Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Ruscy hakerzy atakują! Tym razem nie wzięli jednak na celownik ministra obrony, tylko niepozornego polskiego harcerzyka, a przełożony harcerzyka postawił nie na polską armię, ale na propagandystów, którzy przekonują: cyberatak na należącą do Michała Dworczyka skrzynkę mailową to atak na Polskę i główne zagrożenie jej bezpieczeństwa. Uciekli się też do innej ulubionej taktyki – domagający się wyjaśnień to udziałowcy w idącej ze wschodu akcji dezinformacyjnej. Przy okazji pojawiła się też inna hipoteza - otoczenie premiera ustala polityczne plany za pomocą prywatnych maili, gdyż nie ufa polskim służbom, które ministrów nie zabezpieczają przed obcymi, ale same szpiegują. Doszła do tego nie tyle „hipoteza”, co złowieszcza konstatacja - PiS przejął bałagan po PO i nie tylko nic z nim nie zrobił, ale dołożył własnego. Ale jak połączyć to z tytułem tekstu? Otóż przy okazji pojawiła się „ciekawostka”: Izrael ostrzegał ABW przed atakami hakerskimi. I pojawiło się pytanie: Jakim cudem służby izraelskie wiedziały o atakach? Do głowy nie przychodzi nic innego poza tym, że stale „monitorują” rząd RP. Jeszcze inna ciekawostka nazywa się „Pegasus”, czyli system szpiegujący, który Izrael sprzedał Polsce. A tylko frajerzy wierzą, że coś takiego oddaje się obcym bez odpowiedniej „wkładki”.

Co do indolencji polskich służb, to przypomnijmy: Pierwsze głosy po powołaniu rządu mówiły o potrzebie zmian w służbach. Bo po 8 latach rządów PO zapaść na tym polu była katastrofalna. Mariusz Kamiński pocieszał: „Na jesieni posprzątamy ten syf”, i zapewniał: „Polskie służby są przygotowane do tego, by sprostać wyzwaniom i zapewnić bezpieczeństwo Polakom”.

A my pytaliśmy, jak to możliwe, że w ciągu kilku dni dokonano cudownego uzdrowienia służb, a ich nieudolni funkcjonariusze stali się z dnia na dzień strażnikami bezpieczeństwa Polski? Potwierdziła to seria wydarzeń: uszkodzona opona w samochodzie prezydenta, alarmy bombowe, podpalenie mostu na Wiśle, cyberataki na urzędy państwowe. Konkluzja „Gazety Polskiej”, że stoi za tym Putin, problemu nie wyjaśniła. Pojawił się natomiast jasny sygnał - ktoś ma interes w prowokowaniu paniki. „Tajemnicę” wyjaśnił doradca prezydenta, rzucając taką oto myśl: „Izraelski Mosad dlatego jest jedną z najlepszych tajnych służb, gdyż w swoich międzynarodowych akcjach może liczyć na współpracę osób pochodzenia żydowskiego na całym świecie”.

Efektywność pracy służb w ogromnej mierze zależy od tego, kto w nich pracuje. Służby odcięte od tkanki narodowej kraju działają jak w państwie podbitym. Tymczasem w naszych służbach odradza się przyjmowania do pracy osób identyfikujących się z „jakąkolwiek grupą wyznaniową”, adeptów do pracy nie szuka się w środowiskach patriotycznych, ale wśród rodzin z ateistyczną tradycją rodzinną. Kandydat wywodzący się z takiego środowiska spokojnie przechodzi procedurę naboru, natomiast uczestnik marszów niepodległości jest postrzegany, jako polityczny ekstremista. Dorzućmy do tego to, iż nadzorca służb szczyci się, że jest ateistą. Przypomnijmy: gdy 11 listopada 2013 doszło do podpalenia budki przed ambasadą Rosji, Mariusz Kamiński, rozczulając nad spaloną budką, marsz określił jako „manifestację elementów skrajnych i faszystowskich”. Kilka miesięcy później ówczesny minister Bartłomiej Sienkiewicz na knajpianych taśmach na ten temat mówił: Czy jest to moment na uruchomienie tego rodzaju rozwiązania, czy nie. Bo ja mam poczucie, że jest to wariant OK, World Trade scenario. Czyli - podpalił budkę, jako pretekst do spacyfikowania „ekstremistów i antysemitów”. I co ciekawe – Kamiński, po przejęciu MSW, Sienkiewicza nie rozliczył. ABW nie widziało też potrzeby wyjaśnienia, kto „zadaniował” Tuska, każąc mu z sejmowej trybuny mówić, że scenariusz afery podsłuchowej pisany jest cyrylicą? À propos Sienkiewicza - propagandyści PiS posiłkują się hasłem „Ch.., dupa i kamieni kupa”, jako ilustracją stanu państwa za rządów PO, a później z hasła zrobili swój program polityczny, a z siebie wesołą ferajnę nieudaczników.

