Ignacy Jan Paderewski był przede wszystkim artystą muzykiem. Jako znakomity kompozytor, a nade wszystko niezrównany wykonawca muzyki przerastał współczesnych. Dzięki swemu talentowi oraz ogromnej pracowitości został zauważony i doceniony, a później zdobywał coraz większą sławę i popularność. Umiał zarówno zaspokoić wymagania najbardziej wymagających melomanów, jak i trafić do szerokich mas publiczności.
Muzyka była dla niego wszystkim. Uważał, że jedynie ona jest „żywą sztuką”. Kierował się zasadą, którą sam sformułował: jeśli muzyka jest „ze wszystkich sztuk najdostępniejsza, to nie dlatego, ażeby miała być kosmopolityczna, lecz że jest z natury swej kosmiczna”.
Niezliczone koncerty na całym świecie przyniosły mu oprócz sławy również majątek, który pozwolił mu działać także na innych płaszczyznach. Paderewski mógł rozwinąć szeroką akcję charytatywną, która rozrosła się w działalność społeczną, a następnie polityczną. Coraz bardziej ujawniało się jego zaangażowanie w obronę polskiej sprawy narodowej. Nieczęsto się zdarza, ażeby jeden człowiek łączył tak skutecznie różne zainteresowania.
Kluczem do zrozumienia i oceny dokonań Ignacego Jana Paderewskiego jest właśnie uwzględnienie wewnętrznej, merytorycznej spójności różnych obszarów jego aktywności. Wyrastał jako sławny, znakomity muzyk. Jednocześnie z wewnętrznej potrzeby podjął działalność społeczną i polityczną. Doprowadziło go to z czasem do najwyższych godności państwowych. Ważną sferą jego zainteresowań stały się sprawy międzynarodowe, stosunki międzypaństwowe, a także działania dyplomatyczne, którym się poświęcił w przełomowym momencie tworzenia się niepodległego państwa polskiego po 123-letniej niewoli.
Szkic niniejszy poświęcony jest właśnie tym ostatnim sprawom. Pragniemy pokazać, jakim Paderewski był politykiem, co zdziałał jako dyplomata, zaprzeczając utartym poglądom, że działalności artystycznej z pracą na niwie państwowej pogodzić się nie da.
Paderewski żył w latach, kiedy praca dla pozostającej pod zaborami Polski nabrała szczególnego znaczenia. Odczuwało się, że więzy krępujące Polskę zaczynają wątleć, ale zaborcy usiłowali jeszcze wzmocnić swe panowanie. Znalazło to przejaw m.in. w słynnej sprawie dzieci polskich we Wrześni. W latach 1901–1902 odbył się tu strajk uczniów przeciwko germanizacji szkół. Paderewski był wstrząśnięty brutalnością władz pruskich. Zarobki swe przeznaczył na pomoc dla prześladowanych.
Wkrótce potem dostrzegł, że zbliżająca się pięćsetna rocznica bitwy pod Grunwaldem stwarza okazję do narodowej demonstracji. Jej punktem szczytowym miało być odsłonięcie pomnika króla Władysława Jagiełły w Krakowie, który Paderewski ufundował.
Zamysł się powiódł. Odsłonięcie pomnika stało się wielką manifestacją patriotyczną, demonstracją na rzecz jedności ziem Rzeczypospolitej. Paderewski w tej uroczystości wspaniale odegrał swoją rolę. „Był to mój pierwszy, może nie decydujący, ale znaczny krok w kierunku kariery politycznej” – oceniał. Rzeczywiście jego popularność i prestiż bardzo wzrosły. Znalazł się na nowej drodze. W liście z listopada 1910 r. stwierdzał: „Sprawa narodu to praca ciągła, wytrwałość niezłomna, ofiarność nieprzerwana”. Pracy tej nigdy już nie zaprzestał.
Wybuch wojny w 1914 r. nadał nowego znaczenia i sensu jego wysiłkowi. Paderewski wraz z innymi osobami zwrócił się do władz rosyjskich z żądaniem realizacji obietnic poczynionych na progu wojny. W szczególności domagano się usunięcia uciążliwej administracji i otoczenia efektywną pomocą ludzi, którzy ucierpieli na skutek wojny. Paderewski był bardzo aktywny w Komitecie Pomocy Ofiarom Wojny. Nie żałował własnych pieniędzy.
Kontynuował w tym czasie bliską współpracę z organizacjami polonijnymi w Ameryce. W liście do Polaków w Stanach Zjednoczonych z 22 maja 1915 r. pisał: „Myśl o Polsce wielkiej i silnej, wolnej i niepodległej była i jest treścią mego istnienia”. Przebywając w Europie i Ameryce, popularyzował Polskę, jej dzieje i dorobek. Mówił o sprawie Polski rozdartej przez rozbiory. Przekonywał, że nadchodzi czas, kiedy powinna odzyskać niepodległość. Prosił też o doraźną pomoc dla ludzi ze spalonej przez wojnę ziemi. 5 lutego 1916 r. mówił do Amerykanów: „Wykonuję trudny, przykry, a nawet poniżający obowiązek. Staram się pobudzić zainteresowanie losem mojego narodu, który w tej wojnie ucierpiał najbardziej”.
Udało mu się dotrzeć do amerykańskiej administracji, do samego prezydenta Thomasa Woodrowa Wilsona. Rozmawiał z nim m.in. o ogłoszonym właśnie manifeście cesarzy Niemiec i Austro-Węgier, proklamującym utworzenie samodzielnego Królestwa Polskiego 5 listopada 1916. Apelował, ażeby nie wierzyć ich słowom, gdyż państwom centralnym zależy tylko na uzyskaniu polskiego rekruta.
