Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 
Dzisiaj mija kolejna rocznica zakończenia II wojny światowej. To dobry czas na zatrzymanie się na chwilę w kieracie codziennego życia i spojrzenie wstecz. Podobało mi się wczorajsze przemówienie Grzegorza Napieralskiego, który podczas spotkania SLD we Wrocławiu mówił o tym, że nie można dzielić patriotyzmu na ten z AK i z GL. Że nie można dzielić patriotyzmu tych żołnierzy, którzy szli z gen. Andersem i z gen. Berlingiem. Pod tymi słowami lidera SLD mogę się podpisać, bo utożsamiam się z tymi tezami.

Napieralski w naprawdę dobrym przemówieniu przypomniał jak odbudowywano Polskę na Ziemiach Odzyskanych (wszak przemawiał we Wrocławiu). Mówił o bohaterstwie i patriotyzmie tych, którzy zdecydowali się przyjechać w 1945 r. na Ziemie Zachodnie i budować tam Polskę. Co więcej, mówił, że ludzie lewicy to patrioci. O ile wierzę, że przeciętni, zwykli zwolennicy i sympatycy lewicy są patriotami, to jeśli chodzi o „górę” SLD mam już duże wątpliwości i śmiem ich patriotyzm kwestionować chociażby w kontekście Ziem Zachodnich.

Wszak to m.in. SLD długie lata przekonywało nas, że Niemcy, to nasi „najlepsi adwokaci w UE”. To właśnie liderzy lewicy wmawiali nam to, gdy kanclerzem Niemiec był Gerhard Schroeder. W czasie, gdy politycy lewicy z uporem maniaka wmawiali nam, że Niemcy, to nasi „najlepsi adwokaci w UE” tenże Schroeder 3 września 2000 roku podczas wystąpienia na zjeździe wypędzonych ziomkostw z Polski i Czechosłowacji powiedział: „Zawierzcie mojej metodzie. Ja wam dostarczę wschodnie landy w taki sposób, że ich dzisiejsi administratorzy, Polacy, będą nam jeszcze wdzięczni za to, że zostali wreszcie Europejczykami”.

To SLD jest po dziś dzień gorącym zwolennikiem regionalizacji w Unii Europejskiej. Tymczasem nie należy bagatelizować silnego instrumentu polityczno- administracyjnego jakim zręcznie posługują się Niemcy w ramach Unii Europejskiej, a mianowicie regionalizacją. Jeżeli chodzi o regionalizację made in Deutschland, to do ciekawych wniosków doszedł francuski ekspert w tej dziedzinie Pierre Hillard, który w swojej książce „Mniejszości i regionalizmy w federalnej Europie Regionów. Dochodzenie w sprawie niemieckiego planu, który wstrząśnie Europą” zauważa, iż nie ulega wątpliwości, że lansowana usilnie idea federalistycznej Europy, w której podstawową jednostką nie będzie państwo narodowe, tylko region- służy dalekosiężnym celom polityki niemieckiej (Jan Engelgard- „Regionalizacja jako instrument likwidacji państw narodowych”, Warszawa-Bruksela 2005).

Francuski analityk zadał sobie trud prześledzenia polityki niemieckiej na przestrzeni ostatnich kilkuset lat i współcześnie. Doszedł do wniosku, że polityka ta powróciła do swojej starej koncepcji, obecnej już od czasów średniowiecza. Koncepcja ta, najkrócej rzecz ujmując, polega na wykorzystywaniu różnorodności etnicznej, językowej i kulturowej Europy w celu rozbicia silniejszych struktur politycznych i zaprowadzenia na całym kontynencie ładu prawnego, będącego odwzorowaniem struktury obowiązującej w RFN. Wykorzystywanie instrumentu regionalizacji w najbardziej klarowny sposób zdefiniował Gustaw Stressemann w 1925 r. Według francuskiego eksperta jego naśladowcą był Helmut Kohl. Nie ulega żadnej wątpliwości, że tym narzędziem posługiwał się także Gerhard Schroeder oraz obecna kanclerz Angela Merkel.

Obecnie propagowaniem idei Europy Regionów zajmuje się co najmniej kilkanaście założonych przez Niemców instytucji, które są zasilane finansowo przez państwo niemieckie i Unię Europejską. Do najważniejszych należą: Foederalische Union Europaischer Volksgruppen (FUEV) z siedzibą we Flensburgu, Ostsee Akademie (Akademia Bałtycka), International Instytut fur Nation- alitatenrecht und Regionalismus (INTEREG), czy European Bureau for Lesser Used Languages i Arbeitsemeinschaft Europaischer Grenzenregionen. Na szczeblu unijnym kluczowym jest Komitet Regionów, inspirowany głównie przez wyżej wymienione instytucje niemieckie.