Jeszcze inna hipoteza. Rząd szantażuje Polaków: nie umiemy rządzić, podczas pandemii, dokonaliśmy mordu rytualnego na gospodarce, ale tylko my bronimy was przed Ruskimi. Ponieważ w Polsce tajemnic praktycznie nie ma (poza tą, ile kieliszków wódki dziennie wypija koordynator służb), to czy w tym przypadku nie chodzi o dezinformację poprzez oskarżanie o wszystko Ruskich i „ruskich onuc”? Jak wygląda ABW, którą Kamiński tak energicznie reformuje, opisywać nie trzeba. Bo jej opis sporządził kumpel Kamińskiego. Krótko mówiąc, dziś służby należy zbudować od zera, zaglądając głęboko w metryki. Wiele mówi się o bezpieczeństwie energetycznym, ale trzeba pamiętać, że będzie ono możliwe tylko wtedy, gdy będą o nie dbali Polacy, a nie Mosad. I tu pytania: dlaczego rząd nic nie zrobił, aby zlikwidować pośrednika monopolistę w dostawach ropy z Rosji do Polski przez spółkę należącą do Grigorija Jankelewicza? Co jest w nim takiego atrakcyjnego, że chce handlować ropą tylko za jego pośrednictwem? Dlaczego bezpieczeństwo Polskich Sieci Energetycznych powierzono Mosadowi, a w koncernie Orlen doszło do ogromnej awarii? Dlaczego w umowie na zakup F-16 nie zagwarantowano w ramach offsetu serwisowania samolotów w Polsce, a serwisuje je firma z Izraela? A może tajemnica tkwi w tym, że dla prezesa PiS, gdy próbuje (nieudolnie i bez przekonania) rozliczyć aferę, pochodzenie etniczne aferzysty staje się okolicznością łagodzącą i usprawiedliwia nawet największe świństwa?

W czerwcu 2007 r., PiS sprzedało za 34 mln zł dwie działki z budynkami przy ulicy Nowogrodzkiej izraelskiej firmie Metropol NH. Według „Wyborczej”, która nieopatrznie opisała szczegóły umowy, transakcję przez pół roku utrzymywano w tajemnicy. Postawmy zatem pytanie: Jak to możliwe, że partia ma siedzibę w budynku należącym do cudzoziemskiej firmy, gdzie za zamkniętymi drzwiami, na tajnych konwentyklach, spotyka się kierownictwo PiS, gdzie częste wizyty składa i premier, i Mariusz Kamiński? Sprawa ma groźny aspekt - mieszkając u kogoś, chcąc nie chcąc, jest się kontrolowanym. I trudno sobie wyobrazić, że Mosad nie korzysta z takiej okazji.