Uzyskał jednak sporo nowych atutów i wiarę, że coś drgnęło w sprawie polskiej. I rzeczywiście – na początku 1917 r. otrzymał od administracji amerykańskiej prośbę o przygotowanie odnośnego memoriału. Uczynił to z wielką ochotą i starannością. Nieprzypadkowo w orędziu prezydenta Wilsona do Senatu z 22 stycznia 1917 r. znalazły się ważkie słowa: „powinna istnieć zjednoczona, niepodległa i samodzielna Polska”. Obalenie caratu w Rosji i powołanie tam Rządu Tymczasowego powitał jako istotne dla Polski wydarzenie. O manifeście rządu rosyjskiego do Polaków tak mówił: „Odezwę tę wolnego narodu, odezwę bądź co bądź szlachetną, należy przyjąć serdecznie i radośnie”.
Aktualna stała się sprawa utworzenia wojska polskiego we Francji. Paderewski działał na jej rzecz w Stanach Zjednoczonych, gdzie wśród emigrantów polskich znajdowała się podstawowa masa przyszłych żołnierzy. Przemawiał na ich zebraniach niejednokrotnie, starannie i umiejętnie dobierając słowa. Usiłował dotrzeć do świata pojęć tych prostych ludzi, wpłynąć na ich wyobraźnię, zachęcić do ofiarności dla znajdującej się w potrzebie ojczyzny. Pociągał za sobą słuchaczy. Nie żałowano wsparcia, o które prosił, choć składki były niejednokrotnie niewielkie. Zdołał zachęcić wielu ochotników, ażeby wstępowali do wojska. „Wierzajcie mi, bracia – mówił – że jeżeli Orzeł Biały nie będzie powiewał pośród sprzymierzonych sztandarów, to biada naszej Ojczyźnie na kongresie pokoju”.
Nie działał sam, lecz we współpracy z Komitetem Narodowym Polskim w Paryżu, kierowanym przez Romana Dmowskiego. Zachował przy tym dużą samodzielność. Nie ze wszystkimi poglądami Dmowskiego się zgadzał. Reprezentował jednak Komitet w Ameryce. Działalność polityczna tak go zaabsorbowała, że przerwał nawet koncertowanie. Wypowiadał się coraz wyraźniej o przyszłości wolnej Polski „Chcemy dla siebie – mówił 22 marca 1918 r. – ziem od wieków naszych, nam należnych, z dostępem do morza, ale chcemy również wolności dla wszystkich Słowian”.
Klęskę Niemiec, zakończenie wojny przyjął z ogromną ulgą i radością. Uważał, że wytworzyła się zupełnie nowa sytuacja. Nie czekając na decyzje sojuszników, Polacy sami w trybie błyskawicznym wyswobodzili ziemie centralnej Polski. Najwyższą władzę w kraju objął jako Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, powołał rząd i zaczął formować armię. Władze powstałe w kraju nie cieszyły się jednak zaufaniem wszechwładnej po zwycięstwie Ententy, która w sprawach polskich kontaktowała się z Komitetem Narodowym Polskim. Mogła zaistnieć bardzo niebezpieczna sytuacja podziału i dwutorowości, szkodliwa dla państwa. Trzeba było znaleźć opatrznościowego człowieka, który zdołałby dla dobra kraju pogodzić wszystkich Polaków – tych znajdujących się na wyzwolonej już ziemi i tych, którzy pozostawali na emigracji. W sposób naturalny i jak nigdy dotąd jednomyślny wszyscy pomyśleli o Paderewskim.
Paderewski zapewne nie zdawał sobie do końca sprawy, co może go czekać, lecz coś przeczuwał. Zachęcony przez swoich amerykańskich przyjaciół postanowił udać się do Europy, ażeby być bliżej rozgrywających się wypadków. Przed wyjazdem złożył dwa ważne oświadczenia. Mówił o konieczności natychmiastowego utworzenia w Polsce rządu, który zapewniłby właściwą reprezentację na konferencji pokojowej. Powiedział także, że niepodległa Polska zapewni wolność i równość każdemu obywatelowi bez względu na jego pochodzenie i religię. Katolicy, protestanci, Żydzi będą korzystali z równych praw.
23 listopada 1918 r. Paderewski wraz z żoną Heleną i towarzyszącymi osobami wyruszyli statkiem do Europy. W Wielkiej Brytanii Paderewski spotkał się z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Jamesem Balfourem; mówił on o konieczności sformowania rządu koalicyjnego w Polsce. Paderewski zgodził się z tą opinią. Z Londynu udał się do Paryża, gdzie widział się z Dmowskim i członkami Komitetu Narodowego Polskiego, wysłuchał też relacji o stanie polskiej armii. Potem wrócił do Londynu. Usłyszał tu ważne słowa od Balfoura: „Wierzymy panu – mówił minister – mamy szczerą nadzieję, że pan zrobi wszystko i wykorzysta wszelkie możliwości, aby uniknąć drastycznych wydarzeń”. 25 grudnia 1918 r. na pokładzie angielskiego okrętu wojennego Concord Paderewski przybył do Gdańska. Usiłowania niemieckie zablokowania mu dalszego przejazdu nie dały rezultatu.
26 grudnia, zdążając z Gdańska do Warszawy, zatrzymał się w Poznaniu. Tu okazało się w całej pełni, jak wielką ma popularność w kraju. Mieszkańcy Poznania ujrzeli w nim symbol odradzającego się państwa polskiego. Zgotowano mu niebywale gorące przyjęcie. Tłumy wyległy na ulice, całe miasto ustrojono w sztandary polskie, francuskie, angielskie. Wzbudziło to żywe niezadowolenie utrzymujących jeszcze władzę w mieście Niemców. Paderewski jechał wśród olbrzymiego szpaleru utworzonego przez dziesiątki tysięcy ludzi, który uformował się od dworca kolejowego aż do hotelu Bazar. Honorową eskortę gościa tworzyła kompania polskich żołnierzy. Powitanie Paderewskiego przekształciło się w wielką manifestację polskości Poznania.
