Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

Jesteśmy w paskudnej sytuacji i tak naprawdę w zasadzie nie wiadomo co powinniśmy zrobić. Wbrew pozorom, wbrew temu, co mogłoby się wydawać „oczywiste” nic nie jest oczywiste, gdy dobrze się zastanowić nad naszą, polską sytuacją w kontekście tego, co się dzieje na świecie.

Podsumujmy najpierw historię i stan obecny.

Koniec II Wojny Światowej to moment, w którym Stany Zjednoczone Ameryki zaczęły wprowadzać w życie politykę imperialną, która miała na celu dostosowanie świata do potrzeb USA. Sprzeciwiał się temu Związek Radziecki, który miał własny plan stworzenia światowego imperium dostosowanego do własnych potrzeb. Okazało się szybko, że konfliktu interesów nie da się rozwiązać na drodze wojny, gdyż wówczas w zasadzie wszystko przestało by mieć jakikolwiek sens. USA wynalazły więc bezkrwawą, wielozadaniową broń o ogólnej nazwie „wolność”, którą w latach 50 XX wieku rozmieściły na całym świecie wszędzie tam, gdzie mogły i uznały, że może ona zadziałać w konflikcie ze Związkiem Radzieckim. Ta broń, „wolność”, miała różne odmiany: „wolność słowa”, „wolność przedsiębrania”, „wolność przemieszczania się” itp., itd.
Każda z odmian „wolności” uderzała bezpośrednio i celnie w przeciwnika, który nie potrafił znaleźć dobrej parady, szczególnie, że sam posiadał wyjątkowo niewydajny system gospodarczy, przez co musiał się wciąż borykać z poważnymi problemami wewnętrznymi. Związek Radziecki próbował różnych sposobów przeciwdziałania amerykańskiej broni – mobilizując „intelektualistów”, próbując podburzać robotników, organizując i finansując działania terrorystów, podburzając studentów, a na końcu organizując wszędzie, gdzie się dało ruchy „obrońców natury”. Ci wszyscy „zieloni” to była chyba ostatnia próba ZSRR rozłożenia systemu zachodniego. Nieudana próba.


Komunistom zabrakło finezji! Nikt, (albo mało kto) nie dawał się nabrać na gadanie o nadchodzącej świetlanej przyszłości, „gdy związek nasz bratni ogarnie ludzki ród”. Trudno byłoby wymyślić coś lepszego od „wolności”, i jak się okazało Związek Radziecki niczego lepszego nie wymyślił (choć próbował jeszcze w którymś momencie lotami kosmicznymi wszystkich przebić) i w końcu padł.

Na scenie pozostała Ameryka, która uznała, że w teraz wreszcie będzie mogła dostosować sobie świat do swoich potrzeb. Zaczęła od Europy, gdzie postanowiła narzucić większą prędkość realizacji swojego projektu budowy zjednoczonego, rozdrobnionego na maleńkie regiony kontynentu, który będzie jej podstawowym rynkiem zbytu. Pojawił się więc nagle Traktat z Maastricht razem ze swoimi pomysłami na wspólną walutę i inne szalone plany zjednoczeniowe, a USA zajęły się zabezpieczeniem sobie raz na zawsze dostępu i kontroli źródeł energii na Bliskim Wschodzie. „Wolność” wciąż była obecna, jakby po to, żeby zabezpieczyć się na wszelki wypadek przed zmartwychwstaniem pokonanej bestii.
Bestia nie zmartwychwstała. Nieużywane ostrze wolności zaczęło rdzewieć, bo broń przestała być użyteczna. Ostatecznie odłożenie jej na bok, na stojak do arsenału, przypięcie grubym łańcuchem, zamknięcie pod kluczem, który na wszelki wypadek schowano bardzo głęboko (a nuż komuś przyszłoby do głowy odgrzebywać tę straszną broń) miało miejsce po 11 września 2001. Ta data wyznacza definitywny koniec użycia najnowocześniejszej broni XX wieku, broni, która doprowadziła do upadku Imperium Zła.

