Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
Na scenę wkracza prezydent, który nie ma wyrobionego zdania na sprawy międzynarodowe. Będzie się ich dopiero uczył lub raczej realizował politykę koniunkturalną podyktowaną przez rząd. Zatem ośrodek prezydencki przestanie pełnić rolę strażnika polskiej doktryny bezpieczeństwa

Dr Witold Waszczykowski
Poszczególne państwa, w tym zaprzyjaźnieni z nami sąsiedzi, rywalizują o pozycję i dobrobyt swoich społeczeństw. Dlaczego my o to nie zabiegamy, żyjąc w iluzji, iż "możemy z ufnością patrzeć w przyszłość", bo "nikt na nas nie czyha"? Czy Polska może pozwolić sobie na rezygnację z aktywnej, ambitnej polityki zagranicznej i czy interes partii rządzącej w najbliższych wyborach parlamentarnych wart jest tak radykalnej reorientacji polityki zagranicznej?

Bronisław Komorowski rozpoczyna kadencję prezydencką, a wszyscy analitycy rozpoczynają zasadne spekulacje, jak ta prezydentura będzie wyglądała i czym będzie różniła się od poprzednich. Ze względu na znaczne kompetencje prezydenta w sferze polityki zagranicznej i bezpieczeństwa państwa, zachowanie nowego prezydenta w tych dziedzinach wywołuje zrozumiałe zainteresowanie obserwatorów politycznych w kraju i za granicą. Rodzi się pytanie, czy będzie to prezydentura kontynuacji głównych kanonów dyplomacji, czy radykalnego odejścia, którą już w 2008 r. zapoczątkował obecny rząd. Do 2008 r. priorytetami polskiej polityki zagranicznej były silne relacje transatlantyckie, utrzymanie rozwiniętej współpracy polityczno-wojskowej z USA, uzyskanie takiej pozycji w Unii Europejskiej, która pozwalałaby nam przynajmniej współkształtować główne kierunki polityki tej instytucji, szczególnie jej polityki wschodniej, oraz wreszcie zapewnienie sobie mocnej pozycji w regionie Europy Środkowo-Wschodniej poprzez promowanie idei rozszerzania NATO i Unii na wschód. Relacje z USA, pozycja w Unii i regionie miały prowadzić do upodmiotowienia Polski w relacjach międzynarodowych. Przysłużyć się temu miała również polityka bezpieczeństwa energetycznego. Po 2007 r. te zasady przyświecały nadal polityce śp. Lecha Kaczyńskiego. Rząd uznał wówczas, że to wręcz imperialne mrzonki, że to nieuzasadnione rozpychanie się, i spolegliwie rozpoczął realizowanie polityki ustawienia Polski w głównym nurcie europejskim, czyli schładzania i wycofywania się z międzynarodowej aktywności. Taka była potrzeba partii rządzącej, której nadrzędnym interesem było utrzymanie wysokiego poparcia na arenie wewnętrznej.


Prezydent będzie się dopiero uczył
Główną podstawą do czynienia prognoz dotyczących polityki prezydenta Komorowskiego stało się orędzie wygłoszone po zaprzysiężeniu. Nie porwało ono jego sympatyków, a przez środowiska mniej mu przychylne zostało określone jako sloganowe, a nawet nudne. Oceniając politykę prezydenta, mamy jednak więcej materiału do analizy niż tylko orędzie. Bronisław Komorowski to długoletni parlamentarzysta, były minister obrony narodowej i marszałek Sejmu. Mimo tak długiej kariery politycznej oraz barwnej retoryki jego wypowiedzi niewiele czasu poświęcał problematyce międzynarodowej. Czasem w jego wypowiedziach można było dostrzec cień krytyki niektórych działań rządu premiera Tuska. Wydaje się, że nie akceptował całkowitego wycofania się naszej dyplomacji z idei jagiellońskiej na Wschodzie. Podkreślał, że Polska ma obowiązek propagować tam normy oraz standardy europejskie i demokratyczne. Przed laty wydawało się, że nie był też zwolennikiem tak radykalnego ograniczenia naszej obecności wojskowej w misjach pokojowych. Jednak późniejsza krytyka rzekomej polityki ekspedycyjnej naszego państwa wskazywałaby, że nie do końca rozumiał przemiany, jakie zaszły w NATO po 11 września 2001 r., i nasze zaangażowanie w Afganistanie. Szczególnie w trakcie kampanii prezydenckiej dał się poznać jako autor licznych lapsusów i błędów merytorycznych w odniesieniu do polityki międzynarodowej. Historia kariery politycznej wskazuje zatem, że wkracza na scenę prezydent, który nie ma wyrobionego zdania na sprawy międzynarodowe. Będzie się ich dopiero uczył lub raczej realizował politykę koniunkturalną podyktowaną przez rząd. Zatem ośrodek prezydencki przestanie pełnić rolę strażnika polskiej doktryny bezpieczeństwa.