Nazajutrz, 27 grudnia, zorganizowany został pochód polskich dzieci. Przed Bazarem przedefilowało 12 tys. młodzieży szkolnej. Organizatorzy podkreślali w ten sposób wspólne dążenia ludności polskiej, a jednocześnie ich pokojowy charakter. Sytuacja była jednak tak napięta, że wystarczyły strzały oddane przez Niemców w stronę Bazaru, ażeby w mieście wybuchło powstanie. Następnego dnia śródmieście Poznania było już wolne, powstanie natomiast rozszerzało się dalej. Paderewski nie wzywał do walki. Sam jego pobyt wystarczył, ażeby Polacy zerwali się do zbrojnego czynu.
Wieść o powstaniu wielkopolskim lotem błyskawicy rozniosła się po całym kraju. Paderewski wjeżdżał do Warszawy jako triumfator. Przyjechał 1 stycznia 1919 r. w późnych godzinach wieczornych. Witano go entuzjastycznie, źródła mówią o 300 tys. zgromadzonych warszawiaków. „Stolica kraju zgotowała mu przyjęcie jakby ukochanemu monarsze. Chłopi z Wilanowa wyprzęgli konie od powozu Paderewskich i powieźli ich sami do hotelu Bristol” – czytamy we współczesnej relacji. Jak pisze biograf Paderewskiego Marian Drozdowski, podkreślił on w swej mowie powitalnej, że szanuje wszystkie stronnictwa, lecz nie będzie należał do żadnego z nich. „Stronnictwo powinno być jedno – Polska, i temu jedynemu służyć będę do śmierci”.
W dniach 2–4 stycznia konferował z kierownikami życia politycznego kraju. W Belwederze rozmawiał z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim na temat składu przyszłego rządu koalicyjnego. Nie było już wątpliwości, że to właśnie Paderewski stanie na jego czele. Wieczorem 4 stycznia wyjechał do Krakowa. Tu również witały go tłumy. Przed Pomnikiem Grunwaldzkim wygłosił przemówienie. Wezwał do jedności i zaprzestania walk partyjnych, do wspólnej pracy na rzecz zjednoczenia wszystkich ziem polskich
Po powrocie do Warszawy na wyraźną prośbę Piłsudskiego przystąpił do formowania rządu. Oprócz funkcji premiera objął także stanowisko ministra spraw zagranicznych. 16 stycznia gabinet został skompletowany. Był rządem kompromisu między Piłsudskim i umiarkowaną proniepodległościową lewicą demokratyczną a siłami prawicy popierającymi Komitet Narodowy Polski. Dużym sukcesem już na samym początku tego rządu było przeprowadzenie 26 stycznia 1919 r. demokratycznych wyborów do Sejmu Ustawodawczego.
Następną bardzo ważną sprawą było uzyskanie oficjalnego uznania Ententy dla państwa polskiego. Stało się to 21 lutego 1919 r.; ważkim argumentem za tym było stwierdzenie, że rząd Paderewskiego cieszy się poparciem większości mieszkańców Polski. Stanowiło to niewątpliwie sukces premiera i otwierało Polsce drogę do udziału w paryskiej konferencji pokojowej. W perspektywie stała sprawa zasadniczej wagi – wytyczenia i uznania granic odradzającego się państwa. Tym kwestiom poświęci Paderewski swą uwagę w najbliższych miesiącach.
Ale bieżące wydarzenia narzucały mu także swoje priorytety. Na zachodnich rubieżach Polski trwało powstanie wielkopolskie, przybierając obrót groźny dla państwa. 15 lutego Paderewski zwrócił się do Rady Najwyższej Ententy z depeszą (adresowaną na ręce premiera Francji Georges’a Clemenceau), w której alarmował: „wojska niemieckie rozpoczęły działania ofensywne na wielką skalę przeciwko Polsce, zajmując miejscowości Babimost i Kargowa. Niemcy stosują duże ilości gazów trujących. Siły polskie niewystarczające dla powstrzymania tej ofensywy”. Depesza odniosła skutek. W rezultacie nacisku marszałka Ferdynanda Focha już 16 lutego zawarte zostało zawieszenie broni na całym froncie powstania wielkopolskiego.
26 marca 1919 r. premier Paderewski wystąpił w Sejmie z ważnym przemówieniem na temat sytuacji międzynarodowej Polski. „Sojusz z państwami sprzymierzonymi jest nie tylko dla Polski potrzebny, lecz i dla Europy konieczny [...]. Wołamy ku tym państwom sprzymierzonym: dopomóżcie nam w odbudowie słusznie należnych, niezbędnych nam granic, dopomóżcie w odbudowie naszego państwa polskiego, a pokrzepiając siłę naszą, spotęgujecie tylko waszą moc własną na walkę z przemocą, gdziekolwiek się ukaże”.
Koncepcja polityki zagranicznej obrana przez Paderewskiego była więc jasna: sojusz z Ententą nade wszystko, dla wspólnego dobra, dla obrony przed rewolucją i anarchią, które szaleją już na wschodzie, a zagrozić mogą całej Europie. Była to strategia obrana trafnie, ale jej realizacja napotkała wiele trudności.
6 kwietnia już w Paryżu Paderewski udzielił wywiadu dla agencji Havasa. Mówił w nim o żądaniach, które mają na celu przyłączenie do Polski Gdańska wraz z wybrzeżem, Śląska Cieszyńskiego i Lwowa. „Posiadanie Gdańska – podkreślał – jest dla nas kwestią bytu, ponieważ bez tego dostępu do morza Polska byłaby skazana na uduszenie”.