Ameryka stanęła wobec wyzwania polegającego na ostatecznym zdobyciu i utrzymaniu będącej, wydawało się, że w zasięgu ręki, niepodważalnej dominacji nad światem. Miał się zrealizować projekt dominacji, do osiągnięcia którego drogi opisywał już od dziesięcioleci między innymi Zbigniew Brzeziński. Już wcześniej, w latach 90 XX wieku, korzystając z niewątpliwej słabości Federacji Rosyjskiej rządzonej przez słabego, w zasadzie bezsilnego alkoholika, Ameryka rozmieściła swoje wojska wokół granic rosyjskich uznając słusznie, że jako światowe mocarstwo nie musi się nikomu tłumaczyć ze swoich działań. I się nie tłumaczyła. Magiczne zaklęcia „Saddam Hussein”, „Chomeini”, „Bin Laden”, a na koniec „Al Kaida” wystarczało za wszystko i w każdej sytuacji. Oficjalnie nie było mowy o ustawianiu kordonu wokół Rosji, była mowa jedynie o walce z terroryzmem, „przywracaniu demokracji” i likwidacji „zagrożeń”.


Mapa Eurazji ukazująca rozmieszczenie wojsk amerykańskich wokół granic Fenedracji Rosyjskiej

Najdziwniejsze jest to, że, wydawałoby się, rozsądni ludzie przyjmowali amerykańskie opowieści bez mrugnięcia okiem, łykając w całości, bez popijania. Ja, tak jak i zapewne Ty czytelniku, też je przyjmowałem. Na naszą obronę mam tylko to, że środki propagandowe, które zostały przeznaczone na budowę tych wszystkich kłamstw przekraczały wszystko, co można było (i nadal można) sobie wyobrazić. Łykaliśmy propagandowe hasła tym łatwiej, że kilkadziesiąt lat używania wolności, jako broni do walki z Imperium Zła, przyzwyczaiło nas do tego, że Ameryka to nasz przyjaciel. I chyba nawet była to prawda.
Wszyscy (albo przynajmniej wielu z nas) mamy głęboko zakodowany w świadomości stereotyp USA jako kraju wolności i wielkich perspektyw dla każdego.

Trudno się z nim rozstać, szczególnie, że wszystko, co wskazywałoby na fałszywość takiego obrazu Ameryki dzieje się jakby poza nami, nie dotyczy nas bezpośrednio. Przykładem mogą być działania Amerykanów na Bliskim Wschodzie, gdzie zwyczajnie napadali na inne państwa, albo obecnie ataki za pomocą dronów mające na celu zabijanie różnych, wskazanych przez władze USA ludzi. Dopóki dzieje się to „daleko” mamy tendencję do minimalizowania znaczenia tych wydarzeń i przyjmowania amerykańskiej narracji. A przecież wystarczyłoby wyobrażenie sobie, że amerykańskie samoloty bezzałogowe latają nad Warszawą i zabijają wskazanych przez amerykańskich urzędników ludzi… Choć i wtedy pewnie znaleźliby się tacy, którzy by stwierdzili, ze skoro amerykański wywiad ich wskazał, to znaczy że im się należało.

Za trwaniem obrazu wspaniałej Ameryki stoi pamięć wygranych dzięki USA dwóch wielkich wojen, pamięć bogactwa, które Plan Marshalla sprowadził na Europę Zachodnia, bogactwa, w jakim żyją ludzie których widać na amerykańskich filmach made in Hollywood, WOLNOŚĆ, oraz wciąż żywe wspomnienie zwycięstwa nad Imperium Zła. Niełatwo jest wpłynąć na zmianę tego pozytywnego obrazu. By go zmienić potrzeba byłoby co najmniej jednego pokolenia.
Niestety USA nie mają już niczego dobrego do zaproponowania światu. Proponują swoją dominację, jednak nie idzie za tym nic specjalnie atrakcyjnego dla tych, którzy będą zdominowani.

