Ocena użytkowników: 4 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Z Prof. Anną Raźny rozmawia Zbigniew Lipiński

Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem tragedii smoleńskiej. Na jej tle jedni zabiegają o możliwość ułożenia co najmniej poprawnych stosunków z Rosją, w związku z falą sympatii władz i społeczeństwa rosyjskiego do Polski i Polaków po katastrofie. Inni, niejednokrotnie z tytułami naukowymi, szerzą podejrzenia o rzekomym udziale Rosjan w tej katastrofie. Jak Pani Profesor, będąca znawcą Rosji i jej kultury, skomentowałaby te dwie tendencje?

- Zastanówmy się najpierw nad tym czy jest to odpowiedni moment do pojednania. Należy przede wszystkim odróżnić układanie relacji politycznych polsko-rosyjskich i rosyjsko-polskich od pojednania. Pojednanie odbywa się w innej przestrzeni – religijno-aksjologicznej.  Wprawdzie styka się ono ze sferą polityczną, ale jego cechą charakterystyczną jest to, że dokonuje się ono zawsze na gruncie najwyższych wartości uniwersalnych: religijnych i etycznych – w tym przypadku chrześcijańskich. Toteż pojednanie domaga się kontekstu, musi się dokonywać w prawdzie, sprawiedliwości, uznaniu win i zadośćuczynieniu i na koniec  wzajemnym przebaczeniu. Nie można tych pojęć używać jako wytrychów, bo za nimi musi kryć się świadomość zawartych w nich wysokich sensów. wartości najwyższych. Dobrze by było, aby te wartości rzutowały na świat polityki, ale polityka posługuje się innym językiem. Drugim czynnikiem pojednania jest to, aby realizowali je ludzie otwarci – Polacy na Rosję, a Rosjanie na Polskę. Z tego wynika, że fundamentem naszych wzajemnych relacji powinno być pojednanie, bo wtedy i polityka mogłaby być inna.

Czy nie uważa Pani Profesor, że do pojednania potrzeba jeszcze jednego czynnika. Mianowicie uświadomienia sobie zarówno przez Rosjan, jak i Polaków, że byliśmy ofiarami tego samego systemu. Rosjanie i narody zamieszkujące ZSRS przez trzy czwarte wieku, my bez mała przez pół wieku. Oni nie mogą przemilczać polskich cierpień i ofiar w tym okresie, my powinniśmy pamiętać o milionach zamordowanych w czasach stalinowskich.

- Właśnie, podzieliła nas polityka i to ta wielka, strategiczna prowadzona w wymiarze międzynarodowym, jak i realizowana w stosunkach bilateralnych. Poza tym system narzucony nam po II Wojnie Światowej był nam obcy. A więc rosyjskie ofiary tego ustroju były przez nas odczytywane poprzez pryzmat obcości. Dlatego nie wywiązała się bliskość ofiar tego samego systemu. A przecież wykonawcy utopii komunizmu szczególnie mordowali i prześladowali nosicieli chrześcijaństwa. Pamiętajmy, że ofiary rosyjskie należy liczyć w dziesiątkach milionów.

Wróćmy jednak do koncepcji spiskowej dramatu smoleńskiego.