9 kwietnia w Paryżu Paderewski stanął przed Radą Najwyższą Ententy, by ją przekonać do żądań terytorialnych Polski – chodziło głównie o Gdańsk. Mimo ogromnego wysiłku nie udało mu się tego dokonać. Zagajając obrady, prezydent Wilson powiedział o projekcie utworzenia Wolnego Miasta Gdańska. Paderewski replikował, że Gdańsk jest dla Polski niezbędny, nie może ona oddychać bez dostępu do morza. „Nasz kraj – przekonywał – pozostaje twierdzą porządku politycznego na wschodzie Europy. Ale nasza sytuacja utrzymuje się tylko dzięki zaufaniu, jakie do was żywimy. Nasz Sejm jest nastrojony bardzo demokratycznie, nie chce zdobyczy, lecz jednogłośnie domaga się Gdańska”. Powtarzał to z niezwykłym uporem i wytrwałością, ale Rada była nieubłagana.
Zwłaszcza aktywny i wytrwały w zaprzeczaniu Paderewskiemu był premier brytyjski Lloyd George. Przychylny Clemenceau natomiast prawie nie zabierał głosu, choć na pewno trafiały do niego słowa Paderewskiego: „Za dobrze znamy Niemców, by zaufać gwarancjom, jakie zaakceptują. Widzieliśmy ich zawsze takich samych od dziesiątego wieku. Znamy od dawna ich świstki papieru”. Stanęło na tym, że Rada tylko wysłuchała opinii premiera Paderewskiego. Nie była to dobra zapowiedź na przyszłość.
Wywołało to krytykę innych członków polskiej delegacji. Paderewski nie odpowiadał. Był przekonany, że zrobił wszystko, co tylko mógł. A sprawy dotyczyły także Górnego Śląska, Warmii i Mazur. Do głosów krytyki nawiązał wszakże, przemawiając 22 maja w Sejmie i poruszając sprawę zaproponowanej przez Ententę granicy. „Z granic tych nie wszyscy są zadowoleni – podkreślał. – Zacznę szczerze, że do niezadowolonych ja sam się zaliczam. Ale, doprawdy, czy wolno nam żalić się i narzekać, czy mamy do tego prawo?” I następnie sam sobie odpowiadał: „Uważam, że ten wyrok konferencji pokojowej jest już dotychczas wymiarem sprawiedliwości, za który Polska, od stuleci krzywdzona i od sprawiedliwości odwykła, wdzięczna być może”.
Tymczasem w Niemczech po otrzymaniu warunków Ententy narastał ferment i sprzeciw. Wołano o krzywdzie doznawanej zwłaszcza na wschodzie. Nie tylko mówiono, lecz próbowano działać. W Polsce zaobserwowano koncentrację wojsk niemieckich. W ogromnym pośpiechu budować zaczęto polski front obronny od strony zachodniej.
2 czerwca Paderewski depeszował z Paryża do Naczelnika Państwa: „Położenie znacznie pogorszone. Zachodnie niebezpieczeństwo wielkie [...]. Natychmiastowe uznanie przez wszystkie wojska nasze autorytetu Focha może jedynie zbawić sytuację”. Zabiegi polskie spotkały się ze zrozumieniem rządu francuskiego i sprawa objęcia zwierzchniego dowództwa nad polskim wojskiem przez naczelnego dowódcę wojsk Ententy została załatwiona.
Ale niebezpieczeństwo istniało nadal. 5 czerwca premier Paderewski dwukrotnie przyjęty został przez Radę Najwyższą. Mówił o wzmagającym się zagrożeniu ze strony niemieckiej, o zgrupowaniu 350 tys. wojska, ostrzeliwaniu polskich wiosek pociskami gazowymi: „Nie jest to jeszcze wojna w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale może się ona zacząć w każdej chwili”. Paderewskiego poparł w mocnych słowach Clemenceau. Potwierdził fakt koncentracji wojsk niemieckich nad granicą polską i podkreślił, że Niemcy rozbite na zachodzie próbują odegrać się na wschodzie.
13 czerwca Paderewski znowu pisał do marszałka Focha o zagrożeniu niemieckim – o osiemnastu dywizjach gotowych w każdej chwili do natarcia na Polskę. Wskazywał, że Niemcy w wielu wypadkach zaczęli atakować, by sprawdzić Polaków. Prosił o przyspieszenie dostaw materiałów wojennych.
W następnych dniach ciągle był tą sprawą zaabsorbowany. Otrzymywał pisma z Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie. Między innymi 21 czerwca wiceminister Władysław Skrzyński donosił Paderewskiemu, że Francuzi w rejonie Nancy zgrupowali 900 samolotów; wysłanie trzech eskadr bombowych do Polski „sytuację wyratować by mogło z dnia na dzień”. Skrzyński prosił, ażeby premier zwrócił się z tym bezpośrednio do Clemenceau.
Potężną presją wobec Niemców stała się wielka manifestacja wojsk sojuszniczych nad Renem. 23 czerwca w kierunku Frankfurtu nad Menem ruszyły długie kolumny w pełnej gotowości bojowej. W czołówce jechały czołgi, za nimi lekka artyleria i piechota, inną drogą maszerowały formacje kawalerii. Marsz wojsk osłaniały liczne eskadry lotnicze. Wieczorem wojska alianckie zatrzymały się we Frankfurcie. Demonstracja wojskowa przyczyniła się do tego, że Niemcy nie zdecydowały się na odrzucenie warunków pokojowych Ententy. 28 czerwca 1919 r. podpisany został w Wersalu traktat pokojowy.