Z Ameryki nie przychodzi już do nas wolność i bogactwo. Przychodzi za to wszechwładza koncernów – a to farmaceutycznych, zmuszających nas do kupowania szczepionek nie chroniących przed niczym oraz leków, które „leczą” nieprawdziwe choroby, a to rolniczych, które sprzedają i zmuszają do zakupu roślin modyfikowanych genetycznie, których działanie nie było nigdy przez nikogo przebadane. Przychodzi też wszechwładza banków, które poprzez kredyty zamieniają ludzi w niewolników. Wszystko to owinięte w kolorowe opakowanie made in Hollywood wciąż przyciąga jak robak na haczyku przyciąga rybę w stawie. Warto przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że za tym wszystkim NIE IDZIE zwiększenie bogactwa i dobrobytu, a wręcz odwrotnie. Świat zachodni, ten zależny od USA, ogólnie biednieje.

Proces biednienia świata zachodniego zaczyna być coraz bardziej widoczny. Bogactwo i bieda są oczywiście pojęciami względnymi – dla wielu bogactwem jest możliwość zjedzenia raz dziennie kromki chleba, wypicia szklanki wody i przespania się pod dachem. Dla innych biedą jest brak możliwości zakupienia najnowszego modelu Lamborghini. Ogólnie najbliższe nam państwa Europy zachodniej biednieją. Opowieści o dodatnim PKB są oczywiście bzdurą w sytuacji, w której dla 1 euro wzrostu gospodarczego trzeba zaciągnąć 4 albo i więcej euro długu – a tak się właśnie sprawy mają w części tych krajów. Wciąż nikt nie chce pamiętać, że każde euro, każda złotówka zaciągniętego długu, to jest euro, czy złotówka niepobranego podatku. Plus odsetki. A wiadomo, że jeśli coś jest pewne w życiu, to tylko śmierć i podatki, które z pewnością trzeba będzie zapłacić.
USA nie niosą bogactwa, nie niosą żadnych recept na lepsze jutro.

Ameryka stała się wyrazicielem woli koncernów i banków, a te są oczywiście bardzo krótkowzroczne, więc stawiają na zysk tu i teraz, natychmiast, bez względu na koszt jego uzyskania. Na zapłacenie kosztu weźmie się kredyt, który potem i tak przyniesie zysk! Efektem jest likwidacja przemysłu, zarówno w USA jak i w Europie, gigantyczny wzrost zadłużenia i polityka finansowa prowadząca do wielkiej, ostatecznej katastrofy gospodarczej świata. Ostatnią pozostałością po dawnej, imperialnej Ameryce jest niepohamowane dążenie do dominacji połączone oczywiście z wolą kontroli najważniejszych surowców, wśród których ropa naftowa jest najważniejsza. Stąd ostatnie wojny domowe i tak zwane „kolorowe rewolucje” sterowane bardziej, czy mniej jawnie wprost z Waszyngtonu.

Jeśli sądzisz czytelniku, że napiszę, że role się odmieniły i że teraz Rosja…
Nie. Nie ma żadnej symetrii. Rosja nie stała się nagle, na zasadzie symetrii, imperium dobra.
Rosja po okresie kompletnego upadku czasów Jelcyna podniosła się i wróciła do swojej polityki, która w zasadzie niewiele różni się od polityki carów. Rosja zabezpiecza się tam, gdzie czuje się zagrożona, prowadzi zaś ekspansję, albo przynajmniej usiłuje utrzymać przyczółki tam, gdzie chce się przebić.

Cele Rosji opisał już dawno temu Zbigniew Brzeziński i jak się wydaje zrobił to prawidłowo. Jednak nie widać w polityce Moskwy woli dominacji nad całym światem, woli kontrolowania przepływów finansowych czy surowcowych. Rosja nie napada na inne państwa pod zmyślonymi pretekstami, nie zwalcza „terroryzmu”, nie otacza świata swoimi bazami wojskowymi. Rosja jest państwem autarkicznym, jest w stanie funkcjonować niezależnie od sytuacji na świecie i byłaby w stanie funkcjonować nawet odgrodzona od tego świata wielkim murem.Skądinąd taki mur chcieliby zbudować Amerykanie.