Kto wesprze prezydenta?
Bronisław Komorowski zapowiedział, iż pragnie, aby urząd prezydenta stał się ośrodkiem refleksji nad przyszłością wspólnej Europy. Do tego potrzebne jest silne zaplecze intelektualne i eksperckie. Wiemy już, że sam prezydent znawcą problematyki międzynarodowej nie jest. Kto go zatem wesprze? Pierwsze nominacje do kancelarii nie napawają optymizmem. Sprawy zagraniczne powierzono osobie o bardzo małym doświadczeniu międzynarodowym i dyplomatycznym. Prezydencki minister ds. zagranicznych Jaromir Sokołowski nie piastował nigdy żadnej funkcji kierowniczej ani w resorcie spraw zagranicznych, ani na placówkach dyplomatycznych (poza krótką przygodą na placówce w Niemczech). Toteż nic dziwnego, że prezydencki minister dokooptowany już został do spotkań kierownictwa MSZ, aby bezpośrednio odbierał instrukcje dla prezydenta. Międzynarodowego doświadczenia nie posiada również nowy szef BBN. Co więcej, w kampanii prezydenckiej błysnął w tej dziedzinie antytalentem, gdy nie powstrzymał kandydata na prezydenta (i wykonującego obowiązki prezydenta) przed niepotrzebnym i szkodliwym uwikłaniem się w kwestie wycofania Polaków z Afganistanu. Co więcej, niefortunnym komunikatem BBN, bezpardonowo krytykującym strategię NATO, przyłożył się do pogłębienia niekorzystnego obrazu Polski jako koniunkturalnego sojusznika właśnie teraz, gdy zabiegamy o zmianę sojuszniczej koncepcji obrony nowo przyjętych państw członkowskich. Nie posiadając zaplecza i pomysłu na miejsce Polski w Europie, nierealne jest zatem, aby ten ośrodek stał się niezależną formą refleksji. Ośrodek rządowy nie pozwoli na tworzenie żadnych alternatyw. Ponadto, europejskim ośrodkiem refleksji moglibyśmy się stać, prowadząc zdeterminowaną i aktywną politykę w Europie. Na tej arenie nie wygrywa się inteligencją polityków i ich błyskotliwą retoryką. Tegoroczne wybory najważniejszych urzędników unijnych potwierdzają to, niestety. Tam decydują mocno wyartykułowane interesy i determinacja w ich obronie. A to już od lat wiemy, że nie jest w interesie tego rządu, który pragnie jedynie utrzymywać się w głównym nurcie europejskim.

Podobnie jak w czasach saskich
Ocena przez prezydenta pozycji międzynarodowej Polski budzi duży niepokój. Z orędzia wynika, że żyjemy w kraju bezpiecznym, szanowanym, na którego wolność nikt nie czyha. Taką ocenę, iż mamy najlepszą sytuację geopolityczną od XVII wieku, formułował kilkanaście lat temu Zbigniew Brzeziński. Od tamtego czasu nastąpiły jednak niekorzystne zmiany w naszym otoczeniu. Mamy do czynienia z narastającą asertywnością dyplomacji rosyjskiej, która otwarcie zmierza do odtworzenia strefy wpływów nie tylko na obszarze postsowieckim, ale i do przebudowy europejskiej architektury bezpieczeństwa. Rosji już udało się zatrzymać proces rozszerzania NATO i Unii Europejskiej na wschód oraz odzyskać wpływy w kilku krajach postsowieckich, z Ukrainą na czele. Przepowiadał to, niestety, dwa lata temu w Tbilisi śp. Lech Kaczyński. Stosując umiejętnie politykę zachęt i szantażu surowcowego, Rosji udaje się podzielić zarówno Unię, jak i NATO. Nasze obawy o bezpieczeństwo państwa położonego na skraju tych instytucji nie znajdują wsparcia i zrozumienia u naszych zachodnich sojuszników. Zarówno w NATO, jak i Unii dostrzegamy wzrost egoizmu i renacjonalizację polityki zagranicznej i gospodarczej. Kryzys finansowo-gospodarczy nie został całkowicie zażegnany ani w Unii, ani na świecie. Niekorzystne jest też dla bezpieczeństwa Polski zmniejszenie zainteresowania USA naszym regionem Europy. Niedobrze dzieje się w regionach pozaeuropejskich. Kipi znowu na Bliskim Wschodzie. Nie dajemy sobie rady nadal w Afganistanie. Świat się skurczył i zglobalizował. Każde tąpnięcie finansowe na Węgrzech w ciągu minut odbija się na naszej giełdzie. Wiele tych niekorzystnych trendów już wpływa na nasze bezpieczeństwo. Czy informowanie społeczeństwa polskiego o realnych wyzwaniach i zagrożeniach to mnożenie lęków i niepotrzebne odciąganie Polaków od spokojnego grillowania? Czy prezydent tego nie dostrzega? Czy jest aż takim zakładnikiem rządowego myślenia o Zielonej Wyspie? Wiele wskazuje na to, że te różowe oceny właśnie świadomie mają legitymizować dalsze ograniczanie aktywności dyplomatycznej samego prezydenta i rządu oraz kolejne oszczędności w armii. Pachnie to czasami saskimi. Tak jak wtedy, tak i dziś podobno wielu nas w Europie szanuje. Bo nie jesteśmy kłótliwi, mówią nasze salony i euroentuzjaści. Bo nie domagając się realizowania własnych i regionalnych interesów bezpieczeństwa, pozwalamy innym w Europie decydować za nas, dopowiadają jednak realiści.