Lech Kaczyński zaangażował się w obronę Gruzji przed zakusami Putina. Tymczasem podczas potyczek armii z rosyjską okazało się, że zakupione od Izraela gruzińskie drony są bezużyteczne, bo Rosjanie dostali izraelskie kody. Doszło do tego wtedy, gdy ministrem obrony Gruzji był obywatel Izraela Dawid Kezeraszwili, który nie omieszkał oświadczyć, że „gruzińskie wojsko ma dług wobec Izraela za wytrenowanie i uzbrojenie jego żołnierzy”, a inny gruziński minister Temur Jakobaszwili, też biegle władający hebrajskim, w izraelskim radiu wojskowym powiedział: „Izrael powinien być dumny ze swojego wojska, które wyszkoliło gruzińskich żołnierzy”. Inne dowody na to, że Izrael oszukuje swych sojuszników to afera Jonathana Pollarda, obywatela amerykańskiego, który - jak sam o sobie mówił – „dorastał w żydowskiej rodzinie w Teksasie w poczuciu rasowej odpowiedzialności wobec Izraela”, został oskarżony o przekazywanie Mosadowi tajemnic państwowych, w tym dotyczących procedur zbierania elektronicznych informacji wywiadowczych oraz nazwisk tysięcy współpracowników amerykańskiego wywiadu (przy tym informacje trafiły nie tylko do Tel Awiwu, ale również do Moskwy). Problem w tym, że agenci Mosadu, którzy działali przy Pollardzie, działają także w Polsce. I mamy prawo zadawać pytanie: Jak bezpieczna jest Polska w rękach takiego sojusznika?

Przed wyciekiem maili, już kilka miesięcy temu, ostrzegać miały Polskę służby Izraela, to jest służby, które ściśle współpracują ze służbami rosyjskimi, które atak jakoby przeprowadziły. Jeśli dodamy do tego 1,5 miliona Żydów sowieckich w bliskowschodnim Birobidżanie, gdzie 30 procent tubylców mówi po rosyjsku i wznosi pomniki wdzięczności Armii Czerwonej, to po czyjej stronie plasuje się lojalność Mosadu? Mówią o śmiertelnym zagrożeniu rządu ze strony ruskich hakerów. Nie mówią natomiast o grożącej Polsce kolorowej rewolucji. Przypomnijmy, że kolorowa rewolucja nie zawsze ma na celu obalenie rządu. Często chodzi o zwiększenie nad nim kontroli, wymuszenie na nim uległości lub osłabienie jego narodowego komponentu. Zatem o pomoc tych służb mógł poprosić George Soros? I może warto zastanowić się, czy nie lepiej za pieniądze przeznaczone na tureckie drony wzmocnić ABW, aby prześledziła transfery finansowe dla dywersantów Sorosa, bo wygląda na to, że stanowią większe zagrożenie dla Polski niż hakerzy.

W 2018 r. Sejm, pod dyktando speców z Mosadu, „znowelizował” nowelizację ustawy o IPN. Rąbka tajemnicy uchylił agent izraelskiej bezpieki Yossi Ciechanover. Ale nie było to jedyne tajemnicze wydarzenie - rząd utrącił ustawę reprywatyzacyjną, która miała utrudnić rabunek polskiego mienia i komplikować działania geszefciarzom „To była decyzja premiera Morawieckiego, który był przeciwny uchwalaniu ustawy w takim kształcie. Projekt trafił do kosza” – z wyraźnym zadowoleniem ujawnił Czaputowicz. Natychmiast po tym Prokuratoria Generalna sporządziła opinię, na którą nałożono klauzulę niejawności z propozycją kompromisu między Polską a Izraelem. Przeprowadzone, przy ewidentnym udziale Mosadu, kombinacje nie były ani przypadkowe, ani zaskakujące. Wybrano jedynie dogodny moment, jakim było przejęcie władzy w Polsce przez piewców „ziemi Polin”. Izrael wiedział, że ten rząd można zmusić do każdej kapitulacji.