Rosja buduje sieć państw, które są buforami chroniącymi ją przed bezpośrednim kontaktem z państwami, które należą do wrogich sojuszy. NATO jest sojuszem wojskowym skierowanym przeciwko Rosji, czego nikt dziś już nie ukrywa. Stąd podburzanie przez Rosję ludności na północy Gruzji, która w pewnym momencie próbowała przystąpić do NATO, stąd też próby zablokowania Ukrainie możliwości przejścia w całości na stronę USA.

Niestety Polska leży w złym miejscu. Jesteśmy w miejscu, które czy nam się to podoba, czy nie, wzbudza zainteresowanie Rosji. Jesteśmy państwem bezpośrednio sąsiadującym z częścią jej terytorium w związku z czym nasza przynależność do NATO jest przez Rosję odbierana jako bezpośrednie niebezpieczeństwo.
To było bardzo ogólnikowe opisanie tego, co jest, czyli stanu obecnego.

A co będzie?

Co będzie, to chyba tylko Pan Bóg wie.
Patrząc na otaczający nas świat trzeba z niejaką nostalgią stwierdzić, że zniknęły stałe punkty odniesienia. Kiedyś było wiadomo, że przed złem uciekało się w stronę dobra i nikt wątpliwości nie miał gdzie się znajduje jedno, a gdzie drugie. Atutem było na dodatek to, że bogactwo znajdowało się jednoznacznie właśnie po stronie dobra, więc ucieczka przed złem łączyła się zazwyczaj z kumulacją w postaci dostępu (relatywnego oczywiście) do bogactwa. Kiedyś to było życie… za moich czasów…
Rosja jest wciąż o wiele biedniejsza od państw świata Zachodu jednak ma atuty, wśród których najważniejszym w obecnej sytuacji jest wciąż obecna umiejętność dostosowania się do życia w trudnych warunkach. W Rosji ludzie nie mają poczucia, że wszystko się im od państwa należy, bo od pokoleń są przyzwyczajeni, że należy się tylko to, co się samemu zdobyło. Nie wydaje się, by ludzie chcieli obecnie z Rosji masowo uciekać, wręcz odwrotnie – sytuacja na wschodzie Ukrainy, czy na Krymie wskazuje na to, że są ludzie zasiedlający całe regiony, którzy wolą żyć w Rosji, niż gdzie indziej.

Niektórzy twierdzą, że Rosja to kolos na glinianych nogach. Ja tego nie wiem i myślę, że tak naprawdę dopóki nie wybuchnie jakiś prawdziwy konflikt, nikt tego nie sprawdzi. Widać, że Rosja ma bardzo stanowczą i jednoznaczną politykę, którą prowadzi bardzo konsekwentnie. Ta konsekwencja prowadzi do niewątpliwych (przynajmniej doraźnie) sukcesów. Uniemożliwienie przejęcia przez USA Syrii, przejęcie Krymu czy faktycznie poszerzenie wpływów na wschodzie Ukrainy są tego dowodem. Nie jest to wcale takie dziwne, gdyż najwyraźniej głęboki kryzys finansowy, w którym znalazły się obecnie Stany Zjednoczone i faktycznie cały Zachód połączony z przekazaniem realnej władzy w ręce banków i wielkich korporacji powoduje, że naprzeciwko nowego cara Rosji, który odbudowuje (nawet jeśli tylko od strony fasady) Wielką Rosję, czyli prowadzi prawdziwą Politykę (przez wielkie „P”) stają państwa, które w ostatecznym rozrachunku prowadzą politykę mającą na celu zwiększenie zysku księgowego. Politykę przez małe „p”.

Zachód będzie się wycofywał i ma jeszcze mnóstwo terenu, z którego może się dla zachowania świętego spokoju wycofać. Niestety jesteśmy częścią tego terenu. Oznacza to dla nas perspektywę ponownego wpadnięcia na orbitę Rosji, co spowoduje powstanie, jak mi się wydaje, czego w rodzaju PRL bis albo Królestwa Kongresowego.
Zachód będzie się wycofywał, bo proste policzenie zysków, jakie można osiągnąć w Polsce postawionych naprzeciwko ryzyka nieprzewidywalnego konfliktu wyznaczy sposób działania. Obecność Polski w Unii Europejskiej czy w NATO co najwyżej utrudni nieco i opóźni tę decyzję, bo trzeba będzie jakoś uzasadnić zmianę orbity Polski (i zapewne też państw bałtyckich). W każdym razie nie ma co wierzyć w to, że dla utrzymania Polski w upadającej gospodarczo Unii Zachód zdecyduje się na konflikt wojskowy z Rosją.