Zamiast spieszyć się
na Zachód...
A zatem może podróże prezydenta, czyli dyplomacja w praktyce, sprawią, iż miejsce Polski na arenie międzynarodowej się poprawi? Dobrze się stało, że marszałek Komorowski kontynuował plany śp. prezydenta Kaczyńskiego i odwiedził Moskwę w dniach 8-9 maja br. Przy okazji rocznicy grunwaldzkiej spotkał się z prezydent Litwy, a ostatnio z prezydentem Czech. Byłoby też korzystne, aby przed zapowiedzianymi podróżami na Zachód spotkał się z innymi politykami naszego regionu, aby lepiej poznał problemy tej części Europy. Zamiast spieszyć się na Zachód, korzystniej byłoby objechać nasz region, od Bałtów po Bałkany. Odzyskać pozycję rzecznika regionu, którą z takim mozołem budował śp. Lech Kaczyński. W zachodnich stolicach będziemy tyle znaczyć, na ile zdołamy przekonać naszych partnerów regionalnych, iż potrafimy być skutecznym rzecznikiem interesów regionu w NATO i w Unii. Niewiele mamy do powiedzenia na temat odległych zakątków świata, gdyż zewsząd się wycofaliśmy. Ale musimy mieć pogląd i pomysł, jak kształtować relacje w naszym najbliższym otoczeniu. Co dalej z rozszerzaniem NATO i Unii, jaką postawę zajmować wobec Rosji, wobec zamrożonych konfliktów, wobec problemów energetycznych i innych? Czy prezydent posiada swoją wizję, czy zawiezie do stolic europejskich tezy i oceny napisane w MSZ?

Sojusz z USA i Trójkąt Weimarski
Prezydent napomknął w orędziu o potrzebie utrzymania bliskich relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Nie wspomniał jednak o żadnych planach zdynamizowania tych relacji. Za kluczowe zaś uznał kształtowanie relacji w ramach Trójkąta Weimarskiego. Nie jestem jednak optymistą, iż prezydentowi uda się wskrzesić ten trójkąt. Nasi partnerzy w tej figurze nie dostrzegają już korzyści. Od lat zerkają, jak stworzyć taki trójkąt z Rosją. Rząd polski od kilku lat kibicuje tej inicjatywie, starając się o dokooptowanie nas. To niebezpieczna gra. Tworzy iluzję naszego współudziału w decyzjach mocarstw. To oczywiste, że stabilność naszego regionu zależy od postawy Rosji. Ta postawa będzie jednak bardziej kooperatywna, im bardziej solidarne będą Unia i NATO. Wszelkie próby samodzielnego lub grupowego, pragmatycznego dogadywania się z Moskwą dla krótkoterminowych, transakcyjnych korzyści prowadzą do ruiny obecnego, stabilnego ładu w Europie.
Pierwsze wypowiedzi i działania prezydenta wskazują więc, iż zamierza dołączyć się do rządowej reorientacji polskiej polityki zagranicznej. Wydaje się, że nie będzie zabiegał o utrzymanie pozycji Polski w relacjach transatlantyckich. Tracimy rolę głównego sojusznika USA w regionie na rzecz Rumunii. Poza ogólnym przypomnieniem Grupy Wyszehradzkiej, wzmianką o Rosji i Ukrainie trudno dostrzec jakiś pomysł na naszą aktywność w regionie. W najbliższych miesiącach prezydent Komorowski odwiedzi zapewne jeszcze ONZ w Nowym Jorku i szczyt NATO w Lizbonie. Może w czasie jednego z tych spotkań dojdzie nawet do kurtuazyjnego uścisku ręki prezydenta Obamy. Niewykluczone, że uda się zorganizować audiencję u Ojca Świętego. W przyszłym roku kilka wizyt zagranicznych może być zsynchronizowanych z naszą prezydencją w Unii. Wszystko to będzie sprawiało wrażenie wielkiej aktywności. Jednak bez jasno wyartykułowanej koncepcji naszej roli w świecie i zabiegów o uzyskanie podmiotowości na arenie międzynarodowej wszystkie te wizyty sprowadzą się jedynie do kurtuazyjnych gestów, do pozorów dyplomacji.

Doktor Witold Waszczykowski jest dyplomatą, byłym zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (2008-2010); w latach 2005-2008 pełnił funkcję podsekretarza stanu w MSZ, a także głównego negocjatora w rozmowach z USA dotyczących tarczy antyrakietowej.

 

Za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100816&typ=my&id=my11.txt