Paderewski mógł odetchnąć z ulgą. On również swym postępowaniem przyczynił się do takiego rozstrzygnięcia. Teraz stanęło przed nim zadanie przeprowadzenia w Sejmie ratyfikacji traktatu. Wystąpił przed izbą 30 lipca 1919 r. Opowiedział się jednoznacznie za ratyfikacją, a przeciwko głosom sprzeciwu i zwątpienia, których również nie zabrakło. „I oto, gdy w Polsce nastała jasność wielka, gdy nawet wróg odwieczny uznał naszą niepodległość i zgodził się na oddanie znacznej części łupu, gdy otrzymaliśmy to, o czym w roku 1917 nikt jeszcze na ziemi polskiej nawet marzyć nie śmiał [...]. Wtedy ci ludzie, zamiast się cieszyć, chodzą ponurzy jakby za pogrzebem”. „Ocknijcie się, otrząśnijcie – nawoływał – bo w całym długim dni szeregu dnia piękniejszego, sławniejszego, wiekopomnego nie ma. Daty szczęśliwszej niż ten dzień 28 czerwca 1919 roku”.
Tak apelował premier Ignacy Paderewski. A nikt nie dołożył większych od niego wysiłków, ażeby ten traktat był jak najbardziej korzystny dla Polski. Sejm ratyfikował traktat pokojowy większością głosów.
Teraz Paderewski uzyskał więcej czasu i możliwości, ażeby zająć się innymi sprawami zagranicznymi i funkcjonowaniem ministerstwa. Chociaż, na dobrą sprawę, o kwestiach tych nie zapominał, będąc zajęty w Paryżu. Świadczy o tym np. jego depesza z Paryża do wiceministra Skrzyńskiego z 16 czerwca 1919 r., mająca charakter instrukcji, zbioru konkretnych zaleceń do wykonania: „Wojska ze Spiszu, Orawy należy natychmiast wycofać, żadnych ruchów w Cieszyńskiem nie dopuścić, nie wolno rozjątrzać sprawy czeskiej [...]. Natomiast należy wszelkimi siłami, za wszelką cenę, utrzymywać stan posiadania całej Galicji Wschodniej”. Były to strategiczne dyrektywy, przychodzące w momencie, kiedy ani granice na wschodzie, ani na południu nie były jeszcze ostatecznie ustalone. Paderewski jasno i bez wahania wskazywał, co należy robić.
W sposób równie jednoznaczny dyktował posunięcia personalne: „Zamoyski – Paryż, Jurystowski – pierwszy radca, Pruszyński – drugi radca, bo na Chrystianię [Oslo – P.Ł.] za młody”. Nie dopuszczał żadnej dyskusji. Sam decydował, nie pytał nikogo, prosił jedynie „uzyskać aprobatę Naczelnika”, a więc stawiał Piłsudskiego, Naczelnika Państwa, w zasadzie wobec faktów dokonanych.
* * *
W literaturze utrwalił się nader powierzchowny i nieadekwatny obraz Paderewskiego jako ministra spraw zagranicznych. Wyraża się opinię, że jako wielki artysta nie był on zdolny do systematycznej i wytrwałej pracy. „Funkcje swe spełniał z artystyczną niedbałością – oceniał marszałek Sejmu Maciej Rataj – pełną swoistego wdzięku, ale dla toku spraw państwowych wielce szkodliwą”. „Paderewski był przede wszystkim artystą – uważał dyplomata Jan Gawroński. – Wyżywał się w świecie wartości, obcy był mu świat rzeczy”.
Przy głębszym wniknięciu w źródła odsłania się jednak inny obraz Paderewskiego. Ministra ofiarnie i odpowiedzialnie zaangażowanego w swą pracę. Człowieka, który w ważnych i trudnych momentach potrafił być twardy i nieustępliwy, z uporem i wytrwałością bronić interesów Polski, zwłaszcza gdy chodziło o ustalenie jej granic. Był też Paderewski wytrwałym i umiejętnym negocjatorem, autorem starannie przygotowywanych not oraz wystąpień na forum międzynarodowym. Na pewno nie był pedantem ani rutynowym urzędnikiem, ale wiele nadrabiał inwencją, bystrością umysłu, zapałem do pracy. Miał świadomość, że pracuje dla kraju w bardzo ważnym dla niego momencie. Dostrzegał problemy polityki zagranicznej Polski i umiał je stawiać. Nie był też pozbawiony przebiegłości i talentu dyplomatycznego. Wiedział, co, kiedy i gdzie należy powiedzieć. Pracował wydajnie, mimo niełatwych nieraz warunków i niesprzyjającej atmosfery.
Przede wszystkim jego zasługą było wyjście Polski w 1919 r. z międzynarodowej izolacji. A starania zmierzające do nawiązania stosunków z różnymi państwami wymagały wielu czynności i różnorakich zabiegów. Przebywając w Paryżu w czasie konferencji pokojowej, Paderewski wykorzystał tę okazję do nawiązania osobistego bądź korespondencyjnego kontaktu z przedstawicielami wielu państw; skłaniał ich do wystąpienia wobec swych rządów o jak najszybsze uznanie Polski i nawiązanie z nią stosunków dyplomatycznych. Na przykład w maju 1919 r. odwiedził posła Szwecji w Paryżu i prosił go o podjęcie kroków w sprawie uznania Polski. Nastąpiło to 3 czerwca. Paderewski podziękował obszernym listem. 25 czerwca wysłał do posła Holandii we Francji pismo, w którym zawiadomił o życzeniu rządu polskiego nawiązania stosunków z rządem królewskim Holandii. Po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi dziękował za nią obszerną notą z 10 lipca.