I czy dzisiaj moment nie jest równie dogodny?
8 czerwca, czyli na parę dni przed wybuchem afery z mejlami, premier powołał Janusza Cieszyńskiego na pełnomocnika rządu ds. cyberbezpieczeństwa. To były doradca Mateusza Morawieckiego w Ministerstwie Rozwoju. Gdy w latach 2018-2020 był wiceministrem zdrowia, podniósł obowiązujące w Polsce limity norm emisji pół elektromagnetycznych. Środowiska anty-5G zwietrzyły w tym spisek, bowiem Cieszyński w przeszłości był dyrektorem w Orange, i było wręcz oczywiste, że trafił do resortu, jako wysłannik operatora, którego jedynym zadaniem było wymuszenie zmiany norm. Podpisał też umowę ze spółką E&K należącą do biznesmena z Lublina, który handlem sprzętem medycznym nigdy się nie zajmował, lecz zamieszany był w nielegalny handel bronią, a jego nazwisko znalazło się na czarnej liście ONZ. Kontraktu nie zrealizował, a Skarb Państwa stracił 154 miliony. W obronie handlarza stanął sam Jarosław Kaczyński, który tłumaczył, że służby specjalne „nie wiedziały przeciwwskazań”, jednoznacznie potwierdzając rolę Kamińskiego w uwiarygodnieniu „sztukmistrza z Lublina”. I rzeczywiście firma E&K, znalazła się na liście rekomendowanych dostawców, którą Agencja Wywiadu przekazała spółkom Skarbu Państwa. I wreszcie - to Cieszyński przedstawił z sejmowej trybuny, na posiedzeniu w trybie niejawnym, „kompleksową informację” nt. ataku ruskich hakerów, którą część posłów zbyła śmiechem.

Uwagę zwraca szczególne zainteresowanie Izraela cyberbezpieczeństwem Polski, i zdanie się premiera na tym polu pod opiekę Izraela. Tak się bowiem składa, że do resortów zajmujących się cyfryzacją od dłuższego już czasu pukają ludzie inkryminowanego Yossi Ciechanovera, byłego dyrektora generalnego izraelskiego MSW. Pojawił się też Rafi Eitan, b. szef Mosadu, a wcześniej główny oficer prowadzący Pollarda, który po przejściu na emeryturę zajmuje się, zamiast zdobywaniem informacji szpiegowskich, zdobywaniem pieniędzy dla „klepiących w Izraelu biedę ofiar Holokaustu”. W 2011 r. ruszył z projektem HEART, tj. z inwentaryzacją żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski, i odbył serię tajnych spotkań z ministrami w rządzie PO. Przypomnieć należy także, że w czerwiec 2015 r., w hotelu Hilton, wziął udział w celebrowaniu 25-lecia operacji MOST (tj. przerzucenia do Izraela przez lotnisko Okęcie kilkuset tysięcy sowieckich Żydów). Ciechanover i Eitan bezskutecznie zabiegali o nawiązanie współpracy u poprzedniej minister cyfryzacji, aż do chwili przejęcia bezpośredniego nadzoru nad resortem przez samego Mateusza Jakuba Morawieckiego i podmiany ludzi w kluczowych dla cyberbezpieczeństwa państwa instytucjach oraz osadzenia na stołku ministra Jadwigi Emilewicz-Szyler, absolwentki pedagogiki i menadżerki kultury. Nowa minister z impetem rzuciła się do podpisywania porozumień z Izraelem, oznajmiając przy okazji: „Polska jest największym sojusznikiem Izraela w Europie”. Innymi słowy - Netanjahu dobijał różnych targów z Putinem, a Morawiecki, pod dyktando Ciechanovera (i Cieszynovera), powierzał klucze do bezpieczeństwa Polski, amatorom, dyletantom, rodzimym talentom humanistycznym. Głupota, czy działania zamierzone?
W stosunkach polsko-żydowskich jest zbyt wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość ma mienie zwrócone Żydom i o jakie jeszcze zabiegają.