W kontekście wyżej wymienionych instytucji wspierających regionalizację warto zwrócić szczególną uwagę na jedną z nich, a mianowicie na Ostsee Akademie (Akademia Bałtycka), albowiem jak wynika z samej nazwy w kręgu zainteresowania geopolitycznego tej instytucji jest basen Morza Bałtyckiego. Sama Akademia Bałtycka zasilana jest z budżetu niemieckiego MSW, a mniejszość niemiecka w Polsce w latach 1990- 1997 otrzymała pomoc z budżetu państwa niemieckiego 203,06 mln marek. Pierre Hillard w swojej książce cytuje wypowiedź Klausa Kinkela, gdy był ministrem spraw zagranicznych Niemiec, który stwierdził, że program lansowany przez wyżej wymienione instytucje, „to jest to, czego nam trzeba”.

Jeżeli chodzi o kwestie regionalizacji, w naszym polskim przypadku musimy uwzględniać kontekst niemiecki, tak jak czynią to Francuzi, którzy są wyczuleni na te kwestie w odniesieniu do Niemiec. Były szef francuskiego MSW Jean- Pierre Chevenement w wywiadzie dla tygodnika „L’Express” tak ocenił konsekwencje pomysłów regionalizacji: „To jest początek procesu, który rozbije Francję, republikę unitarną i naród polityczny. To zmierza w kierunku modelu federalnego, w kierunku „Europy regionów”. Nie jestem przeciwnikiem decentralizacji, ale w ramach Republiki” („Decentralizować, ale do jakiej granicy?”- rozmowa z Jean- Pierre Chevenement, „L’Express”, 17.10.2002).

W tym konkretnym przypadku powinniśmy brać przykład z Francuzów, albowiem nie można prowadzić polityki rozmywania integralności terytorialnej kraju poprzez uczestnictwo w rozbudowie na granicy zachodniej tzw. euroregionów, nie biorąc pod uwagę dalekosiężnych celów polityki niemieckiej. Doktryna prawna Niemiec opiera się nadal na zapisie o istnieniu Rzeszy w granicach z 1937 roku, na nieuznawaniu uchwał Konferencji Poczdamskiej. Była premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Der Spiegel” z 26.03.1990 roku wyznała, że kanclerz Helmut Kohl powiedział jej, iż Niemcy nigdy nie uznają granic na Odrze i Nysie.

W tej sytuacji zgoda m.in. SLD na utworzenie na naszej zachodniej granicy euroregionów była błędem politycznym. Czym innym jest decentralizacja na poziomie państwa polskiego, a czym innym jest tworzenie na jego terytorium struktur autonomicznych, dezintegrujących się od politycznej stolicy Polski- Warszawy. Dlatego polityka polska na odcinku samorządowym i europejskim powinna kierować się zasadami, że Rzeczypospolita Polska jest krajem unitarnym i w związku z tym próby tworzenia na jej terytorium jakichkolwiek struktur autonomicznych i regionalnych powinna być wykluczona. Samorządność obywateli realizuje się na poziomie gminnym, powiatowym i wojewódzkim z poszanowaniem unitarnego charakteru państwa polskiego. Ideę samorządności można bez problemu pogodzić z unitarnym charakterem państwa polskiego. Nie można natomiast godzić się na to, aby idea ta była narzędziem w ręku środowisk i lobby, których celem politycznym jest dezintegracja polskiej państwowości.

Warto przypomnieć trzeźwą ocenę słynnego brytyjskiego publicysty, znawcy i eksperta ds. Europy Środkowo- Wschodniej Timothy Gartona Asha: „Regionalizm w Europie Środkowo- Wschodniej oznaczać może coś zupełnie innego niż w przypadku stosunków między od dawna ustabilizowanymi państwami zachodnioeuropejskimi o porównywalnej sile” (Timothy Garton Ash- „W imieniu Europy. Niemcy i podzielony kontynent”, str. 486, Londyn 1996).

Dlatego wczorajsze wystąpienie Napieralskiego choć było ładne i rzeczowe, to odbieram je jako pustą propagandę i puszczanie oka w stronę konserwatywnego, patriotycznego elektoratu. Fakty i dotychczasowe działania czołówki SLD wskazują na to, że nie tylko, iż nie zadbali, aby Ziemie Odzyskane zabezpieczyć przed zakusami wiadomych kół politycznych z Berlina, ale otworzyli na oścież polityczne drzwi tymże siłom do systematycznego przejmowania (przede wszystkim w sposób gospodarczy i polityczny via Bruksela) naszych Ziem Zachodnich.

Kilka dni temu, z okazji 1 maja napisałem, że prawicowcy na swych manifestacjach- jeśli chcą trzymać się faktów- nie powinni krzyczeć „SLD-KGB”, ale obok „SLD-CIA”, także „SLD-BND”. Patrząc jak politycy SLD wspierali i nadal wspierają niemieckie działania na rzecz tzw. Europy Regionów i „wyjęcie” nam Ziem Zachodnich (świadomie, czy nie świadomie- to sprawa drugorzędna), to jak najbardziej na miejscu byłoby skandowanie „SLD-BND”, bowiem w tej kwestii zachowywali się i nadal zachowują jak regularna niemiecka agentura wpływu. Dlatego też słowa Napieralskiego o patriotyzmie i Ziemiach Odzyskanych należy traktować z przymrużeniem oka, jako mydlenie oczu patriotycznemu elektoratowi i zwyczajną hipokryzję.

Amator

Za: http://amator.blog.onet.pl