W rezultacie takich zabiegów liczba obcych przedstawicieli w Warszawie zaczęła szybko wzrastać. Już od maja 1918 r., jeszcze za rządów Rady Regencyjnej, przebywał tu Achille Ratti, wizytator apostolski. Natomiast jako pierwszy za kadencji Paderewskiego, bo 2 kwietnia 1919 r., przyjechał poseł Francji Eugène Pralon. Następny był poseł Stanów Zjednoczonych Hughes Gibson. Później akredytacja następowała za akredytacją: 28 lipca posła Belgii, 13 sierpnia posła Rumunii, 17 października posła Włoch, 23 października posła Wielkiej Brytanii... Paderewski mógł z dumą stwierdzić, że doczekał się w Warszawie sporego korpusu dyplomatycznego. W sierpniu 1919 r. na zaproszenie Paderewskiego przybył Herbert Hoover – administrator amerykańskiej akcji charytatywnej dla Europy. Premier witał go serdecznie, a Warszawa uczciła wielkim pochodem dzieci.
Paderewski nie żałował wysiłku i pracy, jednakże atmosfera polityczna wokół niego zaczęła się psuć. Na początku listopada 1919 r. klub parlamentarny Polskiego Stronnictwa Ludowego odmówił udziału w jego rządzie. 12 listopada, przemawiając w Sejmie, premier usiłował się bronić. Przypomniał dotychczasowe osiągnięcia swego gabinetu i odnosząc się wprost do zarzutów, zapowiadał ustanowienie dobrosąsiedzkich stosunków z Rumunią i Czechosłowacją oraz dążenie do „trwałej sąsiedzkiej z narodem niemieckim zgody”. Na koniec stwierdził: „Polska nie chce rewolucji i nie chce reakcji. Moja osoba jest tu bez znaczenia i nie gra żadnej roli. Ja nie sięgam po władzę, ja nie przybyłem tutaj po władzę ani po majątki”.
Jednak ataki na rząd nie ustawały, opuszczali go współpracownicy. Koniunktura, która wyniosła go na stanowisko premiera i ministra spraw zagranicznych, już nie istniała. Paderewski skonfliktował się z Naczelnikiem Państwa. 10 grudnia 1919 r. powiadomił Piłsudskiego o swej ostatecznej rezygnacji. Tak pisał: „Z powodu nieprzezwyciężonych przeszkód, jakie spotykam, czuję się zmuszony do zaniechania dalszych zabiegów w celu utworzenia zwartego, silnego rządu, który by mógł w dzisiejszych czasach pracować z istotnym dla kraju pożytkiem”.
Czuł się rozgoryczony i zawiedziony. Przyczynił się do zjednoczenia wysiłków w kraju i na emigracji, z wielkim zaangażowaniem i sukcesem walczył na konferencji pokojowej o polską granicę zachodnią. Wprowadził Polskę na arenę międzynarodową. I za to wszystko spotkały go zarzuty i oskarżenia.
Nie wszyscy jednak tak myśleli. Wielu ludzi się z nim solidaryzowało. Powstał nawet Komitet Uczczenia Zasług Ignacego Paderewskiego, który zorganizował wielki pochód w jego obronie.
* * *
W lutym 1920 r. Paderewski opuścił Polskę, udał się do swej szwajcarskiej posiadłości Riond-Bosson. Odwiedzało go tam wiele osób, nie został zapomniany. Szczególne znaczenie miała wizyta gen. Tadeusza Rozwadowskiego – szefa Polskiej Misji Wojskowej w Paryżu. Omawiał on z byłym premierem sprawę amerykańskich dostaw z demobilu. Wyposażenie było bardzo potrzebne dla polskiego wojska.
Podczas ofensywy wojsk sowieckich na Polskę w lipcu 1920 r. Paderewski wyraził gotowość oddania się do dyspozycji rządu polskiego. W odpowiedzi premier Władysław Grabski powierzył mu obronę interesów polskich przy Konferencji Ambasadorów Ententy. W tej roli Paderewski podjął m.in. starania o zapewnienie funkcjonowania portu gdańskiego, przez który szły ważne dla Polski dostawy. Oprócz tego w rezultacie jego wysiłków wysłana została do Polski specjalna misja Ententy. We wrześniu 1920 r. występował jako delegat Rzeczypospolitej przy Lidze Narodów. Naświetlał na jej forum stosunki polsko-litewskie i bronił interesów polskich w Gdańsku. 18 listopada podpisał – po wniesieniu szeregu poprawek – konwencję polsko-gdańską. 14 grudnia 1920 r. zgłosił jednak swoją rezygnację z obowiązków delegata przy Konferencji Ambasadorów, gdyż nie zgadzał się w wielu sprawach z polityką Naczelnika Państwa.
Wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Zabiegał – z powodzeniem – u Hoovera o kontynuowanie akcji pomocy dla głodujących dzieci w Polsce. Nadal zajmował się sprawami Górnego Śląska. Jednakże już w maju 1921 r. zrezygnował także z funkcji delegata przy Lidze Narodów. Po dłuższym odpoczynku przystąpił do ćwiczeń z zamiarem powrotu do występów muzycznych. Zaczął grać publicznie od końca 1922 r. Koncerty dawał przeważnie w Stanach Zjednoczonych, ale również w Europie. Zaglądał też do Polski. Wrócił do muzyki, która była jego żywiołem, dostarczała mu przyjemności i satysfakcji. Publiczność, zwłaszcza amerykańska, z entuzjazmem przyjmowała jego koncerty, chociaż coraz trudniej było mu rywalizować z młodymi talentami.
Dalsze lata życia Paderewskiego w pewnym stopniu były powrotem do czasów przedwojennych. Ale nie wszystko dawało się zapomnieć. I on sam pamiętał, i jego otoczenie przypominało mu wielką rolę odegraną w czasie, gdy odradzająca się Polska znajdowała się w potrzebie. Nie mógł zapomnieć zarzutów i oskarżeń, które przeciw niemu kierowano, gdy musiał borykać się z największymi trudnościami. Miał poczucie, że jego najważniejsza rola polityczna została już odegrana.