Wiemy, że obietnice w sprawie lasów złożył Komorowski i Tusk, ale nie wiemy, co obiecał Jarosław Kaczyński (może Wawel z grobem brata?). Nie wiemy, czy zapadła już decyzja o wypłacie 65 miliardów, a utrzymywana jest w tajemnicy, dopóki nie wymyślona zostanie jakaś zręczna formuła prawna. Nie wiemy, co sobie dziś konsultują w siedzibie Mosadu. I nie pytają o to media, a ci, którzy pytają są oskarżani o „antysemityzm”, a nawet o „putinizm”. Tajemnicą pozostaje, dlaczego Duda nie przeegzaminował prezydenta Izraela, co miał na myśli, gdy jesienią 2016 r. przed wizytą w Warszawie, w wypowiedzi dla PAP stwierdził: „Oczywiście pamiętam o sprawie żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski oraz o złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. Nie wiemy, za jakie zasługi przyznano w tajemnicy honorowe obywatelstwo Polski b. szefowi Mosadu (wiemy tylko, że zajmował się wojnami cybernetycznymi). Nie wiemy, dlaczego na utworzenie HEART rząd Tuska zareagował uchwaleniem ustawy o rozszerzeniu tajemnicy państwowej, z zapisami umożliwiającymi bezwzględne utajnienie wszystkich umów i porozumień z Izraelem, poprzez klauzulę, że nie będą one publikowane. Dlaczego wizyta rządu Beaty Szydło w Izraelu (i co tam uzgodniono), została owiana tak wielką dyskrecją i ma dla polskiej opinii publicznej pozostać tajemnicą po wsze czasy? W lakonicznych komunikatach mowa była o „kwestiach bezpieczeństwa”, a Szewach Weiss opisał atmosferę rozmów „tak dobrą, że razem śpiewali piosenki”. Pojawiły się tylko spekulacje, że broń z Izraela nie trafi do Polski, za to trafi tam zapłata za nią, ale na konta mafii „przemysłu Holokaustu”. Czyli, że chodziło o kombinację: pieniądze na odbudowę armii przeznaczyć na spłatę roszczeń, w tajemnicy, bez wiedzy Sejmu, Polaków i… bez zgody stojącego temu na przeszkodzie ministra.

Dlaczego przed Polakami utajniono, ile nieruchomości i gruntów oddano Żydom w myśl ustawy o zwrocie majątku dla gmin wyznaniowych żydowskich? Jeżeli coś na ten temat wiemy, to dzięki mafijnej dintojrze w żydowskim gronie. 9 gmin zrzeszających niespełna tysiąc żydów dostało nieruchomości o wartości 7-8 miliardów dolarów, które natychmiast trafiały w łapy deweloperów, a pieniądze rozeszły się wśród macherów z gmin i przedstawicieli Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego. Wiemy też, że ówczesny rząd wiedział o patologii, ale ukrył to przed opinią publiczną. Polska opinia publiczna nie została też poinformowana o treści rozmowy prezydenta Dudy z żydowskimi działaczami. Jedyne informacje pochodziły z wypowiedzi Abrahama Foxmana, że była omawiana sprawa „roszczeń”. Z roszczeniowcami spotykał się także Mateusz Morawiecki i też milczał niczym kamienny posąg.
Polski konsul z dumą poinformował, że wystawia rocznie 10 tysięcy paszportów. Nie zdradził jednak, ile z nich przypadło Żydom. Rąbek tajemnicy uchylił niegdyś w Senacie Radek Sikorski: „Ja uważam – i wiem, że w marginalnej prasie to, co w tej chwili mówię, będzie odsądzone od czci i wiary, że jeżeli dzisiaj na przykład amerykańscy Żydzi zaczynają się starać o polskie paszporty – wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych – to to jest dobrze, a nie źle”. Z nieoficjalnych źródeł wiemy też, że bardzo sprawnie obywatelstwo polskie przywrócono wszystkim tzw. marcowym emigrantom, w większości wywodzącym się z aparatu stalinowskiej bezpieki.
Nie wiemy, co obiecano wysłannikom waszyngtońskiego Muzeum Holokaustu, którzy żądali przekazani polskich archiwów i jakie archiwa już wydano. Wiemy tylko, że prace IPN przestawiono na potrzeby tego Muzeum, że zaniechano wielu badań archiwalnych na temat zbrodni żydokomuny. Nie wiemy, dlaczego IPN - powołany po to, aby badać zbrodnie na narodzie polskim - zajmuje się „zbrodniami Polaków na narodzie żydowskim”. Skąd bierze się sprzeciw wobec wznowienia ekshumacji w Jedwabnem, choć to kamień węgielny całej antypolskiej propagandy, i wykazanie kłamstw Grossa obaliłoby moralną podstawę rekompensat za „udział Polaków w holokauście”? Nie wiemy, dlaczego Leon Kieresa publicznie oświadczył, że zna tajemnicę Jedwabnego, ale zabierze ją do grobu, utajniając tym samym wszystko, co wykazało śledztwo prowadzone przez kierowany przez niego IPN. Nie wiemy, po co do Polski przylatuje ekipa negocjatorów na czele ze Stuartem Eizenstatem (tym samym, który w sprawach majątkowych wziął na warsztat Szwajcarów). I wreszcie wiadomość z ostatniej chwili - Rząd niemiecki zorganizował powrót Tuska do Polski w stylu przypominającym „powrót Lenina do Rosji”. A Tusk to ten sam, który obiecał rozwiązanie problemu mienia pożydowskiego poprzez sprzedaż lasów państwowych.