- Póki świat istnieje takie koncepcje będą istniały i nie można ich do końca wykluczyć. Powstaje tu np. pytanie, komu zależało na tym, aby zginęło dowództwo polskiej armii, prezydent Rzeczypospolitej, wysocy urzędnicy państwowi, dyrektorzy instytucji, takich jak IPN. Otóż mogłaby tu działać „trzecia siła”, której nie rozeznaliśmy. Oskarżanie Rosjan uważam za bezzasadne. Gdyby jednak rozpatrywać możliwość spisku, to najpoważniejszą siłą, której zależałoby na takim obrocie sprawy byłaby owa „trzecia siła”, która jest ponadnarodowa. W jej skład oczywiście wchodzą przedstawiciele różnych narodów, ale nie działa ona w interesie jakiegokolwiek państwa czy narodu. Ona jest zainteresowana przemianami globalnymi w świecie, a charakteryzuje ją postawa z gruntu ateistyczna. Ta siła zakłada, że panowanie nad światem jest wtedy realne i trwałe (czy w miarę trwałe), jeżeli żaden naród, żadne państwo narodowe, żadna religia nie będą wyzwalały w zniewalanych społeczeństwach chęci buntu. Globalizm jest antynarodowy. Przejawem tego jest np. idea wolnego handlu międzynarodowego, która znosi granice i wzmacnia ponadnarodowe koncerny oraz grupy interesów. Jak powiedziałam, w kręgach tych znajdują się różne narodowości, choć może jednych więcej niż innych. Otóż ta właśnie siła mogła się przestraszyć jednoczącego się chrześcijaństwa. Bowiem ono jedynie stanowi poważną przeszkodę do ustanowienia nowego totalitaryzmu, gdyż umacnia antytotalitarne  postawy: ukierunkowanie na wolność, personalizm i solidaryzm. Zagrażający światu nowy totalitaryzm ma charakter aksjologiczny. Polega na narzuceniu całym społeczeństwom określonego systemu antywartości, poprzez które realizowany jest nowy porządek globalny i globalna władza. Operuje on coraz nowszymi i nowocześniejszymi środkami. Niekoniecznie trzeba tworzyć gułag, konclagry, więzienia w rodzaju lefortowskiego w Moskwie. Najskuteczniej w tej chwili zniewalają media – poprzez narzucanie iluzji nowej,  już nie komunistycznej, „świetlanej przyszłości”. Zniewalanie przez „miecz” budzi sprzeciw, bunt, a iluzja przyciąga. Toteż siła chrześcijaństwa, które chroni współczesnego człowieka przed infantylnymi iluzjami,  mogła przerazić strategów globalizmu. Proszę zwrócić uwagę, że tragedia smoleńska wyzwoliła w Polakach niesłychanie silnie patriotyzm i religijność, co świadczy o naszym przywiązaniu do wartości cywilizacji łacińsko-chrześcijańskiej. Drugą obawę dla sił globalistycznych stanowi odradzające się chrześcijaństwo w Rosji, które na płaszczyźnie międzynarodowej reprezentuje Patriarchat Moskiewski, prowadzący rozmowy z Watykanem, polskim Episkopatem. Symbolicznym gestem tych pozytywnych zmian jest przyjęcie jesienią ubiegłego roku przez prawosławnych mnichów z Ostaszkowa kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej – dla nich świętej – w celu umieszczenia jej w specjalnie zbudowanej kaplicy. To już za wiele dla tych, którzy widzą w chrześcijaństwie realną przeszkodę dla realizacji ich globalnego ateistycznego porządku.

Przypomnę w tym miejscu, że w 2005 r. ukazał  się w „Rzeczpospolitej”  (10-11 września, nr 212) artykuł Zbigniewa Brzezińskiego „Bomba jest gdzie indziej”, w którym ten ideolog globalnej strategii Stanów Zjednoczonych  mówi, że zagrożeniem dla ich interesów nie są islamscy terroryści, lecz kraje trzeciego świata – ich sfrustrowane społeczeństwa, które mogą się zorganizować przeciwko osiągniętemu nowemu porządkowi świata. Dlatego konieczne jest, jego zdaniem, utworzenie ponadnarodowych sił szybkiego reagowania, które mogłyby być użyte nawet  przeciwko Stanom Zjednoczonym. Brzeziński dopuszcza do udziału w nich przede wszystkim państwa posiadające broń nuklearną, ale też przedstawicieli świata arabskiego. Idzie tu o to, aby zachować ukształtowany układ przewagi bogatych nad biednymi. Skoro Brzeziński dopuszcza użycie tych jednostek nawet przeciw USA, oznacza to zupełnie inną jakość myślenia. Można więc powiedzieć, za ekspertami badaczami rosyjskimi, iż mamy do czynienia z piątą władzą, po czwartej, przypisywanej mediom. Są to służby specjalne ponadnarodowe, pilnujące, aby czwarta władza wykonywała „należycie” swoją rolę. Tak myśli np. nieżyjący już prof. Aleksander Panarin. Analizuje on układ biedni-bogaci na świecie i uważa, że świat chrześcijański (widzi tu Rosję) powinien skupić wszystkich pokrzywdzonych i w ich interesie występować. To ciekawa myśl, ale bądźmy ostrożni, bo może być podszyta ideą mesjanizmu politycznego. W przypadku Rosji nigdy nie wiadomo, kiedy bierze górę mesjanizm religijny, a kiedy polityczny, bo są one niejednokrotnie stopione ze sobą.

Tragedia ta spowodowała określone konsekwencje polityczne w Polsce, a m.in. przyspieszone wybory prezydenckie. Muszą się one odbyć w ciągu niespełna dwóch miesięcy. To jedna strona medalu. Druga to wykorzystywanie dramatu przez PO, polegające na próbie zmonopolizowania władzy, co zresztą już trwa. Czy Pani zdaniem nastąpi przesunięcie sympatii elektoratu w kierunku PiS i jej kandydata czy też wyborcy dadzą się zwieść krokodylim łzom polityków Platformy?