Życie jego bynajmniej nie stało się monotonne. W 1924 r. współorganizował przewiezienie prochów Henryka Sienkiewicza do Polski. W tymże roku w Poznaniu otrzymał tytuły honorowego obywatela miasta Poznania i doktora honoris causa uniwersytetu; przemawiając do uczniów gimnazjum swego imienia, z takimi zwracał się do nich słowy: „My niezupełnie jeszcze rozumiemy, czym jest praca. Wszak praca jest istotnym szczęściem człowieka. Ona go wznosi na ten wysoki poziom, na którym jest się odporniejszym na przykrości, zawody, cierpienia”. Na początku 1928 r. przyjął godność honorowego prezesa Stowarzyszenia Młodych Muzyków Polskich. W maju tegoż roku Fundacja Kościuszkowska wydała na jego cześć wielki bankiet, na którym opowiedział o polskich drogach do niepodległości. W 1929 r. władze Warszawy przemianowały Park Skaryszewski na park jego imienia. Rząd francuski nadał mu wielką wstęgę Krzyża Legii Honorowej.
Cały czas grał, koncert gonił za koncertem. Ale sprawy polityczne nie dawały mu o sobie zapomnieć. Podczas bankietu wydanego w 1932 r. na jego cześć w nowojorskim hotelu Astor wygłosił dłuższe przemówienie na temat stosunków polsko-niemieckich, w którym odpierał zarzuty Niemców wobec Polski.
Począwszy od 1934 r., jego posiadłość Riond-Bosson w Szwajcarii stała się miejscem spotkań czołowych polityków polskich, którzy znaleźli się na emigracji. Politycy ci – a wymienić tu trzeba w pierwszej kolejności Władysława Sikorskiego – dzięki pomocy Paderewskiego utworzyli opozycyjny wobec rządów sanacji Front Morges. Tutaj właśnie, w Riond-Bosson w Morges, Paderewski wydał 26 sierpnia 1937 r. oświadczenie: „Potężnemu naporowi dwu totalitarnych ustrojów sąsiedzkich nie może Polska przeciwstawiać ustroju równie przenikniętego bezwzględnym nakazem z góry [...]. Polska musi przeciwstawić potęgom sąsiedzkim potęgę własną, wynikającą z konsolidacji narodu, dokonanej w duchu polskim i chrześcijańskim, w duchu rządnej wolności i zgody domowej”.
To było jego wyznanie wiary i program, którym się kierował w obliczu przezmian zachodzących w Europie i rosnącego zagrożenia Polski z zachodu i wschodu. Dlatego nawoływał do zmian w Polsce. Po zakończeniu strajku chłopskiego w sierpniu 1937 r. wzywał do „utworzenia rządu zaufania narodowego, rozwiązania Sejmu i Senatu, uchwalenia nowej ordynacji wyborczej w celu przeprowadzenia uczciwych wyborów”. Nigdy jeszcze tak ostro się nie wypowiadał. Widział jednak coraz wyraźniej narastające niebezpieczeństwo. Jednocześnie zwracał się do opozycji, ażeby w imię zgody narodowej porzuciła nieprzejednane stanowisko.
Tymczasem sytuacja międzynarodowa wciąż się pogarszała. Paderewski z trwogą obserwował wydarzenia. Na aneksję Czech i Moraw przez III Rzeszę w marcu 1939 r. zareagował gwałtownie. Postępowanie Hitlera nazwał zbrodnią popełnioną nie tylko na Czechosłowacji, ale także na innych państwach europejskich.
W sierpniu 1939 r., przebywając w Szwajcarii, z zapartym tchem nasłuchiwał wieści napływających z Polski. Wiadomość o agresji niemieckiej 1 września wywarła na nim ogromne wrażenie. Starał się robić w tej sytuacji co tylko mógł, m.in. interweniował u różnych wpływowych w świecie polityki osób, prosił o wystąpienie w obronie Polski. 21 września w apelu do opinii światowej potępił agresję niemiecką i sowiecką na Polskę. „Trzeba było przyjąć tę wojnę nieuniknioną dla ocalenia świata całego, ocalenia chrześcijaństwa i jego cywilizacji, ocalenia wolności człowieka”. Następnie zaś stwierdzał: „Te trzy tygodnie bohaterskiej chwały i męczeństwa stanowią nasz wkład w świętą sprawę wspólną, z którego jesteśmy i będziemy dumni”.
W kolejnych dniach Paderewski poparł działania gen. Sikorskiego w sprawie utworzenia rządu polskiego na emigracji. Na prośbę generała zgodził się wejść do Rady Narodowej, która odgrywała rolę parlamentu. Przemawiając na inauguracyjnym posiedzeniu Rady 23 stycznia 1940 r., podkreślał: „Tragiczna chwila, jaką Polska przeżywa, stawia przed nami jeden jedyny cel wszystkich naszych wysiłków: ostateczne zwycięstwo i uwolnienie kraju od wrogów. Ten cel przyświecać nam będzie bez przerwy, przesłania on bowiem wszystko inne”.
Poświęcał temu zadaniu wszystkie swe siły, których nie miał już zbyt wiele. Wypowiadał się na temat Polski przy każdej okazji. 29 stycznia 1940 r. przemawiał do mieszkańców Stanów Zjednoczonych i Kanady, a jego słowa transmitowało ponad sto stacji radiowych: „Moja umęczona Ojczyzna jest krajem, który pierwszy złożył na ołtarzu walki o dobro najwyższą ofiarę krwi. Wierzymy w jedno i wiary tej nikt nie jest w stanie nam wydrzeć – zwyciężymy”. W innym miejscu, w radiu francuskim, z okazji święta 3 Maja, rozwijając tę myśl, tak mówił o wizji zwycięstwa: „Nie będzie ono łatwe, trzeba je będzie okupić niezliczonymi ofiarami, będzie ono wymagało najwyższego wysiłku, lecz jestem pewien, że nastąpi”.