Mamy w Polsce różne tajemnice: bankową, dziennikarską, handlową, lekarską, adwokacką, spowiedzi, różańca świętego, zdrowia psychicznego (no i tajemnicę poliszynela). I słusznie, że są chronione prawem. Ale okazuje się, że jest też tajemnica żydowska. A ta prawem chroniona być nie powinna! To, co dzieje się w relacjach z Żydami i Izraelem stanowi tajemnicę dla polskiej opinii publicznej i dobrze byłoby zapytać polityków, co na ten temat wiedzą. Jeśli wiedzą tyle, co przekazuje im rzecznik rządu, to znaczy, że są cymbałami, pożytecznymi idiotami i naiwniakami, których pod żadnym pozorem nie wolno dopuszczać do relacji polsko-żydowskich i wybierać do Sejmu. Jeżeli natomiast wiedzą, a ukrywają przed opinią publiczną, to są V kolumną.


To, że więcej dowiadujemy się od naszych „żydowskich przyjaciół”, niż od własnego rządu, to nie przypadek. To forma nacisku na polski rząd, który ma wiedzieć, że od niczego się nie wywinie, bo wszelkie tajne ustalenia zostaną przez „żydowskich przyjaciół” ujawnione. Wyjaśnienia wymaga zatem, czy Mosad miał udział w wycieku maili, i tym samym w akcji zastraszania, szantażowania i dyskredytowania rządu? I jeszcze jedno - sprawy utajnia się przed wrogami. Tu nie chodzi jednak o Rosjan, Niemców i Łukaszenkę, lecz o zwykłych Polaków (w tym towarzyszy partyjnych, którzy uwierzyli w hasło „nie oddamy ani guzika”). I tu pytanie: Jeśli jakaś grupa osób dogaduje się za kulisami to, czy nie jest to spisek, czyli przestępstwo?  

To, że są taśmy z nagraniami polityków PiS i to, że są taśmy z szabasowych kolacji u Jojne Danielsa to pewnik. Tajemnicą pozostaje jedynie, w czyich rękach. Nie ma też wątpliwości, że zawierają prawdziwe cymesy. Przykład pierwszy z brzegu: Jak montowali pandemiczną farsę? Czy wiedzieli, że szczepionki to eksperyment polityczny, że wirus to teatr pod globalny reset gospodarczy, że Polaków trzeba nastraszyć i kto w szerzeniu pandemicznej paniki ma największy udział. Leżą sobie w szufladach obcych wywiadów, straszą, wymuszają na politykach odpowiednie zachowanie. To, że dotąd nie wypłynęły nie znaczy, że ich nie ma. Znaczy tylko, że politycy gorliwie realizują pandemiczny scenariusz. Taśmy będą sobie dalej leżały, jeśli PiS pokocha wszystkie wartości europejskie, rurę z gazem, odda się w jasyr obrońcom klimatu i miłośnikom imigrantów, wpisze do katalogu podstawowych praw człowieka aborcję oraz gdy Morawiecki uzgodni ustawę o zwrocie pożydowskich majątków i przepchnie ją w kilka godzin przez Sejm i Senat. Strach też pomyśleć, jakie jeszcze triki i myki zastosują te wywiady, na które nasi politycy - jak już nie raz pokazali - są niezwykle podatni.

Krzysztof Baliński