Co powinniśmy więc robić?

Myślę, że najpierw powinniśmy zdać sobie sprawę z naszej sytuacji. Mieć świadomość tego, że jesteśmy w paskudnej sytuacji, że wcale nie mamy żadnego wyboru „pozostania przy USA” albo „przejścia pod skrzydła Rosji”, bo ostatecznie nikt nas o zdanie pytał nie będzie. Nie wykluczone, że o losie Polski zadecyduje jakiś trzeciorzędny księgowy z Goldman Sachs w Londynie (bo nawet nie na Wall Street), który w jakimś momencie przygotuje odpowiedni raport dla swojego szefa.
Jedynym pomysłem dla Polski mogłaby być próba budowy bloku państw naturalnie niechętnych Rosji, od Szwecji po Turcję. Pomysł pewnie mógłby być i fajny, tylko trudny do zrealizowania, bo sprzeciwiłyby mu się zarówno Berlin jak i Moskwa, które zawsze, jak nie wojowały ze sobą, dążyły do uproszczenia swojego handlu. Uproszczenia, to znaczy uprawiania go bezpośrednio, przez WSPÓLNĄ granicę.

Był kiedyś czas na budowę takiego bloku, gdy zarówno Niemcy jak i Rosja były słabe, na początku lat 90 XX wieku. Dziś niestety jest już za późno. Warto też pamiętać, że ani dziś, ani wtedy nie mieliśmy u władzy prawdziwych polityków tylko marionetki. Po to, by prowadzić prawdziwą politykę, potrzeba prawdziwych polityków. Albo, jak na to wskazuje polityka USA – księgowych, pod warunkiem jednak, że prowadzą księgi banków mających w kieszeni ¾ świata.


Rysunek humorystyczny Andrzeja Mleczki na który Pan Bóg trzyma w Reku kule ziemską i zwracając się do anioła mówi; a Polakom zrobimy numer i umieścimy ich między Niemcami i Rosjanami".

Jesteśmy świadkami jakiejś niezwykłej histerii związanej z naszą sytuacją. Gdy się dziś dyskutuje z różnymi, wydawałoby się inteligentnymi ludźmi okazuje się, że podstawą ich rozumienia patriotyzmu jest bądź to plucie na Rosję, przekonywanie się nawzajem, że Rosja i tak niczego nie osiągnie. Albo powtarzanie jakichś haseł propagandowych i doszukiwanie się wszędzie „ruskiej narracji” i tym podobne brednie.

Dziś, 28 kwietnia 2014 Rosja nie stoi zbrojnie u naszych bram, a w Monachium nie toczą się rozmowy pomiędzy Ławrowem, Barosso i Merkel na temat wyjścia Polski z NATO i ewentualnym pozostawieniu jej w UE po przeprowadzeniu wolnych wyborów na rosyjskich serwerach. Nie ma obecnie potrzeby zapluwania się różnymi antyrosyjskimi hasłami. Obecna sytuacja pokazuje, że w nowej sytuacji, gdy znikło Imperium Dobra, a Imperium Zła się trochę zmieniło, zostaliśmy postawieni w nowej sytuacji, w której być może trzeba byłoby próbować znaleźć jeszcze inną drogę. Ja jej nie znam, ale być może gdyby mądrzy ludzie chcieli pójść w tym kierunku, to taką droga by się znalazła.
Niestety niewiele wskazuje na to, by nasi politycy chcieli w ogóle o tym myśleć.

 Adam Pietrasiewicz

Kwiecień 28, 2014

Za: http://blogpublika.com/2014/04/28/leczenie-dzumy-cholera-czyli-imperia-dobra-i-zla/