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło". Żydowscy przywódcy postanowili jednak ukryć sprawę pomimo tego, że dysponowali zeznaniami wiarygodnych świadków, brakowało Ciała Jezusa Chrystusa, pozostały płótna, które były koronnym dowodem w sprawie. Oni świetnie wiedzieli, że Jezus Chrystus ZMARTWYCHWSTAŁ, wiedzieli że mieli do czynienia z interwencją Boga na ziemi, widzieli o tym, że dyskutowali wcześniej, potem skazali na śmierć i ostatecznie doprowadzili do egzekucji Syna Bożego. Mieli pełną świadomość całego wydarzenia i mimo wszystko nie upadli na twarz przed Bogiem, nie poprosili o wybaczenie win, nie ogłosili powszechnej pokuty za swoje czyny, choć przecież mogli, ale przemówiły ich zatwardziałe serca. Namówili żołnierzy aby rozprzestrzeniali fałszywe plotki, dali im za to pieniądze. Pewnie całkiem sporą sumę, bo każdy z żołnierzy wiedział, że zginie jeżeli sprawa dojdzie do uszu namiestnika, stąd pojawia się zapewnienie o tym, że "my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu". Rzymianie jako poganie nie znali dzieł Boga na ziemi, nie interesował ich temat, pewnie nie zastanawiali się nad tym czego doświadczyli. Wzięli pieniądze, a czując się tym zobowiązani wypełnili swoje zadanie i puścili fałszywą plotkę w obieg.
Jednak inaczej wygląda sprawa dla arcykapłanów, uczonych w piśmie i starszych Izraela. Oni wykonali ruch z całą świadomością, premedytacją i złośliwością. Wiedzieli z czym i z Kim mieli do czynienia, jednak powiedzieli Bogu NIE.
Powinno nagłaśniać się ten temat jak najbardziej, bo dla chrześcijan i wyznawców judaizmu po prostu NIE MA WSPÓLNEGO MIANOWNIKA. Oni zaprzeczają wszystkiemu co dla nas jest Święte.
Jednak jak słusznie zauważył Evan Maclan, obecnie promuje się porozumienie między naszymi religiami. Jako katolicy mamy obowiązek głosić Ewangelię Pana Jezusa nawet wyznawcom judaizmu, jednak nie uda nam się z nimi nigdy dogadać. Kto przyjmie Ewangelię będzie zbawiony, a kto ją odrzuca będzie potępiony. Każda osoba ma wybór.
Króluj nam Chryste
Andrzej
W dniu 19 stycznia
Nadesłał: Krzysztof S.