Tymczasem jednak sama myśl o zwycięstwie jakby się oddaliła i zblakła. Francja poniosła klęskę i skapitulowała przed Niemcami. Walczyła nadal Wielka Brytania i u jej boku Polska. Paderewski poczuł się w Szwajcarii, otoczonej teraz przez wrogów, jak w potrzasku. Miał ograniczoną możliwość działania, a co gorsza – obawiał się zbrojnego zajęcia Szwajcarii przez Hitlera.
Postanowił udać się do Ameryki, chociaż nie było to łatwe. Wyjechał 28 września 1940 r. Miał tylko jedną, również zagrożoną, drogę – przez nieokupowaną Francję Vichy. Przedostał się do Hiszpanii, ale tu władze frankistowskie chciały go zatrzymać. O przepuszczenie Paderewskiego prosił gen. Franco prezydent Franklin Delano Roosevelt. To poskutkowało. Przejazd przez Portugalię nie nastręczył już trudności. 6 listopada 1940 r. Paderewski przybył na amerykańskim statku Excambon do Nowego Jorku. Było to w sumie ciężkie doświadczenie dla starego i schorowanego człowieka. Mógł się jednak poczuć teraz wolny i bezpieczny.
W Ameryce czekało go serdeczne powitanie i mnóstwo spotkań z przyjaciółmi. Publicznie wypowiadał się już rzadziej. Ale to, co mówił, było pełne znaczenia. Na przykład zwracając się 8 stycznia 1941 r. do marynarzy polskich, podkreślał: „W chwili, gdy Ojczyzna w największej się znalazła potrzebie, mimo wieku i nie najlepszego stanu zdrowia nie mogłem pozostać bezczynny. Przybyłem tutaj, aby w tym wolnym i potężnym kraju szukać pomocy i poparcia dla słusznej sprawy polskiej”. 8 marca 1941 r. przemawiał do społeczności amerykańskiej: „W imieniu niezliczonych uchodźców polskich, których pomoc ratuje od głodu – składam państwu wyrazy podziękowania”.
Szczególny wymiar moralny i polityczny miało jego wystąpienie radiowe z 13 kwietnia. „Wszystkie narody – mówił – które stały się ofiarami niemieckiej agresji, utworzyły zjednoczony front pod egidą Wielkiej Brytanii. Jako uczestnicy tego frontu oświadczamy, że będziemy solidarnie i wytrwale spełniać swój obowiązek i uczynimy wszystko, aby ratować świat przed moralnym zniszczeniem, przed hańbą i zniewoleniem”.
Było to jedno z ostatnich publicznych oświadczeń Paderewskiego. On sam jednak nadal był w centrum uwagi publicznej. W początkach maja 1941 r. z okazji pięćdziesiątej rocznicy jego pierwszego koncertu zorganizowano w większych miastach Stanów Zjednoczonych Tydzień Paderewskiego. Odbyło się wówczas około 6 tys. koncertów, ich uczestnicy mogli uczcić wielkiego przyjaciela Ameryki.
Jak pisze Marian Drozdowski, Paderewski z wielkim przejęciem i uwagą wysłuchał wiadomości o rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej. Wydarzenie to ożywiło jego nadzieje. Spotkał się z polskimi weteranami poprzedniej wojny. Wkrótce potem zachorował. Zmarł 29 czerwca 1941 r.
Pogrzeb Ignacego Jana Paderewskiego przekształcił się w wielką uroczystość żałobną z udziałem tysięcy ludzi. Ciało jego zostało złożone (a nie pochowane) na cmentarzu Arlington w Waszyngtonie. Wolą zmarłego było pochowanie w ojczystej ziemi, gdy tylko zaistnieje taka możliwość.
W 1977 r. kardynał Józef Glemp, przebywając w Ameryce, odwiedził cmentarz Arlington. Chciał zobaczyć grób Paderewskiego. „Ujrzałem coś jakby kostnicę – wspomina – cichą i zamkniętą”. Ktoś z otoczenia Glempa otworzył drzwi. Oczom obecnych ukazała się trumna stojąca na wózku cmentarnym, w każdej chwili gotowa do odjazdu. Ruszyła w drogę po 51 latach postoju. Ostatnia wola Zmarłego została spełniona. Prochy jego spoczęły w 1992 r. w krypcie archikatedry św. Jana w Warszawie.
Pamięć o Ignacym Janie Paderewskim żyje nadal. Wspominamy go nie tylko jako wielkiego artystę muzyka, ale także jako polityka wielce zasłużonego dla ojczystego kraju.
***
Zapraszamy do obejrzenia galerii multimedialnej na temat Ignacego Jana Paderewskiego.
Piotr Łossowski (ur. 1925), profesor zwyczajny, były pracownik Instytutu Historii PAN, członek PAU, jest historykiem dziejów politycznych Polski, państw bałtyckich i Rosji XX w. Opublikował m.in. Stosunki polsko-litewskie 1918-1920 (1966), Kraje bałtyckie na drodze od demokracji parlamentarnej do dyktatury 1918-1934, (1972), Litwa a sprawy polskie 1939–1949 (1982, 1985), Między wojną a pokojem. Niemieckie zamysły wojenne na wschodzie w obliczu traktatu wersalskiego (1976), Po tej i po tamtej stronie Niemna: Stosunki polsko-litewskie 1883–1939 (1992), Konflikt polsko-litewski (1996), Stosunki polsko-litewskie 1921–1939, 1997, Litwa – dzieje najnowsze (2001), a także wiele innych prac, dziesiątki rozpraw w tomach zbiorowych i czasopismach naukowych. Jest redaktorem „Studiów z Dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”.
Za: http://pid.gov.pl/pl/book/export/html/558