- Już mamy sygnały o przesunięciu się sympatii w stronę PiS-u, na razie kilkuprocentowe. Pamiętajmy jednak, że przesunięcie to dotyczy niekoniecznie tych, którzy z polityką PiS chcieliby się utożsamiać. Mamy tu do czynienia z manifestacją uczuć patriotycznych, narodowych; tego, że zostaliśmy bardzo boleśnie dotknięci. Toteż PiS ma obecnie szansę, którą powinien wykorzystać również w interesie tych, którzy nie utożsamiają się z rdzeniem jego myśli politycznej. Prawo i Sprawiedliwość powinno zdać sobie sprawę, że może przyciągnąć do siebie te środowiska, które w innej sytuacji nigdy nie udzieliłyby mu poparcia. Oznacza to konieczność otwarcia na współpracę z innymi środowiskami – patriotycznymi i narodowymi, od których PiS ostatnio odciął się radykalnie. W każdym razie do liderów PiS powinno dotrzeć, aby co najmniej nie zwalczać środowisk narodowych, a w sytuacji optymalnej uzyskać poparcie Ruchu Narodowego w wyborach prezydenckich. Mamy mniej więcej ten sam elektorat i nie należy go dzielić. To kwestia zawarcia określonego układu. Narodowcy są w stanie wytworzyć jakieś centrum, które kierowałoby Ruchem Narodowym do wyborów samorządowych. PiS musi zrozumieć, że nie wolno teraz pokazywać zaciśniętej pięści narodowcom, wynosić swego bólu hiobowego na piedestał, z którego nikt nie ma prawa strącić ich polityków. Ten ból hiobowy powinien otworzyć PiS na innych. Z PiS-em dzieli nas wiele, m.in. koncepcja rozwoju Polski, stosunek do Unii Europejskiej, Traktat Lizboński, polityka zagraniczną, ale łączy nas patriotyzm. Z liberałami Platformy Obywatelskiej nie łączy nas nic. Liberalizm w każdej wersji jest bowiem antynarodowy. Przed wyborami prezydenckimi  czas na przyjęcie klasycznej formuły „podkreślać to, co łączy, a nie dzieli”. Może to bowiem pozytywnie skutkować w wyborach samorządowych i parlamentarnych, w których narodowcy muszą określić współpracę z innymi opcjami politycznymi.

I tu odchodzimy do bardzo ważnej kwestii. Czy jako czynny działacz tego Ruchu widzi Pani szansę na nasze odrodzenie, czy też nie pozostało nam nic innego, jak stać się akolitą jednego z silnych ugrupowań, np. PiS?

- W żadnym wypadku. PiS musi zrozumieć, że język nienawiści do Ruchu Narodowego szkodzi zarówno nam, jak i im. Rzecz w tym, żeby patrioci zarówno proweniencji piłsudczykowskiej, jak i wywodzący swój patriotyzm z myśli Romana Dmowskiego nie kłócili się. Podkreślam raz jeszcze: Ruch Narodowy nie może być niczyim akolitą, bo wtedy przestaniemy istnieć. To, czego oczekujemy od PiS-u, to ukrócenie walki bratobójczej i podjęcie współpracy na wszystkich wspólnych płaszczyznach. Tak dyktuje sumienie i „polskie obowiązki”. 

Jaki scenariusz odbudowy samodzielnego Ruchu Narodowego zaproponowałaby Pani?

- Przede wszystkim należy przyjąć do wiadomości, że istnieją różne środowiska narodowe, a więc należy unikać selekcji, jedni z nas mają większą inni mniejszą wiedzę o doktrynie sformułowanej przez Dmowskiego. Łączy nas jednak określony porządek wartości – wartości chrześcijańskich – oraz polska racja stanu. Możemy wybrać zarówno formułę współpracy, jak i zjednoczenia. Tym bardziej, że zaistniała  przestrzeń polityczna dla naszej formacji.

Dziękuję za rozmowę.

Biogram:

Anna Raźny – prof. dr hab., kierownik Katedry Rosyjskiej Kultury Nowożytnej, dyrektor Instytutu Rosji i Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek Komisji Historycznoliterackiej PAN – Odział w Krakowie, Komisji Słowianoznawstwa PAN – Oddział w Krakowie,  Komitetu Emigrantologii PAN, Komisji Kultury Słowian PAU, członek redakcji „Politeji”. Autorka ponad 150 prac z zakresu:  kontekstu filozoficznego, religijnego i ideowego kultury rosyjskiej XIX i XX-XXI wieku,  stosunków kulturowych polsko-rosyjskich, relacji Rosji z Europą, idei i ideologii rosyjskich, totalitaryzmu komunistycznego, dziejów inteligencji rosyjskiej.

 

Nr 19-20 (9-16.05.2010)

Fot. prezydent.pl

Za: MyślPolska.Info